Reklama

Włochy miały być oddechem od wszystkiego. Sperlonga to urocze, kamienne miasteczko z widokiem na morze, gdzie czas płynął wolniej, a zapach lawendy mieszał się z aromatem świeżo mielonej kawy. Wybraliśmy to miejsce spontanicznie – ja, Judyta i Jarek – z potrzebą ucieczki i wspólnego bycia. Judyta była moją przyjaciółką od liceum. Byłyśmy dla siebie rodziną z wyboru, znałyśmy się na wylot, ufałyśmy sobie bezgranicznie. Jarek był znacznie nowszą znajomością. Poznaliśmy się przez znajomych, a kilka tygodni przed wyjazdem między nami zaczęło iskrzyć. Subtelnie, bez wielkich deklaracji – delikatne spojrzenia, palce muskające się przypadkiem, rozmowy prowadzone nocą. Patrzyłam na niego i czułam coś, co dawno już w sobie stłumiłam. Ciepło. Ciekawość. Nadzieję. Nie sądziłam, że można czuć się aż tak bezpiecznie z przyjaciółmi. Nie przyszło mi do głowy, że to właśnie oni wbiją mi nóż w plecy.

Reklama

Coś we mnie pękło

Było już po północy, gdy wróciłam do hotelu z lodem na patyku, który zdążył się prawie całkiem roztopić. Sperlonga cichła. Słychać tylko było odgłosy fal i gdzieś w oddali stukot sztućców z zamykanej trattorii. Judyta wróciła wcześniej, mówiła, że boli ją głowa. Jarek został jeszcze chwilę na tarasie, posiedzieć z nowo poznanymi znajomymi. Weszłam do pokoju, umyłam zęby i położyłam się z telefonem. Przeglądałam zdjęcia z wycieczki do Gaety – uśmiechnięte twarze, piach, rozmazane selfie w zachodzącym słońcu. Poczułam coś w rodzaju ulgi. Myślałam, że naprawdę dobrze nam wychodzi ten wspólny wyjazd. Nagle przypadkiem włączyłam jeden z nowszych filmików i to z dźwiękiem. Chyba ktoś mi go wysłał godzinę wcześniej, pewnie przez pomyłkę. Nic się na nim nie działo, było ciemno, ale w tle była muzyka i śmiechy, potem ciche szepty.

– Ta Natalia naprawdę nic nie kuma? – głos chyba nowej dziewczyny Leny.

– Przecież Judyta z Jarkiem spędzają razem każdą wolną chwilę. A ona? Gania po wodę i lody i za nie płaci, frajerka – dopowiedziała jakaś druga.

– Widziałam dzisiaj, jak Judyta przewróciła oczami, gdy Natalia coś mówiła.

Zamarłam. Coś mnie w środku ścisnęło. Wyłączyłam telefon, ale słowa już krążyły mi w głowie jak echo.

Drzwi skrzypnęły. Jarek wszedł do pokoju, z plastikową butelką wody.

– Wszystko okej? – zapytał.

– Jasne – odpowiedziałam, nie patrząc na niego.

Wcale nie było.

Robili ze mnie idiotkę

Następnego dnia usiedliśmy razem przy śniadaniu, jakby nic się nie stało. Jarek rozsmarowywał dżem pomarańczowy na rogaliku i mówił coś o planie dnia, ale ja ledwo go słyszałam. W środku czułam niepokój, który nie chciał ustąpić. Wczorajsze rewelacje z filmiku przewijały mi się w głowie jak zepsuty refren. Oni się ze mnie śmieją... Judyta przewróciła oczami...

– Masz może coś, co chcesz mi powiedzieć? – zapytałam w końcu, patrząc mu prosto w oczy.

Zatrzymał się w pół ruchu. Łyżeczka zawisła nad filiżanką z kawą.

– Co masz na myśli?

– Nie wiem… może to, że niby jesteśmy razem, a za plecami słyszę, że razem z Judytą uważacie mnie za idiotkę?

Zmieszał się. Pierwszy raz odkąd go znam, nie miał odpowiedzi na zawołanie.

– Natalia, nie wiem, kto ci coś takiego powiedział, ale…

– Ale co? Że zmyśliłam? Słyszałam to, bo ktoś mi podesłał filmik. Słyszałam, jak ktoś mówi, że „Judyta przewróciła oczami, jak Natalia coś mówiła”. A ty się gdzieś w tle zaśmiałeś. Przypadek?

– To była głupia rozmowa, niepotrzebna. Nie chciałem, żebyś to usłyszała.

– A więc to prawda?

Zamilkł. Wzruszyła ramionami i spojrzał gdzieś obok mnie.

– Czasem Judyta coś powie, ja się zaśmieję. Nie chcemy cię ranić… – dodał ciszej.

– Nie, wy po prostu nie chcecie, żebym słyszała, co naprawdę o mnie myślicie.

Wstałam od stolika i wyszłam na zewnątrz. Wiedziałam już jedno: ktoś, kto śmieje się z ciebie za plecami, nie jest twoim przyjacielem.

Czułam się jak 5 koło u wozu

Judytę znalazłam na plaży. Siedziała na leżaku z książką, okulary przeciwsłoneczne zsunięte na czubek nosa. Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła, jakby nic się nie wydarzyło. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam obok, na pustym leżaku. Chciałam zacząć spokojnie, ale głos mi zadrżał.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałam ci ufać.

– O co ci chodzi? – zmarszczyła czoło. – Coś się stało?

– Nie udawaj. Słyszałam, ktoś to skomentował i mi wysłał. Te wasze śmiechy w tle, komentarze. Przewracasz oczami, kiedy coś mówię, tak? A potem się uśmiechasz i mówisz „ale świetnie, że tu jesteśmy razem”.

– Poczekaj… jakie nagranie? Kto ci to…

– Nieważne, kto. Ważne, że nie pierwszy raz czuję się jak piąte koło u wozu. Ale teraz wiem, że to nie tylko moje wyobrażenie.

Judytę zatkało. W końcu odłożyła książkę i zdjęła okulary.

– Natalia… to był tylko jakiś głupi żart. Siedzieliśmy z Leną i Jarkiem, była późna godzina, wiesz, jak bywa. Po prostu… polecieliśmy po bandzie.

– Moim kosztem?

– Nikt nie mówił tego na poważnie! – broniła się. – Przecież dobrze wiesz, jak cię lubię. Ile razy ci mówiłam…

– Nie chodzi o to, co mówisz. Chodzi o to, co robisz, kiedy mnie nie ma!

Judytę zamurowało. Patrzyła na mnie długo, jakby próbowała znaleźć jakiekolwiek dobre słowa. Nie znalazła.

– Przepraszam – powiedziała w końcu cicho.

Nie odpowiedziałam. Wstałam, zostawiając ją z książką, która nagle przestała być jej potrzebna.

Czułam się oszukana

Spakowałam się szybko. Nie chciałam już dłużej dramatyzować, więc błyskawicznie wrzucałam rzeczy do walizki bez większego ładu. Ręcznik jeszcze był wilgotny, w torbie walała się butelka z resztką kremu przeciwsłonecznego. Jarek siedział na łóżku, nie odzywając się. Wreszcie przerwał ciszę.

– I co teraz? Uciekasz?

– Nie uciekam. Po prostu nie chcę być tam, gdzie ludzie robią z kogoś głupka za jego plecami.

– Natalia, przecież to nie tak… – zaczął, ale podniosłam rękę.

– Nie próbuj nic tłumaczyć. To już słyszałam. I to wystarczy.

Zjechałam windą na parter i wyszłam przed hotel. Ciepłe powietrze uderzyło mnie w twarz, słońce paliło przez ubranie. Poszłam przed siebie, bez celu. Krążyłam po uliczkach Sperlongi, które jeszcze rano wydawały się urocze. Teraz były tylko puste. W końcu usiadłam na ławce z widokiem na morze. Patrzyłam, jak fale rozbijają się o skały. W głowie miałam wszystko naraz... Śmiechy, przewracanie oczami, te rozmowy, w których byłam „tą trzecią”. Niby żartowali, ale mnie to rozsadzało od środka.

– Może to ja jestem zbyt naiwna – powiedziałam do siebie półgłosem. – Może nie powinnam wierzyć, że przyjaźń to coś więcej niż wspólne zdjęcia i drinki.

Telefon zawibrował. Jarek. Odrzuciłam. Potem drugi raz – Judyta. Znów odrzuciłam. Nie miałam już siły rozmawiać. Czułam się pusta, wyzuta z sił. Wszystko straciło sens, w tej jednej chwili. Przysięgłam sobie, że więcej nie dam się oszukać. Nawet jeśli zostanę sama.

To nie był ból, tylko pustka

Spotkaliśmy się następnego dnia rano, przy fontannie na rynku. Nie chciałam tego przeciągać. Potrzebowałam zamknąć temat, żeby się z tym nie wozić przez pół życia. Judyta i Jarek już czekali. Oboje w ciemnych okularach, oboje spięci, jakby nie wiedzieli, jak zacząć. Przez chwilę nikt się nie odzywał.

– Nie chcę robić scen – powiedziałam w końcu. – Ale muszę to z siebie wyrzucić.

– Natalia… – Judyta chciała coś dodać, ale uciszyłam ją gestem.

– Nie musicie mnie przepraszać. Już to zrobiliście. I nie chodzi o słowa. Chodzi o to, że coś pękło. Nie wiem, czy da się to skleić. Na pewno nie teraz.

Jarek spuścił wzrok. Judyta przygryzła wargę.

– My nie chcieliśmy na pewno, żeby to tak wyszło... – szepnęła.

– A jak miało wyjść? – spojrzałam na nią. – Że wrócę do Polski i będę wspominać, jak fajnie się ze mnie nabijaliście?

Cisza. Długa, ciężka.

– Natalia… jesteś dla mnie bardzo ważna – dodała cicho Judyta.

– Nie jestem pewna, czy te słowa jeszcze cokolwiek znaczą w twoich ustach.

Wzięłam głęboki oddech.

– Nie chcę dłużej już rozmawiać. Ale musicie usłyszeć jedno. Zdrada boli. A zdrada od osób, którym się ufało najbardziej? To już nie ból. To rodzaj pustki, który zostaje długo po tym, jak zniknie echo śmiechu. Odwróciłam się i odeszłam. Nie obejrzałam się za siebie. Nie dlatego, że byłam silna. Po prostu bałam się, że gdybym spojrzała, mogłabym się zawahać.

Lepiej samemu, niż z fałszywcami

Wróciłam do Polski kilka dni wcześniej, niż planowałam. Lot był spokojny. Nikt nie czekał na mnie na lotnisku, nie miałam ochoty nikomu tłumaczyć, czemu wracam sama. Wzięłam taksówkę, w mieszkaniu od razu otworzyłam okna, jakby chciałam wypuścić z siebie tamten włoski kurz, ten fałszywy zapach oliwek, śmiech, który teraz miał gorzki smak. Przez pierwsze dni unikałam telefonu. Dzwonili. Pisali. Najpierw często, potem coraz rzadziej. Nie odpisywałam. Nie wiedziałam, co miałabym napisać. Że już mi przeszło? Nie przeszło. Że im wybaczam? Nie wiedziałam, czy potrafię.

Siadałam wieczorami na balkonie z herbatą i patrzyłam w ciemne niebo. I próbowałam zrozumieć. Nie wiem, czy znowu komuś zaufam. Ale wiem jedno. Są rzeczy, których się nie odbudowuje. Są słowa, które raz wypowiedziane, zostają w człowieku jak rysa na szkle. I są chwile, w których człowiek po prostu dojrzewa do tego, by iść sam. Lepiej samemu, niż z kimś, kto wbija nóż w plecy i jeszcze się przy tym śmieje.

Natalia, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama