Reklama

Z sądu wyszłam jako rozwódka. Czternaście lat małżeństwa trafił szlag. Definitywny koniec. Kiedy wchodziliśmy z Radkiem na salę rozpraw, byliśmy jeszcze małżeństwem. Wyszliśmy jako zupełnie sobie obcy ludzie. W pewnym momencie spojrzałam na swoją rękę. W miejscu, w którym jeszcze niedawno była obrączka, teraz był tylko jaśniejszy ślad. Obrączkę zdjęłam dosłownie chwilę temu w łazience. Zrobiłam to już po ogłoszeniu decyzji sądu.

Reklama

Wiem, że powinnam poczuć ulgę. Wreszcie koniec, kochana. Możesz zebrać się w kupę, otrząsnąć się z kłopotów, pozbyć fałszywych nadziei i pójść do przodu, nie oglądając się wstecz. Wiedziałam, że tak powinnam zrobić, ale zdecydowanie łatwiej było o tym mówić. Mój żołądek szalał, czułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w splot słoneczny. Miałam poczucie bycia oszukaną i wykorzystaną przez życie.

Dałam się oszukać

Kiedy wychodziłam za mąż, byłam młodą i zakochaną dziewczyną. Miałam mnóstwo placów i nadziei na przyszłość. Tak naprawdę nic nie wiedziałam o życiu, mężczyznach, byciu razem. Co więcej, dopiero poznawałam sama siebie. Teraz byłam w wieku, w którym większość moich znajomych dopiero zaczynała myśleć o ustatkowaniu się, dzieciach, domku z ogródkiem i rodzinnym samochodzie. Ja natomiast przeszłam przez poważny związek, długi i wzięłam rozwód. Czułam się jak jakaś stara baba.

Kiedy zobaczyłam byłego już męża z ciężarną kochanką, nastrój w ogóle mi się nie poprawił. Jeszcze tego brakowało. Poczułam się naprawdę poniżona. Drań. Prawdziwa świnia. Zastanawiam się, czy zawsze taki był. Może z czasem stał się łajdakiem, a ja nawet tego nie zauważyłam? Może to przeze mnie? Może to ja wydobyłam z niego wszystkie najgorsze ceny? Może byłam po prostu kiepską żoną i dlatego znalazł sobie drugą kobietę? Koniec! Przestań się obwiniać! To on powinien się wstydzić.

Zamrugałam energicznie oczami. Nie ma mowy, żebym się rozpłakała! Nie dam mu tej satysfakcji. Nawet jeśli nie patrzy w moją stronę. Znam te sztuczki!

Byłam wściekła

Szybkim krokiem poszłam na autobus, próbując za wszelką cenę powstrzymać łzy. Nie poniżę się jeszcze bardziej. I nagle poczułam, jak moje policzki robią się mokre. Świetnie. Rozpłakałam się. Jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze muszę płakać na ulicy!

– Proszę, to dla pani – nagle usłyszałam pogodny męski głos. Sekundę później przed oczami miałam piękny bukiet lilii. Tylko tyle zdołałam zobaczyć przez łzy.

– Nie, bardzo dziękuję. Przepraszam.

Ominęłam mężczyznę, zdając sobie sprawę z tego, że w śródmieściu nie brakuje naciągaczy.

Nie przyjmuję odmowy – powtórzył namolny facet, idąc za mną. Słyszałam jego kroki. Boże, czy ten dzień się w końcu skończy? Mam tu paść trupem, żeby mieć odrobinę spokoju?

– Piękne kwiaty dla pięknej kobiety. Proszę wziąć, naprawdę.

A niby dlaczego miałabym to zrobić? Co z tego, że ten bukiet był naprawdę piękny, a facet ma naprawdę przyjemny głos? Bo facet daje mi kwiaty, a ja jako kobieta mam je przyjąć? Nie ma mowy! Niech spada!

– Czego pan ode mnie chce? – wysyczałam przez zaciśnięte zęby zdenerwowana i zirytowana całą sytuacją. Miałam już ponad trzydzieści lat, naprawdę nie powinnam płakać na ulicy. A już na pewno nie powinnam wierzyć w to, że zapłakana mogę komukolwiek się podobać.

– Chcę tylko poprawić pani nastrój – miałam wrażenie, że naprawdę mówi szczerze.

– To po prostu się ode mnie odczep! – warknęłam. – Od razu zrobi mi się lepiej. Kto wie, może nawet zacznę skakać ze szczęścia.

– Absolutnie nie. Nalegam – prawie wepchnął mi kwiaty do rąk. Kiedy poczułam ten miły zapach, rozkleiłam się kompletnie. Łzy zaczęły mi strumieniem płynąć po twarzy. Musiałam stanąć, bo aż nie widziałam, gdzie idę.

– Czyli same kwiaty to za mało. Może w takim razie dałaby się pani zaprosić na kawę? Proponuję towarzystwo biedaka, którego dziś wystawiono do wiatru.

To było zaskakujące

Trzymałam w rękach pięknie pachnące kwiaty, a po policzkach płynęły mi łzy. Nie zamierzałam się nad sobą rozczulać, ale...

– Moje... małżeństwo... dziś... się rozpadło... – wyrzuciłam z siebie pomiędzy szlochami. To nie tak, że czułam się w obowiązku wytłumaczyć. Po prostu nie chciałam, żeby uważał się za największego pechowca. Tego dnia to mnie przysługiwał ten tytuł.

– W tej chwili? Dopiero co? – zapytał z niedowierzaniem. Przytaknęłam.

– To koniecznie musimy napić się szampana! Pani za nowy rozdział w swoim życiu już bez męża, a ja za rzeczywistość bez kobiety, która olała mnie jeszcze przed pierwszą randką! Trzeba to uczcić. Mam zarezerwowany stolik, tu niedaleko.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł...

– Nie wiesz, czy można napić się szampana z kimś obcym? Jestem Robert. A ty jak masz na imię?

Przez chwilę się zawahałam. Potem pomyślałam, że przecież już gorzej być nie może.

– Jestem Malwina – odpowiedziałam.

– No to się poznaliśmy! – facet złapał mnie pod ramię i pociągnął w kierunku pobliskiej kawiarni.

Jego nadmierna wesołość przestała mnie denerwować, gdy uświadomiłam sobie, że to pewnie taki mechanizm obronny. Tak sam, jak jego gadanie bez sensu.

Musisz przestać płakać, bo jeszcze kelnerzy zadzwonią po policję – tłumaczył mi po drodze, szepcząc jakby to był jakiś wielki spisek. – Chyba nie chcesz, żebym przez ciebie wylądował za kratkami?

Był całkiem inny niż były mąż

Cały dzień był naprawdę dziwny, ale ostatecznie mogę uznać go za udany. Zamiast topić smutki w kolejnych kieliszkach wina wypijanych w samotności, całkiem dobrze się bawiłam. Piłam szampana i jadłam świetnie przyrządzone szparagi. Obsługa trochę dziwnie na mnie popatrzyła, kiedy weszłam zapłakana i z rozmazanym makijażem. Szybko jednak się ogarnęłam i wyglądałam całkiem dobrze.

Kiedy przestałam płakać i mogłam znowu widzieć wyraźnie, zobaczyłam faceta, który próbował poprawić mi humor bukietem pięknych kwiatów. Nie powiedziałabym, że był w moim stylu. Kompletnie nie przypominał też mojego męża. Zawsze miałam słabość do wysportowanych, eleganckich mężczyzn. Taki był właśnie mój były już mąż.

Robert wyglądał natomiast jak ktoś, kto dużo pracuje fizycznie. Co więcej, robi to na powietrzu. Wysoki, umięśniony, opalony. Miał duży nos, jasnoniebieskie oczy, szerokie usta, jasne włosy. Miał na sobie dżinsy, kraciastą koszulę i marynarkę w sportowym stylu. Pewnie wydawało mu się, że taki strój jest odpowiedni na randkę. Arek z pewnością założyłby garnitur.

I co z tego? Może Arek wyglądał świetnie, ale przecież mnie zostawił. Zrobił ze mnie kompletną idiotkę. Zupełnie nie zorientowałam się, że ma kogoś. Niemal do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to aż tak poważne – jego dziewczyna zaszła przecież w ciążę.

Polubiłam go od razu

– Hej, obudź się! Zamurowało cię na mój widok? Jak chcesz, to poczekam aż się napatrzysz.

Uśmiechnęłam.

– Dobra, wystarczy.

– Co wystarczy?

– Już się naoglądałam – powiedziałam. – O czym mówiłeś?

– O ostatnim projekcie, który nadzorowałem.

Zawodowo zajmował się projektowaniem mostów. Lubił swoje zajęcie. Mnie natomiast coś do niego ciągnęło. I absolutnie nie chodziło o wygląd, ale o emocje, jakie we mnie wzbudzał. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, czułam się przy nim naprawdę dobrze. Polubiłam go w zasadzie od razu. Już godzinę po rozwodzie bawiłam się świetnie. Serio!

Trochę się bałam, ale odważyłam się

Gdy weszłam do mieszkania, zorientowałam się, że w kieszonce marynarki mam karteczkę z numerem. Przez kilka dni zastanawiałam się, czy powinnam zadzwonić. W końcu wystukałam cyfry na klawiaturze telefonu.

– Myślałem, że w ogóle nie zadzwonisz... – dobiegł mnie głos w słuchawce.

– Skąd ta pewność, że to ja dzwonię?

– Jeśli pomyłka, to się po prostu rozłącz. Ale liczę, że jednak mam rację...

Ta historia pokazuje, że niezaplanowane spotkanie może totalnie odmienić czyjeś życie. Wystarczyła dosłownie chwila, abyśmy stali się nierozłączni. Wesołe miasteczko, ogród zoologiczny, wypad do kina, długie spacery w okolicach wiaduktów i pod mostami. No i te całusy, od których dosłownie kręciło mi się w głowie. W jego mocnych ramionach czułam się naprawdę bezpiecznie.

Jesteśmy rodziną

Po roku od pierwszego spotkania miałam dla niego ogromną niespodziankę – pokazałam mu test z dwiema kreskami. Było to potwierdzenie mojej ciąży. Bez wątpienia to były dwie najszczęśliwsze kreski, jakie kiedykolwiek zobaczyłam. I wszystko przez prawdziwy przypadek. Mogłam przecież skręcić w inną ulicę, mogłam chwilę dłużej posiedzieć w sądzie albo po prostu wziąć taksówkę i pojechać prosto do domu. Coś jednak popchnęło mnie prosto w jego ramiona. W bukiecie ślubnym na pewno będą lilie

Reklama

To przecież te kwiaty znajdowały podarował mi tamtego dnia. Do dzisiaj aż trudno mi uwierzyć, że poznałam mężczyznę mojego życia w dniu, który wtedy wydawał mi się najgorszym dniem w całym życiu. Teraz jestem naprawdę szczęśliwa. Tworzymy udany związek, dbamy o siebie wzajemnie, on sprawia, że czuję się naprawdę bezpieczna i zaopiekowana. To najwspanialszy mężczyzna pod słońcem. Wiem, że mnie kocha, a niebawem zostaniemy szczęśliwymi rodzicami!

Reklama
Reklama
Reklama