„Rodzina pozjadała wszystkie rozumy i mówi mi, jak żyć. Żałuję, że pochwaliłem się im moją nową pracą”
„Kiedy zostałem scenarzystą pewnej popularnej telenoweli, ucieszyłem się podwójnie. Raz, że miałem dzięki temu stałe źródło dochodów. A dwa, że wydawało mi się, że zyskam prestiż wśród rodziny, która dość namiętnie ową telenowelę oglądała”.
- Kamil, lat 30
Szczególnie zależało mi na opinii wuja Stefana, brata mojej mamy. On zawsze uważał moje zajmowanie się pisaniem za fanaberię, która nie pozwalała mi na pracę w zawodzie (z wykształcenia jestem prawnikiem). Teraz miałem zacząć współtworzyć losy jego ulubionych bohaterów i sądziłem, że to ostatecznie przekona go, że pisanie to równie poważne zajęcie jak bycie prawnikiem. Jak bardzo się myliłem, miałem okazję przekonać się od razu przy okazji imienin cioci Krystyny, jego żony.
Nie musisz mi tego tłumaczyć!
– Co wyście tam znów wymyślili?! – wuj natarł na mnie na „dzień dobry”. – Przecież ten Andrzej nie może być związany z Moniką, to bez sensu. Już nie mówiąc o tym, że musi odejść od żony i dzieci. Jak możecie im to robić?!
– Ale… wujku… To jest tylko film…
– Oczywiście, że film. Nie musisz mi tego tłumaczyć, nie jestem głupi – spojrzał na mnie z oburzeniem. – Ale to was nie zwalnia z odpowiedzialności…
Przez całe imieniny, zamiast pochwałami i komplementami ze strony wuja byłem zasypywany pretensjami. Nie podobało mu się dosłownie wszystko, co działo się w telenoweli. Zresztą zarzuty nie dotyczyły tylko ostatniego okresu, kiedy zacząłem ją pisać. Okazało się, że chociaż serial ten od początku nadawania jest ulubionym wuja, to zawsze uważał on, że bohaterowie robią nie to, co trzeba i gdyby nie sympatyczni aktorzy, to on w ogóle by tego nie oglądał.
Zobacz także
Z imienin wyszedłem zdruzgotany. Mama wprawdzie mnie pocieszała, żebym się nie przejmował, że przecież wuj Stefan zawsze był znany z tego, że krytykuje wszystkich i wszystko, ale nie przekonała mnie. Niby wiedziałem, że jej brat taki jest, ale z drugiej strony od małego bardzo go szanowałem i miałem nadzieję, że ja w końcu zapracuję sobie na jego szacunek. Tymczasem wyglądało na to, że poniosłem klęskę. Nie wiedziałem tylko jeszcze, że to dopiero początek całej serii klęsk.
No, gadaj, co żeście tam wymyślili!
Miesiąc później spotkałem się z wujem Stefanem przy kolejnej rodzinnej okazji. Zaraz, gdy tylko mnie zobaczył, wycelował we mnie oskarżycielsko palec i powiedział:
– Tego się po tobie nie spodziewałem!
– Ale o co chodzi, wujku?
– Przecież ci wyraźnie tłumaczyłem miesiąc temu, że Andrzej nie może być związany z Moniką! A co ja przedwczoraj widzę?! Że on się wprowadza do Moniki!
– Ale wujku, ten odcinek był nagrywany trzy miesiące temu. A napisany pół roku wcześniej…
– Aha, czyli ty wiesz już co się stanie za pół roku?! – zapytał z błyskiem w oku wuj Stefan.
Ten błysk błędnie zinterpretowałem jako wyraz uznania i szacunku ze strony mojego starszego krewnego. Dlatego nieco chełpliwie odpowiedziałem:
– Tak, wiem wszystko…
– To świetnie! Musisz mi teraz dokładnie opowiedzieć, co się stanie z Andrzejem i Moniką! – zażądał głosem nieznoszącym najmniejszego sprzeciwu.
– Ja… nie mogę. Ja mam w umowie wysokie kary za zdradzenie ciągu dalszego. Że o rozwiązaniu umowy nie wspomnę.
– Ale co ty gadasz. Przecież tylko ja bym o tym wiedział i nikt inny – zarzekał się wuj. – Zresztą nie myśl, że ja się tego chcę tak po prostu dowiedzieć. Ja to robię dla dobra wszystkich widzów. Przecież wy tam tylko takie duby smalone wymyślacie, zamiast opierać się na prawdziwym życiu. I jakbym ja wiedział, co będzie za pół roku, tobym ci tak wymyślił ciąg dalszy, żebyś podwyżkę dostał i jeszcze by wam ta… no… oglądalność wzrosła!
– Ale…
– Co „ale”? Przecież zanim tam zacząłeś pracować, to w ogóle tego nie oglądałeś! A ja widziałem każdy odcinek! I wiem najlepiej, co powinno być dalej. No, gadaj, co żeście tam wymyślili!
