„Wskoczyłbym za narzeczoną w otchłań i dziś byłbym na tamtym świecie. Spuściła moją miłość w szambie”
„Już się tak zdarzało, że wyłączała się na kilka godzin. Twierdziła potem, że musiała wyciszyć powiadomienia, że chciała się skupić. Mówiła to spokojnie, z uśmiechem, jakby nie widziała w tym nic złego”.

- Redakcja
Gdy dziś myślę o tamtym czasie, czuję jakby to był sen – jeden z tych, które kończą się duszącym uczuciem i przyspieszonym biciem serca, ale zarazem tak realnych, że budzisz się z pytaniem: „czy to naprawdę się stało?”. Warszawa wtedy wydawała mi się większa, niż była w rzeczywistości. Może dlatego, że byłem sam. Nowe miasto, studia, akademik, obcy ludzie. Tęskniłem za domem, za znanym rytmem dnia, za twarzami, które coś dla mnie znaczyły.
Wpadłem po uszy
Paulinę poznałem przez znajomych z wydziału. Nie pamiętam, kto dokładnie ją przyprowadził na domówkę – może Anka, może Maciek – ale wiem, że kiedy weszła, poczułem, jak coś mi się przesuwa w środku. Była trochę wycofana, ale w jej oczach była iskra. Nie flirtowała, nie kokietowała. Po prostu była sobą. I właśnie to mnie w niej urzekło.
Zaczęliśmy się spotykać niemal od razu. Wszystko działo się szybko. Kawa, potem kolacja, potem nocne spacery po Powiślu. Gdy trzymałem ją za rękę, miałem wrażenie, że świat się uspokaja. Że w tym chaosie nowego życia ona będzie moim stałym punktem odniesienia.
Zakochałem się bezgranicznie. Paulina stała się moim centrum. W akademiku śmiali się, że „Kamil już nie istnieje bez swojej Pauliny”, i choć się śmiałem razem z nimi, wiedziałem, że to prawda. Chciałem planować z nią życie, podróże, może kiedyś dzieci.
Zaufałem jej
Zdarzało się, że znikała na dwa dni, a ja czekałem z telefonem w dłoni, licząc, że w końcu napisze. Mówiłem sobie: „kocham ją, muszę jej ufać”. Ale pewnego dnia zrozumiałem, że zaufanie nie zawsze wystarczy.
Wszystko zaczęło się zwykłego popołudnia. Paulina powiedziała, że ma kolokwium z psychologii poznawczej. Siedzieliśmy wtedy razem na kanapie u mnie w akademiku. Trzymałem ją za rękę, a ona przeglądała jakieś notatki w telefonie. Gdy spojrzała na zegarek, westchnęła i zaczęła się zbierać.
– Muszę lecieć. Jak nie wkuję dzisiaj, to jutro polegnę.
Pocałowała mnie szybko w policzek i wybiegła. Wtedy to nie wydało mi się podejrzane. Po dwóch godzinach wysłałem wiadomość: „Jak ci idzie? Potrzebujesz czegoś?”. Nie odpisała. Zadzwoniłem. Raz, drugi. Nic.
Siedziałem na łóżku, z telefonem w dłoni, i próbowałem się uspokoić. Przecież to nie pierwszy raz. Już się tak zdarzało, że wyłączała się na kilka godzin. Twierdziła potem, że musiała wyciszyć powiadomienia, że chciała się skupić. Mówiła to spokojnie, z uśmiechem, jakby nie widziała w tym nic złego. A ja kiwałem głową i mówiłem, że rozumiem. Wierzyłem jej.
Zacząłem coś podejrzewać
Ale tamtego wieczoru było inaczej. Czułem dziwną pustkę. Otworzyłem laptopa, odpaliłem serial, ale nie potrafiłem się skupić. W głowie kotłowały mi się pytania: Gdzie jest? Czemu nie daje znaku życia? Czy wszystko w porządku?
Rano wysłała mi tylko krótką wiadomość: „Byłam padnięta, zasnęłam od razu. Dziś cały dzień na uczelni. Kocham cię”. Nic szczególnego. Powinienem się uspokoić. Ale nie potrafiłem. Zebrałem książki i wsadziłem do plecaka.
Postanowiłem przejechać się tramwajem bez celu, jak czasem robiłem, gdy byłem zestresowany. Wsiadłem na Nowowiejskiej i pojechałem w stronę Pragi. Patrzyłem przez okno, na ludzi na przystankach, sklepy, światła. Zwykłe obrazy codzienności, które zwykle mnie uspokajały.
Tramwaj zatrzymał się przy Ratuszowej. Na przystanku siedziała para. Siedzieli blisko, prawie się stykali ramionami. Dziewczyna miała znajome długie włosy i ten nieco krzywy uśmiech, który znałem aż za dobrze. Serce mi zamarło. To była Paulina. Obok niej siedział chłopak w czarnej kurtce.
Nie mogłem uwierzyć
Spojrzałem jeszcze raz, próbując znaleźć jakąś inną wersję tego, co właśnie widziałem. Może to jej brat, może znajomy? Może po prostu tak wygląda? Ale wiedziałem, kim on jest. Raz już widziałem jego zdjęcie w telefonie Pauliny. To był jej były chłopak, Artur. Ten sam, o którym mówiła, że był toksyczny, że nie chce mieć z nim kontaktu, że było między nimi źle.
Tramwaj ruszył, a ja siedziałem przy szybie jak sparaliżowany. Nie byłem w stanie się ruszyć. W głowie rozchodziło mi się jedno zdanie: „Przecież mówiła, że to przeszłość”. Patrzyłem, jak obraz znika, jak ich sylwetki znikają w oddali, a ja siedzę w tym tramwaju, sam, z tą sceną wypaloną gdzieś głęboko pod skórą.
Nie wiedziałem, co myśleć. Nie miałem dowodu na nic. Może spotkali się przypadkiem. Może rozmawiali o czymś ważnym. Może miała mi powiedzieć. A może po prostu mnie okłamywała. Czułem zamęt, niepokój i rosnący ból w brzuchu. Jakby coś mnie od środka ściskało.
Byłem w szoku
Nie wróciłem od razu do domu. Wysiadłem dwa przystanki później i poszedłem przed siebie. Musiałem ochłonąć. Serce waliło mi w piersi, a myśli ścigały się jedna z drugą. Wiedziałem, że będę musiał ją o to zapytać. Ale bałem się usłyszeć odpowiedź.
Wróciłem do akademika po dwudziestej. W pokoju panowała cisza, mój współlokator wyszedł gdzieś na imprezę. Usiadłem przy biurku i przez chwilę gapiłem się na wyświetlacz telefonu. Paulina była dostępna. Zielona kropka obok jej imienia tylko pogłębiała moje poczucie niepokoju. Napisałem: „Możemy pogadać?”. Odpisała po minucie: „Jasne. Wpadnę za pół godziny”.
Przyszła punktualnie. Uśmiechnięta, z lekko rozwianymi włosami, jakby nic się nie stało. Usiadła na łóżku, a ja na krześle naprzeciwko niej.
– Co się stało? – zapytała.
– Co robiłaś dzisiaj po południu?
Unikała mojego spojrzenia. Zaczęła coś dłubać przy rękawie bluzy.
– Byłam na zajęciach, potem wpadłam na chwilę do kawiarni. Czemu pytasz?
– Widziałem cię na przystanku przy Ratuszowej. Siedziałaś z jakimś chłopakiem. Blisko. Śmiałaś się.
Przyznała się
Przez chwilę miałem nadzieję, że się uśmiechnie i powie: „To mój kuzyn”. Ale nie powiedziała nic.
– To był Artur, prawda?
Patrzyła teraz gdzieś obok mnie. Oddychała szybko, jakby szykowała się do biegu.
– Tak – przyznała cicho. – Ale to nic takiego. Po prostu się spotkaliśmy. Chciał pogadać.
– Paulina… mówiłaś, że nie masz z nim kontaktu. Że nie chcesz go mieć.
– Bo nie chciałam. Ale czasem… nie wiem. Po prostu się nie potrafię odciąć.
Zrobiło mi się niedobrze. To zdanie uderzyło we mnie mocniej niż wszystkie wcześniejsze. Przez długi czas nie powiedziałem ani słowa.
– To ile razy już się spotkaliście?
Miałem dość
– Nie wiem – odparła po chwili. – Kilka razy. Myślałam, że sobie z tym poradzę, że to nic nie znaczy. Ale…
– Ale?
– Nie wiem, czego chcę – powiedziała w końcu.
Pokiwałem głową. Wszystko, co czułem, zaczęło się składać w jedną, bolesną całość. Wstałem. Nie krzyczałem. Nie robiłem scen. Po prostu sięgnąłem po kurtkę.
– Nie mam siły tego analizować – powiedziałem cicho. – Wiesz, co zrobiłaś. A ja muszę się przewietrzyć.
Wyszedłem, zostawiając ją w moim pokoju. Nie obejrzałem się za siebie.
Byłem załamany
Chodziłem bez celu, przecinając ciche ulice Śródmieścia. Mijałem ludzi, latarnie, witryny sklepów, ale wszystko wydawało się dalekie, jak zza szyby. W głowie kłębiły mi się wspomnienia. Jej śmiech w kuchni, nasze niedzielne poranki z kawą, SMS-y „tęsknię”. Czy to wszystko też było na niby?
Zacząłem analizować drobiazgi. Te nieodebrane połączenia, nagłe zmiany planów, wieczory spędzone rzekomo na nauce. Ile z tego było prawdziwe? Usiadłem na ławce. Czułem się pusty, wyciszony do bólu. I tylko jedno pytanie kołatało mi się w głowie: czy ona choć przez chwilę naprawdę mnie kochała?
Minęło kilka tygodni. Paulina napisała kilka razy, dzwoniła, raz nawet czekała pod moim akademikiem. Ale nie wyszedłem. Nie dlatego, że chciałem ją ukarać. Po prostu nie miałem już nic do powiedzenia.
Zaczynałem rozumieć, że zaufanie nie polega na tym, żeby nie zadawać pytań, tylko na tym, żeby nie bać się usłyszeć odpowiedzi. A ja przez długi czas bałem się wszystkiego, co mogło naruszyć mój obraz nas. Trzymałem się go kurczowo, jakby od tego zależało moje przetrwanie. A przecież miłość nie powinna wyglądać jak trzymanie się deski na wzburzonym morzu.
Kamil, 25 lat
Czytaj także:
- „Poszłam na randkę w ciemno z mężczyzną z internetu. Nieznajomy okazał się jednak kimś, kogo bardzo dobrze znałam”
- „Teściowa przez lata udawała idealną babcię. Do czasu, gdy moje dziecko wróciło od niej z niepokojącym rysunkiem”
- „Mój mąż nie ma pojęcia, że to ja zapracowałam na jego awans. Śmieję się w duchu, gdy chwali się tym w towarzystwie”