„Trafiłem 6 w totka, ale przez swoją głupotę straciłem fortunę. Chciałem naprawić błąd, ale los ze mnie zakpił”
„W głowie kołatała się tylko jedna myśl. Musiałem odzyskać los, zanim będzie za późno. Kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem, że pojemniki są puste. Spanikowałem”.

- Redakcja
Odkąd pamiętam, grałem w loterię, choć Justyna uważała, że to strata pieniędzy. Twierdziła, że te złotówki lepiej wydać na coś konkretnego. Tego dnia wracałem z pracy zmęczony i znużony rutyną. Przed blokiem bez zastanowienia wrzuciłem kupon do śmietnika razem z paragonami i innymi papierzyskami, które zalegały w kieszeni kurtki. Po prostu nie wierzyłem, że mogę mieć szczęście. Wieczorem, siedząc przed telewizorem, oglądałem wiadomości, gdy nagle zobaczyłem, że ktoś z mojego miasta wygrał główną nagrodę. Wziąłem telefon, sprawdziłem numery – to była moja kombinacja, którą typowałem od lat!
Musiałem działać
Pobiegłem do śmietnika jak szalony, serce waliło mi jak młot. W głowie kołatała się tylko jedna myśl. Musiałem odzyskać los, zanim będzie za późno. Kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem, że pojemniki są puste. Spanikowałem.
– Gdzie są śmieci? – zapytałem, sąsiada, który akurat wracał z psem.
– Śmieciarka była tu jakieś pół godziny temu – odparł spokojnie, nieświadomy mojego dramatu.
Nie zastanawiając się długo, rzuciłem się biegiem w stronę sortowni odpadów. Czułem, jakby czas przyspieszył, a każdy mijany przeze mnie metr był na wagę złota.
– Przed chwilą przyjechała tu śmieciarka. Gdzie ona jest? – zwróciłem się do pierwszego pracownika, którego napotkałem.
– Dzisiaj już wszystko pojechało na główne wysypisko – odpowiedział z westchnieniem, nie zdając sobie sprawy, jak ważna jest to dla mnie informacja.
– Muszę tam wejść! To sprawa życia i śmierci! – krzyknąłem, próbując przekonać go do wpuszczenia mnie.
– Wysypisko to nie plac zabaw. Nikt ci nie pozwoli grzebać w śmieciach – powiedział, kręcąc głową z politowaniem.
Zrozumiałem, że odzyskanie losu to niemal niemożliwe zadanie. Wiedziałem jednak, że muszę podjąć każdą próbę, bez względu na to, jak szalone wydawało się to przedsięwzięcie.
Mówiłem serio
Musiałem działać. Zadzwoniłem do Andrzeja, mojego najlepszego kumpla z pracy. Był typem człowieka, który zawsze szukał sposobów na szybkie wzbogacenie się, choć nigdy nie wierzył w loterie. Spotkaliśmy się na parkingu przed naszym blokiem.
– Wyrzuciłem kupon na loterię, a okazało się, że wygrałem – zacząłem, choć wiedziałem, że brzmi to absurdalnie.
– Stary, przecież to absurd! Tysiące worków, tony odpadów! – wykrzyknął, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszał.
– To miliony złotych. Nie mogę tego tak zostawić – odpowiedziałem z determinacją, która płonęła we mnie jak nigdy wcześniej.
Andrzej przez chwilę patrzył na mnie, jakby oceniając, czy zwariowałem, czy jednak mówiłem serio. W końcu westchnął i kiwnął głową.
– No dobra, spróbujmy – powiedział.
Wyruszyliśmy razem na wysypisko. Po drodze rozmawialiśmy o planie działania. Andrzej, choć sceptyczny, zaczął zastanawiać się, jak najlepiej przeszukać góry śmieci. Nasza determinacja rosła z każdym kilometrem, choć obaj zdawaliśmy sobie sprawę, że to, co zamierzamy zrobić, może się skończyć kompletną klapą. Jednak wizja odzyskania losu była zbyt kusząca, by z niej zrezygnować.
Byłem bliski rozpaczy
Gdy dotarliśmy na wysypisko, pomyślałem, że odnalezienie mojego losu w tym chaosie graniczy z cudem. Mimo to musiałem spróbować. Zbliżyliśmy się do budki ochrony, gdzie siedział kierownik sortowni. Wiedziałem, że bez jego zgody nie mamy szans na przeprowadzenie poszukiwań.
– Mój los na loterię jest gdzieś tam – zacząłem, próbując zachować spokój w głosie. – Wygrałem fortunę, ale go wyrzuciłem!
Kierownik popatrzył na mnie z mieszanką niedowierzania i politowania.
– Gratulacje, ale tu nie wolno grzebać w śmieciach – odpowiedział bez emocji, jakby takie sytuacje zdarzały się tu codziennie.
– Może da się dogadać? – wtrącił Andrzej, próbując przekonać go bardziej bezpośrednio.
Kierownik wzruszył ramionami.
– Nie znajdziecie tego losu w tym bałaganie – odparł sucho.
Czułem, jak nadzieja ucieka ze mnie jak powietrze z przebitej opony. Byłem bliski rozpaczy, ale wiedziałem, że nie mogę się poddać. Musiałem spróbować wszystkiego, co w mojej mocy, by odzyskać los. Czułem na sobie ciężar decyzji, ale nie zamierzałem się cofnąć. Andrzej poklepał mnie po ramieniu, dając do zrozumienia, że nie jestem w tym sam. Po prostu nie mogłem pozwolić, by ten sen o fortunie przepadł bez walki.
Adrenalina uderzyła mi do głowy
Czekaliśmy do nocy, kiedy wysypisko było ciche i opustoszałe. Światła latarni ledwie oświetlały góry odpadów. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to, co zamierzamy zrobić, było nielegalne i ryzykowne, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Czas uciekał.
– To najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem – rzucił Andrzej, próbując przejść przez płot na teren wysypiska.
– Nie przestanę, dopóki nie znajdę tego losu – odpowiedziałem, choć w głębi duszy czułem, jak z każdą minutą nadzieja się ulatnia.
Nagle usłyszeliśmy syreny. Ktoś z ochrony musiał nas zauważyć. Adrenalina uderzyła mi do głowy, wiedziałem, że musimy uciekać. Serce waliło mi w piersi. Wiedziałem, że jeśli zostaniemy złapani, konsekwencje będą poważne. Jednak nie mogłem przestać myśleć o straconej fortunie, która była tak blisko, a jednocześnie nieosiągalna.
Byłem zdruzgotany
Wróciliśmy do domu zmęczeni, spoceni i pokonani. Moje ubrania były przesiąknięte zapachem wysypiska, a na twarzy miałem wypisane rozczarowanie. Justyna czekała na mnie w drzwiach, wiedząc już o mojej desperackiej próbie. W jej oczach widziałem zarówno złość, jak i smutek.
– Naprawdę myślałeś, że go znajdziesz? – zapytała, krzyżując ręce na piersi.
– Musiałem spróbować – odpowiedziałem, chociaż wiedziałem, że to, co zrobiłem, było szaleństwem.
– I co teraz? – spytała, a jej głos był pełen rezygnacji.
– Teraz… żyję ze świadomością, że byłem milionerem przez kilka godzin – powiedziałem gorzko, próbując nie dać się pochłonąć rozpaczy.
Siedziałem w salonie, patrząc na ściany naszego małego mieszkania. Myśl o fortunie, która przeszła mi koło nosa, była jak ciężar, który trudno było zrzucić. Justyna podeszła do mnie i położyła rękę na moim ramieniu. Czułem jej współczucie. Wieczorem próbowałem zasnąć, ale myśli o tym, jak wyglądałoby nasze życie, gdybym nie wyrzucił tego losu, nie dawały mi spokoju. Wiedziałem, że muszę pogodzić się z rzeczywistością, ale jednocześnie byłem świadomy, że ta historia na zawsze odmienił moje spojrzenie na życie.
Śmiali się ze mnie
Następnego dnia poszedłem do pracy. Jednak teraz wszystko przypominało mi o tym, co straciłem. Praca, długi, wieczne problemy finansowe – wszystko to przytłaczało mnie bardziej niż kiedykolwiek. Koledzy z pracy, którzy dowiedzieli się o mojej historii, śmiali się ze mnie, choć robili to raczej z sympatii niż złośliwości. Media podawały, że zwycięzca loterii nigdy nie zgłosił się po nagrodę, a ja byłem tego najbardziej bolesnym dowodem. Pewnego wieczoru usiadłem na ławeczce przed śmietnikiem, który był niemym świadkiem mojego marzenia o lepszym życiu. Patrzyłem na worki ze śmieciami i uśmiechałem się gorzko, zastanawiając się nad ironią całej sytuacji. Miałem w rękach swoje marzenie, ale wyrzuciłem je, myśląc, że to kolejna przegrana. Wiedziałem, że los bywa kapryśny, ale nigdy nie sądziłem, że może być aż tak okrutny.
Była to życiowa lekcja, choć jeszcze nie wiedziałem, czego dokładnie miała mnie nauczyć. Może tego, by cenić to, co mam, zamiast gonić za nieosiągalnym? A może tego, by zawsze sprawdzać losy loterii, zanim wylądują w koszu? Ostatecznie życie toczyło się dalej, a ja musiałem się pogodzić z porażką.
Filip, 46 lat