„Uważałam, że mój mąż jest wyjątkowy. Gdy odkryłam, że ma kochankę, zrozumiałam, że faceci to prymitywny gatunek”
„Nawet to, że nagle zaczął się interesować treningami, nie wydało mi się podejrzane. W końcu w wieku trzydziestu ośmiu lat człowiek jest za młody na zaokrąglony brzuszek. Po prostu musiał się bardziej pilnować, żeby utrzymać dobrą sylwetkę”.
To opowiadanie to list do kochanki – kobiety, która sypia z moim mężem. To pomysł mojej terapeutki. Potrzebuję uwolnić się od uczuć, które już od dłuższego czasu nie dają mi spokoju. Chcę pozbyć się tych wszystkich wątpliwości, przez które nie mogę żyć jak dawniej.
Nie cierpię siebie
Co takiego wyjątkowego w tobie widział, że to właśnie ty zdobyłaś jego serce? Musiałaś mieć w sobie coś szczególnego, że zostawił dla ciebie wszystko – nasze wspólne życie, córkę i rodzinę, którą budowaliśmy przez tyle lat. Ale wiesz nie on mnie teraz najbardziej ciekawi. To ty nie dajesz mi spokoju. Chciałabym wiedzieć, czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, jakie będą skutki twojego romansu. I czy teraz, gdy już osiągnęłaś swój cel, czasem nie budzi cię w nocy poczucie winy?
Niejednokrotnie chciałam do ciebie zadzwonić, ale bałam się, że albo się rozpłaczę, albo ze złości powiem ci coś okropnego. Tyle razy trzymałam już telefon, lecz za każdym razem strach wygrywał.
Od dawna uważałam się za kogoś wartościowego i dobrego, jednak odkąd pojawiłaś się w moim życiu, zaczęłam odczuwać emocje, których się wstydzę. Pismo Święte mówi, żeby darzyć miłością nawet nieprzyjaciół, tymczasem ja nie umiem powstrzymać pogardy wobec ciebie. Z twojego powodu przestałam być tą ciepłą, pełną miłości kobietą, a stałam się kimś, kto nie zasługuje ani na szacunek, ani na to, by być kochanym.
Sam początek jest dla mnie niejasny, ale ty na pewno znasz dokładną datę. Do mnie dotarło to za późno – aktywnie uczestniczyłam w tym dramacie tylko przez ostatnie dwa miesiące. Przez długi czas nie dopuszczałam do siebie takiej możliwości. Wydawało mi się niemożliwe, by facet zostawił swoją żonę dla kogoś, kogo ledwo poznał. Zwłaszcza mój mąż, który zawsze cenił spokojne, ustabilizowane życie. Włożyłaś mnóstwo wysiłku w rozbicie naszego związku. Działałaś tak powoli, metodycznie i dyskretnie, że kompletnie nie zauważyłam, kiedy coś zaczęło się psuć.
Wszystko się rozpadło
Mój mąż zachowywał się dokładnie tak, jak przez wszystkie lata naszego małżeństwa. Zdarzało mu się zadzwonić z pracy i uprzedzić o późniejszym powrocie, albo wpaść w środku dnia po świeżą koszulę. W łóżku też było normalnie – bez fajerwerków, ale i bez rozczarowań. Muszę ci się pochwalić, że nigdy nie miałam z nim problemów w sprawach intymnych. Nadal się ze mną kochał, nawet gdy już był w związku z tobą.
Zauważyłam tylko jedną zmianę w jego wyglądzie – inny typ bielizny. Wcześniej nosił zwykłe, bawełniane slipy, ale około dwóch lat temu przerzucił się na bokserki z jedwabiu. Kiedy spytałam o powód tej zmiany, wytłumaczył mi, że w garniturowych spodniach bokserki są mniej widoczne.
Nie mogłam się z tym nie zgodzić. Nawet to, że nagle zaczął się interesować treningami, nie wydało mi się podejrzane. W końcu w wieku trzydziestu ośmiu lat człowiek jest za młody na zaokrąglony brzuszek. Po prostu musiał się bardziej pilnować, żeby utrzymać dobrą sylwetkę.
Pierwsze wątpliwości pojawiły się u mnie około roku temu, podczas zwykłej soboty.
Czułam, że coś nie gra
Przygotowywałam coś do jedzenia w kuchni, gdy nagle Piotrek zjawił się na dole ze spakowaną walizeczką. Nawet nie spojrzawszy w moją stronę, oznajmił, że pilna sprawa w pracy zmusza go do wyjazdu do Szczecina.
– Do Szczecina? – zdziwiłam się, powtarzając jego słowa. – Zostajesz tam na noc?
– Jeden z najważniejszych klientów czeka na mnie w niedzielę z samego rana – wyjaśnił, sięgając po swoje wyjściowe obuwie, które założył dotąd tylko podczas pożegnania starego kierownika.
„Spokojnie, przecież to normalne w jego zawodzie. Na pewno nie ma w tym nic dziwnego” – pomyślałam głosem odpowiedzialnej małżonki. „Poczekaj moment, coś mi tu nie gra” – odezwała się we mnie druga strona.
Usłyszałam, jak Piotr wychodzi z mieszkania, więc ruszyłam do łazienki. W przepełnionym koszu na pranie piętrzyły się ubrania. Dokładnie sprawdziłam wszystkie jego koszule z ostatnich siedmiu dni. Szukałam czerwonych śladów na kołnierzykach, obcych perfum albo blond włosów. Niczego podejrzanego nie wykryłam, ale to wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej.
W niedzielę po południu dostałam telefon od Piotra. Powiedział mi, że jego spotkania się przedłużą i nie zobaczymy się aż do wtorku. Czułam się z tym źle, ale przemogłam się i sprawdziłam każdą kieszeń w jego garniturach. Znalazłam różne drobiazgi – urwany guzik, rachunek z jakiejś knajpy i parę wizytówek, które wydawały się niegroźne. Sama nie byłam pewna, co chcę tam odkryć, ale gdzieś w środku czułam, że gdy trafię na coś podejrzanego, od razu to rozpoznam. I rzeczywiście tak było.
Wiedziałam, że ma romans
Podczas kąpieli mojego męża zajrzałam do jego portfela i znalazłam złożony kawałek papieru z zapisanym numerem telefonu – bez żadnego opisu czy dopisku. Być może to nic takiego, ale intuicja mówiła mi, że ta niepozorna karteczka może być równie istotna jak nasze świadectwo ślubu. W dniu, gdy Piotrek nie wrócił do domu przed północą, tłumacząc się spotkaniem, postanowiłam wybrać numer z zapisanej kartki.
– Hej, dodzwoniłeś się do Eli. Nagraj się po sygnale albo spróbuj później – usłyszałam nagranie, które samo w sobie nie wzbudziło moich podejrzeń, ale kobiece imię już tak.
Nagle przypomniałam sobie sytuację sprzed jakichś trzech czy czterech miesięcy. Pojechałam wtedy po Piotra do firmy, bo miał jechać do dentysty. Planował zabieg pod narkozą, więc nie mógłby później sam prowadzić samochodu. W trakcie jazdy windą jakaś młoda rudowłosa kobieta posłała mi ciepły uśmiech, a następnie poklepała mojego męża po ramieniu i powiedziała:
– Trzymaj się…
W drodze powrotnej spytałam Piotrka o tę kobietę, którą widzieliśmy.
– To Ela, właśnie zaczęła u nas pracować. Robi analizy finansowe – odparł krótko.
– Sprawia fajne wrażenie – zauważyłam.
– No, całkiem w porządku – potwierdził, nagle krzywiąc się i dotykając swojej szczęki z grymasem cierpienia.
Zapewniał, że mnie kocha
Teraz te słowa nabierają dla mnie zupełnie nowego sensu. Ma nade mną przewagę. Jest w kwiecie wieku. Wygląda lepiej niż ja. Nie można mi zarzucić zaniedbania – nie włączam się w stereotyp matki w papilotach i podomce, a spodnie sprzed porodu wciąż na mnie pasują.
Jednak od momentu, kiedy dowiedziałam się o tobie, straciłam pewność siebie. Przestałam się czuć piękna. Zaczęłam dostrzegać każdą drobną bruzdę koło oczu i ślady po ciąży na moim brzuszku. Wcześniej kompletnie mi to nie przeszkadzało, ale teraz spędza mi sen z powiek. Nie potrafię patrzeć na siebie w zwierciadle.
Po powrocie Piotra z rzekomego biznesowego spotkania wyczułam na nim słodkawy, kwiatowy zapach obcej osoby. W końcu zebrałam się w sobie i wprost oznajmiłam mu, że traktuje mnie jak głupią. Jego reakcja mnie zaskoczyła – zamiast zaprzeczać, po prostu się rozpłakał, obiecując że to pierwszy i ostatni raz.
Zalany łzami wyznawał mi miłość, a ja od razu mu odpuściłam. Potem spędziliśmy razem namiętną noc, która okazała się bardziej magiczna niż wszystkie poprzednie. Przekonywał mnie, że ta druga kobieta nic dla niego nie znaczy, że ich relacja była bez wartości. Przyjęłam jego przeprosiny i chciałam zostawić całą sytuację za sobą. Naprawdę dałam się nabrać na jego historyjkę o jednorazowym potknięciu.
Zastanawiam się, czym tak naprawdę go do siebie przyciągnęłaś, że nie był w stanie się od ciebie uwolnić? Może to twoje zdolności w kuchni? Nie sądzę. Pewnie bardziej chodzi o to, jak radzisz sobie w łóżku. Choć gdyby chodziło wyłącznie o sprawy intymne, Piotr na pewno nie straciłby dla ciebie głowy.
W końcu odszedł
Owszem, mieliśmy w związku problemy – ale który związek ich nie ma? Dalibyśmy sobie radę sami, bez twojego udziału. Problem w tym, że kiedy Piotr wracał do domu po swoich nieobecnościach, zawsze czułam ten zapach szamponu. Nie jestem głupia! Rozumiem, że go nie zmuszałaś do widywania się z tobą, ale gdybyś nie zostawiała szeroko otwartych drzwi do swojej sypialni, nigdy by mnie nie zostawił.
Koniec końców, to ty wygrałaś całą sytuację. Minęły zaledwie trzy tygodnie i Piotr spakował wszystkie swoje rzeczy, wyprowadzając się i zostawiając mnie z Olą w domu pełnym pustki i smutku.
– Przykro mi, ale tak to się ułożyło, wybacz – powiedział przed wyjściem, dodając że w weekend zabierze córkę na wycieczkę do ZOO.
Nie mogłam powstrzymać łez. W środku nocy, kiedy zostałam sama w zimnym łóżku, moja głowa wypełniała się obrazami was dwojga… Gdyby nie obecność małej Oli w pokoju obok, pewnie zrobiłabym coś głupiego. Te destrukcyjne myśli nie opuszczały mnie przez wiele miesięcy. Dopiero wizyta u terapeuty pomogła mi stanąć na nogi.
W tym momencie próbuję pozbierać się do kupy i wmówić sobie, że jedna porażka nie przekreśla mnie zupełnie – ani jako żony, ani jako kobiety. Może kiedyś wrócę do przekonania, że wcale nie jestem od ciebie gorsza, ale teraz powiem wprost – mam tylko jedno marzenie. Chcę, żebyś któregoś dnia, zalewając się łzami z powodu okropnego cierpienia, musiała sama skreślić parę słów do kolejnej, młodszej i ładniejszej dziewczyny, z którą zwiąże się Piotr.
Dominika, 37 lat