„Udzielałam korepetycji licealistom. Bardziej niż matma interesowała ich sztuka uwodzenia”
„– Adam! – odsunęłam się gwałtownie, zaskoczona jego bezczelnością. Przez chwilę patrzył na mnie z tym swoim głupkowatym uśmiechem, jakby wcale nie widział, że przekroczył wszelkie granice. – Myślałem, że to żaden problem… taki niewinny pocałunek – mruknął z lekkim zawstydzeniem, ale też wyraźnym rozczarowaniem”.
- Redakcja
Wszystko zaczęło się niewinnie – ot, parę dodatkowych lekcji z matematyki, które miały pomóc mi podreperować studencki budżet. Sądziłam, że wystarczy zasiąść z licealistami, powtórzyć równania kwadratowe, proporcje, funkcje liniowe i po sprawie. Nie miałam pojęcia, jak szybko sytuacja wymknie się spod kontroli.
Adam i Paweł byli moimi pierwszymi uczniami. Na początku wydawali się całkiem skupieni – przynajmniej starali się tak wyglądać. Adam, osiemnastolatek z ironicznym uśmieszkiem, i Paweł, trochę spokojniejszy, siedemnastoletni chłopak, wydawali się zdeterminowani, żeby poprawić swoje oceny.
Ale już po kilku spotkaniach zauważyłam, że coś jest nie tak. Czasem, kiedy tłumaczyłam jakieś zadanie, czułam na sobie ich spojrzenia. Początkowo myślałam, że po prostu nie nadążają, że próbują jakoś to wszystko ogarnąć. Ale to nie było to.
Czułam się niezręcznie
Adam zaczął wrzucać swoje żarciki – początkowo delikatnie, potem coraz bardziej bezpośrednio. Paweł z kolei... hm, on wybierał raczej drogę nieśmiałych uśmiechów i patrzenia mi w oczy trochę za długo. Czułam, że coś się tu dzieje, że ta matematyka jest dla nich tylko pretekstem do czegoś więcej. A ja, szczerze mówiąc, zaczynałam się zastanawiać, jak długo jeszcze wytrzymam, zanim w końcu zacznę ich ignorować.
Ale wieczorem, przy winie z Martą, moja przyjaciółka tylko się śmiała, kiedy opowiadałam jej o tej sytuacji.
– Może ich mózgi rzeczywiście potrzebują pobudzenia – mrugnęła, rozbawiona. – Nie zapominaj, Magda, że młodzi chłopcy zawsze próbują podrywu.
Z jednej strony się śmiałam, z drugiej – zastanawiałam się, jak mam im dać do zrozumienia, że przyszli tu tylko po to, żeby poprawić swoje wyniki, a nie na podryw.
Bawiły mnie te szczeniackie żarty
Na jednej z lekcji Adam przyszedł wyraźnie w dobrym nastroju. Wszedł z tym swoim uśmieszkiem, rzucając torbę na krzesło, i zamiast wyciągnąć zeszyt, od razu zaczął od żartu.
– Wie pani co to jest ta cała nieskończoność? – zapytał, wbijając we mnie wzrok z niebezpiecznie pewną siebie miną.
Podniosłam brew, nie dając mu satysfakcji i wracając wzrokiem do rozwiązywanego równania.
– No proszę, oświeć mnie – odpowiedziałam, starając się, żeby zabrzmiało to bardziej stanowczo niż rozbawiona byłam w rzeczywistości.
– Wystarczy policzyć, ile razy pomyślałem o pani – wypalił, pochylając się nad biurkiem i próbując złapać mój wzrok. – Na pewno byłoby to więcej niż nieskończoność, pani Magdo.
Poczułam, że kącik moich ust unosi się w uśmiechu, ale tylko na moment. Spojrzałam na niego chłodno.
– Adam, może lepiej policz, ile masz jeszcze zadań do zrobienia, zanim zdasz maturę – odpowiedziałam, odkładając długopis i krzyżując ręce.
W pokoju zrobiło się dziwnie cicho. Paweł, który dotąd siedział spokojnie obok, skrzywił się, ewidentnie niezadowolony z występu kolegi.
– No dobra, dobra... żartowałem – mruknął Adam, udając skruszonego, ale w jego spojrzeniu widziałam cień satysfakcji.
Smarkacz nie odpuszczał
Kolejne zajęcia z Adamem i Pawłem miały przynieść zaskakujący zwrot. Adam, najwyraźniej zachęcony ostatnią lekcją, przyszedł tym razem pełen jeszcze większej pewności siebie. Paweł, jak zwykle bardziej stonowany, usiadł na swoim miejscu, wyciągnął zeszyt i zaczął przeglądać notatki, ale Adam od razu przejął inicjatywę.
– Pani Magdo, pani to chyba powinna doradzać, jak wzbudzać zainteresowanie, a nie tylko jak liczyć równania – rzucił, wpatrując się we mnie z rozbrajającą miną. – Na przykład takie równania... miłosne. Na pewno mogłaby pani coś na ten temat powiedzieć, prawda?
Próbowałam to zignorować, pochylając się nad podręcznikiem, ale Adam kontynuował.
– A powiedzmy, że chciałbym policzyć, jakie mam szanse na... coś więcej niż tylko piątkę na świadectwie? – Spojrzał na mnie przymrużonymi oczami, uśmiechając się przy tym tak, że wiedziałam, iż czeka na moją reakcję.
– Adam, skup się może na nauce, bo inaczej żadna piątka ci nie grozi – odpowiedziałam, próbując przybrać najbardziej profesjonalny ton, na jaki było mnie stać.
