Reklama

Moja żona zmarła niespodziewanie po krótkiej chorobie. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie miałem czasu porządnie się z nią pożegnać. Zostałem sam w naszym domu, pełnym wspomnień, zdjęć i przedmiotów, które razem wybieraliśmy przez prawie dwadzieścia lat. Z początku nie mogłem się zmusić do sprzątania czegokolwiek – jej kosmetyki stały tam, gdzie je zostawiła, książka na stoliku leżała otwarta na tej samej stronie. Jednak po kilku tygodniach samotności, gdy zbliżały się święta, postanowiłem uporządkować jej rzeczy. Zwykłe porządki zmieniły się w emocjonalną wędrówkę, która nieoczekiwanie doprowadziła mnie do odkrycia, które odebrało mi mowę. W dolnej szufladzie biurka, ukryty pod warstwą papierów, znalazłem dokument, który zmienił mój sposób patrzenia na kobietę, z którą dzieliłem życie.

Usiadłem z wrażenia na dywanie

Nie wiem, czemu akurat tego dnia postanowiłem zabrać się za porządkowanie papierów. Może chciałem poczuć się potrzebny, może próbowałem złapać jakiś sens w tej ciszy, która zalała nasz dom po śmierci Izy. Jej biurko stało nietknięte od tygodni. Zawsze mówiła, że to jej przestrzeń, nie lubiła, gdy ktoś tam grzebał. Nawet ja nie miałem wstępu do niektórych szuflad. Uszanowałem to. A teraz... cóż, już jej nie było.

Szuflada, ta najniższa, chodziła ciężko. Trzeba było nią mocno szarpnąć, zanim puściła. W środku znalazłem stertę papierów – stare umowy, gwarancje, jakieś notatki. I pod tym wszystkim – teczkę. Zwykłą, czarną, bez podpisu. Otworzyłem ją i wtedy to zobaczyłem. Testament. Sporządzony dwa lata temu. Podpisany jej charakterystycznym, lekko pochylonym pismem. Przejrzałem szybko treść, myśląc, że to pewnie jakaś kopia z kancelarii. A potem natknąłem się na zdanie, które sprawiło, że usiadłem z wrażenia na dywanie.

„Pozostawiam połowę naszego wspólnego domu osobie imieniem Eryk Wójcik”. Nie znałem żadnego Eryka Wójcika. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wspominała o kimś takim. Iza była raczej zamknięta w sobie, ale przecież rozmawialiśmy o wszystkim. Tak mi się przynajmniej wydawało. Przez chwilę wpatrywałem się w te słowa, jakby mogły same z siebie zacząć mówić. Coś mi umknęło. Coś bardzo ważnego.

Imię, które nie mówiło mi nic

Imię i nazwisko przewiercało mi głowę przez cały wieczór. Eryk Wójcik. Powtarzałem je cicho pod nosem, próbując przywołać jakiekolwiek wspomnienie, które mogłoby go z czymś połączyć. Bez skutku. Nie znalazłem go w kontaktach Izy, nie widniał na żadnej kartce świątecznej, zaproszeniu, zdjęciu. Nic. Tej nocy prawie nie spałem. Przewracałem się z boku na bok, nasłuchując każdego skrzypnięcia domu, w którym do niedawna żyliśmy razem. Nasze wspólne życie, nasz azyl. A teraz miał go współdzielić jakiś obcy facet?

Rano pierwsze, co zrobiłem, to jeszcze raz przeczytałem testament, linijka po linijce. Próbowałem doszukać się jakiegoś błędu, może nieporozumienia, ale wszystko było jasne. Iza w pełni świadoma, podpisana, data się zgadza. Zacząłem przeszukiwać jej komputer. Może tam znajdę jakieś ślady. Wiadomości, zdjęcia, coś. Wiedziałem, że hasłem był nasz pies – „Fafik2021”. Komputer odpalił się bez problemu. Przekopywałem foldery jak szalony, ale wszystko wyglądało zwyczajnie: praca, dokumenty, parę zdjęć z wakacji. Żadnego Eryka. Zrobiłem sobie kawę i usiadłem w kuchni, patrząc na pusty fotel naprzeciwko. To było jej miejsce. Zawsze mówiła, że lubi ten kąt, bo ma najlepszy widok na ogród. A ja teraz siedziałem tu sam, z testamentem w dłoni i imieniem człowieka, który miał odebrać mi połowę tego, co budowaliśmy razem.

