„W Dniu Dziecka mój syn poznał swojego ojca. Żadna samotna matka nie chce takiej niespodzianki dla swojej pociechy”
„Spojrzałam przed siebie… i wtedy go zobaczyłam. Marek. Trzymał za rękę małą dziewczynkę, a obok nich stała kobieta, pewnie jego nowa partnerka. Zrobiło mi się słabo. Świat zawirował, jakby ktoś przycisnął mnie do ziemi. Patrzyłam na nich jak zahipnotyzowana, nie wiedząc, co zrobić. Uciec? Schować się? Udawać, że ich nie widzę?”.

- Redakcja
Słońce wzeszło już wysoko, a ja patrzyłam, jak park zapełnia się dziećmi i ich rodzicami. Dzień Dziecka – kolorowe balony, dmuchańce, wata cukrowa lepiąca się do małych rączek. Wszędzie śmiech, krzyki radości, a między tym wszystkim Leon – mój mały promyk. Miał na sobie swoją ulubioną koszulkę z dinozaurem i podskakiwał, jakby za chwilę miał wzlecieć w powietrze.
– Mamo, patrz! Tam jest zjeżdżalnia! – krzyknął, a ja tylko uśmiechnęłam się, kiwając głową.
Byłam zmęczona. Ciągle byłam zmęczona. Codziennie rano kawa z mlekiem, szybkie kanapki, przedszkole, praca, zakupy, obiad, pranie, bajka na dobranoc, sen. I tak w kółko. Leon rzadko pytał o swojego tatę. Tylko czasami, kiedy układałam go do snu, patrzył na mnie dużymi oczami i pytał:
– Mamo, a gdzie jest mój tata?
Nie wiedziałam, co mu mówić. Że Marek odszedł, zanim Leon zdążył się urodzić? Że wybrał inne życie, inną rodzinę? Zamiast tego odpowiadałam wymijająco:
– Twój tata mieszka daleko, kochanie. Nie martw się tym.
Ale dzisiaj… dzisiaj to wszystko miało się zmienić. Dzisiaj los postanowił wyciągnąć swoje pazury, rozdrapać stare blizny. I wtedy go zobaczyłam.
Byłam w szoku
Stałam pod drzewem, patrząc, jak Leon biegnie przed siebie z uśmiechem od ucha do ucha. W jednej ręce trzymał kawałek waty cukrowej, a w drugiej małego pluszowego misia, którego właśnie wygrał. Próbowałam się cieszyć tą chwilą, naprawdę próbowałam, ale w mojej głowie wciąż brzmiało pytanie, które zadał mi kilka dni temu: „Mamo, dlaczego nie mam taty?”.
Przestąpiłam z nogi na nogę, gdy nagle poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Spojrzałam przed siebie… i wtedy go zobaczyłam. Stał tam, po drugiej stronie parku, przy stoisku z balonami. Marek. Mój Marek. Ten, którego twarz znałam lepiej, niż bym chciała. Trzymał za rękę małą dziewczynkę – blond włoski w dwóch kiteczkach, czerwone sandałki, a obok nich stała kobieta, pewnie jego nowa partnerka.
Zrobiło mi się słabo. Świat zawirował, jakby ktoś przycisnął mnie do ziemi. Patrzyłam na nich jak zahipnotyzowana, nie wiedząc, co zrobić. Uciec? Schować się? Udawać, że ich nie widzę?
– Mamo, a kto to? – Leon pociągnął mnie za rękę. – On daje dzieciom balony! Też chcę!
– To… ktoś, kogo znałam dawno temu – wyszeptałam, ale Leon już mnie nie słuchał.
Patrzyłam, jak biegnie w stronę Marka, a ja stałam w miejscu, jak sparaliżowana. Czy on mnie zauważył? Czy spojrzy na Leona i zrozumie, kogo właśnie ma przed sobą? Czy powinnam go powstrzymać… czy pozwolić, by świat sam się rozsypał?
Nie wiedziałam, co robić
Leon podszedł do Marka tak, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Nie miał pojęcia, kim jest ten mężczyzna, ale przecież to był Dzień Dziecka – wszyscy rozdawali dziś balony, cukierki, dobre słowa. Stałam kilka kroków dalej, czując, jak serce tłucze mi się w piersi jak oszalałe. Nie mogłam się ruszyć.
– Przepraszam… mogę też dostać balona? – zapytał Leon nieśmiało, patrząc na Marka wielkimi oczami.
Marek uśmiechnął się do niego odruchowo, tak jak uśmiecha się dorosły do dziecka. Sięgnął po balona w kształcie lwa i podał go Leonowi. I wtedy… spojrzał mu w twarz. Zamarł. Jego uśmiech zgasł, dłonie zadrżały. Patrzył na mojego syna, jakby widział ducha.
– Jak masz na imię? – zapytał cicho, prawie szeptem.
Leon odpowiedział z dumą, bo zawsze lubił swoje imię:
– Leon.
I wtedy ja zrobiłam ten krok. Powoli, jak w jakimś dziwnym, spowolnionym filmie, podeszłam bliżej. Nasze spojrzenia się spotkały. Po raz pierwszy od siedmiu lat. Czas stanął w miejscu, a park pełen dzieciaków, krzyków i śmiechu nagle stał się jakimś odległym tłem.
– Nina… – powiedział cicho Marek, patrząc na mnie z jakimś… nie, nie to była ulga, to był szok, może wyrzuty sumienia. Ale ja tylko wyprostowałam się, wyciągnęłam rękę i odebrałam balona Leonowi.
– Witaj – odpowiedziałam zimno, patrząc mu prosto w oczy.
Jego partnerka stała obok, trzymając swoją córeczkę za rękę. Patrzyła to na mnie, to na Marka, z pytaniem w oczach: Co tu się właśnie dzieje? A ja… ja czułam, że zaraz się rozpadnę.
– To... on? – Marek szepnął, patrząc na Leona.
– Naprawdę pytasz mnie o to tutaj? – głos mi zadrżał.
Nie wiedziałam, co robić. Stać i pozwolić, by patrzył na Leona, czy zabrać syna i uciec stąd, jak najdalej od tego wszystkiego.
Byłam zdezorientowana
Stałam jak wmurowana, patrząc, jak Marek klęka na jedno kolano, żeby być na wysokości twarzy Leona. Moje serce biło jak szalone, a w głowie miałam tylko jedną myśl: Przestań. Nie wolno ci. Nie masz prawa. Ale stałam. Patrzyłam.
Leon mówił coś do Marka, pokazywał mu balona, a on słuchał, kiwał głową, jakby te siedem lat, które nas dzieliło, po prostu zniknęło. Kobieta, która była z Markiem, stała z boku, ściskając rączkę swojej córeczki. W jej oczach było napięcie, pytanie, którego bała się zadać. Może już coś przeczuwała.
Wzięłam głęboki oddech i podeszłam.
– Leon, chodź do mnie – powiedziałam twardo, ale głos mi zadrżał.
Leon spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
– Mamo, ale…
– Chodź do mnie – wyciągnęłam do niego rękę, a on posłusznie podszedł, choć w jego oczach było rozczarowanie. Marek patrzył na mnie z wyrzutem.
– Nina… pozwól mi… tylko chwilę…
– Chwilę? – wybuchłam szeptem. – Miałeś na to siedem lat.
Marek zamilkł. Patrzył na mnie z bólem, a ja czułam, że zaraz się rozpadnę. Leon stał obok mnie, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja… ja nie wiedziałam, czy to jego chronię, czy siebie.
W głowie tłukło mi się jedno: Czy jestem samolubna? Czy bronię syna… czy siebie przed tym bólem, który znowu zaczyna mnie zżerać?
Nie umiałam mu wybaczyć
Odsunęłam się z Leonem na bok, ale Marek nie odpuścił. Podszedł, patrząc na mnie z tym swoim spojrzeniem, które kiedyś potrafiło mnie rozbroić. Teraz wywoływało tylko ból. Jego partnerka została przy dzieciach, jej oczy pełne były niepokoju, ale nic nie mówiła.
– Proszę, porozmawiajmy – powiedział Marek cicho, a w jego głosie słyszałam coś, co dawno temu wydawało mi się szczerością.
– Nie tutaj – warknęłam, choć ledwo powstrzymałam się przed krzykiem. Spojrzałam na Leona. – Poczekaj chwilkę przy tej ławce, dobrze? Zjedz sobie watę cukrową. Zaraz wrócę.
Leon skinął głową, a ja odeszłam z Markiem kilka kroków dalej, pod stare drzewo. Czułam, jak drżą mi ręce.
– Naprawdę? – syknęłam przez zęby. – Po tylu latach? Po tym wszystkim, co przeszłam, teraz chcesz rozmawiać?
Marek westchnął ciężko, odgarnął dłonią włosy.
– Nie wiedziałem, Nina. Przysięgam, nie wiedziałem…
– Nie wiedziałeś? – zaśmiałam się gorzko. – Kiedy zostawiłeś mnie z dwoma kreskami na teście? Kiedy nie odbierałeś telefonu przez tygodnie? Kiedy przepadłeś jak kamień w wodę?
– Byłem młody, głupi… – zaczął, ale przerwałam mu.
– Nie! Nie próbuj teraz tego tłumaczyć. Byłeś ojcem. Nie moim chłopakiem, nie kumplem z imprez, tylko ojcem! Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że powinieneś był być, kiedy płakałam nocami. Kiedy rodziłam go sama. Kiedy pierwszy raz powiedział „mama” i zapytał, dlaczego nie ma taty!
Marek zrobił krok w moją stronę, jakby chciał mnie objąć, ale odsunęłam się, złość kipiała ze mnie jak para z czajnika.
– Nie dotykaj mnie – powiedziałam chłodno. – Jeśli myślisz, że możesz teraz wejść w jego życie, jakby nic się nie stało, to jesteś w błędzie.
– Nina, chcę go poznać… To mój syn.
– Byłby… gdybyś był ojcem od początku.
Czułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale nie pozwoliłam im płynąć. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie przy nim.
To było trudne
Kiedy weszliśmy do mieszkania, Leon był cicho. Wciąż trzymał w dłoni balona, ale już nie skakał, nie biegał, nie śmiał się. Usiadł na sofie i wpatrywał się w podłogę. W kuchni wstawiłam wodę na herbatę, ale tak naprawdę chciałam tylko zająć czymś ręce. W głowie miałam mętlik, w klatce piersiowej ciężar.
– Mamo… – Leon odezwał się cicho, jakby się bał przerwać ciszę.
Odwróciłam się powoli. Leon patrzył na mnie tym swoim spojrzeniem – wielkie, brązowe oczy, w których było coś więcej niż dziecięca ciekawość.
– To był mój tata, prawda?
Zacisnęłam usta, ale nie miałam już siły kłamać. Podeszłam do niego, uklękłam i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Tak, kochanie. To był twój tata.
Leon przełknął ślinę, ścisnął mocniej sznurek balona.
– A on… będzie teraz do nas przychodził?
Zadrżałam. Jak mam mu to powiedzieć? Nie wiem. Nie wiem, czy będzie chciał. Nie wiem, czy ja na to pozwolę.
– Nie wiem, Leon. Nie wiem, co będzie dalej. Ale… jeśli ty byś chciał, możemy spróbować go poznać. Ale pamiętaj – zawsze razem.
Leon milczał chwilę, a potem wtulił się we mnie.
– Nie chcę, żebyś płakała, mamo.
Poczułam, jak drży mi broda. Objęłam go mocno.
– Nie będę, kochanie. Obiecuję.
Ale sama w to nie wierzyłam.
Czekała mnie ważna decyzja
Leon zasnął wcześnie, jakby cały ten dzień wyssał z niego wszystkie siły. Siedziałam w kuchni, wpatrując się w ciemność za oknem. Miasto pulsowało gdzieś tam, za szybą – światła samochodów, neonów, okruchy życia, które toczyło się, jakby nic się nie wydarzyło. Jakby moje serce nie krwawiło.
W dłoni ściskałam kubek z niedopitą herbatą, która już dawno wystygła. Myśli kłębiły się w mojej głowie – Leon, Marek, jego nowa partnerka, ta mała dziewczynka w czerwonych sandałkach. Jakby nagle w moim uporządkowanym, przewidywalnym życiu ktoś otworzył drzwi i wpuścił zimny wiatr.
Nie wiedziałam, co robić. Nie chciałam go w naszym świecie, ale jednocześnie czułam, że Leon ma prawo go znać. Tylko… czy ja mam siłę, żeby to wszystko udźwignąć? Patrzeć, jak mój syn buduje więź z człowiekiem, który mnie zostawił?
Spojrzałam na Leona przez uchylone drzwi do jego pokoju. Spał spokojnie, wtulony w pluszowego misia, którego miał od urodzenia. Był moim całym światem. Wiedziałam, że teraz wszystko zależy od nas. Od niego, ode mnie… a może nawet trochę od Marka.
Ale decyzji nie podjęłam. Jeszcze nie dziś. Jeszcze nie teraz.
Przyłożyłam czoło do zimnej szyby. Oddychałam ciężko, a w oczach miałam łzy, które w końcu pozwoliłam popłynąć.
Nina, 31 lat
Czytaj także:
- „Dałam córce piękną lalkę na urodziny i sprawiłam jej tym przykrość. Koleżanki z niej szydzą, że ma zabawki z bazaru”
- „Dałem swoim dzieciom prezent, o jakim zawsze marzyłem. A one tylko spojrzały na mnie z politowaniem i pogardą”
- „Nigdy nie miałam z matką dobrych relacji, ale gdy zamieszkała ze mną, poznałam jej prawdziwe oblicze. Tamten pamiętnik wszystko wyjaśnił”