Reklama

To były dziwne sny. Czasem wybudzałam się z nich w środku nocy, szłam do toalety, potem zasypiałam znowu i trafiałam dokładnie w to samo miejsce, w którym skończył się poprzedni sen. Jakby działała jakaś stopklatka.

Reklama

Najpierw te wizje były bardzo niewinne. Widziałam w snach młodego mężczyznę. Staliśmy naprzeciwko siebie, siedzieliśmy na dwóch ławkach w parku, mijaliśmy się na ulicy, nie mogąc oderwać od siebie wzroku… Nie było w tym niczego erotycznego – zresztą wtedy nie miałam o tych sprawach większego pojęcia – po prostu powtarzający się sen z tą samą postacią. Myślałam, że to może jakiś aktor, którego gdzieś zobaczyłam, coś mnie w nim zafascynowało i dlatego ciągle mi się śni. Rysowałam jego portrety, dość nieudolnie, ale liczyłam, że może ktoś rozpozna w moich rysunkach kogoś znajomego. Nie, nikt go nie znał, nie kojarzył.

Sny się zmieniały

Przywykłam więc do tych obrazów, bo nie miałam wpływu na to, co mi się śni. Towarzyszyły mi i zmieniały się wraz ze mną. Kiedy stałam się starsza, ich charakter ewoluował. Nie mijaliśmy się biernie na ulicy, on wyciągał dłoń i dotykał mojej, przelotnie, niby przypadkiem, ale czułam niesamowity dreszcz, który przenikał mnie całą, od czubków palców po korzonki włosów. Czasem budziłam się i czułam w opuszkach mrowienie. Potem całowaliśmy się w tych snach. Delikatnie, ledwie czując dotyk ust. Później namiętnie, żarłocznie, jakbyśmy chcieli się nawzajem pochłonąć. Budziłam się niespokojna, z palącymi policzkami, walącym sercem, dziwnym uczuciem między udami.

Kiedy zaczęłam umawiać się z chłopakami na randki, zdarzało mi się też doświadczać pocałunków i… Nie podobało mi się. Próbowałam, zaliczyłam więcej pierwszych pocałunków niż moje koleżanki, ale żaden nie umywał się do tego, co czułam w snach. Wszystkie były nijakie, nieporadne, bez tych emocji, których pragnęłam, bo już je poznałam, poczułam. Nie miałam ochoty na więcej. To znaczy, miałam, ale z księciem z moich snów. Wiedziałam, że on nie istnieje poza moją wyobraźnią, ale marzyłam, by stał się cud i okazał się prawdziwy, by kiedyś stanął na mojej drodze. Kto mi zabroni marzyć?

Miałam mroczne wizje

Dorosłam i sny znowu się zmieniały, robiły się dziwniejsze, mroczniejsze. Całowaliśmy się i nagle zaczynaliśmy tonąć. Otaczało nas coraz więcej wody. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, uwolnić, by uciec, dopłynąć do jakiegoś brzegu, ale on nie reagował! Woda pochłaniała nasze ciała, docierała do twarzy, zalewała usta, nos, topiliśmy się… Boże! Budziłam się przerażona i zlana potem. To tylko sen – tłumaczyłam sobie, ale…

Potem przychodził następny. Wszystko wokół nas płonęło, a on dalej tulił mnie i całował. Albo spadaliśmy w przepaść, a on nie chciał puścić mojej ręki, żebyśmy mogli się czegoś chwycić, uratować. Osobno każde z nas miałoby większą szansę. Nie dla niego. Nie chciał wypuścić mnie z rąk. Po każdej takiej nocy budziłam się przerażona, ale mimo wszystko tęskniłam za nim. Za jego twarzą, dotykiem, pocałunkami… Chciałam więcej i więcej.

Nie zapomnę tego dnia

Szłam na uczelnię. Autobus zepsuł się dwa przystanki przed docelowym i musiałam na piechotę dotrzeć na zajęcia. Spieszyłam się. Niemal biegłam, nie patrząc na boki. Zahaczyłam o kogoś ramieniem. Obejrzałam się, żeby przeprosić i… Zakręciło mi się w głowie. To był on. On! Mój książę ze snów!

– Boże… – szepnęłam.

Nie pomyliłabym się, znałam tę twarz na pamięć. Mężczyzna zatrzymał się. Pytał, czy nic mi się nie stało. Fakt, uderzyłam w niego naprawdę mocno, mogłam sobie coś uszkodzić, ale to nie było ważne. Ani trochę. Wyciągnęłam rękę do jego twarzy. Zobaczyłam błysk zdziwienia w szarych oczach i… Zemdlałam, zanim zdołałam dotknąć jego policzka i przekonać się, czy w dotyku jest taki sam, jak w snach. Miękko-szorstki.

– To przeznaczenie. Te sny prowadziły mnie do niego, sprawiały, że czekałam i wierzyłam, że kiedyś go znajdę! – egzaltowałam się.

Moja przyjaciółka słuchała mnie ze sceptyczną miną.

– Nie chcę sprowadzać cię z chmur na ziemię, ale może on jest po prostu bardzo podobny…

– Nie jest tylko podobny. To on! Wygląda identycznie, całuje tak samo… Boże, jak on potrafi całować… – aż się zarumieniłam. – Tyle razy dotykałam go we śnie, ale na jawie to… – po prostu się roześmiałam.

– To chyba dobrze, że go w końcu spotkałaś. I że był wolny. I że też się w tobie zakochał…

– Czemu zaraz usłyszę „ale”?

– Nie wiem… – wzruszyła ramionami. – To wszystko jest po prostu dziwaczne. Nie ogarniam moim słabym, wąskim umysłem tylu zbiegów okoliczności, tych proroczych snów. Dobrze je zinterpretowałaś? Poradziłaś się jakiegoś specjalisty?

– Wróżki?

– Psychologa, głupia. Chcę, żebyś była szczęśliwa, i mam nadzieję, że naprawdę jesteś. Że faktycznie się w sobie zakochaliście, a nie, że ty jesteś z nim, bo ci się przyśnił, a on z tobą z ciekawości.

– To nie jest tylko ciekawość, zapewniam cię.

Chciałam spędzać z nim każdą chwilę

Darek zaopiekował się mną, kiedy zemdlałam na ulicy. Ocucił mnie, zawiózł do szpitala, żeby sprawdzili, czy wszystko ze mną w porządku, choć mówiłam, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Najnormalniej w świecie zemdlałam z wrażenia. Potem zaprosił mnie na kolację. Dalej sprawy potoczyły się szybko.

Byłam nim zafascynowana, chciałam się dowiedzieć, jaki jest. Tyle razy widziałam go w snach, ale nie pamiętałam żadnych słów. Teraz mogliśmy rozmawiać bez końca, zwierzałam mu się bez oporów, był takim doskonałym słuchaczem. Naprawdę chciał wiedzieć, co mam do powiedzenia.

Zostaliśmy parą, sześć lat różnicy nie stanowiło przeszkody. Był starszy, więc zdążył odkryć, czego pragnie od życia. Zamieszkaliśmy razem już po miesiącu. Nie chciałam bez niego żyć, uzależniał mnie od siebie. Pocałunkami, pieszczotami, rozmowami. Chciałam spędzać z nim każdą chwilę, niemal obsesyjnie, jakbym się bała, że ten sen na jawie zaraz się skończy, przerwany przez budzik. Pierwsze tygodnie wspólnego mieszkania to były najszczęśliwsze dni mojego życia. Miałam obok siebie wspaniałego mężczyznę, byłam zakochana i czułam się kochana.

Może nie miałam już czasu dla rodziny ani na spotkania z przyjaciółką, ale na pewno to rozumieli. W końcu miłość wymaga poświęceń. Co prawda raczej z ich strony, bo dla mnie to nie było żadne poświęcenie. Nie miałam też czasu na naukę. Zawalałam czwarty rok studiów, ale nie martwiło mnie to, najważniejsze, że mogłam z nim być. Dzień i noc. Z przeznaczonym mi, wyśnionym księciem…

Książę miał drugą twarz

Pierwszy cios był kompletnie niespodziewany. Dostałam w twarz za zwykłe spóźnienie. Taksówka stanęła w korku. To nie była moja wina, że spóźniłam się kilka minut na koncert, na którym mu zależało. Bardzo przepraszałam. Gdy mnie uderzył, przepraszałam jeszcze usilniej. Obiecał, że nigdy więcej tego nie zrobi. Jeśli tylko nie dam mu powodu. O pretekst było jednak zbyt łatwo…

Przemoc eskalowała lawinowo. Zamykanie w pokoju, ciosy w tył głowy, żeby nie zostawiać śladów, bicie mokrym ręcznikiem po pośladkach. Za każdym razem przepraszałam. Błagałam, żeby mi wybaczył. Przecież nie mogłam pozwolić, żeby mnie zostawił. Był moim przeznaczeniem, sama go sobie wyśniłam. Jeśli odejdzie, porzuci mnie… Nastąpi koniec świata! Czekałam na niego całe życie. Ból to mała cena. Byle został, byle tego nie zepsuć, byle czasem wracał ten delikatny, czuły książę.

W chwilach gniewu widziałam jego twarz bez emocji dokładnie taką jak w moich koszmarach. Bałam się go coraz bardziej. Pozwalałam się bić, ale nie chciałam umrzeć. Gdy kolejny raz mnie pobił, dostałam niemal olśnienia – źle interpretowałam sny! One nie prowadziły mnie ku przeznaczeniu. One mnie przed nim ostrzegały! Pokazywały początkową fascynację, niewinność i łagodność, komfort, jaki mi dawał wymarzony mężczyzna, pokazywały jego metodę na takie spragnione uczuć kobiety jak ja. A potem była tylko śmierć. Woda, ogień, upadek w przepaść.

Uratowałam się

Zostawiłam wszystkie swoje rzeczy. Wybiegłam z domu w samym ubraniu, nie zważając na to, że ludzie wezmą mnie za wariatkę, i pobiegłam prosto na komisariat. To nie było łatwe, i nadal nie jest, ale wiem, że nie mogę cofnąć się ani o krok. Inaczej ta woda mnie pochłonie, spalę się w ogniu i roztrzaskam o ostre skały. Po moim zgłoszeniu wznowiono śledztwo w sprawie zaginięcia dwóch poprzednich partnerek Darka. Ja domyślam się, co im zrobił. Nie odnajdą się żywe. Uniknęłam ich losu dzięki snom. I tej jednej przytomnej myśli, która stała się impulsem do działania.

Nie ustąpiłam, choć kilka razy byłam bliska poddania się. Łatwiej byłoby uciec, nie walczyć, nie zeznawać, nie opowiadać, jak pozwalałam się bić i upokarzać, jak go przepraszałam. Tak, łatwiej byłoby się wycofać, zapomnieć, ale wiedziałam, że nie mogę, nie wolno mi. Dla mnie samej. Dla tych, które zaginęły. Dla tych, które mogły być po nas.

Reklama

Powoli odzyskuję równowagę w życiu. Odnawiam przyjaźnie, które zaniedbałam, staram się wynagrodzić rodzicom, że się od nich odsunęłam. Badam możliwości powrotu na studia. A sny… Pojawiają się nowe. Czasem bardziej dziwne niż groźne. Uczę się je interpretować. Na razie jeszcze nie wiem, co zrobię z wiedzą, jaką mi dają.

Reklama
Reklama
Reklama