Reklama

Z Sylwią znamy się od zawsze. To nie jest taki rodzaj znajomości, gdzie trzeba sobie przypominać, jak to się zaczęło – my po prostu byłyśmy obok siebie w podstawówce, w liceum, na osiemnastkach, w chwilach, gdy ktoś nas ranił, i wtedy, gdy życie jeszcze wydawało się nieskomplikowane.

Byłyśmy blisko

Ona była moim stałym punktem odniesienia – tak jakby świat kręcił się wokół nas dwóch. Wiedziałyśmy o sobie wszystko. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Sylwia zawsze była silniejsza. Miała pewność siebie, której mi brakowało. To ona podejmowała decyzje, ciągnęła mnie za rękę, gdy się wahałam, mówiła głośno to, o czym ja bałam się nawet pomyśleć. Ja raczej stałam z boku. Analizowałam, słuchałam. Kochałam ludzi po cichu, ale intensywnie. Byłam lojalna i ufałam – często bardziej innym niż samej sobie.

Gdy poznałam Krzyśka, poczułam coś, czego nie znałam wcześniej. Był zupełnym przeciwieństwem Sylwii – wyważony, ciepły, nie pchał się na pierwszy plan. Nie imponował wszystkim dookoła, ale przy nim serce mi zwalniało. Nie od razu wiedziałam, że to miłość. Ale gdy już to przyszło, pochłonęło mnie całkowicie.

Z początku to były drobiazgi. Jakieś spojrzenia, dziwne pytania, niby żarty, z których nie umiałam się śmiać. Sylwia zaczęła się zachowywać inaczej, kiedy tylko Krzysiek był w pobliżu. Mówiła do niego tonem, którego wcześniej nie znałam. Zimnym, podszytym ironią, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że nie ma do niego ani odrobiny szacunku.

Myślałam, że go nie lubi

Pamiętam spotkanie w kawiarni. Było nas czworo: ja, Sylwia, Krzysiek i Tomek, znajomy z roku. Rozmawialiśmy o zajęciach, śmialiśmy się z jakiegoś głupiego testu, który wszyscy oblaliśmy. W pewnym momencie Sylwia nachyliła się do mnie z uśmiechem i powiedziała wystarczająco głośno, żeby każdy usłyszał:

– No ale serio, Klaudia, pan bezosobowy? To chyba pierwszy raz, kiedy z kimś tak cichym się spotykasz. Zawsze miałaś słabość do typów z ikrą, a ten twój to chyba nawet nie wie, co to znaczy.

Zamarłam, nie wiedząc, jak zareagować. Krzysiek spojrzał na nią bez słowa, a potem przeniósł wzrok na mnie. Widziałam w jego oczach zawód. Może myślał, że stanę w jego obronie, ale nie powiedziałam nic. Przełknęłam tę uwagę, jak przełyka się coś, co nie chce przejść przez gardło.

Wróciłam wtedy do domu sama. Krzysiek pożegnał się wcześniej, mówiąc tylko, że ma coś do zrobienia. Nie dzwonił wieczorem, nie napisał. Siedziałam z telefonem w ręku, a w głowie kłębiły mi się pytania, na które nie miałam odpowiedzi: Czy Sylwia naprawdę się o mnie martwi? Czy to tylko zazdrość? Może widzi coś, czego ja nie dostrzegam? Może Krzysiek naprawdę nie jest dla mnie? A może po prostu nie potrafię nikomu zaufać tak, jak jej?

To był koniec

Zaczęło się od milczenia. Z Krzyśkiem rozmawialiśmy coraz rzadziej, a kiedy już do siebie mówiliśmy, brzmiało to jak rozmowa dwóch osób, które udają, że wszystko gra. W końcu przyszedł dzień, kiedy spojrzałam na niego i poczułam, że już nie wiem, kim dla siebie jesteśmy. Nie było kłótni. Po prostu powiedziałam, że może nie jesteśmy dla siebie. On tylko skinął głową. Tyle.

Sylwia była wtedy obok, jak zawsze. Przyniosła moje ulubione lody, obejrzała ze mną trzy odcinki jakiegoś serialu i powiedziała:

– Widzisz? Mówiłam, że zasługujesz na coś więcej.

Starała się, żeby nie było czasu na myślenie. Wyciągała mnie z domu, namawiała na nowe ubrania, nowe znajomości, nowe początki. Mówiła, że teraz będzie już tylko lepiej, że Krzysiek to tylko epizod, że takie rzeczy się zdarzają. A ja kiwałam głową. Czułam ulgę, ale też jakiś cichy sprzeciw w środku. Nie potrafiłam się w pełni cieszyć. Niby wszystko było tak, jak powinno – przyjaciółka przy mnie, koniec związku, który się nie układał. Tylko czemu miałam wrażenie, że coś zostało mi odebrane, zanim sama zdążyłam zdecydować?

Zobaczyłam ich

Któregoś dnia poszłam do galerii handlowej i szłam już w stronę wyjścia, kiedy ich zobaczyłam. Sylwia i Krzysiek, szli naprzeciwko mnie, trzymali się za ręce i śmiali z czegoś. On coś jej szeptał do ucha, a ona odwracała głowę, udając, że nie chce słuchać, ale widziałam, że była cała rozpromieniona.

Zatrzymałam się nagle. Po prostu nie umiałam zrobić kroku. Sylwia mnie zauważyła, ale nie odwróciła wzroku. Patrzyła prosto na mnie, spokojnie, prawie obojętnie. Krzysiek też mnie dostrzegł. Puścił jej rękę i podszedł. Sylwia została w tyle.

– To nie było planowane – powiedział. Głos miał niski, nieco zachrypnięty. – To się po prostu stało.

Nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam w jego oczy, które znałam przecież tak dobrze, a teraz wydawały mi się zupełnie obce. Sylwia podeszła powoli.

– Nie muszę ci się tłumaczyć – powiedziała cicho. – Zerwałaś z nim. Byłam przy tobie, pamiętasz?

Patrzyłam na nią i czułam, jak wszystko we mnie cichnie. Stałam tam i tylko oddychałam, jakby mój organizm potrzebował przypomnieć sobie, jak się żyje, kiedy już nic nie jest takie, jak było.

Zdradzili mnie

Wracałam do domu powoli, jakbym chciała odwlec ten moment, kiedy będę musiała być sama ze sobą. Włożyłam klucz do zamka, zdjęłam buty, usiadłam na podłodze i patrzyłam przed siebie. Nie miałam siły nic robić. Nawet płakać.

Napisałam do niej wiadomość: „Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłaś grać pod siebie, ale bolało mnie to mniej, kiedy myślałam, że jesteś po mojej stronie. Przynajmniej wtedy umiałaś dobrze udawać”. Wysłałam i odłożyłam telefon. Nie liczyłam na odpowiedź. Oddzwoniła po dwóch dniach. Głos miała spokojny, może trochę zmęczony. Zaproponowała, żebyśmy się spotkały. Zgodziłam się. Ciekawość wygrała ze złością. Spotkałyśmy się w parku, usiadłyśmy na ławce i przez chwilę milczałyśmy. Sylwia patrzyła gdzieś w bok.

– Wiem, że to wygląda źle – powiedziała. – Ale życie nie jest czarno-białe. Po prostu tak wyszło.

– Zaczęłaś z nim kręcić, kiedy jeszcze z nim byłam? – zapytałam wprost.

Było mi przykro

Zamilkła. Przez chwilę myślałam, że nic nie powie. W końcu spojrzała na mnie.

– Nie planowaliśmy tego. To się wydarzyło. I… nie żałuję.

Poczułam, że wszystko, co kiedyś o niej myślałam, nagle traci sens. Już nie widziałam w niej przyjaciółki, która zna mnie na wylot, tylko kogoś obcego, kto mówi do mnie rzeczy, które ranią, jakby to było coś naturalnego.

– Byłaś moją najlepszą przyjaciółką. A teraz jesteś tylko kimś, kto zdradził wszystko, co miałyśmy – powiedziałam cicho.

Sylwia wzruszyła ramionami.

– To nie zdrada. To życie. Ty się poddałaś, ja nie.

Nie odpowiedziałam. Wstałam i odeszłam, bez gniewu, bez dramatów, tylko z pustką, której nie da się już zasypać słowami.

Klaudia, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama