„Ukradłam przyjaciółce chłopaka, a potem karmiłam ją kłamstwami. Dopiero po latach odkryłam, jak bardzo ją skrzywdziłam”
„Moje sumienie jeszcze krzyczało. Ale serce biło szybciej. A usta nie protestowały. Pocałował mnie. Raz. Drugi. A potem nie było już odwrotu. Zdjęłam koszulkę drżącymi palcami. Patrzył na mnie tak, jakby nic innego nie istniało. Przez chwilę chciałam wierzyć, że to coś więcej niż tylko fizyczność”.

- Redakcja
Niektóre grzechy nie przedawniają się nigdy. Można je zamieść pod dywan, można latami udawać, że ich nie było, ale one... wracają. W snach. W lustrze. W listach, które parzą dłonie. Mam dobrze płatną pracę w agencji reklamowej, własne mieszkanie w Warszawie i świadomość, że moje życie toczy się z pozoru idealnym rytmem. A jednak... co wieczór, zanim zasnę, widzę jej twarz. Julii. Mojej dawnej przyjaciółki.
Nie widziałyśmy się od lat. Nie wiem, co się z nią dzieje, nie mam jej na socjalach, nie wymieniamy się mejlami. Ale jej obecność nie znika. Jest jak duch, który przypomina mi, że nie wszystko, co się kiedyś wydarzyło, można wymazać. A już na pewno nie to jedno lato. Lato, które powinno było być jak każde inne – z wakacyjnym słońcem, śmiechem i marzeniami. Ale nie było.
– Gdybym wtedy wiedziała, jaką lawinę uruchamiam jednym gestem... – szepczę czasem sama do siebie. Tyle że to już nic nie zmieni.
Wtedy miałyśmy po dziewiętnaście lat, a świat zdawał się jeszcze taki czysty. Ja i Julia – najlepsze przyjaciółki z klasy maturalnej. Razem chodziłyśmy na wagary, razem pisałyśmy ściągi, razem śniłyśmy o wielkich miłościach. Śmiała się najpiękniej na świecie, trochę nieporadnie, z zębami lekko krzywymi, ale z oczami pełnymi zaufania. A ja... ja byłam tą rozsądniejszą. Tą, która „zawsze wszystko wie”. Tą, której się ufa. Ale zaufanie bywa iluzją. Tak samo jak lojalność. Nie sądziłam, że jedno lato może zniszczyć tyle. Że niewinne gesty mogą prowadzić do zdrady. I że zdrada może zniszczyć życie nie tylko tej, którą się skrzywdziło, ale i tej, która skrzywdziła. Bo ja też zapłaciłam swoją cenę. Tylko że Julia... ona zapłaciła więcej.
Zaczęło się niewinnie
Siedziałyśmy z Julią na ławce przed jej blokiem, z plastikowymi kubkami po mrożonej kawie, obie opalone po pierwszych dniach wakacji, obie trochę znudzone codziennością osiedla. I wtedy pojawił się on – Maks.
– Patrz, idzie mój książę – zaśmiała się Julia, poprawiając rozpuszczone włosy. – Gdybyś wiedziała, jak on całuje…
Uśmiechnęłam się. Naturalnie. Przecież miałam być szczęśliwa, że moja przyjaciółka zakochała się po uszy. Miałam. Ale wtedy po raz pierwszy poczułam coś dziwnego, coś jak ukłucie. Może zazdrość? Może fascynację? A może po prostu poczułam, że on popatrzył na mnie trochę za długo.
– Cześć dziewczyny – rzucił Maks, opierając się nonszalancko o metalową barierkę. – Co robicie dziś wieczorem?
– Jeśli pytasz o mnie, to mam już plany – Julia posłała mu całusa.
A ja? Ja powiedziałam, że wracam do domu. Ale nie wróciłam. Przeszłam się dookoła osiedla, aż go spotkałam. Celowo? Przypadkiem? Sama nie wiem.
– To tylko zabawa, prawda? – zapytałam go kilka dni później, gdy zostaliśmy sami na ławce, a jego ręka przez przypadek otarła się o moją.
– A jeśli nie? – odpowiedział bez uśmiechu. I nie odwrócił wzroku.
Wtedy jeszcze nic się nie wydarzyło. Ale skłamałam Julii, że wróciłam prosto do domu. I to była ta pierwsza rysa.
– Cieszę się, że cię mam. Nikomu tak nie ufam jak tobie – powiedziała później tamtego dnia, przytulając się do mnie na pożegnanie.
A ja? Ja już wiedziałam, że kłamię. Choć jeszcze nic nie zrobiłam.
Zdjęłam koszulkę cała drżąc
To było późne popołudnie. Sierpniowe słońce leniwie dogasało na horyzoncie, gdy spotkaliśmy się w jego mieszkaniu. Jego rodzice wyjechali na działkę. Miałam tam być tylko na chwilę – oddać książkę, którą mi pożyczył. Tak mówiłam sobie w drodze. Tak mówiłam też jej, choć nigdy tej książki nie miałam w rękach.
– Chcesz coś do picia? – zapytał, wskazując lodówkę. Skinęłam głową, w gardle miałam sucho.
To wszystko działo się jak przez mgłę. Muzyka sączyła się cicho z głośnika, wiatr poruszał firanką, a ja... przestałam oddychać, gdy usiadł obok mnie na kanapie.
– Kinga – powiedział, nachylając się. – Przestańmy udawać, że nic się nie dzieje.
W tamtym momencie moje sumienie jeszcze krzyczało. Ale serce biło szybciej. A usta... nie protestowały. Pocałował mnie. Raz. Potem drugi. A potem nie było już odwrotu. Zdjęłam koszulkę drżącymi palcami. Patrzył na mnie tak, jakby nic innego nie istniało. Przez chwilę chciałam wierzyć, że to coś więcej niż tylko fizyczność. Ale w głębi duszy wiedziałam – to był grzech. Zdrada. Zdradziłam Julię. Kiedy wróciłam do domu, wciąż czułam jego dotyk. A potem zadzwoniła Julia.
– Jesteś dziś jakaś dziwna. Wszystko w porządku?
– Tak... tylko głowa mnie boli – skłamałam. Znowu.
A następnego dnia, w kawiarni, przygryzając słomkę od koktajlu, powiedziała:
– Maks coś dziś markotny. Ale pewnie się wygada przy tobie. On tobie ufa.
Chciałam zniknąć. Rozpaść się w pył. Ale tylko skinęłam głową. Tylko ja i Maks wiedzieliśmy, co się wydarzyło. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Nie miałam pojęcia
Minęło trzynaście lat. Zmieniło się wszystko – miasto, rytm życia, priorytety. Nawet pogoda wydawała się inna. Ale są rzeczy, które wracają jak bumerang, niezależnie od tego, jak bardzo chcemy o nich zapomnieć. Był pogrzeb. Nasz dawny nauczyciel od polskiego – pan Kulesza – zmarł nagle na zawał. Spotkaliśmy się przy kościele: kilka znajomych twarzy z liceum, cichy śmiech, szeptane wspomnienia. Stałam z tyłu, nie chciałam się wyróżniać. I wtedy ją zobaczyłam. Ankę. Zawsze była lojalna. Ostra, konkretna, może zbyt bezpośrednia. I dziś patrzyła na mnie właśnie tak – bez cienia ciepła, bez udawanego uśmiechu.
– Kinga – rzuciła krótko. – Miło, że się pojawiłaś.
– Cześć, Anka… Minęło sporo czasu – próbowałam zabrzmieć naturalnie, choć serce tłukło mi się w piersi.
– Szkoda, że nie wcześniej. Może wtedy Julia nie zostałaby sama.
Zamilkłam. Zatkało mnie. Jak to – sama?
– O czym ty mówisz?
Anka przysunęła się bliżej, jakby nie chciała, żeby ktoś inny to usłyszał.
– Nie masz pojęcia, co jej zrobiłaś. A może wiesz. Może po prostu cię to nie obchodziło.
– Anka… Co się stało z Julią?
– Po tamtym lecie nie była już sobą. Zniknęła z uczelni, nie odbierała telefonów. Potem dowiedzieliśmy się, że wylądowała w szpitalu. Prawie wyprawiła się na drugi świat.
Ziemia pod stopami zaczęła się osuwać.
– Nie… Nie wiedziałam…
– Może powinnaś była... – powiedziała cicho. – Może powinnaś była coś wtedy powiedzieć, zamiast udawać niewiniątko.
Stałam nieruchomo. W uszach dźwięczały mi jej słowa.
Ona wiedziała o wszystkim
Nie mogłam tego zignorować. Jeszcze tego samego wieczoru wyszukałam Julię w Internecie. Nie było łatwo – nie miała konta w mediach społecznościowych. Dopiero po godzinie szperania trafiłam na lokalną fundację zdrowia psychicznego. Wśród zespołu prowadzącego warsztaty była kobieta o znajomym uśmiechu. Julia. Napisałam maila. Krótko, bez szczegółów: „Cześć. Tu Kinga. Wiem, że to nie na miejscu, ale... chciałabym się z tobą spotkać. Jeśli to tylko możliwe”.
Nie odpowiedziała. Tydzień później napisałam list. Ręcznie, na papierze. Opisałam wszystko, co czułam wtedy i teraz. Nie usprawiedliwiałam się. Po prostu – wyznałam. Że ją zdradziłam. Że nie zapomniałam. Że żałuję. Po trzech tygodniach dostałam odpowiedź. Rozpoznałam jej pismo od razu. Otworzyłam kopertę w kuchni, drżącymi palcami.
„Wiedziałam. Widziałam was wtedy. Jak wychodziliście z jego mieszkania. Stałam w drzwiach klatki, nie zauważyliście mnie. Może to lepiej. Nie chciałam zwas znać. Myślałam, że przejdzie. Że zapomnę. Ale potem nie potrafiłam już ufać nikomu. Nie chodziło nawet o Maksa. Straciłam ciebie. Straciłam wiarę w to, że przyjaźń jest czymś prawdziwym. Nie pisz do mnie więcej. Nie chcę spotkania. Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć. Ale chcę ci powiedzieć jedno – przestałam nienawidzić. Po prostu... przestałam”.
Trzymałam ten list w dłoniach i czułam, jak z każdą literą robię się mniejsza. Jakby ktoś zdrapywał warstwa po warstwie całe to moje obecne życie. Te sukcesy, karierę. Wszystko wydawało się teraz takie miałkie. Ona wiedziała. I nosiła to w sobie. A ja nawet nie miałam odwagi jej spojrzeć w oczy.
Zostałam ze swoją winą
Minęły dwa tygodnie, zanim znów odważyłam się do niej napisać. Tym razem wysłałam tylko jedno zdanie: „Nie proszę o wybaczenie. Proszę tylko o rozmowę”. Nie odpowiedziała. Ale kilka dni później dostałam SMS-a na numer, który podałam w liście: „Będę w kawiarni przy Placu Wilsona. Niedziela, 17:00. Tylko na chwilę”. Przyszłam wcześniej. Serce waliło mi jak oszalałe, dłoń z kawą drżała. Widziałam ją, zanim weszła – szła powoli, ostrożnie, z ramionami lekko zgarbionymi. Usiadła naprzeciwko, nie zdejmując płaszcza.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedziałam szeptem.
– Nie przyszłam dla ciebie. Przyszłam dla siebie. Musiałam cię zobaczyć. Zobaczyć, jak wyglądasz po tym wszystkim, po tylu latach...
Milczałam. Patrzyła na mnie długo, uważnie. Bez łez. Bez złości. Po prostu... obco.
– Wiesz, że wtedy, jak to odkryłam... – zaczęła, z trudem dobierając słowa – ...nie bolało mnie to, że mnie zdradziłaś z Maksem. Bolało, że nie powiedziałaś ani słowa. Że patrzyłaś mi w oczy i karmiłaś mnie kłamstwem.
– Wiem – odparłam cicho. – Każdego dnia, przez trzynaście lat, miałam to przed oczami.
– Zawsze miałaś to, czego ja nie miałam. Byłaś pewna siebie, błyskotliwa. A ja... po prostu się cieszyłam, że jesteś moją przyjaciółką. Myślałam, że to wystarczy.
– Nie chcę niczego – powiedziałam. – Nie chcę rozgrzeszenia. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że żałuję.
Zamknęła oczy na chwilę, jakby chciała wyłączyć dźwięk moich słów. W końcu wstała.
– Nie wiem, czy kiedyś ci wybaczę. Ale teraz przynajmniej już nie muszę się zastanawiać, czy to wszystko sobie wyobraziłam.
Skinęłam głową. Nie zatrzymałam jej. Odeszła. A ja zostałam. Ze swoją winą. I z ciszą, która brzmiała jak wyrok.
Nie każda rana się goi
Nie spotkałyśmy się więcej. Nie napisała, nie zadzwoniła. Nie wiem, czy jeszcze myśli o mnie. Ja – myślę o niej codziennie. Zdarzają się wieczory, kiedy spoglądam w lustro i pytam samą siebie, czy naprawdę byłam wtedy tak ślepa. Czy tak łatwo można zdradzić osobę, która ufa bezgranicznie? Odpowiedź zawsze brzmi tak samo. Można. Bo zrobiłam to.
Nie każda rana się goi. Nie każda historia kończy się przebaczeniem. Czasem pozostaje tylko świadomość, że trzeba nauczyć się żyć z tym, co się zrobiło. Że nawet jeśli świat wybaczy – ty sama sobie nie wybaczysz nigdy. Nie wiem, czy Julia mnie jeszcze kiedyś zobaczy. Ale jeśli tak... chciałabym, żeby dostrzegła we mnie nie tamtą dziewczynę z sierpnia. Tylko kobietę, która nauczyła się pokory. I która zapłaciła za swój błąd samotnością, której nikt już nie zapełni.
Kinga, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy zbieraliśmy śliwki w sadzie, mąż za stodołą zaglądał do koszyczka sąsiadki. Nie daruję mu, że tak mnie upokorzył”
- „Mój mąż płacił na dziecko z inną 2800 zł i nie pisnął o tym ani słówka. Nie da się żyć z kimś, kto chowa kasę za pazuchą”
- „Gdy ja byłam na grzybobraniu, mąż wcale nie próżnował. Zamarłam, gdy odkryłam, z kim ugniata ściółkę na leśnej polanie”