Reklama

Kiedy poznałam Marka, nie mogłam uwierzyć, że taki mężczyzna w ogóle istnieje – opiekuńczy, troskliwy i zawsze gotowy mnie rozśmieszyć. Nasze życie może nie przypominało filmowego romansu, ale było pełne zaufania i stabilności, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa.

Reklama

Nie byliśmy typem pary, która hucznie obchodzi walentynki. Marek zawsze mówił, że miłość pokazuje się codziennie, a nie tylko jednego dnia w roku. Zawsze się z nim zgadzałam. Ale w ostatnich miesiącach coś się zmieniło. Marek zaczął coraz więcej czasu spędzać poza domem – mówił, że chodzi na siłownię, a ja nie miałam powodów, by mu nie wierzyć. Kiedy podczas sprzątania znalazłam w jego szufladzie piękną kartkę walentynkową, poczułam ciepło w sercu. Pomyślałam, że mimo wszystko postanowił zrobić mi niespodziankę. Nie mogłam się bardziej mylić.

Chodziłam jak w transie

To miał być zwyczajny dzień. Marek wyszedł rano na trening, a ja postanowiłam posprzątać w naszej sypialni. Otworzyłam jego szufladę w komodzie, żeby poukładać dokumenty, które wiecznie zostawiał w nieładzie. Wtedy to zobaczyłam – piękną, elegancką kartkę walentynkową, która wypadła, jakby specjalnie chciała zostać znaleziona. Uśmiechnęłam się do siebie. Marek nigdy nie był romantykiem, ale ten gest mnie rozczulił. Z ciekawością otworzyłam kartkę, chcąc przeczytać, co napisał.

„Aniu, dziękuję za to, że jesteś. Wszystkiego najlepszego w walentynki. Marek”.

Przeczytałam te słowa raz, potem drugi i trzeci. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ania? Kim była Ania? Każda litera zdawała się wbijać we mnie kolejny gwóźdź do trumny. Przez kilka minut siedziałam na łóżku, wpatrując się w kartkę, jakby miała mi wyjaśnić, co się dzieje. W głowie zaczęły pojawiać się obrazy – Marek wracający późno z siłowni, jego telefon, który zawsze miał pod ręką, tajemnicze uśmiechy, gdy patrzył w ekran. Nagle wszystko zaczęło nabierać sensu.

Przez resztę dnia chodziłam jak w transie. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Czy powinnam od razu z nim porozmawiać? A może czekać, aż sam coś powie? Z jednej strony chciałam wierzyć, że to jakieś nieporozumienie, z drugiej – w głębi serca czułam, że czeka mnie bolesna prawda.

Wzięłam głęboki oddech

Wieczorem Marek wrócił do domu z uśmiechem, jakby nic się nie stało. Na stole w kuchni zostawiłam kartkę. Gdy tylko ją zobaczył, jego uśmiech zniknął.

– Przypadkiem znalazłam coś ciekawego – powiedziałam spokojnie, choć w środku czułam, jak emocje rozrywają mnie na kawałki. – Może mi wyjaśnisz, dlaczego piszesz walentynkę do Ani?

Na jego twarzy pojawiło się coś pomiędzy zdziwieniem a strachem.

– Beatko... To nie tak... – zaczął, ale jego głos zdradzał zdenerwowanie.

– Nie tak? – przerwałam mu. – To dla kogo jest ta kartka? Bo na pewno nie dla mnie.

Ania to tylko koleżanka – powiedział, unikając mojego wzroku. – Ma ciężki czas, chciałem ją pocieszyć.

– Pocieszyć? – spytałam, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. – Kartką walentynkową?

To był żart – dodał szybko. – To nic nie znaczy.

Czułam, jak każda komórka mojego ciała chce wybuchnąć. Patrzyłam na niego, próbując znaleźć w jego oczach jakąkolwiek prawdę, ale widziałam tylko niepewność. Nie miałam już siły na dalsze rozmowy.

– Uwierz mi, to naprawdę nic nie znaczy – powtórzył, próbując mnie dotknąć, ale się cofnęłam.

Nie odpowiedziałam. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z kuchni, zostawiając go samego z jego kłamstwami.

Coś we mnie pękło

Od tamtego wieczoru nie mogłam przestać myśleć o kartce. Marek stał się bardziej milczący, jakby bał się, że każde jego słowo może pogorszyć sytuację. Kilka dni później, gdy wyszedł na siłownię, zauważyłam, że zostawił swój telefon na kuchennym blacie. Nigdy wcześniej nie grzebałam w jego rzeczach, ale coś we mnie pękło. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam jego SMSy. Pierwsza na liście była wiadomość od Ani. Otworzyłam ją, a moje serce zamarło.

„Nie mogę się doczekać walentynek. Mam nadzieję, że ostatnie spotkanie to zapowiedź czegoś więcej”.

Czytałam te słowa raz za razem, czując, jak moje ciało drży. Nie było już żadnych wątpliwości. To nie był żart ani niewinna koleżanka. To, co łączyło Marka i Anię, było czymś więcej.

Znalazłam też zdjęcia – z siłowni, z kawiarni. W każdym z nich byli blisko siebie, śmiali się, jakby byli jedynymi ludźmi na świecie. Wszystko to zdawało się krzyczeć, że Marek ma drugie życie, o którym nie wiedziałam.

Moje serce zaczęło bić szybciej

Czekałam, aż Marek wróci z siłowni. W głowie układałam tysiące możliwych scenariuszy tej rozmowy, ale żadna wersja nie przynosiła mi ulgi. Kiedy usłyszałam klucz w zamku, poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej. Marek wszedł do mieszkania, rzucił torbę na podłogę i od razu zauważył, że coś jest nie tak. Na stole leżał jego telefon.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam zimnym tonem, który nawet mnie zaskoczył.

– O czym? – zapytał, próbując wyglądać niewinnie, ale jego spojrzenie zdradzało, że wiedział.

Sięgnęłam po telefon i otworzyłam wiadomości, które wcześniej przeczytałam.

– To dla niej ta kartka, prawda? – zapytałam, wskazując na zdjęcia i rozmowy z Anią. – Nie musisz kłamać, widziałam wszystko.

Marek przez chwilę milczał, jakby szukał odpowiednich słów, ale nic nie powiedział.

– Przestań mnie okłamywać – kontynuowałam, czując, że z każdym słowem moja złość rośnie. – Czytałam twoje wiadomości. Twoja kochanka pisze, że nie może się doczekać walentynek. I co ty na to?

– To naprawdę nic nie znaczy – odpowiedział, ale jego głos był słaby, jakby sam nie wierzył w swoje słowa. – Przesadziłem, wiem. Ale to tylko… to tylko znajomość.

– Znajomość? – przerwałam mu, unosząc głos. – Po co wysyłasz jej kartki? Marek, czy ty się słyszysz? To nie jest normalne!

Zamiast odpowiedzieć, spuścił wzrok, jakby liczył, że cisza uratuje go przed odpowiedzialnością za jego czyny. W końcu jednak powiedział coś, co zabolało mnie bardziej niż wszystko inne.

Czułem się zaniedbany – wyszeptał. – Ty ciągle jesteś zajęta, a Ania… ona mnie słuchała.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Wszystkie moje emocje – złość, ból, zawód – zmieszały się w jedną, nie do zniesienia mieszankę.

– Zaniedbany? – powtórzyłam, próbując zrozumieć, jak mógł mnie obwiniać za swoje zdrady. – A pomyślałeś, jak ja się czuję? Jak to jest dla mnie, gdy dowiaduję się, że przez te wszystkie lata żyłam w kłamstwie?

Marek próbował podejść bliżej.

– Kocham cię – powiedział. – Naprawdę. Nie chciałem, żeby tak to wyglądało.

– Nie kochasz mnie – odpowiedziałam chłodno. – Gdybyś mnie kochał, nie musiałbyś szukać uwagi u kogoś innego.

Nie pozwoliłam mu powiedzieć nic więcej. Wyszłam z salonu, zostawiając go samego.

Zrobiłam to, co trzeba

Kolejnego dnia wstałam wcześnie rano, zanim Marek zdążył się obudzić. W głowie miałam tylko jedną myśl – nie mogę z nim dłużej być. Przez kilka godzin pakowałam jego rzeczy, starając się nie myśleć o tym, co czuję. Ubrania, kosmetyki, książki – wszystko trafiło do walizek, które wystawiłam na korytarz. Nie chciałam zostawić nic, co przypominałoby mi o tym, jak bardzo mnie zranił. Kiedy skończyłam, usiadłam przy stole i napisałam krótką wiadomość na kartce:

„Nie potrzebuję wymówek ani fałszywych przeprosin. Nie potrzebuję walentynki, żeby wiedzieć, kim naprawdę jesteś”.

Położyłam kartkę na stole w kuchni, obok kluczy, które Marek zawsze zostawiał w tym samym miejscu. Byłam gotowa zakończyć ten rozdział. Tamtego wieczoru siedziałam w pustym mieszkaniu, próbując zebrać myśli. Byłam z Markiem osiem lat, a teraz wszystko, co budowaliśmy, legło w gruzach. Ale mimo bólu, który czułam, wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję.

Kilka dni później spotkałam się z przyjaciółką. Opowiedziałam jej całą historię, od znalezienia kartki aż po moment, w którym wystawiłam walizki Marka za drzwi.

– To boli – powiedziała, ściskając moją dłoń. – Ale zrobiłaś to, co trzeba. Lepiej teraz niż za dziesięć lat.

Wiedziałam, że miała rację. Marek mógł zabrać mi osiem lat życia, ale nie pozwolę, żeby odebrał mi więcej. Zasługuję na coś lepszego – na kogoś, kto nie będzie musiał wybierać między mną a inną kobietą. Tamtej nocy wyrzuciłam wszystkie nasze wspólne zdjęcia. Spakowałam pudełko z pamiątkami i schowałam je głęboko w szafie. Może kiedyś będę gotowa, by się z tym zmierzyć. Ale nie teraz. Patrząc na puste mieszkanie, czułam ból, ale i ulgę.

Reklama

Beata, 46 lat

Reklama
Reklama
Reklama