Naturalnie nie zdradziłem wujowi ciągu dalszego żadnego z wątków pisanej przeze mnie telenoweli. Nie chodziło nawet o to, że nie wierzyłem w dyskrecję wuja, który namiętnie chwalił się ze szczegółami wszystkimi swoimi osiągnięciami i tym razem z pewnością też by to zrobił. Po prostu, znając realia takich produkcji, gdzie ciąg dalszy losów bohaterów zależy od wielu różnych rzeczy, ale chyba w najmniejszym stopniu od pomysłowości scenarzystów, wiedziałem, że i tak nie będę mógł skorzystać z pomysłów wujka.
Jego zaś strasznie denerwował mój opór. Był chyba przekonany, że robię mu zwyczajnie na złość lub też jestem zazdrosny o jego niewątpliwy zmysł do wymyślania scenariuszy, które z pewnością będą przewyższać moje własne. Swojej złości dawał nieustanny wyraz, nastawiając przy okazji przeciwko mnie całą rodzinę.
Wuj nie cofnie się przed niczym
Wkrótce moja niekompetencja w pisaniu scenariusza telenoweli stała się ulubionym tematem spotkań w całej licznej rodzinie. Okazało się zresztą, że nie tylko wuj Stefan wie ode mnie lepiej, jak poprowadzić wątki, ale również połowa spośród krewnych. Miałem dość całej tej sytuacji, ale przecież nie mogłem tak sobie zrezygnować z podstawowego źródła dochodów. Dlatego zacząłem unikać wuja i reszty rodziny, licząc na to, że z czasem sprawa jakoś przycichnie. Nie doceniłem jednak determinacji mojego stryja. Mniej więcej rok po tym, jak zacząłem pisać telenowelę, zadzwoniła do mnie moja mama.
– I coś ty najlepszego narobił?! – wyszlochała do słuchawki.
– Co się stało, mamo?
– Stefan miał zawał, bo obejrzał wczoraj odcinek tej twojej telenoweli…
– O Boże… – trochę, przyznaję, przestraszyłem się. – W którym szpitalu jest?
– Jest już w domu…
– Od razu po zawale? – włączyła mi się czerwona lampka.
– No tak… Był na pogotowiu, ale go wypuścili… Bo to nie był groźny zawał… Ale zawał!
Zrozumiałem, że wuj nie cofnie się przed niczym, żeby na mnie wymóc posłuszeństwo. Musiałem się zdecydować na pewien radykalny krok, jeśli chciałem utrzymać w miarę przyzwoite stosunki
w rodzinie.
Pojechałem natychmiast do brata mojej mamy. Ciocia Krystyna w pierwszej chwili nie chciała mnie wpuścić, ale przekonałem ją, że mam dla jej męża świetną wiadomość. Po chwili byłem już w pokoju wujka. Leżał na kanapie, a gdy mnie zobaczył, oświadczył teatralnym szeptem.
– Jak wyście to mogli zrobić… Ten Andrzej… Nie, on tak nie może postępować.
– Ma wujek rację – odparłem.
– Oczywiście, że mam – ożywił się i usiadł na kanapie. – Tylko co z tego? Jak nawet ty nie chcesz mnie posłuchać…
– Wujku, co ja mogę? Oni tam się ze mną zupełnie nie liczą.
– Gadanie – machnął ręką. – Jak ja ci powiem, co powinno być dalej…
– Ale wujku, ja już próbowałem ich przekonać do tego, że Andrzej nie powinien być z Moniką. Nic z tego. Dlatego postanowiłem stamtąd odejść.
– Jak to? – wuj Stefan patrzył na mnie podejrzliwie.
– Uznałem, że wujek jest dla mnie ważniejszy i nie będę przykładał ręki do tego, żeby wujek tracił zdrowie.
Wszyscy są nieomylni
Wuj nie mógł zganić mojej solidaryzującej się z nim decyzji, choć nie był z niej zadowolony. Zapewne liczył, że ugnę się i opowiem mu ciąg dalszy, a zaraz potem zacznę wprowadzać w życie jego pomysły na kontynuację losów bohaterów telenoweli. Ja jednak miałem dość tej rodzinnej presji. Choć oczywiście nie chciałem rezygnować z zarabiania pieniędzy. Po prostu postanowiłem zarejestrować w Zaiksie swój pseudonim artystyczny, który od tej pory w „tyłówce” serialu zastępowałby moje nazwisko. I nikomu nie zdradzać, co tak naprawdę teraz robię.
Oczywiście, żałowałem, że nie mogę się pochwalić swoją pracą, ale nie miałem wyjścia. Bo tak to już jest w naszym pięknym kraju, że wszyscy uważają się za najlepszych lekarzy, trenerów piłki nożnej i skoków narciarskich. Oraz za najlepszych scenarzystów.