Reklama

Gdy opuszczałam Polskę, nie zakładałam z góry, że nie wrócę już tutaj. W końcu posiadałam swoje lokum, które przypadło mi w spadku po dziadkach oraz dobrą pracę. Powód mojej emigracji wcale nie był zatem związany z finansami. Pojechałam tam...za miłością. Szaleńczo zakochałam się bowiem w pewnym przystojniaku z Hiszpanii.

Reklama

Skradł moje serce do tego stopnia, że nie widziałam nic poza nim. On z kolei za nic na świecie nie chciał słyszeć nawet o tym, żeby zamieszkać w Polsce. Było tu, jego zdaniem zbyt zimno i bardzo ponuro. Z tego powodu to właśnie ja byłam zmuszona wyemigrować do Madrytu.

To była historia jak z filmu

Tam jednak wyszło szydło z worka. Okazało się, że facet, którego tak kochałam całym sercem, w rzeczywistości jest zupełnie inny. Nagle zniknęły jego maniery, a w ich miejsce pojawiło się mocno władcze zachowanie i nieustające pretensje. W momencie, gdy zaczął mi wmawiać, że jako kobieta z mniej zamożnego kraju powinnam go bezwzględnie słuchać, bo... on jest ode mnie bardziej inteligentny, nie wytrzymałam. Szybko chwyciłam za walizki i się wyprowadziłam!

Od razu postanowiłam, że wracam do Polski, ciesząc się jednocześnie w duchu, że przed wyjazdem nie pozbyłam się swojego lokum. Nagle, zupełnie niespodziewanie w hali oczekiwania na lotnisku, dogonił mnie kumpel Alejandra. Przybiegł z ogromną wiązanką krwistoczerwonych róż, uklęknął przede mną i błagał wręcz, żebym została.

– Straciłem dla ciebie głowę w momencie, kiedy cię tylko ujrzałem! – wyznał mi szczerze i niemal siłą nie pozwolił odjechać.

Pablo znacznie różnił się od Alejandro, a ja nigdy nie pożałowałam podjętej decyzji. To prawdziwy dżentelmen, dla którego to właśnie ja i moje szczęście jestem najważniejsza. Dwa lata później wzięliśmy ślub, a na nasze wesele w przepięknej Katalonii udało mi się zaprosić całą rodzinę, łącznie z moim najukochańszym bratem.

Mąż nie polubił mojego brata

Michał jest młodszy ode mnie o dekadę. W czasie, kiedy mieszkałam w Hiszpanii, bardzo często brakowało mi jego towarzystwa. Tęskniłam za nim. Co prawda, odwiedzał mnie w czasie wakacji, ale to zupełnie co innego niż kiedy byłam na miejscu, w Polsce. Jedynym, co mnie trochę martwiło, był fakt, że niezbyt się chyba polubili z Pablem. Mój ówczesny narzeczony, a późniejszy małżonek, nigdy w żaden sposób nie oponował wizytom Michała u nas, ale zdawałam sobie sprawę, że myśli o nim, jako o leniu i darmozjadzie.

Pablo wielokrotnie zachęcał Michała, żeby ten wykorzystał czas spędzony w Hiszpanii chociażby na naukę języka hiszpańskiego albo też znalazł sobie jakąś fuchę i trochę dorobił. Jednak mój brat za każdym razem zdecydowanie wolał wylegiwać się na piasku z piwkiem w ręku. Piwkiem, które zazwyczaj stawiałam mu ja albo jakieś zupełnie nowo poznane dziewczyny. Choć gdzieś tam w sercu i ja czułam, że mój mąż ma rację, to kochałam przecież brata i przymykałam oko na to, jak postępuje.

– Jest jeszcze w końcu młody, niech się wyszaleje! Jak nie teraz, to kiedy? Ma jeszcze dużo czasu na różne obowiązki – broniłam go usilnie przed mężem.

Chciałam sprzedać mieszkanie

Czas leciał, na świat przyszła dwójka naszych maluchów, a my z Pablem nieustannie cieszyliśmy się każdą wspólną chwilą. Po paru latach jednak sytuacja w Hiszpanii zaczęła się znacznie pogarszać… Instytucje finansowe zaczęły z dużo większą ostrożnością dawać kredyty, a my potrzebowaliśmy już przenieść się do większego lokum.

