„Urządziłam sylwestra tylko po to, żeby przyszedł mój były. Gdy pojawił się z dziewczyną, odstawiłam noworoczny cyrk”
„Mimo że rozstaliśmy się ponad pół roku temu, wciąż miałam w sobie coś niedokończonego. Udawałam, że to już za mną, ale jego obecność wciąż gdzieś mnie uwierała. Klara była śliczna, młodsza ode mnie i zawsze wyglądała jak z reklamy perfum. Coś we mnie mówiło, że muszę zagrać tę noc idealnie”.

- Redakcja
Sylwestra zawsze traktowałam jak święto symboliczne – nowy początek, czysta karta. Co roku starałam się, by ten wieczór był wyjątkowy. Tym razem postanowiłam zorganizować imprezę u siebie. Mieszkanie udekorowałam tak, że mogłoby konkurować z klubem. Zaprosiłam przyjaciół, znajomych z pracy, kilka osób „z doskoku”, nawet byłego chłopaka z nową partnerką – dla zasady, że jestem ponad to. Nie sądziłam, że z tej mieszanki wybuchnie coś więcej niż fajerwerki na balkonie. Niby wszystko było pod kontrolą, a jednak noc wymknęła się spod niej szybciej, niż zdążyłam powiedzieć „szczęśliwego nowego roku”.
Noworoczna lista gości
Zaczęło się kilka tygodni wcześniej, kiedy ułożyłam listę gości. Chciałam, żeby to była najbardziej niezapomniana noc w roku – w dobrym sensie. Z jednej strony zależało mi, by zaprosić bliskich, z drugiej... miałam ochotę trochę zaszaleć. Zaczęłam od standardowej ekipy: Alicja, moja najstarsza przyjaciółka, która potrafi rozkręcić każdą imprezę. Potem Bartek, kolega z pracy, który zawsze mówi, że nie będzie szalał, a kończy z brokatem na twarzy. Do tego para sąsiadów z dołu, tacy trochę sztywni, ale zawsze przynoszą dobre jedzenie. I oczywiście mój były – Adrian. Z nową dziewczyną, Klarą.
– Na pewno chcesz ich zapraszać? – dopytywała Alicja, kiedy czytała listę. – Przecież to się może źle skończyć.
– Właśnie dlatego ich zapraszam – rzuciłam z uśmiechem. – Niech widzą, że u mnie wszystko gra.
W rzeczywistości wcale nie grało. Mimo że rozstaliśmy się ponad pół roku temu, wciąż miałam w sobie coś... niedokończonego. Udawałam, że to już za mną, ale jego obecność wciąż gdzieś mnie uwierała. Klara była śliczna, młodsza ode mnie i zawsze wyglądała jak z reklamy perfum. Coś we mnie mówiło, że muszę zagrać tę noc idealnie. Kiedy lista gości była gotowa, rozesłałam zaproszenia. Wszyscy potwierdzili. Nawet Adrian, krótko: „Będziemy”. Tak po prostu. Nie spodziewał się wtedy, że wchodząc do mojego mieszkania ostatniego grudnia, wejdzie prosto w środek minowego pola.
Szampan i niedopowiedzenia
Wieczór zaczął się tak, jak sobie to wyobrażałam. Stół uginał się od jedzenia, muzyka sączyła się z głośników, światełka na choince mrugały leniwie. Goście schodzili się powoli, zostawiając płaszcze w przedpokoju i przynosząc ze sobą kolejne napoje. Alicja od razu rzuciła się w wir tańca z Bartkiem, a sąsiedzi zasiedli przy stole, zachwycając się koreczkami, które układałam godzinami. Adrian wszedł jak zwykle – pewnym krokiem, nonszalancki, z lekkim uśmiechem. Klara tuż za nim, w czerwonej sukience, która opinając się na jej figurze, wzbudziła poruszenie wśród obecnych. Uśmiechnęłam się do nich. Teatralnie. Jakby nic mnie nie ruszało.
– Cześć, dzięki za zaproszenie – powiedziała Klara, całując mnie w policzek. – Masz piękne mieszkanie!
– Dzięki. Staram się, żeby było... wyjątkowe – odpowiedziałam i odwróciłam się szybko, bo poczułam, jak coś mnie ściska w żołądku.
Nie chciałam wcale, ale szampana wypiłam duszkiem. Potem kolejnego. Adrian i Klara dołączyli do tańczących, a ja obserwowałam ich z kąta salonu. Udawałam, że świetnie się bawię. Flirtowałam z Bartkiem, chociaż dobrze wiedziałam, że jego serce jest zajęte przez kogoś innego. Alicja rzucała mi ukradkowe spojrzenia, jakby chciała powiedzieć: „Zostaw to, nie wchodź w to znowu”. Nikt jednak nie wiedział, że w głowie miałam już plan. A raczej impuls, który powoli przejmował stery. Jeszcze tylko trochę szampana. Jeszcze jeden taniec. Jeszcze jedno spojrzenie Adriana w moją stronę...
Pocałunek, który zmienił wszystko
Tuż przed północą zrobiło się tłoczno w salonie. Odliczaliśmy ostatnie minuty roku, śmiejąc się, krzycząc, potrząsając butelkami z bąbelkami. Napięcie wisiało w powietrzu, choć nikt nie mówił tego na głos. Staliśmy w kółku, każdy z kieliszkiem, a ja między Alicją a Bartkiem. Adrian i Klara naprzeciwko mnie.
– Dziesięć, dziewięć, osiem… – głosy zlały się w jedno, a moje serce biło szybciej.
Kiedy zegar wybił północ, wszyscy wybuchli okrzykami. Posypały się życzenia, uściski, pocałunki. Fajerwerki za oknem rozświetliły niebo, a ja, pod wpływem impulsu, złapałam Bartka za kołnierz i pocałowałam go. Prosto, mocno, na oczach wszystkich.
– Co ty robisz? – szepnął, kiedy się odsunął.
– Dobrze się bawię – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, choć wewnątrz czułam, jak wszystko zaczyna się chwiać.
Zauważyłam, jak Adrian odwraca wzrok. Klara spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Alicja tylko pokręciła głową i odwróciła się, żeby nalać sobie jeszcze jednego drinka. Przez chwilę czułam się jak gwiazda wieczoru, jakby wszyscy patrzyli tylko na mnie. Może i patrzyli. Może o to mi chodziło. Później Bartek unikał mnie, a Adrian zaczął zachowywać się dziwnie – był zbyt uprzejmy, zbyt obecny. Klara coś do niego mówiła, ale on cały czas rozglądał się po pokoju, jakby szukał okazji, żeby zostać sam na sam… ze mną. I taka okazja szybko się nadarzyła.
Na oczach wszystkich
Złapał mnie w kuchni, kiedy niosłam pusty półmisek po koreczkach. Wszyscy byli zajęci tańcami i robieniem zdjęć na tle balonów z napisem „2026”. Klara rozmawiała z sąsiadką o podróżach, Alicja z Bartkiem rozkręcali karaoke. Adrian zamknął za sobą drzwi i oparł się o blat.
– Musimy pogadać – powiedział, cicho, ale stanowczo.
– Sylwester to kiepski moment na poważne rozmowy – odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.
– Widziałem, co zrobiłaś. To było specjalnie, prawda?
– A co, zazdrosny?
Zbliżył się o krok. Zbyt blisko. Poczułam jego perfumy, ten sam zapach, który znałam na pamięć. Coś między nami zaiskrzyło, jakby żadna Klara, żadne miesiące rozłąki, nie miały znaczenia. Patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund, za długich, za intensywnych.
– Nie powinienem tu być – powiedział w końcu. – Ale ty też nie powinnaś robić z tej nocy teatru.
– Och, więc teraz jestem dramatyczna?
– Zawsze byłaś.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, przyciągnął mnie i pocałował. Tak po prostu. Tak jakby nic się nie zmieniło, jakbyśmy znów byli razem. I przez chwilę naprawdę poczułam, że świat na zewnątrz nie istnieje. Drzwi się otworzyły. Klara. Stała tam, nieruchomo, z kieliszkiem w dłoni. Spojrzała na nas i nie powiedziała ani słowa. Odwróciła się i wróciła do salonu. Adrian wybiegł za nią, a ja zostałam z półmiskiem w ręku i burzą w głowie. Wróciłam do gości jak gdyby nigdy nic.
Światło fleszy i cienie prawdy
Zanim ktokolwiek zdążył zapytać, co się stało, Klara wróciła do salonu z uśmiechem tak sztucznym, że aż bolało. Adrian szedł dwa kroki za nią, blady i wyraźnie spięty. Goście niczego nie zauważyli – jeszcze. Wszyscy tańczyli, robili zdjęcia i nagrywali filmiki, które za chwilę miały trafić na sociale. Alicja zbliżyła się do mnie, wręczając mi telefon.
– Zobacz, zrobiłam ci świetne zdjęcie przy oknie, ale weź zrób sobie lepszą minę, wyglądasz, jakbyś chciała kogoś zabić.
Spojrzałam. W tle byłam ja, a tuż obok Adrian i Klara. To było tuż po tym, jak wrócili z kuchni. Klara patrzyła w bok, Adrian w podłogę. Byłam w centrum kadru, niby uśmiechnięta, ale z oczami, które mówiły wszystko.
– Nie wrzucaj tego – poprosiłam. – Po prostu... nie.
– Coś się stało? – zapytała Alicja, mrużąc oczy. – Nie mów, że...
– Później. Proszę.
Na scenę wkroczył sąsiad z dołu, dumnie trzymając w ręku mikrofon.
– Proszę państwa, mam propozycję. Każdy mówi jedno postanowienie na nowy rok!
– Świetny pomysł! – zakrzyknęła Klara. – Ja mogę zacząć.
Weszła na środek. Stanęła prosto, uniosła kieliszek i powiedziała z promiennym uśmiechem:
– Moje postanowienie? Więcej szczerości. Szczerości wobec siebie... i wobec innych. Zwłaszcza tych, którzy udają, że są lepsi, niż są w rzeczywistości.
Zrobiło się cicho. Ktoś zakaszlał. Ktoś inny udawał, że szuka czegoś w torebce. Adrian zamarł. A ja? Stałam tam jak idiotka, czując, jak ziemia pod nogami zaczyna mi się rozjeżdżać.
Nowy rok, nowa ja (i nowi wrogowie)
Nie odpowiedziałam Klarze. Nie było sensu. Jej słowa były jak pokaz sztucznych ogni – błysk, huk i dym. Wszyscy wiedzieli, do kogo były skierowane. Jeszcze przez chwilę udawaliśmy, że zabawa trwa, że to tylko niewinna uwaga, ale atmosfera siadła. Z każdą minutą impreza traciła tempo, ludzie zaczęli się zbierać, tłumacząc się zmęczeniem albo porannymi planami. Adrian i Klara wyszli bez słowa. On nawet na mnie nie spojrzał. Ona uśmiechnęła się słodko i powiedziała tylko:
– Dzięki za zaproszenie. Noc niezapomniana. Na pewno długo będziemy ją wspominać.
Zamknęłam za nimi drzwi i oparłam się o nie plecami. Alicja podeszła do mnie.
– Nie chcę mówić „a nie mówiłam”, ale… mówiłam – mruknęła.
– Tak. Wiem. Było głupio. Wszystko było głupie.
– Nie wszystko. Koreczki były świetne.
Roześmiałam się przez łzy. Nie chciałam płakać, ale łzy same cisnęły się do oczu. Było coś upokarzającego w tym, że sama zgotowałam sobie tę scenę. Myślałam, że to ja mam kontrolę. Że uda mi się pokazać, jaka jestem silna, niezależna, ponad to. A pokazałam tylko, jak bardzo nadal mnie boli. Sprzątałam do trzeciej nad ranem. Porozrzucane serpentyny, brokat na kanapie. Wszystko wyglądało jak po bitwie. I może tak właśnie było. Nowy rok przyniósł trzeźwe spojrzenie. Na siebie. Na przeszłość. Na ludzi, którym pozwalałam za długo siedzieć w mojej głowie. Sztuczne ognie zgasły. Zostałam sama – ale w końcu uczciwie.
Weronika, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Utknęłam z facetem mdłym jak karp w galarecie. Oświadczył mi się w wigilię, bo tak mu mamusia kazała”
- „Po 15 latach wróciłam ze Szkocji do kraju, bo tęskniłam za ojczyzną. Niestety Polacy nie przyjęli mnie zbyt ciepło”
- „Choć mam 70 lat to nie jestem za stara na przygody. Los sprawił, że w starej windzie poczułam się jak nastolatka”