Byłem coraz bardziej zagubiony

W pracy byłem zupełnie nieobecny. Ludzie coś mówili, pytali, podsuwali mi dokumenty do podpisu, a ja tylko kiwałem głową. W głowie cały czas miałem jedno pytanie: kim był ten cholerny Eryk Wójcik? Po południu pojechałem do notariusza, który figurował na dokumencie. Zapytałem, czy mógłby mi powiedzieć coś więcej – kiedy Iza sporządzała ten testament, czy była sama, czy coś mówiła. Mężczyzna spojrzał na mnie z niechęcią, jakby oceniał, czy mam prawo w ogóle zadawać takie pytania.

– Przykro mi, obowiązuje mnie tajemnica zawodowa – rzucił krótko. – Jeśli ma pan wątpliwości co do ważności testamentu, może pan złożyć wniosek do sądu.

– Nie chcę niczego podważać. Chcę zrozumieć – odpowiedziałem cicho.

Z kancelarii wyszedłem z niczym. Czułem się jeszcze bardziej zagubiony niż wcześniej. Wieczorem wyciągnąłem z pudła stare albumy. Zaczęło się mozolne przeglądanie zdjęć z różnych etapów naszego życia. Przedszkole, studia, ślub, wyjazdy. Wszystko poukładane, posegregowane, podpisane. I nic. Żadnego Eryka. Dopiero gdy trafiłem na pudełko z pamiątkami z lat liceum, natknąłem się na coś dziwnego. Mały zeszyt, w którym Iza pisała jakieś swoje przemyślenia. Nigdy nie wiedziałem, że go ma. Nie było tam nic bardzo osobistego, ale jedno zdanie przykuło moją uwagę: „Niektóre rzeczy zostawia się za sobą, ale one wracają”. Zamknąłem zeszyt i odłożyłem go na bok. Miałem przeczucie, że Eryk nie pojawił się w jej życiu niedawno. To był ktoś z przeszłości. Ktoś, o kim nie chciała mówić.

Iza była z kimś związana

Nie wiedziałem, co mam dalej robić. Wszystko, co mogłem sprawdzić sam, zawiodło. Postanowiłem zadzwonić do jej siostry, Alicji. Nie były jakoś bardzo blisko, ale kontaktowały się regularnie. Może ona wiedziała coś więcej.

– Cześć, Alu. Mam pytanie, trochę nietypowe... – zacząłem ostrożnie, gdy odebrała.

– Słucham – powiedziała cicho.

– Znalazłem testament Izy. Jest tam zapis o jakimś Eryku Wójciku. Kojarzysz kogoś takiego?

Przez chwilę panowała cisza. Pomyślałem, że może się rozłączyła, ale po kilku sekundach usłyszałem jej ciężki oddech.

– Wiedziałam, że to w końcu wypłynie – powiedziała powoli.

– Czyli go znasz? Kim on był?

– Kiedyś... bardzo dawno temu... Iza była z kimś związana. To było jeszcze przed tobą. Miała wtedy może dwadzieścia lat. Była zakochana, mówiła, że to ten jedyny.

– Co się stało?

– On nagle zniknął. Podobno wyjechał za granicę. Zostawił ją bez słowa. Iza bardzo to przeżyła. Nie mówiła o nim prawie nikomu, a już na pewno nie rodzinie. Ja dowiedziałam się przypadkiem, potem nigdy więcej nie wracała do tego tematu.

– Dlaczego więc zostawiła mu połowę domu?

Nie mam pojęcia. Może się z nim znowu skontaktowała? Może coś się wydarzyło, o czym nie wiemy?

Po tej rozmowie długo siedziałem w salonie, patrząc na ściany. Tak wiele lat razem i ani słowa o tym Eryku. A jednak został w jej sercu na tyle mocno, by zostawić mu coś, co powinno należeć tylko do mnie.

To nie był żaden naciągacz

Udało mi się go znaleźć szybciej, niż sądziłem. Wpisałem imię i nazwisko do wyszukiwarki i po kilku próbach trafiłem na profil na portalu zawodowym. Warszawa. Branża architektoniczna. Wyglądał na kogoś, kto dobrze sobie radzi w życiu. Wysłałem krótką wiadomość. „Proszę o kontakt. Dotyczy Izy”. Odpisał po dwóch godzinach. Spotkaliśmy się następnego dnia w małej kawiarni. Przyszedł punktualnie, w ciemnym płaszczu, z lekkim uśmiechem.

– Pan pewnie jest mężem Izy? – zapytał spokojnie.

– Byłym. Umarła kilka tygodni temu – odparłem, obserwując jego twarz.

Pokiwał głową, spuszczając wzrok.

– Wiedziałem, że była chora, ale myślałem... że jeszcze jest czas.

– Skąd się znaliście? – zapytałem wprost.

– Dawno temu byliśmy razem. Właściwie planowaliśmy wspólne życie, ale ja... uciekłem. Dostałem propozycję pracy za granicą, a wtedy wydawało mi się, że muszę to wykorzystać.

– Bez słowa?

– Wysłałem list. Może nie dotarł. Nie wiem. To był błąd.

– I teraz zostawiła panu połowę domu. Wie pan, jak to brzmi?

Eryk spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

– Ja nie prosiłem o nic. Powiedziała, że chce mi oddać coś, co kiedyś planowaliśmy razem. Że to nie chodzi o dom, tylko o pamięć.

Wyszedłem z kawiarni z jeszcze większym ciężarem na sercu. To nie był oszust. Nie wyglądał na człowieka, który coś ukrywa. A mimo to nie potrafiłem się pogodzić z tym, że to właśnie on miał dostać coś, co uważałem za nasze.

Nie jestem pewien, czy ją znałem

Wróciłem do pustego domu i po raz pierwszy naprawdę poczułem, że nie znam kobiety, z którą żyłem przez tyle lat. Iza była czuła, opiekuńcza, miała swoje przyzwyczajenia, swoją codzienność. Wydawało mi się, że dzielimy wszystko – radości, smutki, wspomnienia. Tymczasem w jej sercu istniała historia, której nigdy ze mną nie podzieliła. Siedziałem na schodach, patrząc na ramkę z naszym wspólnym zdjęciem. Uśmiechnięci, objęci, patrzący w przyszłość. Co wtedy czuła? Czy jeszcze mnie kochała? Czy może tylko próbowała ułożyć sobie życie od nowa, nie mogąc zapomnieć o kimś, kto odszedł bez słowa?

Z testamentem w ręku i wspomnieniem Eryka w głowie, czułem się jak ktoś obcy w swoim własnym domu. Próbowałem sobie przypomnieć, czy były momenty, gdy patrzyła na mnie, a tak naprawdę widziała kogoś innego. Mogłem walczyć. Miałem prawo zaskarżyć testament, podważyć go w sądzie, ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej czułem, że nie chcę tego robić. Nie chcę być człowiekiem, który po śmierci bliskiej osoby szarpie się o cegły i ściany. Dom zostanie tak, jak Iza chciała. Pamięć o niej też. Może ta decyzja była jej sposobem na zamknięcie starego rozdziału. Może chciała wybaczyć. A może... tylko mnie się wydawało, że znałem jej serce.

Wojciech, 52 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama