Reklama

Odkąd tylko pamiętam, marzyłam o czymś więcej. O życiu bez stresu, bez liczenia każdej złotówki, bez zaciskania zębów, kiedy klientka w salonie wyzywa mnie od niekompetentnych. A w środku gotuję się ze złości. Bo wiem, że to nie jest życie, na które zasługuję. Nie mam bogatych rodziców, nie miałam szczęścia w totka. Ale miałam plan. Prosty, choć cyniczny: znaleźć faceta z kasą. Takiego, co ma porządny samochód, platynową kartę i zegarek, który kosztuje tyle, co moje półroczne zarobki. Marek pasował do tej listy idealnie. Poznaliśmy się poprzez aplikację randkową. Na zdjęciu – garnitur, obok sportowy samochód. Pomyślałam: bingo.

Reklama

Pierwsze spotkanie? Kolacja w eleganckiej restauracji. Rachunek? Nawet nie spojrzał. Tylko skinął głową kelnerowi. Zrobiło to na mnie wrażenie – nie będę kłamać. I wtedy się zaczęło. Flirt, spotkania, weekendy, zakupy. I jedno pytanie, które zadała mi Iza, moja przyjaciółka:

– Zastanowiłaś się w ogóle, czy coś do niego czujesz?

Pokręciłam głową.

– Po co? On ma wszystko, czego potrzebuję.

Ale dzisiaj… Nie jestem już taka pewna.

Od razu odsuwałam te myśli

– Kochanie, a może wyskoczymy gdzieś w weekend? – zapytał Marek, jakby rzucał propozycję spaceru po parku, a nie planował nasz pierwszy wspólny wypad za granicę. – Myślałem o Mediolanie. Zarezerwuję hotel, zrobimy zakupy, coś dobrego zjemy…

Uśmiechnęłam się szeroko, choć w środku już liczyłam – bilet, hotel, restauracje. Minimum siedem tysięcy. On tego nawet nie odczuje. Przytaknęłam entuzjastycznie, przygryzając dolną wargę.

– Super pomysł! Kocham włoską kuchnię! – skłamałam.

Nie cierpiałam makaronu. W drodze powrotnej z naszej randki wysłałam Izie wiadomość:

„Jedziemy do Mediolanu. Weekend tylko we dwoje!”

Odpisała po minucie:

„Czy ty się przypadkiem nie zakochałaś się w jego karcie kredytowej?”

Zignorowałam to. Nie miała prawa mnie oceniać. Spotkałam się z nią zaraz po powrocie. Iza patrzyła na mnie spod przymrużonych powiek, jakbym była idiotką, która wchodzi w bagno z własnej woli.

– Nie zakochuj się w kasie, bo potem nie płacz, że jesteś sama – powiedziała cicho. – On jest miły, okej. Ale co ty mu dajesz, oprócz ładnej buzi?

– A może to wystarczy? – parsknęłam.

Nawet ja nie wierzyłam w to, co mówię. Bo Marek… no właśnie. Był uprzejmy, delikatny, słuchał. Czasem łapałam się na tym, że mi z nim dobrze. Od razu odsuwałam te myśli. Przecież od początku wiedziałam, że to gra. On był biletem. Nie miłością. Tyle że bilety czasem prowadzą w zupełnie inne miejsce, niż planujesz.

Zrobiło mi się gorąco

Była sobota, słońce grzało jak szalone, a ja stałam w oknie jego apartamentu, z kubkiem kawy w dłoni. I wtedy ich zobaczyłam. Marek i jakaś kobieta. Szli chodnikiem, rozmawiali. Ona się śmiała, przechyliła głowę, dotknęła jego ramienia. Zrobiło mi się gorąco – nie od słońca. Wybuchłam, gdy tylko przekroczył próg.

– Kto to był?! – rzuciłam, ledwo zamknął drzwi.

– Co? – zdziwił się autentycznie.

– Ta brunetka. W krótkiej spódniczce. Obejmowała cię, jakbyś był jej chłopakiem.

Marek uniósł brwi, podszedł do stołu, spokojnie zdjął okulary przeciwsłoneczne.

– To Anka. Moja była. Spotkaliśmy się przypadkiem.

Nie umiałam odpowiedzieć. Sama nie wiedziałam, dlaczego to mnie tak dotknęło.

Nie jestem jedną z twoich dziewczynek, które kupisz prezentem – warknęłam tylko.

Marek nie powiedział nic. Przez długą chwilę patrzył na mnie, potem odwrócił wzrok i wyszedł z pokoju. Czułam, jak moje serce wali. Zostałam sama. Z emocją, której miało tu nie być. Z zazdrością. Przecież to nie miało znaczenia. Przecież to wszystko było udawane. Ale znałam odpowiedź. I zaczynała mnie przerażać.

Nie mogłam powstrzyma płaczu

Nie spałam całą noc. W głowie miałam tylko obraz – jej ręka na jego ramieniu, jego wzrok wbity w nią. Jakby go znała lepiej niż ja. Jakby coś ich nadal łączyło. Rano Marek wyszedł do pracy. Bez słowa. Ani pocałunku, ani nawet spojrzenia. Poczułam, że grunt zaczyna się pode mną rozjeżdżać. Otworzyłam laptopa, weszłam w jego wiadomości, przeglądałam zdjęcia… I wtedy usłyszałam głosy na korytarzu. Zamarłam. Drzwi do gabinetu były lekko uchylone. Podeszłam cicho.

– Nie wiem, Anka. Serio. Ona jest inna. Ale nie wiem, czy naprawdę jej na mnie zależy, czy tylko lubi mój samochód – usłyszałam głos Marka. Cichy, przytłumiony. Ale wystarczająco wyraźny, by mnie rozwalić.

Stałam bez ruchu. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Przecież miał rację. Tak to wyglądało. Może tak naprawdę było? W tamtej sekundzie wiedziałam jedno: coś się we mnie złamało. Wybiegłam. Wpadłam do salonu. Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Podsłuchiwałaś?! – zapytał z niedowierzaniem.

– Tak! I co z tego? – krzyknęłam, płacząc już na całego. – Tak, zaczęłam to wszystko z powodu twojej kasy. Ale potem… potem już nie mogłam przestać o tobie myśleć!

Patrzył na mnie, jakby pierwszy raz mnie widział.

– To znaczy, że od początku mnie okłamywałaś?

I wtedy wiedziałam, że nie będzie już odwrotu.

Byłam ze sobą szczera

Zadzwoniłam do Izy. Odbiła po pierwszym sygnale.

– No? – rzuciła bez żadnego „hej”.

Wiedziała, że skoro dzwonię z rana, to coś się wydarzyło.

– Zepsułam wszystko – szepnęłam. – Zakochałam się w nim, a on się właśnie dowiedział, że na początku byłam z nim tylko dla kasy.

Iza milczała przez chwilę, jakby nie wiedziała, co powiedzieć. A potem westchnęła.

– Co zamierzasz?

– Wyjaśnię mu wszystko – odpowiedziałam od razu. – Prawdę. Bez ściemy. Nie dla niego. Dla siebie.

Usiadłam przy stole. Długo gapiłam się na czystą kartkę. W końcu zaczęłam pisać:

„Marku, zaczęłam od kłamstwa, ale gdzieś po drodze zgubiłam siebie. I nawet nie wiem, kiedy. Nie wiem, czy dasz mi drugą szansę. Może nie. Ale jeśli nie – i tak dziękuję. Bo przez ciebie po raz pierwszy chciałam być kimś lepszym”.

Złożyłam list, wsunęłam do koperty. Zostawiłam go w jego skrzynce. Nie wiedziałam, czy go przeczyta. Czy w ogóle jeszcze się do mnie odezwie? Pierwszy raz od dawna byłam ze sobą szczera.

Serce mi zamarło

Spotkaliśmy się tydzień później. On zadzwonił. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w małej kawiarni. Takiej, w której nikt nikogo nie zna i nikt się nie wtrąca. Dobrze to wymyślił. Z jego strony to była tarcza – miejsce, w którym łatwiej nie wybuchnąć. Marek patrzył na mnie długo, jakby wciąż nie wierzył, że siedzę tu naprawdę. W końcu powiedział cicho:

Nie wiem, czy potrafię ci jeszcze zaufać.

Skinęłam głową.

– Wiem. Zasłużyłam na to. Chciałam ci tylko powiedzieć… że cię kocham. Naprawdę. I nie chcę niczego. Nie proszę. Chciałam, żebyś wiedział.

Nie odpowiedział od razu. Popatrzył gdzieś ponad moim ramieniem, potem w kubek z kawą, jakby szukał tam jakiejś wskazówki.

– To nie było małe kłamstewko. Miesiącami żyłem w iluzji. I mimo to… ja też się zakochałem.

Serce mi zamarło. Złapałam powietrze, ale nie odważyłam się odezwać.

– Ale nie wiem, co z tym zrobić – dodał.

Wstał, zabrał płaszcz. Ruszył w stronę drzwi. Nie oglądał się. A ja siedziałam jak sparaliżowana. I wtedy, zanim zniknął za szybą… zatrzymał się. Powoli odwrócił.

Nasze spojrzenia się spotkały.

Zakończenie

Podszedł z powrotem. Usiadł, bez słowa. Przez chwilę tylko oddychał ciężko, jakby miał coś na końcu języka, ale bał się to wypuścić.

– Przeczytałem ten list dziesięć razy – powiedział w końcu.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Nie mówię, że ci wybaczam – dodał szybko. – I nie wracajmy do tego, co było, tylko zacznijmy od nowa. Na innych zasadach. Z czystą kartą. Jeśli potrafisz być już tylko Julką. Bez planów, bez gry.

Przytaknęłam. Tamtego wieczoru nie trzymaliśmy się za ręce. Nie pocałowaliśmy się. Wyszliśmy z kawiarni razem. Powoli. W ciszy. Obok siebie. I to wystarczyło. Bo może nie każdy błąd da się naprawić. Niektóre zmieniają nas tak, że już nigdy nie wracamy do tego, kim byliśmy. A ja? Przestałam grać. Bo zrozumiałam, że najcenniejsze rzeczy przychodzą wtedy, kiedy przestajesz ich szukać za wszelką cenę.

Julia, 24 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama