Reklama

Dosyć miałam kontroli

Miałam już prawie 16 lat, a rodzice wciąż traktowali mnie jak dziecko! Moje koleżanki mogły chodzić na imprezy i wracać z nich grubo po północy, podczas gdy ja musiałam być w domu punkt 22. One jeździły pod namiot ze znajomymi, mnie starzy powtarzali: „Nie ma mowy, to niebezpieczne!”. Im nikt nie robił awantury o dwa wypite piwa, ja zaś nie miałam życia przez tydzień, kiedy któregoś razu mama wyczuła ode mnie alkohol.

Reklama

Nic więc dziwnego, że w końcu nie wytrzymałam i po kolejnej kłótni z rodzicami po prostu wybiegłam z domu. Nie zamierzałam wracać. Już nigdy! A przynajmniej do czasu, aż starzy przemyślą sprawę i zrozumieją, że źle postępują.

Niedaleko naszego osiedla są pracownicze ogródki działkowe. Opuszczone. Co prawda, w kilku mieszka biedota, w niektórych koczują bezdomni, ale to głównie w tych położonych najbliżej bramy wjazdowej. Od razu więc skierowałam się dalej. Miałam zamiar znaleźć jakiś przytulny domek, włamać się do niego, a potem spędzić tam noc. Niech się rodzice martwią…

Chciałam dać im nauczkę

Dawniej często włóczyłam się po tych ogródkach z kolegami i zawsze znaleźliśmy sposób, by wejść do domku. A to przez niedomknięte lub wybite okno, a to dzięki rozwaleniu kopniakiem spróchniałych drzwi lub dzięki dziurze z tyłu budynku. Tak było i tym razem. Wybrałam domek chyba najbardziej oddalony od drogi. Był niewielki, drewniany, parterowy, ze wszystkich stron otoczony drzewami.

W ogródku i na werandzie ktoś wystawił stare meble – fotele, łóżko i jakieś szafki. Wszędzie też leżały porozstawiane zabawki. Pluszowe miśki i lalki, pewnie z lat 70. Po co? Nie mam pojęcia, możliwe, że mieszkała tu jakaś walnięta staruszka czy inny świr, bo wielokrotnie przechodziłam obok tego domu w przeszłości. Te lalki i misie były od zawsze.

Weszłam do domku i zaczęłam przeklinać się w myślach, że nie wzięłam ze sobą nic, co mogłoby się przydać, na przykład świec. Na szczęście po przeszukaniu szuflad, okazało się, że ktoś zgromadził tutaj przed laty całkiem pokaźną kolekcję gromnic. Zaczęło się ściemniać, więc zapaliłam kilka, po czym położyłam się na łóżku, i z dziką satysfakcją zaczęłam myśleć o tym, co teraz czują rodzice…

Obudził mnie jakiś hałas. Nie mam pojęcia, która mogła być godzina, bo oczywiście komórka mi siadła, ale noc za oknem była ciemna jak diabli, a świece zgasły. Tak, zgasły, a nie wypaliły się. Usiadłam na łóżku i próbowałam zapalić jedną z nich, ale jak na złość zapalniczka przestała działać, choć dopiero co napełniałam ją gazem.

Kim ona była?

Wtedy znów usłyszałam ten dźwięk. Dochodził z zewnątrz. Serce zabiło mi mocniej i natychmiast przypomniałam sobie słowa ojca: „Młoda dziewczyna nie powinna się włóczyć po nocach, za każdym rogiem może się czaić gwałciciel”.

Drżąc na całym ciele, podeszłam do drzwi i uchyliłam je lekko. Nikogo. Żywej duszy… Otworzyłam drzwi szerzej i wyszłam do ogrodu. Muszę przyznać, że przechadzając się w nocy wśród tych wszystkich miśków i lalek, poczułam się nieswojo. Mogły być zabawne w ciągu dnia, ale w nocy sprawiały dość upiorne wrażenie.

Nagle dostrzegłam coś dziwnego. O ile mnie oczy nie myliły w tych ciemnościach, w fotelu wystawionym w najdalszym kącie ogrodu ktoś siedział. I to nie była lalka!

Stałam jak skamieniała i gapiłam się na tę osobę, ale ona nie poruszyła się ani trochę. Zrobiłam więc krok do przodu, potem jeszcze jeden i jeszcze, aż w końcu byłam na tyle blisko, że mogłam bez cienia wątpliwości stwierdzić, że to dziewczynka. Mniej więcej w moim wieku. Oczy miała zamknięte, twarz białą jak kreda, a jej ubranie… cóż, dość powiedzieć, że ja bym czegoś takiego nie włożyła.

Ostrzegła mnie przed niebezpieczeństwem

Wyglądała, jakby spała albo… W pewnym momencie z przerażeniem spostrzegłam krew na jej skroniach. Gdy podeszłam jeszcze bliżej, wyraźnie zobaczyłam wielką czerwoną ranę z boku głowy, którą nieco maskowały gęste czarne włosy. „O, cholera! Ktoś musiał ją zabić, i to całkiem niedawno, tuż pod moim nosem” – pomyślałam przerażona.

I nagle dziewczynka otworzyła oczy! Spojrzała na mnie i szepnęła:

– Uciekaj, on zaraz tu będzie!

Nie musiała mi dwa razy powtarzać. Zerwałam się z miejsca, wybiegłam przez furtkę i pognałam, ile sił w nogach, w stronę bramy wjazdowej. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie goni, jest tuż za mną i zaraz mnie dorwie. Myślałam, że zwariuję ze strachu.

Odetchnęłam z ulgą, dopiero gdy znalazłam się na swoim osiedlu. Spojrzałam w górę. W oknach naszego mieszkania paliło się światło, chociaż na pewno było już bardzo późno. „Kochani rodzice, jak dobrze będzie do nich wrócić…”– pomyślałam i nagle poczułam się bardzo bezpieczna. Mojego nastawienia nie zmienił nawet fakt, że kiedy już mama wyściskała mnie i wycałowała za wszystkie czasy, ciesząc się, że jestem cała i zdrowa, dostałam szlaban do końca życia.

Nie powiedziałam nikomu o swojej nocnej przygodzie. Bałam się. Byłam pewna, że wkrótce usłyszę o poranionej dziewczynce w mediach, ale nie doczekałam się nawet wzmianki. Z tego wszystkiego sama zaczęłam szukać informacji o zbrodni na terenie ogródków w naszej okolicy. I znalazłam.

Reklama

Zginęła tam dziewczyna, która uciekła z domu. Miała 15 lat i poniosła śmierć od uderzenia ciężkim narzędziem w głowę. Kiedy ją znaleźli, siedziała w fotelu przed domem. Mordercy nigdy nie odnaleziono. To było 50 lat temu…

Reklama
Reklama
Reklama