Reklama

Nie mam pojęcia, kiedy ostatni raz usiadłam spokojnie w fotelu i napiłam się kawy tak po prostu – bez myślenia o rachunkach, liście zakupów i zaległościach w pracy. Popołudnia w moim domu wyglądają zwykle tak samo: rozkładam deskę do prasowania, włączam czajnik i odruchowo sięgam po odkurzacz. I choć każda czynność przypomina mi, że ten dom to nasze wspólne życie, coraz częściej czuję, że to życie przecieka mi przez palce.

Reklama

Zaciskaliśmy pasa

Mikołaj jest już prawie dorosły. Czternaście lat – i ani śladu po moim małym chłopcu, który tulił się do mnie, kiedy miał koszmary. Teraz częściej zamyka się w pokoju, słucha muzyki i ma swoje sekrety. Nie kłóci się, nie prosi, nie żąda. Niby łatwy w obsłudze, a ja coraz bardziej mam wrażenie, że się oddalamy. Jakbym próbowała złapać mgłę.

Z Andrzejem – moim mężem – też jakoś… po prostu jesteśmy. Pracujemy, płacimy rachunki, oglądamy czasem wiadomości. Niewiele mówimy, może nie dlatego, że nie chcemy, tylko już nie bardzo wiemy, o czym. Czasem nachodzi mnie pytanie, czy to właśnie jest dorosłość: ciągłe liczenie, planowanie, odkładanie na potem. Przed świętami rozmawialiśmy, czy będzie nas stać na nowy czajnik, bo stary cieknie. Odpuściliśmy. Jeszcze trochę pociągnie.

Mikołaj nigdy nie marudzi, nigdy nie mówi: „Mamo, kup mi to”. Może raz zapytał o grę, ale wystarczyło, że spojrzeliśmy na siebie z Andrzejem i już wiedział, że nie. I to mnie czasem boli najbardziej – że dobrze rozumie, kiedy trzeba zacisnąć pasa. Za dużo w nim dorosłego, a za mało chłopca. Jakbyśmy go niechcący nauczyli, że jego potrzeby są na końcu.

Nie mogłam uwierzyć

Podczas sobotniego sprzątania, kiedy Andrzej pojechał na działkę, a Mikołaj poszedł do kolegi, uznałam, że wreszcie trzeba porządnie odkurzyć. Przesunęłam w pokoju syna skrzynię z pościelą, sięgnęłam głębiej i poczułam coś twardego. Metalowy dźwięk, jakby puszka uderzyła o rurę od odkurzacza.

Wyciągnęłam to coś na światło dzienne. Skarbonka z zakrętką. Zdziwiłam się, bo nie przypominałam sobie, żeby Mikołaj taką miał. Zakrętkę udało się odkręcić dopiero po chwili. W środku nie było, jak się spodziewałam, garści monet, które brzęczą na dnie, tylko rulonik banknotów. Dziesiątki, dwudziestki, nawet dwie stówki. Wyciągałam je powoli i zaczęłam liczyć. Tysiąc sto czterdzieści złotych.

Usiadłam na skraju łóżka z tą puszką w dłoniach, czując, jak serce zaczyna mi walić. Skąd mój syn ma tyle pieniędzy? Znałam go przecież. Mikołaj nie kręcił się po osiedlu, nie miał kontaktu z podejrzanym towarzystwem. To nie był chłopiec, który kombinował. I właśnie dlatego zrobiło mi się jeszcze bardziej nieswojo.

Był dojrzały

Wtedy otworzyły się drzwi. Mikołaj stanął w progu, w słuchawkach, których nawet nie zdążył zdjąć. Spojrzał na mnie, potem na skarbonkę, i zamarł.

– Skąd te pieniądze, Mikołaj? – zapytałam.

Nie odpowiedział od razu. Zdjął słuchawki i podszedł powoli, jakby ważył każdy krok. Widziałam, jak zesztywniał. W końcu stanął przede mną i spuścił wzrok.

– Z pracy… wyprowadzałem psy sąsiadom.

– Na co to wszystko?

Podniósł głowę. W jego oczach nie było wstydu, bardziej coś, co przypominało zawstydzenie.

– Na gitarę.

Nie potrafiłam nic powiedzieć. Przez chwilę po prostu na niego patrzyłam – na mojego syna, który przez miesiące odkładał każdy grosz, bo nie chciał mi mówić, że czegoś pragnie.

Wieczorem postanowiłam powiedzieć o tym mężowi.

– Dziś, jak sprzątałam, znalazłam u Mikołaja skarbonkę pod łóżkiem. Było w niej ponad tysiąc złotych.

Nie przejął się

Andrzej nie zareagował od razu. Wzruszył tylko ramionami.

– No i dobrze, że potrafi oszczędzać.

– Dobrze? – powtórzyłam, czując, jak coś mnie w środku uwiera. – Andrzej, on odkładał te pieniądze miesiącami. Z prezentów, nawet zarabiał, wyprowadzając sąsiadom psy. Nie powiedział ani słowa, bo nie chciał nas obciążać.

Mój mąż spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, jakby nie do końca rozumiał, skąd we mnie tyle emocji.

– No to tym bardziej… Widocznie ma cel. Wie, na co zbiera.

– A nie zastanawia cię, dlaczego nie mógł nam tego po prostu powiedzieć?

– Jola, nie przesadzaj. To tylko gitara.

– Właśnie że nie tylko – odpowiedziałam szybko, zanim zdążyłam się ugryźć w język. – To nasze dziecko, które przez miesiące zbierało pieniądze w tajemnicy, bo wiedziało, że w tym domu na marzenia nie ma miejsca.

Nie odpowiedział. Wstał i otworzył lodówkę, jakby szukał pretekstu, żeby nie kontynuować tej rozmowy. W końcu powiedział:

– Może po prostu nie chciał robić zamieszania. Nie każdy musi o wszystkim mówić.

Nie chodziło tylko o Mikołaja, ale o nas wszystkich. O milczenie przy kolacji, o niedopowiedziane rzeczy, które narastały latami.

Wzruszył mnie

Dwa dni później, w poniedziałkowe popołudnie, kiedy wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle, Mikołaj siedział przy biurku i coś notował. Drzwi do jego pokoju były lekko uchylone. Zapukałam i zajrzałam do środka.

– Masz chwilę?

Spojrzał na mnie zaskoczony, ale przytaknął.

– Zrób sobie przerwę. Pójdziemy dokądś.

– Dokąd?

– Zobaczysz.

Nie powiedział nic więcej, tylko założył bluzę i wyszedł za mną z domu. Milczeliśmy prawie całą drogę. Dopiero gdy skręciłam w stronę rynku, a on zauważył szyld sklepu muzycznego, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Sklep muzyczny?

Pokiwałam głową.

– Chciałabym, żebyśmy razem wybrali tę gitarę. Dołożę ci, jeśli będzie brakowało.

Nie spodziewał się

Stanął na chodniku jak wmurowany. Spojrzał na mnie, potem na witrynę, potem znowu na mnie. W jego oczach pojawiło się coś, czego dawno w nich nie widziałam – niedowierzanie zmieszane z zachwytem.

Sprzedawca podszedł do nas z uśmiechem i zaczął opowiadać o modelach. Ja tylko słuchałam, jak Mikołaj zadaje pytania. Wybór padł na ciemnoniebieską profesjonalną gitarę z połyskiem.

Wróciliśmy do domu późno, z pudełkiem pod pachą i uśmiechem, którego nie widziałam u niego od bardzo dawna. Jeszcze zanim zdjął buty, otworzył futerał, wyciągnął instrument i usiadł na brzegu wersalki. Delikatnie przeciągnął palcami po strunach.

Wtedy poczułam, że robi mi się ciepło w środku. Ale nie tak zwyczajnie – to było coś głębszego. I zanim zdążyłam się zorientować, po policzku spłynęła mi łza wzruszenia.

Jolanta, 39 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama