„Tydzień w hotelu w Chorwacji był zaskakujący. Artur, samotny tata 6-latka, sprawił, że znowu poczułam się kobietą”
„Miałam 32 lata, ale czasem czułam się jak stara kobieta. Nie dlatego, że zmarszczki, ale przez zmęczenie, które nie znikało. Byłam sama od 6 lat. Kuba miał ojca, oczywiście, ale ten pojawiał się jak kometa raz na pół roku z obietnicami, które wyparowywały szybciej niż perfumy z taniego flakonu”.

Codzienność miała zapach kawy z mlekiem, dziecięcej pasty do zębów i porannego pośpiechu. Każdy dzień zaczynał się tak samo. Budzik o 6:20, szybka kawa, obudzenie Kuby, śniadanie, nerwowe szukanie skarpetek i wyjście z domu. Potem praca do 17:00, odbiór syna ze świetlicy i zakupy, kolacja, kąpiel, bajka, sen. I od nowa. Miałam trzydzieści dwa lata, ale czasem czułam się jak stara kobieta.
Nie dlatego, że zmarszczki, chociaż pod oczami już coś się rysowało, ale przez zmęczenie, które nie znikało nawet po weekendzie. Byłam sama od sześciu lat. Kuba miał ojca, oczywiście, ale ten pojawiał się jak kometa raz na pół roku, z nowym prezentem i obietnicami, które wyparowywały szybciej niż perfumy z taniego flakonu. Nie szukałam nikogo. Nie miałam siły, odwagi, ani chyba nawet potrzeby. Po pracy i opiece nad dzieckiem zostawała mi godzina, może dwie na życie własne. Ale co to za życie, kiedy zasypia się przy trzecim akapicie książki?
Te wakacje były dla mnie czymś szczególnym. Kiedy księgowa w mojej firmie potwierdziła wypłatę zaległego urlopu i premii, bez wahania zarezerwowałam tygodniowy pobyt w hotelu w Chorwacji. Pierwszy raz od lat gdzieś wyjeżdżaliśmy. Planowałam tylko jedno czyli leżeć z Kubą na plaży, budować zamki z piasku, kąpać się i nie myśleć. Żadnych przygód, żadnych flirtów, żadnych nieprzewidzianych emocji.
– To będą spokojne wakacje, tylko ja i Kuba, żadnych przygód – powiedziałam Uli, mojej koleżance z biura, gdy pakowałam rzeczy do walizki.
– No pewnie – odparła z przekąsem. – Przygody same cię znajdą, jak zawsze. Ale przynajmniej zrób sobie paznokcie, co?
– Nie jadę tam na łowy. Jadę, żeby syn miał wspomnienia – odcięłam się, bardziej dla samej siebie niż dla niej.
Kuba, który słyszał tylko ostatnie słowa, rzucił z kanapy:
– Mamo, a będą delfiny? I basen? I lody trzy razy dziennie?
– Wszystko będzie, obiecuję – uśmiechnęłam się i przytuliłam go mocno.
Nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam.
Poczułam, że coś się zaczęło
Upał uderzył mnie w twarz, kiedy tylko wysiedliśmy z autobusu. Chorwacja pachniała solą, rozgrzanym plastikiem i olejkiem do opalania. Hotel wyglądał dokładnie tak, jak na zdjęciach. Biały budynek z niebieskimi balustradami i palmami przy wejściu. Kuba aż podskakiwał z ekscytacji, a ja… chciałam po prostu rzucić się na łóżko i zapaść w sen bez końca.
– Mamo, zobacz! Mają zjeżdżalnię! – krzyczał, ciągnąc mnie za rękę.
– Zobaczysz wszystko po rozpakowaniu – odpowiedziałam zmęczonym głosem, ale nie miałam serca go stopować. Po tylu miesiącach zapracowanej monotonii wreszcie miał okazję być po prostu dzieckiem.
Pierwszy dzień minął nam spokojnie. Kuba bawił się sam przy basenie, robił babki z piasku i co chwilę zerkał w moją stronę, jakby upewniał się, że nie zniknę. Ja leżałam z książką, której i tak nie czytałam, bo moje myśli wciąż krążyły wokół tego, jak bardzo nie umiem się zrelaksować. Pod wieczór coś się zmieniło. Do Kuby podszedł chłopiec w podobnym wieku, opalony, z niebieskimi dmuchanymi rękawkami i ogromnym uśmiechem.
– Cześć, jestem Szymek! Chcesz się bawić? – zapytał.
– Jasne! – odparł Kuba bez wahania.
Zanim zdążyłam się podnieść, odezwał się do mnie jego ojciec. Wysoki, z zarostem i zmarszczkami wokół oczu.
– Przepraszam, że tak z zaskoczenia, ale wygląda na to, że nasze dzieci już się zaprzyjaźniły – powiedział z uśmiechem. – Jestem Artur.
– Sandra – odparłam krótko. – Nie mam czasu na pogaduszki, naprawdę…
– Spokojnie. Ja jestem tu tylko dla Szymka. Też samotny front – odpowiedział i usiadł kawałek dalej.
Nie odpowiedziałam. Dzieci śmiały się przy basenie, a ja poczułam, że coś się właśnie zaczęło. Coś, czego bardzo chciałam uniknąć.
Nie chciałam flirtować
Artur pojawiał się znikąd. Rano przy śniadaniu machał mi ręką zza stolika. Po południu siadał z książką obok mojego leżaka. Wieczorem przyprowadzał dzieci z animacji i rzucał: „dobranoc, Sandra”. Z każdym dniem coraz bardziej przypominał drzazgę. Niegroźną, ale irytującą. Nie szukałam towarzystwa. I na pewno nie mężczyzny. A już na pewno nie wdowca z miłym uśmiechem, który znał się na żartach dla sześciolatków lepiej niż ja.
– Nie jestem tu dla flirtów – powiedziałam mu pewnego popołudnia, kiedy usiedliśmy razem w cieniu, obserwując, jak Kuba i Szymek ścigają się w dmuchanym pontonie.
– A ja tylko dla Szymka. Rozumiem cię – odpowiedział spokojnie.
Ta odpowiedź zbiła mnie z tropu. Przez chwilę milczeliśmy, każde z nas zapatrzone w dzieci. Ja z napięciem. On z czymś, co wyglądało na szczery spokój. Zaczęłam go analizować. Miał na sobie znoszoną koszulkę, wytarte szorty i okulary przeciwsłoneczne, które co chwilę zsuwały mu się z nosa. Nie wyglądał jak typowy facet z aplikacji randkowej, których profile czasem przelatywałam wzrokiem z nudów i natychmiast żałowałam.
Wkurzało mnie, że był… normalny. Cierpliwy. Ciepły. Wkurzało mnie, że mówił do mojego syna z szacunkiem, którego nie znał nawet jego biologiczny ojciec. I wkurzało mnie najbardziej to, że moje serce drgnęło. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Kuba spał wtulony w pluszowego rekina, a ja patrzyłam w sufit i zadawałam sobie pytanie, którego nie zadawałam od lat. Czy ja jeszcze w ogóle potrafię kogoś polubić?
Jestem kobietą, a nie tylko matką
Wieczór z animacjami miał być dla dzieci, ale to ja poczułam się jak dziecko wypchnięte z bezpiecznego świata. Kuba chwycił mnie za rękę i spojrzał błagalnie:
– Mamo, zostań tu. Ja chcę zostać sam, z Szymkiem i resztą. Idź sobie na kolację, dobra?
Zanim zdążyłam zaprotestować, animatorzy przejęli dzieci, zapewniając mnie, że wszystko będzie w porządku. A ja? Stanęłam w korytarzu, jakby ktoś zaproponował mi wolność, której nie umiem unieść. Poszłam do hotelowej restauracji. Sama. Usadowiłam się przy stoliku w kącie, patrząc w menu, którego nie czytałam. Serce biło mi tak idiotycznie, jakby ktoś kazał mi iść na randkę w ciemno.
– Wolne? – Artur stał obok z talerzem i pytającym spojrzeniem.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, już siedział naprzeciwko. Rozmowa zaczęła się sztywno. Wymieniliśmy parę zdań o pogodzie, dzieciach, hotelowych śniadaniach. Ale potem, coś się otworzyło. Może przez lampkę wina, może przez to, że nikt nie pytał mnie, co sądzę o rekrutacji do podstawówki.
– Mój Szymek był wcześniakiem – powiedział nagle Artur. – Trzymali go w inkubatorze ponad miesiąc. Pamiętam, jak po raz pierwszy wziąłem go na ręce… miał głowę wielkości grejpfruta. Myślałem wtedy, że nie dam rady.
Zamilkł. Spojrzałam na niego. Nie grał. Nie opowiadał tej historii, żeby mnie oczarować. Po prostu mówił.
– Może jesteśmy tu dla dzieci, ale to nie znaczy, że my nie zasługujemy na nic więcej – dodał cicho, prawie szeptem.
Poczułam, jak coś się we mnie zmienia. Jakbym przypomniała sobie, że kiedyś też byłam kobietą, nie tylko matką.
Była taka jedna noc...
Z każdym kolejnym dniem zbliżaliśmy się do siebie niepostrzeżenie, tak jak woda sączy się w piasek. Powoli, ale nieodwracalnie. Już się nie broniłam. Siadaliśmy razem na leżakach, obserwowaliśmy dzieci, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Śmiałam się coraz częściej. Ale w środku… coś mnie blokowało. Była taka jedna noc. Kuba zasnął wyjątkowo wcześnie, zmęczony po całym dniu chlapania się z Szymkiem. Wyszłam na balkon, patrzyłam na rozświetlony hotel i trzymałam w dłoni kubek herbaty, która zdążyła wystygnąć. Nagle usłyszałam ciche pukanie. Artur.
– Nie spałaś – powiedział, jakby to coś znaczyło.
– Nie.
– Przejdziemy się?
Zgodziłam się. Spacerowaliśmy po pustej plaży, a szum morza mieszał się z moim chaosem w głowie.
– Powiem ci coś – zaczęłam w końcu. – Ja… nie wierzę już w mężczyzn.
Artur milczał chwilę.
– To uczciwe. Ja przez jakiś czas też nie wierzyłem w kobiety – uśmiechnął się gorzko. – Ale potem zrozumiałem, że to nie o wiarę chodzi. Tylko o odwagę. Żeby znowu spróbować.
Usiadłam na ławce. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
– Mój były… zostawił mnie, gdy Kuba miał trzy miesiące. Nie chciał być ojcem. Uważał, że dziecko to „życiowy ogranicznik”. Tak go nazwał. Ja wtedy przestałam być kobietą. Stałam się… logistyką, karmicielką, samotnością...
– Nie jestem jak on – odparł Artur cicho. – I nie oczekuję niczego. Tylko przyjaźni. Na początek.
To „na początek” siedziało we mnie jeszcze długo po powrocie do pokoju. A rano, przy śniadaniu, Kuba rzucił nagle:
– Fajny ten Szymek, a jego tata też jest spoko. Mógłby być naszym kolegą?
Zamarłam. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy uciekać.
Serce waliło mi jak głupie
Ostatni dzień wakacji miał w sobie coś niedopowiedzianego. Jakby wszyscy czuli, że coś się kończy, ale nikt nie chciał tego powiedzieć na głos. Szymek i Kuba biegali po plaży z wiaderkami, budując coś, co w zamyśle miało być fortecą, a wyglądało jak wielki piaskowy bałagan. My siedzieliśmy z Arturem na ręcznikach, oboje w milczeniu, które było wygodne.
– Dziś wieczorem pakowanie – powiedział w końcu. – Jutro rano wracacie?
– Tak. Lot do Warszawy o ósmej.
– My o dwunastej.
Znów cisza. Pociągnęłam łyk wody, udając, że jestem zajęta. Ale nie byłam. Serce waliło mi jak głupie.W drodze na lotnisko Kuba spał mi na kolanach, jeszcze z lekko mokrymi włosami po porannym prysznicu. Artur szedł obok nas z walizką i jego wzrok był… inny. Jakby cięższy. Na terminalu zatrzymaliśmy się przy odlotach. Czułam, jak zaciska mi się gardło.
– Spotkajmy się w Warszawie – powiedział nagle. – Dla chłopaków. Nie musimy nic udawać.
Popatrzyłam na niego dłużej, niż zamierzałam. W jego oczach było coś, czego się nie spodziewałam – spokój i cierpliwość.
– Dla dzieci – powiedziałam powoli. – I tylko dla nich.
Kiwnął głową. Kuba zaczął się wiercić i otworzył oczy.
– Już jesteśmy? A Szymek? Pożegnamy się?
Szymek podbiegł z tyłu i obaj chłopcy rzucili się sobie w ramiona, jakby żegnali się na wieczność.
– To nie jest film – rzuciłam cicho do Artura, czując, jak piecze mnie w kącikach oczu. – Wrócimy do rzeczywistości.
– Może – odparł. – Ale nawet w rzeczywistości można spróbować inaczej.
A potem zniknęli za bramką, a ja zostałam z Kubą i walizką, próbując zapanować nad czymś, czego nie potrafiłam nazwać.
A jednak coś się zmieniło
Warszawa przywitała nas hałasem, pośpiechem i szarością. Znowu był budzik o 6:20, płatki z mlekiem, poszukiwanie zagubionych butów i korek na Puławskiej. Kuba wrócił do przedszkola, ja do pracy. Niby wszystko po staremu. A jednak było jakoś inaczej. Nie pisałam do Artura. On też się nie odzywał. Mieliśmy się spotkać „dla dzieci”, ale w głębi duszy wiedziałam, że boję się sprawdzić, co się stanie, jeśli przekroczę tę granicę.
Wieczorami siedziałam w kuchni i słuchałam, jak Kuba opowiada babci przez telefon o „najlepszych wakacjach na świecie” i o „Szymku, który umie nurkować bez zaciskania nosa”. Uśmiechałam się wtedy, ale gdzieś wewnątrz ściskało mnie coś dziwnego. Złapałam się na tym, że przypominam sobie rozmowy z Arturem. Jak mnie słuchał. Jak patrzył. Jak milczał. To wszystko było… inne. Nie jak w romansach. Bez słodkości. Ale prawdziwe.
Pewnego wieczoru, kiedy Kuba już spał, a ja rozwieszałam pranie, usłyszałam sygnał wiadomości. Artur. „W niedzielę jest słońce. Może lody i park z chłopakami? Bez żadnej napinki. Będziemy na placu zabaw przy Królikarni.” Przez chwilę gapiłam się w ekran. Potem napisałam krótkie: „Ok. Do zobaczenia”. W niedzielę przyszliśmy do parku. Kuba wybiegł do Szymka, a ja usiadłam na ławce obok Artura. Słońce raziło w oczy. Pachniało kawą z termosu, ciastkami i trawą. I czymś jeszcze, czymś, co nie było strachem. A on spojrzał na mnie.
– Dzięki, że przyszłaś.
– Może to tylko przyjaźń – odpowiedziałam cicho. – A może coś więcej. Ale tym razem… nie ucieknę.
Sandra, 32 lata
Czytaj także:
- „Mój mąż to obibok, który nic nie robi w domu. Od roku mam firanki powieszone na drucie, ale dla niego to nie problem”
- „Młodszy o 10 lat facet miał dodać mi skrzydeł. Gdy zaszłam w ciążę, okazało się, że w domu mam jeszcze jedno duże dziecko”
- „Narzeczony zrobił mi taką niespodziankę, że do ołtarza prawie poszłam sama. Nie chcę dzieciaka za męża”