Reklama

Odkąd pamiętam, w mojej rodzinie zawsze brakowało pieniędzy. Dlaczego? Rodzice niewiele mi tłumaczyli, sama co nieco wydedukowałam z podsłuchanych rozmów, a im byłam starsza, tym więcej rozumiałam. Kiedy miałam 10 lat, rodzice wzięli kredyt na budowę domu. Tata dobrze zarabiał, mama też. W dodatku podżyrowali wysoką pożyczkę znajomym. A potem poszło lawinowo.

Reklama

Tatę zwolnili, znajomi nie spłacali rat, zbankrutowali, w końcu wyjechali za granicę i wszelki słuch po nich zaginął. Rodzice zostali z dwoma ogromnymi kredytami, nieskończonym domem, dzieckiem i jedną wypłatą. Na domiar złego tata podczas prac na budowie stracił rękę. Nie mógł już pracować, dostał wprawdzie rentę, ale nie starczała na pokrycie nawet połowy zobowiązań, a gdzie reszta wydatków? Rodzice musieli sprzedać swój dom, kupili małe mieszkanko w starych popegeerowskich blokach, częściowo spłacili kredyty, resztę rozłożyli na długie lata. Żyliśmy w wielkiej nędzy.

Musiałam zarabiać

Marzyłam o studiach, ale rodzice nie nie mieli z czego mi ich opłacić. Postanowiłam więc zaraz po szkole rozpocząć pracę, a z czasem może pójść na jakiś zaoczny kierunek. Priorytetem była jednak pomoc rodzicom. Zatrudniłam się jako sprzątaczka w miejscowej firmie. Jej właścicielka była bardzo miłą osobą, znała moich rodziców i wiedziała, w jakiej sytuacji jesteśmy. Któregoś popołudnia opowiedziałam jej o swoich marzeniach i ambicjach, o chęci pomocy rodzicom, a potem rozpoczęciu studiów.

I wtedy pani Maria zaproponowała nagle, że ona opłaci mi dalszą edukację!

– W zamian za to dwa razy w tygodniu będziesz przychodzić do mnie do domu. Posprzątasz, czasem coś wyprasujesz, może pomożesz mojej córce w lekcjach? I powiedzmy raz w miesiącu umyjesz okna. Co ty na to? – spytała.

Zobacz także

Nie wiedziałam, co powiedzieć! Z jednej strony miałam ochotę rzucić się jej na szyję i od razu biec myć te okna! Z drugiej było mi zwyczajnie głupio przyjąć taką propozycję. W końcu to była prawie obca osoba. Pani Maria tłumaczyła mi jednak, że to dla niej naprawdę niewiele, a poza tym nie daje mi tych pieniędzy za darmo.

– Mam jeden warunek – zaznaczyła. – Jeśli nie będziesz się uczyć, bądź nie zaliczysz jakiegoś egzaminu, koniec pomocy!

Byłam bardzo szczęśliwa. Nie wiedziałam, jak mam dziękować pani Marii. Kiedy opowiedziałam o wszystkim rodzicom, mama się popłakała. Tata udawał twardego, ale w jego oczach też widziałam łzy.

– Jednak są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie. Los nas nie oszczędzał, może tobie wynagrodzi – mówiła mama, płacząc.

Łączyłam pracę ze studiami

Zbliżał się koniec wakacji, szybko więc zaczęłam załatwiać wszystkie formalności i od października zostałam studentką. Nie było łatwo. Od poniedziałku do piątku od godziny siódmej do piętnastej sprzątałam biurowiec, w poniedziałki i czwartki od szesnastej do dwudziestej pracowałam w domu pani Marii, a weekendy spędzałam na uczelni. Uczyłam się po nocach, czasem byłam przemęczona, ale nie poddawałam się, walczyłam o swoją przyszłość.

Wszystko zaczynało się układać. Dzięki mojej wypłacie żyło nam się lepiej, część pieniędzy przeznaczaliśmy też na szybszą spłatę kredytów. Byłam dumna sama z siebie, kiedy w ferie mogłam ogłosić rodzicom i pani Marii, że jestem w gronie najlepszych studentów na roku. Zaowocowało to stypendium naukowym.
Czas pędził jak szalony i ani się obejrzałam, a zdałam ostatni egzamin z sesji letniej. Nadeszły trzymiesięczne wakacje. Rytm mojego życia w tygodniu niewiele się zmienił, za to w weekendy nie biegłam na uczelnię, a do pobliskiej pizzerii, gdzie sobie dorabiałam.

Znalazłam czas na miłość

Pewnego wieczoru poznałam Maćka. Przyszedł coś zjeść. Widywałam go już wcześniej, ale nigdy nie rozmawialiśmy o niczym, poza gatunkiem pizzy. Wtedy jednak zaczął mówić o pogodzie, wakacjach. W końcu się przedstawił i spytał, o której kończę. Zaczęliśmy się spotykać. Nie miałam dla niego zbyt wiele czasu, zwłaszcza od października, kiedy wróciłam na studia. Maciek był jednak niezwykle wyrozumiały i cierpliwy.

Po zdaniu egzaminu licencjackiego, dzięki pomocy pani Marii, znalazłam pracę w zawodzie i kontynuowałam studia magisterskie. Opłacać mogłam je jednak już z własnych pieniędzy, co napawało mnie ogromnym szczęściem i dumą. Rok po obronie tytułu magistra wzięliśmy z Maćkiem ślub. Maria była oczywiście honorowym gościem! A kilka tygodni temu została matką chrzestną naszej córeczki, Marysi. Maciek i ja wynajmujemy małe mieszkanie. Nadal pomagamy moim rodzicom spłacać kredyt. Na szczęście zostało tego już niewiele.

Reklama

Do końca życia będę wdzięczna Bogu, że postawił na mojej drodze mojego osobistego anioła stróża – Marię. Nie wiem, jak wyglądałoby dziś moje życie, gdyby nie ona.

Reklama
Reklama
Reklama