Ale z tyłu głowy czułam, jak trudniej jest mi zachować powagę. Paweł przewrócił oczami, znużony pokazem kolegi, po czym mruknął:
– A może po prostu zajmiemy się zadaniami?
– Jasne, jasne – rzucił Adam, rozsiadając się wygodnie. – Ale jeśli będę miał problemy, liczę na specjalną pomoc...
Na tej lekcji czułam, że coś jest nie tak od samego początku. Adam był bardziej rozkojarzony niż zwykle, a jego zaczepki stały się wręcz nachalne. Paweł wyszedł wcześniej – miał jakieś dodatkowe zajęcia – więc zostałam z Adamem sama, licząc, że wreszcie skupi się na matematyce. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że moje nadzieje były płonne.
Próbował mnie pocałować
– Pani Magdo… – zaczął, patrząc na mnie uważnie, a w jego oczach widziałam ten specyficzny błysk. – Może byśmy kiedyś poszli na kawę, tak… poza lekcjami?
Z trudem powstrzymałam westchnienie.
– Adam, serio, lepiej skup się na lekcjach – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, próbując obrócić wszystko w żart. Ale Adam się nie zraził.
– Oj, pani Magdo… taka kawa to byłaby dla mnie najlepsza motywacja – rzucił, pochylając się coraz bliżej.
Nagle poczułam jego dłoń na swojej, a zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, nachylił się tak, że nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry.
– Adam! – odsunęłam się gwałtownie, zaskoczona jego bezczelnością.
Przez chwilę patrzył na mnie z tym swoim głupkowatym uśmiechem, jakby wcale nie widział, że przekroczył wszelkie granice.
– Myślałem, że to żaden problem… taki niewinny pocałunek – mruknął z lekkim zawstydzeniem, ale też wyraźnym rozczarowaniem.
Widząc moją minę, w końcu cofnął się, odwracając wzrok.
– Adam, jesteś tu na zajęciach z matmy, a nie z uwodzenia. Zrozumiano?
Przeprosił za swoje zachowanie
Na kolejnych zajęciach Adam pojawił się wyraźnie skruszony. Wszedł cicho, unikał mojego wzroku i od razu usiadł przy biurku, otwierając zeszyt. Gdy Paweł dołączył po chwili, atmosfera była napięta, a ja w duchu miałam nadzieję, że tym razem będzie spokojnie. Zaczęliśmy przerabiać zadania, a ja powoli zaczynałam wierzyć, że Adam naprawdę wyciągnął wnioski z ostatniego incydentu. Niestety, ta cisza nie trwała długo.
– Pani Magdo, chciałem panią przeprosić – powiedział w końcu, przerywając rozwiązywanie równań i wpatrując się we mnie z miną, która miała chyba wyglądać poważnie. – Trochę przesadziłem ostatnio. Naprawdę chcę się skupić na nauce… i być lepszym uczniem.
Skinęłam głową, nie chcąc wracać do tego tematu. Ale Paweł, wyczuwając, że coś było na rzeczy, spojrzał na Adama z niedowierzaniem.
– No, Adam, naprawdę? Bo jakoś nie zauważyłem, żebyś kiedykolwiek się czymś przejmował… – rzucił z lekkim uśmiechem, ale Adam tylko przewrócił oczami, zbywając uwagę kolegi.
– No dobra, Paweł, spokojnie – mruknął, po czym nagle zmienił temat, jakby nic się nie stało. – Wie pani co? Ostatnio nawet sobie myślałem, że gdyby wszystkie nauczycielki były takie jak pani, to szkoła byłaby całkiem przyjemna.
Poczułam, jak znowu włącza się we mnie ten wewnętrzny sygnał alarmowy. Uśmiechnęłam się, ale surowo popatrzyłam na Adama.
– Adam, chyba mówiliśmy już o tym, że te komentarze niczego nie zmienią, poza twoją sytuacją na maturze, jeśli się nie ogarniesz – powiedziałam chłodno.
Musieli się skupić
Paweł zacisnął wargi, spoglądając z irytacją na kolegę. Najwyraźniej zaczynał mieć dość całego „przedstawienia”, bo przez resztę lekcji rzucał Adamowi krzywe spojrzenia, a kiedy ten znowu próbował żartować, Paweł w końcu rzucił zirytowany:
– Może skończ już, Adam. Nie przyszliśmy tu dla ciebie, a ty tylko utrudniasz.
Adam zmieszał się, rzucając Pawłowi szybkie spojrzenie, ale w końcu zamilkł. Skupił się na zadaniach, a ja pierwszy raz od dłuższego czasu mogłam poprowadzić lekcję bez kolejnych przerywników. Jednak w głowie kłębiły mi się myśli – widziałam, że choć udawał skruchę, jego zaczepki wcale się nie skończyły.
Po ostatnich zajęciach poczułam ulgę, jakby jakiś ciężar spadł mi z serca. Adam i Paweł podziękowali mi za pomoc, choć Adam rzucił jeszcze na pożegnanie, z tym swoim uśmieszkiem:
– To co, może jednak ta kawa po maturze?
Uśmiechnęłam się lekko, ale bez cienia zachęty.
– Najpierw matura, Adam. Potem zobaczymy, gdzie nas życie poniesie.
Paweł przewrócił oczami i pociągnął kolegę za ramię, wyraźnie zniecierpliwiony. Patrzyłam, jak odchodzą, a w głowie miałam mieszane uczucia – z jednej strony cieszyłam się, że to koniec tych niezręcznych sytuacji, a z drugiej… cóż, trochę mi było żal. Byłam dla nich kimś ważnym, pewnie bardziej niż nauczycielką matematyki.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, odetchnęłam. Może rzeczywiście więcej zapamiętają z tych zajęć niż tylko wzory i równania.
Magda, 23 lata