„Ukochany uciekł za granicę, gdy na teście pojawiły się 2 kreski. Wolę wychować dziecko sama, niż z tchórzem”
„Gdy zobaczyłam dwie kreski na teście, byłam przerażona, a jednocześnie... szczęśliwa. Przez kilka tygodni planowaliśmy wspólną przyszłość. A potem, któregoś ranka, obudziłam się sama. Telefon Kamila był wyłączony. Jego rzeczy zniknęły”.

- Redakcja
– Widzisz to? – Kamil nachylił się nade mną, wskazując szczyt pagórka. – Kiedyś zabiorę cię na takie wędrówki. Będziemy oglądać wschody słońca i rozmawiać o wszystkim, co tylko przyjdzie nam do głowy.
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Czułam się przy nim tak pewnie, tak bezpiecznie. Jakby całe moje życie miało sens, odkąd go poznałam.
Gdy zobaczyłam dwie kreski na teście, byłam przerażona, a jednocześnie... szczęśliwa. Wierzyłam, że nasza miłość jest wystarczająco silna, by unieść ciężar tego, co nadchodzi.
–Damy radę – powiedział, gdy podzieliłam się z nim wiadomością. – W końcu to... coś wspaniałego. Nasze dziecko.
Przez kilka tygodni planowaliśmy wspólną przyszłość. Mówiliśmy o imionach, o tym, jak urządzić pokój. A potem, któregoś ranka, obudziłam się sama. Telefon Kamila był wyłączony. Jego rzeczy zniknęły.
Wybrałam jego numer raz, potem drugi, trzeci. W końcu zostawiłam wiadomość.
– Kamil, odezwij się, proszę. Nie rozumiem, co się dzieje... Obiecałeś, że będziesz ze mną.
Telefon milczał. Dlaczego ktoś, kto mówił o wschodach słońca, nagle zdecydował się zniknąć?
Głos drżał mi z wściekłości
Siostra usiadła naprzeciwko mnie w kuchni. Zawsze miała w sobie tę dziwną mieszankę empatii i brutalnej szczerości, której czasem nie potrafiłam znieść.
– On nie zniknął tak po prostu. Coś musiało się wydarzyć – powiedziała, mieszając herbatę. – Jego rodzina? Może ktoś go przekonał? Nie wierzę, że to tylko jego decyzja.
– Próbowałam do nich dzwonić. Jego matka, powiedziała, że „Kamil potrzebuje przestrzeni” – rzuciłam, zaciskając dłonie na kubku z herbatą. – Jakiej przestrzeni? Przecież mieliśmy budować razem życie.
Magda westchnęła ciężko, jakby już wiedziała, co usłyszy dalej.
– Co jeszcze powiedziała?
– Że musi odnaleźć siebie i że czasem najlepiej, co można zrobić, to dać komuś odejść. Tylko że nie chcę, żeby odchodził! To przecież jego dziecko. Nasze.
Magda wstała, sięgając po telefon.
– Poczekaj. Spróbuję czegoś – powiedziała, wybierając numer jednej ze wspólnych znajomych. Rozmowa była krótka, a potem spojrzała na mnie z wyrazem, który mówił wszystko, zanim jeszcze otworzyła usta.
– Kamil wyjechał.
– Co?! – Prawie upuściłam kubek. – Dokąd? Kiedy?
– Do Niemiec. Jego mama załatwiła mu pracę przez znajomych. Wyjechał zaraz po tym, jak cię zostawił.
Zapadła cisza. Przez chwilę wydawało mi się, że zaraz się obudzę. Ale rzeczywistość była okrutniejsza.
– Oni wiedzieli. Wiedzieli i pomogli mu uciec – powiedziałam w końcu, głos drżał mi z wściekłości.
Siostra złapała mnie za rękę, próbując uspokoić.
– To straszne, ale... nie zmusisz go, żeby był ojcem. Teraz myśl o sobie i dziecku.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że siostra ma rację.
Krew odpłynęła mi z twarzy
Stałam przed drzwiami domu Kamila, próbując opanować drżenie rąk. Nogi miałam jak z waty, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Nie dla siebie. Dla dziecka.
Drzwi otworzyły się po chwili, a w progu stanęła mama Kamila.
– Paulina?– powiedziała tonem, który brzmiał jak fałszywe współczucie. – Nie spodziewałam się ciebie. W czym mogę ci pomóc?
– Chcę poznać prawdę – rzuciłam bez ogródek. – Dlaczego Kamil wyjechał? Dlaczego mnie zostawił?
Ewa westchnęła, jakby nie miała teraz czasu na rozmowę.
– Potrzebował przerwy. Czy wiesz, jak bardzo ta sytuacja go obciążyła? To młody chłopak. Ma przed sobą całe życie. Musiał odnaleźć siebie.
– To nie jest wymówka! – Uniosłam głos, choć wiedziałam, że to tylko ją rozzłości. – Dziecko to nie „sytuacja”. To życie. Pomogliście mu uciec. Co z wami jest nie tak?!
Ewa zmrużyła oczy, wyraźnie tracąc cierpliwość.
– Posłuchaj, młoda damo – zaczęła chłodno. – Mój syn nie jest gotowy na takie zobowiązania. Nie pozwolę, by jakaś pomyłka zrujnowała jego przyszłość.
„Jakaś pomyłka”?! Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Pomyłka? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Mówimy o twoim wnuku albo wnuczce. Naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu zignorować, że dziecko istnieje?
– Dziecko to twój problem. Nie nasz – odparła lodowatym tonem.
Wyprostowałam się i spojrzałam jej prosto w oczy.
– Nigdy nie pozwolę, żeby maluszek kiedykolwiek odczuł, że nie jest ważny.
Czułam się zdradzona i zraniona, ale po raz pierwszy miałam wrażenie, że kontroluję sytuację.
To wszystko mnie przeraża
Siedziałam w pokoju, otoczona stertą dziecięcych ubranek, które Magda przyniosła w kartonach. Nie potrafiłam się zmusić, by zacząć je segregować. Zamiast tego patrzyłam na nie, jakby sam ich widok mógł mnie przygotować na to, co nadchodzi.
– To tylko ubrania – siostra usiadła obok mnie i wyjęła z pudełka maleńkie niebieskie śpioszki. – Wyobraź sobie, jak twój maluch w tym wygląda. Może wtedy łatwiej ci będzie się cieszyć.
– Łatwiej? – prychnęłam. – Nawet nie wiem, czy dam radę. To wszystko mnie przeraża.
Magda wzięła mnie za rękę.
– Będziesz dobrą mamą. Masz w sobie więcej siły, niż myślisz.
Chciałam jej wierzyć, ale w tamtym momencie czułam się jak statek na środku burzy. Chwilę potem wszedł brat z siatkami pełnymi zakupów.
– Przywiozłem jeszcze pieluchy i jakieś kremy. – Postawił torby na podłodze, a potem spojrzał na mnie z powagą. – Jak się trzymasz?
– Jak myślisz? – odparłam, próbując ukryć łzy.
Tomek usiadł naprzeciwko i pochylił się, opierając łokcie na kolanach.
– Musisz przestać myśleć o Kamilu. To palant, który cię zostawił. Nie zasługuje na ciebie ani na to dziecko.
– Łatwo ci mówić – warknęłam. – Nie musisz się z tym wszystkim mierzyć.
– Nie muszę, ale mogę ci pomóc – odparł spokojnie. – Będę tutaj. Zawsze. I nie mów mi, że nie zasługujesz na lepsze życie, bo zasługujesz. Twoje dziecko będzie miało najlepszą mamę, jaką mogło sobie wymarzyć.
W oczach brata widziałam gniew, ale też szczerość i oddanie. W tamtym momencie poczułam, że nie jestem sama.
Stał się całym moim światem
Szpitalne światła były przerażająco jasne. Wszystko wydawało się nierealne – krzątający się lekarze, ciche słowa pielęgniarek, ból, który pojawiał się falami i zabierał oddech. Siostra siedziała przy moim łóżku, ściskając mnie za rękę.
– Oddychaj. To już niedługo – powtarzała, chociaż sama wyglądała na przerażoną.
Kilka godzin później trzymałam w ramionach małego człowieka, który nagle stał się całym moim światem. Był taki drobny, z różowymi policzkami i dłońmi, które zaciskały się wokół mojego palca. W tamtej chwili wszystko, co czułam przez ostatnie miesiące – strach, gniew, żal – zniknęło. Liczyło się tylko to, że był tutaj.
– Jak się czujesz? – zapytał brat, zaglądając do sali. Podszedł cicho i spojrzał na dziecko z uśmiechem, którego nie widziałam na jego twarzy od lat.
– Jest piękny, prawda? – wyszeptałam, próbując powstrzymać łzy.
– Jest – odpowiedział. – I ma najdzielniejszą mamę, jaką znam.
Nie spałam tej nocy, wpatrując się w syna. Rano spojrzałam na telefon. „Wiem, że zawaliłem. Chcę porozmawiać. Wróciłem do Polski”, przeczytałam wiadomość od Kamila.
Patrzył na mnie błagalnie
Spotkaliśmy się kilka dni później. Kamil wyglądał inaczej. Był bardziej zmęczony i mniej pewny siebie. Widok syna w wózku wywołał u niego strach, ale i wzruszenie.
– To on? – zapytał cicho.
– Tak – odpowiedziałam krótko, patrząc na niego uważnie. – Chciałeś porozmawiać, więc mów.
Zaczął od przeprosin. Powiedział, że się bał, że matka go naciskała, że nie wiedział, jak sobie poradzić. Słuchałam go, ale czułam, że jego słowa nie mają tej mocy, którą kiedyś miały. Zbyt wiele się zmieniło.
– Przepraszam. Wiem, że zawiodłem, ale chcę to naprawić. Chcę być częścią waszego życia – powiedział, patrząc na mnie błagalnie.
Westchnęłam, czując, jak wszystko, co się we mnie kumulowało, w końcu znajduje ujście.
– Twoje przeprosiny nie są dla mnie ważne. Liczy się tylko to, co zrobisz dla niego. Jeśli zawiedziesz jeszcze raz, nie będziemy na ciebie czekać – powiedziałam stanowczo. – To nie ja muszę dać ci drugą szansę. To on. To zależy od ciebie, czy na nią zasłużysz.
Kamil skinął głową. Widziałam w jego oczach, że zrozumiał.
Paulina, 20 lat