„Traktowali mnie w rodzinie jak robaczywą śliwkę. Nigdy nie dostałam pomocy, a teraz oni wymagają jej ode mnie”
„Gdy ktoś pytał mnie o rodzinę, wzruszałam ramionami i mówiłam półprawdę, że mamy sporadyczny kontakt. W rzeczywistości nie mieliśmy żadnego. Mój rodzinny dom był domem z widokiem na nic – pozbawionym czułości, wsparcia i bliskości. Ojciec pił, matka wiecznie kontrolowała, a brat udawał, że mnie nie zna. Nagle pojawili się w moim życiu, ale nie po to, by przeprosić”.

- Redakcja
Miałam trzydzieści lat, mieszkanie z widokiem na panoramę miasta i dwa koty, które witały mnie po pracy lepiej niż jakikolwiek człowiek. Pracowałam w branży kreatywnej, utrzymywałam się sama i ceniłam święty spokój bardziej niż cokolwiek innego. Myślałam, że uwolniłam się od rodziny raz na zawsze, a jednak przeszłość niespodziewanie zapukała do moich drzwi.
Odezwała się po 10 latach milczenia
Telefon zadzwonił w środowy wieczór, kiedy siedziałam w kuchni z kubkiem herbaty i rozgrzebaną kolacją. Numer był nieznany, ale coś we mnie od razu się spięło. Odebrałam, zanim zdążyłam się rozmyślić.
– Natalia? – rozpoznałam ten głos od razu. – Tu mama. Chciałam tylko...
– Po dziesięciu latach? – przerwałam. – Serio?
– Oj, nie przesadzaj. Dziesięć lat minęło jak z bicza strzelił. Chciałam porozmawiać. Tyle razy myślałam, żeby zadzwonić...
– Ale jakoś się nie składało, prawda?
– Nie zaczynaj. Naprawdę nie o to chodzi. Tata jest chory. Nie mam nikogo, komu mogłabym o tym powiedzieć.
Parsknęłam cicho, choć nic w tym nie było zabawnego.
– A brat? Patryk dalej mieszka w waszym grajdole? Może jemu powiedz. Albo sąsiadce z trzeciego piętra, co zawsze wiedziała wszystko pierwsza.
– Natalia, nie bądź taka okrutna – w jej głosie pojawił się ten dobrze znany ton – niby zraniony, ale podszyty pretensją. – Przecież jesteśmy rodziną.
– Nie uważam, żeby rodzina śledziła każdy mój krok, czytała mój pamiętnik i zamykała mi drzwi przed nosem, jak tylko wracałam ze szkoły.
– Oj, przestań. Wszystko wyolbrzymiasz. Każda matka pilnuje swojej córki. Zresztą byłaś trudna. Wiecznie siedziałaś zamknięta, nic nie mówiłaś.
– Bo nie było z kim rozmawiać, mamo. Dzwonisz, bo potrzebujesz pieniędzy, tak?
Zapadła cisza.
– No... wiesz... tata źle się czuje, a ja...
– Nie mam dla was nic – powiedziałam i rozłączyłam się bez żalu.
Niezapowiedziana wizyta brata
Patryk pojawił się trzy dni później. Nie zapowiedział się, nie zapukał. Po prostu nacisnął klamkę i wszedł.
– Fajnie tu masz – rzucił, rozglądając się po mieszkaniu. – Widok lepszy niż z naszego balkonu.
Stałam przy zlewie. Z tyłu czułam jego obecność, ten sam zapach starych dresów i potu, który pamiętałam z dzieciństwa. Nienawidziłam go.
– Czego chcesz, Patryk?
– Tak się stęskniłem za siostrzyczką – uśmiechnął się krzywo. – Iwona mówiła, że byłaś niemiła. Ale ja rozumiem. Każdy może mieć gorszy dzień.
– Nie mów na nią Iwona, jakby była ci obca. To twoja matka.
– No, ale przecież ty mówisz – odburknął. – Poza tym... nie przyszedłem tu po to, żeby wspominać, co?
– To po co?
Wzruszył ramionami i zajrzał do lodówki, jakby był u siebie.
– Wiesz, tata chory, matka ledwo zipie psychicznie, ja sam nie daję rady. A ty tutaj, w ciepełku. Jesteśmy rodziną. Może byś pomogła?
– Rodziną byliście tylko wtedy, jak trzeba było się ze mnie ponabijać. Pamiętasz, jak zamykałeś mnie w łazience i udawałeś, że nie możesz otworzyć?
Patryk zamilkł. Patrzył w podłogę.
– To było dawno... Byliśmy dziećmi.
– Ty miałeś wtedy siedemnaście lat.
Nie odpowiedział.
– Przyszliście, bo myślicie, że mam kasę. Ale nie mam dla was nic. Ani pieniędzy, ani współczucia.
Wyszedł bez słowa.
Ojciec nie miał wiele do powiedzenia
Ojciec siedział na ławce przed blokiem. Tego dnia padał deszcz, ale on miał na sobie tylko cienką kurtkę i stare dresy. Spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, kim jestem. A może udawał. Był w tym dobry przez całe życie.
– Cześć – powiedziałam, stając przed nim.
Nie odpowiedział, tylko skinął głową. Jego twarz była wychudzona, policzki zapadnięte, broda nieogolona od kilku dni. W rękach ściskał woreczek z lekami.
– Słyszałam, że chorujesz – zaczęłam spokojnie. – Co to?
– Serce. I inne rzeczy – mruknął. – Starość.
Nie wiem, dlaczego tam przyszłam. Może po to, żeby usłyszeć coś, czego nigdy nie usłyszałam. Ale on milczał. Jak zawsze.
– Wiesz, że przez całe dzieciństwo marzyłam, żebyś coś powiedział. Cokolwiek. Że mnie kochasz. Albo że jestem mądra. Albo że nie jestem niewidzialna.
Wzruszył ramionami, jakby to wszystko nie miało znaczenia.
– Nie byłem dobrym ojcem. Ale teraz już za późno, co?
– Może nie byłeś wcale. Tylko facetem w fotelu, który śmierdział wódką i milczał.
Zamilkł. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Zrobiło mi się zimno, mimo że miałam płaszcz.
– Czego chcecie? – zapytałam. – Matka, Patryk... Ty.
– Pomocy – odpowiedział w końcu. – Trochę pieniędzy. Na leki, jedzenie.
– A ja? Kiedy ja byłam głodna, zimna i przerażona, gdzie wy byliście?
Nie odpowiedział. Wstał powoli, opierając się na ławce.
– Myślisz, że mamy czelność? A może to tylko rozpacz.
– Może jedno i drugie – rzuciłam.
Nie zatrzymał mnie. Odszedł, kulejąc lekko. Tak samo cicho, jak przez całe moje dzieciństwo.
Przy jednym stole od 10 lat
Zaprosiłam ich do siebie. Po raz pierwszy od dziesięciu lat wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole. Matka włożyła swoją najlepszą garsonkę, ojciec siedział sztywno, a Patryk kręcił się nerwowo i co chwilę sprawdzał telefon.
– Fajnie tu masz – rzuciła matka, jakby to miało rozluźnić atmosferę. – Tak jasno. Nowocześnie.
– Przejdźmy do rzeczy – powiedziałam, nie patrząc jej w oczy. – Przyszliście tu po coś. Więc mówcie.
– Córciu… – zaczęła i już wiedziałam, że będzie źle. – Wiesz, że tata jest chory, a my naprawdę nie mamy już pieniędzy. Te leki, wszystko jest takie drogie...
– Może to nie fair, że tak zjawiamy się nagle – wtrącił Patryk. – Ale serio, jesteśmy rodziną. Może nie idealną, ale jednak.
Wyjęłam z szuflady pudełko. Postawiłam je na środku stołu. Przez chwilę nikt się nie ruszał.
– Co to?
– Moje listy. Pisałam je jako dziecko. Wszystkie do was. Nigdy ich nie wysłałam, bo wiedziałam, że nie przeczytacie.
Matka otworzyła jedno z nich i zaczęła czytać po cichu. Widziałam, jak jej dłonie zaczynają drżeć. Ojciec nie ruszył się wcale. Patryk spojrzał na mnie spode łba.
– To jakiś teatr? – zapytał. – Myślisz, że nas to ruszy?
– Nie wiem. Ale skoro przyszliście po coś ode mnie, to macie. Prawdę. Tyle mogę wam dać.
Wstałam. Z kuchni wzięłam swoją torebkę.
– Możecie zostać, jeśli chcecie. Pudełko też zostaje. Ja wychodzę.
Wyszłam, nie oglądając się za siebie.
Poczułam ulgę mimo wszystko
Po wyjściu długo chodziłam bez celu. Włóczyłam się po mieście, zaglądałam w witryny, których nie widziałam. Czułam w sobie coś, czego nie umiałam nazwać. To nie była radość, ale nie był to też smutek. Raczej spokój z domieszką ulgi.
Wieczorem spotkałam się z Alicją, moją najbliższą przyjaciółką.
– I co? Przyszli? – zapytała, zanim zdążyłam zdjąć płaszcz.
– Przyszli – potwierdziłam. – I wyszli z niczym.
– Jak się z tym czujesz?
– Dziwnie. Pusto. Ale lepiej niż myślałam. Dałam im moje stare listy.
– Listy?
– Pisałam je w dzieciństwie. W myślach, czasem na papierze. O tym, że ich nienawidzę. Że tęsknię. Że nie chcę ich znać, ale marzę, żeby mnie przytulili. Włożyłam wszystko do pudełka i im dałam. Nie pieniądze. Prawdę.
Siedziałyśmy przy kuchennym stole w ciszy, która była inna niż ta z mojego dawnego domu. Ciepła. Prawdziwa.
– Nie żałujesz? – zapytała.
– Żałuję, że przez tyle lat myślałam, że muszę na nich zasłużyć. Ale nie żałuję, że im nie pomogłam. Dałam im więcej, niż zasłużyli.
Spojrzała na mnie uważnie.
– Masz rację. Dostali prawdę, z którą mogą coś zrobić.
Przytaknęłam.
– Rodzina to nie ci, z którymi dzielisz nazwisko, tylko ci, którzy pytają i naprawdę chcą znać odpowiedź.
Nie wiem, czy się zmienią
Nie wiedziałam, co dalej zrobią z tym pudełkiem. Może je spalą. Może schowają głęboko, żeby nigdy więcej nie musieć do niego wracać. A może przeczytają. Choć raz w życiu. I zobaczą mnie taką, jaką wtedy byłam – przerażoną, smutną, potrzebującą dziewczyną. Może zrozumieją, a może nie.
To już nie było moje zadanie. Nie wstałam z łóżka z poczuciem zwycięstwa, nie krzyknęłam „wygrałam”. Ale poczułam się oczyszczona, pierwszy raz od lat.
Nie wiem, czy kiedykolwiek się zmienią. Nie wiem, czy spróbują jeszcze raz, czy będą mieli odwagę spojrzeć mi w oczy i powiedzieć „przepraszam”. Ale już tego nie potrzebowałam. Przestałam czekać.
Natalia, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pękłam z dumy, bo inne matki zazdrościły mi idealnej córki. Jej nauczycielka 1 zdaniem rozbiła mój świat na kawałki”
- „W sadzie pozwoliłam mu zerwać zakazany owoc. Szeptał mi czułe słówka, a po słodkie jabłuszka chodził do innej”
- „Myślałam, że pasujemy do siebie jak kurki do jajecznicy. Już planowałam randkę ze śniadaniem, ale się przeliczyłam”