Dużo czasu spędziłam, zastanawiając się nad rozwiązaniami będącymi w naszym zasięgu. Czy lepiej spieniężyć trzypokojowe mieszkanie w Polsce, czy dalej je zatrzymać, jako inwestycję? Być może kiedyś jedno z naszych dzieci będzie chciało zamieszkać w Polsce? A może będzie tak, że to ja zatęsknię za powrotem w rodzinne strony? Tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo…

Finalnie postanowiłam sprzedać mieszkanie. Szczególnie, że ten cały kryzys zaczął się powoli rozprzestrzeniać w całej Europie i coraz więcej osób mówiło, że w Polsce ceny mieszkań też mogą szybko i mocno polecieć w dół. Stwierdziłam, że jeśli mam sprzedać mieszkanie, to chyba lepiej zrobić to już teraz, zanim będzie za późno i dużo stracę.

Brat miał mi pomóc

Niestety, akurat wtedy nie było mi dane wyjechać się do kraju, żeby osobiście zająć się procesem sprzedaży, który mógł przecież trwać dość długo. Tygodniami, a nawet miesiącami. Jednak od czego jest rodzina? Michałowi przekazałam więc stosowne pełnomocnictwa notarialne. Jego zadaniem było z kolei informowanie mnie o tym, jaką sumę potencjalni kupcy byliby chętni zapłacić za te trzy pokoje, a następnie sfinalizowanie transakcji do samego końca i zadbanie o całą resztę formalności. W zamian za pomoc w tym przedsięwzięciu miał otrzymać całe dziesięć procent ze sprzedaży, co stanowiło bardzo dobrą stawkę.

Na samym początku wszystko układało się zupełnie, jak w bajce. Michał informował na bieżąco o wszystkim, co robił. Minęło kilka miesięcy, zanim udało mu się wyszukać klienta, i to wcale nie byle jakiego, bo przystał na pierwotną kwotę bez żadnego "ale". Niestety, jak się później okazało, człowiek ten w ostatniej chwili rozmyślił się.

Zaczęły się kłopoty

Proces sprzedaży mojego lokum wciąż się przeciągał, ale też kontakt z moim bratem stawał się coraz mocniej utrudniony. Utrzymywał, że ma bardzo dużo pracy i to w miejscu, gdzie kiepsko jest z zasięgiem sieci komórkowej, co, jak mówił, było powodem jego coraz częstszej niedostępności pod telefonem. Pablo także odczuwał zaniepokojenie, ponieważ znalazł idealne dla nas mieszkanie w pobliżu Barcelony i bardzo pilnie musieliśmy zdobyć pieniądze na ten cel. W związku z tym zdecydowałam się sama udać do Polski, aby osobiście zająć się kwestią sprzedaży mieszkania.

Z moim bratem zupełnie już nie dało rady się porozumieć, ale przecież nie musiałam mieć jego zgody, żeby wejść do swojego mieszkania. W końcu miałam własne klucze, więc wydawało się, że nic nie stoi na przeszkodzie. Stanąwszy jednak tuż przed drzwiami, ze zdumieniem odkryłam, że klucze, które mam... zupełnie nie pasują do zamka.

– No nie, o co tutaj chodzi? – poczułam narastającą irytację. – Czemu Michał zamontował nowe zamki?!

Moi rodzice mają dom na obrzeżach. Stałam więc przed wyborem – albo do nich pojechać, albo ściągnąć szybko jakiegoś fachowca od zamków, żeby mnie wpuścił do własnego lokum. Nie kusiła mnie wcale bowiem mnie wizja przemieszczania się komunikacją z tymi walizkami, a branie taksówki na taką odległość pochłonęłoby zbyt dużo kasy. Doszłam do wniosku, że transport taksówką wyniesie mnie znacznie drożej niż ślusarz i zdecydowałam się go wezwać.

Byłam w szoku

Dotarł po piętnastu minutach i od razu zabrał się do obowiązków. Gdy już było po wszystkim, przekroczyłam próg mieszkania i...zupełnie oniemiałam…

To przecież nie są moje cztery kąty! – zawołałam osłupiała.

Całe wnętrze prezentowało się zupełnie inaczej, niż było to u mnie! Nieznane mi meble, na ścianach tapety, dzieła sztuki i wyposażenie kuchenne… Nie wiedziałam, co robić i co myśleć. Michał przecież ani słowem nie wspomniał o jakichkolwiek zmianach. Dlaczego więc zdecydował się na to bez żadnej konsultacji ze mną, a tym bardziej mojej aprobaty? I gdzie, do cholery, podziały się moje wszystkie rzeczy?

Uregulowałam należność u fachowca od zamków, a następnie przysiadłam na krześle. Nagle do lokalu wpadła jakaś obca platynowa blondynka, prowadząc za rękę dziecko.

A pani co tutaj robi?! – wypaliła z wyraźnym oburzeniem.

Tego się nie spodziewałam

Nie mogłam uwierzyć w to co od niej usłyszałam. Ponadto, kobieta po chwili stwierdziła, że… weszłam bez pozwolenia, czyli zupełnie, jakbym się włamała do lokum jej byłego męża! Dopiero kiedy sobie wszystko wytłumaczyłyśmy na spokojnie, wyszło na jaw, że mój brat już jakiś czas temu spieniężył moje mieszkanie, sprzedając je temu facetowi, który kiedyś chciał je nabyć. Tyle że zupełnie „zapomniał" mi o tym powiedzieć.

Byłam strasznie skołowana. Dobrze chociaż, że wezwany przez swoją byłą żonę pan R. nie oskarżył mnie ani o włam, ani też o zniszczenie zamków, a zamiast tego poczęstował mnie kawą. A na koniec nawet podrzucił mnie do moich rodziców własnym autem. Stwierdził, że w takim stanie nie pozwoli mi na to, bym jechała sama.

Drań żył za moją kasę

No i co teraz? Bez sensu przecież było angażować w to wszystko mamę i tatę. Miałam mocne obawy, że będą zszokowani faktem, że mój rodzony brat mnie tak oszukał. Gdy tam dotarłam, dowiedziałam się, że Michał wyprowadził się od rodziców i wynajął sobie mieszkanie, otworzył też jakiś biznes i w ogóle stał się bardzo niezależny. No tak, a wszystko dzięki mojej kasie...

Dowiedziałam się w końcu, gdzie mieszka – okazało się, że wynajmował apartament w bardzo ekskluzywnym budynku. Udałam się tam już o świcie i zobaczyłam Michała. Był w piżamie. Chyba się mnie nie spodziewał.

– Siemka, siostrzyczko! – wybełkotał.

– Mów, gdzie podziałeś moją kasę za mieszkanie? – warknęłam, wchodząc do środka. – Widzę, że przepuszczasz ją na prawo i lewo.

– To nie o to chodzi! To jest inwestycja! Muszę mieć przecież miejsce, gdzie będę mógł spotykać się ze swoimi klientami. Przecież nie mogę ich przyjmować w jakiejś dziurze, bo stracą ochotę na robienie ze mną biznesów! – usprawiedliwiał się, a potem nakreślił mi obraz wspaniałego interesu bez wad, w który zainwestował moje pieniądze.

Nie daruję mu tego

Nie dawałam wiary żadnej z jego wypowiedzi. Michał nie miał zielonego pojęcia o prowadzeniu jakiegokolwiek biznesu. Nie miałam więc już żadnych widoków na odzyskanie funduszy, które zainwestował zgodnie z prawem, bowiem przedsiębiorstwo założone przez Michała ogłosiło upadłość. Oficjalnie. Co prawda, mogłabym z powodzeniem zapewnić własnemu bratu pobyt w więzieniu, ale, nawet gdyby tak było, nie ujrzałabym ani jednej złotówki. Ponadto, przecież jest on członkiem mojej najbliższej rodziny.

Razem z Pablo doszliśmy więc do wniosku, że Michał powinien wszystko odpracować... Mój małżonek szybko zorganizował mu zatrudnienie w Hiszpanii, a jakiś procent z jego zarobków jest systematycznie przeznaczany na uregulowanie zobowiązania finansowego, które mój brat ma wobec nas. Żywię nadzieję, że to doświadczenie, to, co się wydarzyło pozwoli Michałowi w końcu się opamiętać. Że wydorośleje i zacznie żyć jak dojrzała i dorosła osoba.

Reklama

Kamila, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama