„Ukochany przysięgał mi miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Nie dotrzymał obietnicy nawet do końca nocy poślubnej”
„Powtarzał, że mnie kocha i to mi zupełnie wystarczało. Kiedy się uśmiechał, a potem wypowiadał te wszystkie czułe słówka, natychmiast robiło mi się cieplej na sercu. Nie myślałam nad tym, czy wszystko to, o czym mówi, ma sens”.

- listy do redakcji
Romek miał w sobie coś takiego, czym ujmował od pierwszego wejrzenia. Kiedy zaczynał mówić, po prostu nie potrafiłam przestać go słuchać. Zawsze wydawał się taki wiarygodny, a jego uśmiech śnił mi się po nocach. Poznałam go przypadkiem, na jakiejś imprezie. Nie pamiętam dokładnie, co wtedy świętowaliśmy, ale to z nim wypiłam najwięcej drinków i świetnie się bawiłam.
Był typowym przystojniakiem, za którym oglądały się wszystkie dziewczyny, a jednak to na mnie skupił uwagę. W pewnym sensie czułam się wyróżniona i nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Koleżanki chyba odrobinę mi zazdrościły, rodzice z kolei byli całkiem zadowoleni, gdy go poznali.
Miałam wrażenie, że mama sama robi do niego maślane oczy, choć oczywiście nie brałam tego na poważnie – bo i on raczej nie zwracał na to uwagi – a tata znalazł z nim wspólny język, gdy zaczęli dyskutować o muzyce. Tylko babcia kręciła nosem na tę naszą znajomość.
– Ulcia, jemu źle z oczu patrzy! – przekonywała uparcie. – Ty się dobrze zastanów! Ja nie wiem, czy on aby na pewno do ciebie pasuje!
Z początku kwitowałam to śmiechem, ale z czasem te jej komentarze zaczęły mi działać na nerwy. W końcu machnęłam na to ręką, a ona podobno wciąż męczyła mamę, że nie powinna się godzić na to, żebym była z tym „podejrzanym typkiem” tak blisko.
Wierzyłam mu
Powtarzał, że mnie kocha i to mi zupełnie wystarczało. Kiedy się uśmiechał, a potem wypowiadał te wszystkie czułe słówka, natychmiast robiło mi się cieplej na sercu. Nie myślałam nad tym, czy wszystko to, o czym mówi, ma sens i czy zawsze dotrzymuje słowa. Miałam nawet w zwyczaju bronić go, gdy tylko nadarzała się taka okazja – jakby miał we mnie prywatnego adwokata. No i nie potrafiłam się na niego złościć.
– Łatwo cię urabia – skwitowała kiedyś Kaśka, jedna z moich bliższych koleżanek.
Obraziłam się na nią wtedy i nie rozmawiałyśmy przez dłuższy czas. Teraz wiem, że miała rację, ale w tamtej chwili, kompletnie zaślepiona miłością, nie myślałam racjonalnie. Po prostu nie byłam w stanie wykrzesać z siebie odrobiny rozumu.
Nic więc dziwnego, że kiedy mi się oświadczył, nie posiadałam się z radości. Zaraz pochwaliłam się rodzicom, a mama momentalnie mi przyklasnęła. Tata chrząknął i stwierdził, że rzeczywiście pora już się ustatkować i dobrze, że chłopak myśli o mnie poważnie.
– Popełniasz błąd, dziewczyno – rzuciła babcia, ignorując mamę, która momentalnie przewróciła oczami. – Zobaczysz, że z nim nie będziesz szczęśliwa!
Żyłam w bajce
Nie martwiłam się wcale słowami babci i rzuciłam się w wir przygotowań. Wszystko musiało być dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Pomagały mi mama i najlepsza przyjaciółka, Julka. Razem zajmowałyśmy się wszelkimi szczegółami, bo wszystko musiało być na tip-top.
– Widzisz, on się nawet nie interesuje – drążyła babcia. – Wszystko robisz sama!
– Nie sama, tylko z mamą i Julką – tłumaczyłam jej cierpliwie. – A faceci to już tacy są. Ma swoje sprawy. Zresztą jak będzie trzeba, to przecież wszystko ogarnie.
Babcia nic już więcej nie mówiła, ale na pewno dalej uważała, że popełniam największy błąd swojego życia.
I w końcu, po wielu stresach, niepokojach i przygotowaniach, nadszedł wielki dzień! Stanęłam przed ołtarzem u boku Romka, a potem powiedzieliśmy sobie „tak”. Zignorowałam nawet dziwne, nieprzyjemne przeczucie, że wydarzy się coś złego, które nawiedziło mnie zaraz po przebudzeniu. Postanowiłam niczym się nie przejmować i pozwolić losowi działać.
Marzyłam o tym
To był piękny ślub. Huczny, pełen ludzi, bo Romek miał bardzo liczną rodzinę, co sprawiało zresztą, że nie wszystkich zdołałam poznać jeszcze przed uroczystością. Uważałam jednak, że to nic straconego – taka impreza to przecież świetna okazja, by nadrobić wszelkie zaległości, także te towarzyskie.
Było cudownie, a ja czułam się jak prawdziwa księżniczka – zwłaszcza wtedy, gdy Romek był obok mnie i bawił się tak samo dobrze. Na uroczystości zjawiła się też babcia, chociaż przykazałam jej nie wygłaszać swoich teorii – chociaż przez tych kilka godzin. Miałam nadzieję, że jakoś wytrzyma.
Problemy zaczęły się po jakimś czasie, gdy atmosfera na weselu rozluźniła się już na tyle, że niewiele osób zdawało sobie jeszcze sprawę z tego, co się dzieje. Wtedy też mój świeżo upieczony mąż gdzieś przepadł, a ja wcale nie mogłam go znaleźć.
Miałam przeczucie
Wesele odbywało się w dużym, przestronnym dworku pod miastem, więc znalezienie pojedynczej osoby w tych wszystkich zawiłych korytarzach graniczyło z cudem. Martwiłam się trochę, bo Romka nie było już od dobrych czterdziestu minut i nikt nie wiedział, gdzie się podziewa. W końcu dostrzegłam Julkę i jej siostrę, Anetę, które wycofywały się od strony toalet z dość dziwnymi minami.
– Hej, stało się coś? – zawołałam do nich.
Obie wydały się zmieszane. Julka uśmiechnęła się trochę drętwo, jak na mój gust.
– Nie, skąd – odezwała się. – Jesteśmy już po prostu trochę zmęczone. Wiesz, tyle wrażeń…
– Pewnie. – Rozejrzałam się niecierpliwie. – Nie widziałyście może Romka? Gdzieś mi przepadł i nie mogę go za nic znaleźć.
Aneta momentalnie potrząsnęła głową.
– Nie widziałyśmy – Julka powiedziała to trochę zbyt nerwowo, a poza tym rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę toalet, co nieco mnie zastanowiło.
– Co się tam stało? – rzuciłam podejrzliwie.
– Nie no, nic – próbowała mnie uspokoić.
Musiałam poznać prawdę
Uznałam, że sama sprawdzę, zwłaszcza że bardzo mi się to wszystko nie podobało.
– Nie powinnaś tam iść! – zawołała za mną Aneta.
– Ulka, zaczekaj! – zawtórowała jej Julka, ale ja nie słuchałam.
Pchnęłam drzwi, a wtedy moim oczom ukazał się obrazek, którego ani trochę się nie spodziewałam. Mój Romek, ten, który miał być moim jedynym, w objęciach jakiejś blondyny, którą na dodatek widziałam pierwszy raz w życiu. Nie miałam pojęcia, skąd tu się wzięła, ale to w tamtej chwili nie miało znaczenia. Nie wiedziałam, że ten wspaniały dzień może się zakończyć tak okropnie, chociaż przecież miałam przeczucie!
– Ula? – spytał głupio, nawet za bardzo się od niej nie odsuwając. – Miałaś zaczekać.
– Nie no, jasne – warknęłam. – Ja miałam czekać, bo ty jesteś bardzo zajęty, co?
Oboje wydawali się średnio skrępowani.
– Ula, proszę cię, nie rób scen – stwierdził Romek. – Darowałabyś sobie chociaż dzisiaj.
Zmrużyłam oczy.
– Szkoda, że ty sobie dziś nie podarowałeś – rzuciłam zjadliwie i wycofałam się na korytarz.
To był koniec
Nie widzę przyszłości dla tego małżeństwa. To żałosne i pewnie trochę tragiczne, że będę się rozwodzić nim w ogóle zdążyłam się nacieszyć małżeństwem. Romek twierdzi co prawda, że nic się nie stało, że po prostu za dużo wypił i stracił rozeznanie w sytuacji. Nie wiem jednak, jak miałby pomylić tamtą ze mną, skoro ja jestem brunetką, a ona blondynką.
Potem się dowiedziałam, że to jakaś dziewczyna, którą na nasze wesele zabrał jego kuzyn. On również był nieźle wstrząśnięty tym, jak świetnie się z Romkiem dogadali. Mama twierdzi, że powinnam dać mu szansę, ja jednak zaczynam dostrzegać wszystko to, na co próbowała mi otworzyć oczy babcia. I już więcej razy nie zamierzam dać się oszukać. Szkoda, że wcześniej jej nie posłuchałam i w ogóle doprowadziłam do tego ślubu!
Romek jest przekonany, że będziemy razem dalej. W ogóle nie czuje się zagrożony. Zdziwi się jednak, gdy postawię wszystko na jedną kartę. Pora przestać wierzyć w bajki i żyć jakimiś żałosnymi mrzonkami. Czas pomyśleć o sobie i coś wreszcie pozmieniać, bo jak na razie dałam się tylko zniewolić głupiemu zauroczeniu.
Ula, 29 lat
Czytaj także:
- „Mąż zdradzał mnie z jakąś pannicą i wyjawiał jej moje sekrety. Przepis na ogórki małosolne przelał czarę goryczy”
- „Wujek obiecał mi spadek, ale nie dotrzymał słowa. Gdy odkryłam tajemnicze nagranie, od razu wiedziałam, co zrobić”
- „Artur zarabiał kokosy, a mimo to traktował mnie jak prywatny bankomat. Na szczęście szybko pozbyłam się szkodnika”