Reklama

Zawsze byłem tym, który płaci. Nigdy mi to jakoś specjalnie nie przeszkadzało – miałem dobrą pracę, a wychodziłem z założenia, że pieniądze to nie wszystko. Gdy znajomi proponowali wspólne wyjście, nigdy nie miałem problemu, by sięgnąć po kartę i pokryć całość rachunku. Z początku myślałem, że to zwykła uprzejmość – że kiedyś ktoś się odwdzięczy i zapłaci za mnie. Ale nigdy tak się nie działo. Z czasem zaczęło mnie to uwierać. Im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej czułem, że znajomi mnie po prostu wykorzystują. Dziś wieczorem coś we mnie pękło. Gdy Adam zaproponował wyjście do restauracji, podjąłem decyzję. Nie zamierzałem już płacić. Ale nie powiedziałem tego nikomu. Miałem inny plan.

Reklama

Byłem coraz bardziej zirytowany

Siedzieliśmy w restauracji przy naszym ulubionym stoliku. Jedzenie było wyborne, a rozmowy toczyły się wokół bzdur. Klaudia gestykulowała żywo, opowiadając jakąś historię z pracy, Tomek śmiał się najgłośniej, choć pewnie nawet nie do końca zrozumiał puentę, a Adam... no cóż, Adam czuł się gospodarzem wieczoru.

To co, zamawiamy coś jeszcze? – rzucił, patrząc na mnie z oczekiwaniem.

Klaudia klasnęła w dłonie.

– I jeszcze jakieś desery! Dzisiaj mamy ochotę na coś ekstra!

Tomek jak zwykle przytaknął.

– Dokładnie, jak szaleć, to szaleć!

Chwilę później kelner zostawił rachunek na stole. Patrzyłem na nich i czułem, jak narasta we mnie irytacja. Nawet nie udawali, że mogliby się dołożyć. Po prostu siedzieli, czekając, aż jak zawsze przejmę inicjatywę i za nich zapłacę. Uśmiechnąłem się lekko. Oni myśleli, że wszystko jest po staremu. Ale dzisiaj role się odwrócą.

Miałem plan

Sięgnąłem po portfel, wyjąłem kartę i położyłem ją obok rachunku.

– Dajcie mi chwilkę, muszę zadzwonić. Wrócę za moment – powiedziałem i wstałem od stołu.

Nikt nawet nie protestował. Przecież Bartek zawsze płaci, prawda? Wyszedłem na zewnątrz, wcisnąłem numer restauracji i czekałem.

– Restauracja La Vita, słucham?

– Dobry wieczór, siedzę przy stoliku numer 12. Chciałem przekazać, że moi znajomi dzisiaj regulują rachunek. Moja karta leży na stole, ale proszę jej nie używać.

Kelner zawahał się, ale po chwili odpowiedział cicho:

– Rozumiem.

Odłożyłem telefon i odczekałem kilka minut, zanim wróciłem do środka.

Nie mogli w to uwierzyć

Gdy wróciłem, ich miny mówiły wszystko. Adam bawił się nerwowo serwetką, Tomek patrzył w ścianę, a Klaudia marszczyła brwi.

– Co jest? – odezwał się Adam. – Kelner powiedział, że to my mamy zapłacić.

Klaudia dodała, już mniej pewnym tonem:

– Nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy podzielić rachunek.

Tomek pokręcił głową.

Myśleliśmy, że ty… No wiesz…

Wzruszyłem ramionami.

– Myślałem, że to oczywiste. W końcu zawsze mówicie, że następnym razem to wy płacicie. No i proszę, w końcu się udało.

Zapadła niezręczna cisza. Adam unikał mojego wzroku, Tomek nagle znalazł coś niesamowicie ciekawego w swoim telefonie, a Klaudia nerwowo poprawiała włosy.

– No wiesz… Mogłeś powiedzieć wcześniej – mruknęła w końcu.

– A wy mogliście kiedyś zaproponować, że zapłacicie – odparłem spokojnie.

Znów cisza.

Atmosfera była napięta

Wyszliśmy z restauracji w milczeniu. Zwykle po takich wieczorach atmosfera była lekka, pełna śmiechu i planowania kolejnych spotkań. Tym razem było inaczej. Klaudia szła kilka kroków za mną, Adam patrzył w ekran telefonu, a Tomek nerwowo bawił się kluczykami od auta. Czułem, że czekają, aż sam zacznę temat, ale nie zamierzałem im tego ułatwiać. W końcu Adam westchnął ciężko.

Naprawdę musiałeś to tak rozegrać? – zapytał z wyrzutem. – Przecież mogliśmy normalnie o tym pogadać.

– Pogadać? – prychnąłem. – A kiedy niby mieliśmy pogadać? Wtedy, gdy zamawialiście kolejne dania na mój rachunek?

Tomek prychnął.

No bez przesady, to tylko kilka kolacji.

– Kilka? – Zaśmiałem się gorzko. – Policzmy: średnio wychodziliśmy dwa razy w miesiącu, rachunki po kilkaset złotych. Przez lata to się trochę nazbierało.

Klaudia przewróciła oczami.

Nikt cię nie zmuszał. Jak ci to przeszkadzało, mogłeś powiedzieć wcześniej.

Zatrzymałem się i spojrzałem na nich.

– A wy mogliście chociaż raz zaproponować, że zapłacicie.

Znowu cisza. Patrzyli na siebie, szukając argumentów, ale ich nie mieli. Po chwili Adam wzruszył ramionami.

– No dobra. Może faktycznie trochę się przyzwyczailiśmy.

Miałem ochotę powiedzieć coś więcej, ale się powstrzymałem. Nie chciałem tłumaczyć rzeczy, które powinny być oczywiste.

Postawiłem na swoim

Doszliśmy do przystanku, gdzie zwykle się rozstawaliśmy. Klaudia zerkała na mnie ukradkiem, jakby chciała coś powiedzieć, ale się zawahała. Adam podrapał się po głowie.

To nie było tak, że chcieliśmy cię wykorzystywać – powiedział w końcu.

– A jak to było? – zapytałem spokojnie.

– No... po prostu się przyzwyczailiśmy – wtrącił Tomek. – I chyba jakoś nam to umknęło.

Zaśmiałem się pod nosem.

– Umknęło? Serio?

Klaudia wzruszyła ramionami.

Przykro mi, jeśli tak to odbierałeś – powiedział Adam ze skruchą. – Może rzeczywiście powinniśmy byli pomyśleć o tym wcześniej.

Patrzyłem na nich i zastanawiałem się, czy faktycznie to rozumieją, czy po prostu chcą zamknąć temat.

– Dobra – powiedziałem w końcu. – Nie chodzi o to, żeby teraz się tłumaczyć. Po prostu... od dziś robimy to inaczej. Każdy płaci za siebie.

Adam uniósł brew.

– Na stałe?

– A masz coś przeciwko?

Tomek włożył ręce do kieszeni i pokiwał głową.

– Chyba nie.

No to ustalone – powiedziałem, czując pewną ulgę.

Pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę.

Odzyskałem poczucie własnej wartości

Wracałem do domu, analizując każde słowo, które padło tego wieczoru. Nie spodziewałem się, że to będzie dla nich aż taki szok. A może po prostu udawali zaskoczenie? Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Czy nasza znajomość przetrwa, skoro nie będę już tym, który płaci? A jeśli zapraszali mnie tylko dlatego, że wiedzieli, że nigdy nie odmówię? Usiadłem na ławce przy swoim bloku i wyjąłem telefon. Zajrzałem na nasz czat grupowy. Wcześniejsze rozmowy pełne były propozycji wyjść, memów i spontanicznych wiadomości. Teraz – cisza. Westchnąłem. Może straciłem znajomych, ale odzyskałem coś cenniejszego – poczucie własnej wartości. Bo jeśli ktoś lubi mnie tylko wtedy, gdy za niego płacę, to czy to naprawdę są przyjaciele?

Nie wiedziałem, jak to się skończy. Może po prostu każde z nas pójdzie w swoją stronę. A może następnym razem, kiedy wyjdziemy razem, rachunek faktycznie zostanie podzielony. Jedno było pewne – już nigdy nie pozwolę, by traktowano mnie jak bankomat.

Reklama

Bartek, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama