„W domu byłam niewidzialna, ale w pracy stawałam się twardą babką. Tylko tam potrafiłam postawić na swoim”
„Latami zgrywałam w pracy znacznie silniejszą kobietę, niż w rzeczywistości. Chyba myślałam, że taka postawa robi ze mnie kogoś bardziej profesjonalnego i sprawia, że ludzie bardziej mnie szanują. Okazało się jednak, że gdzieś w tym wszystkim kompletnie się pogubiłam i zaczęłam kisić emocje, a potem rozładowywać je na obcych”.

- Redakcja
W drodze do biura zawsze czułam, jakby ktoś dokręcał niewidzialną śrubę w mojej klatce piersiowej. To miejsce działało na mnie jak katalizator, choć nie w sposób, w jaki wyobrażaliby to sobie ludzie z zewnątrz. W pracy byłam kimś innym, twardszą wersją siebie, pozbawioną łagodności, której na co dzień i tak nie potrafiłam właściwie spożytkować. Nosiłam w sobie ciężar porażek, rozczarowań i niewypowiedzianych słów, które nie znajdowały ujścia w domu. Gdy przekraczałam próg biura, wszystko we mnie się napinało, jakby ciało przygotowywało się do emocjonalnej bitwy. Zdarzało mi się wtedy działać impulsywnie, czasem przesadnie, jednak uczucie kontroli, które w takich chwilach odzyskiwałam, bywało kusząco uzależniające.
W pracy coś we mnie pękało
Gdy tamtego ranka weszłam do biura, czułam w powietrzu ciężar, który idealnie współgrał z moim nastrojem. Korytarz był jak zwykle zatłoczony, lecz ja szłam przed siebie szybko, z uniesioną głową, jakbym miała właśnie odegrać zaplanowaną rolę. W głowie wciąż kłębiły mi się myśli o kłótni z poprzedniego wieczoru. Nie potrafiłam już rozmawiać spokojnie, a jeszcze trudniej było mi przyznać się do zmęczenia, które osiadało na mnie jak kurz. W pracy łatwiej było skupić uwagę na innych niż na sobie. Zauważyłam, że Michał — mój nowy asystent — przestawiał segregatory i unikał kontaktu,, jakby bał się zapytać o cokolwiek. Może już wiedział, że moje poranki bywały nieprzewidywalne.
– Dlaczego te dokumenty wciąż nie są podpisane? – zapytałam chłodno, wskazując na stos papierów.
– Myślałem, że chciała pani je jeszcze przejrzeć… – odparł niepewnie, unikając mojego wzroku.
– Myśleć można po pracy, tu trzeba działać. Przecież one miały leżeć u klienta od rana.
Widziałam, jak opuścił ramiona, jakby jedna uwaga odebrała mu resztki energii. Nie powstrzymałam się jednak. Gdy miałam w sobie napięcie, reagowałam ostrzej, niż wymagała sytuacja.
– Proszę się pospieszyć – dodałam, odwracając się do monitora.
Przez chwilę obserwowałam jego odbicie w ekranie. Krzątał się nerwowo, jakby każdy ruch mógł wywołać kolejną falę niepotrzebnej złości. Kiedyś powiedział mi, że podziwia moją stanowczość, lecz ja wiedziałam, że to tylko maska, która trzymała mnie w pionie. Tego dnia maska zaczynała jednak uwierać bardziej niż zwykle.
Nie wiedziałam, dlaczego to robię
Biuro powoli budziło się do życia, a ja czułam, że mój dzień dawno wykroczył poza granice normalnego poranka. Kalendarz był wypełniony po brzegi, lecz mimo to przeglądałam go z irytacją, jakby ktoś specjalnie poupychał tam spotkania, żeby sprawdzić moją wytrzymałość. Gdy Michał wrócił z pokoju obok, trzymając w rękach uporządkowane dokumenty, uniosłam na niego wzrok tylko na moment, wciąż przyklejona do ekranu.
– Klient potwierdził odbiór – powiedział cicho.
– Dobrze. Proszę jeszcze przygotować prezentację na jedenastą – odpowiedziałam, stukając w klawiaturę szybciej, niż wymagała tego sytuacja.
– Ale... Miałem przygotowywać ją na jutro…
– Trudno, zmiana planów. Musi być gotowa jak najszybciej.
Ułamek sekundy widziałam w jego oczach coś, co przypominało dezorientację, może frustrację. Zachowanie innych ludzi często przenikało przeze mnie jak powietrze, jednak tego dnia robiło to wolniej, zostawiając ślad. Odgarnęłam włosy za ucho i spróbowałam skupić się na wiadomościach, które napływały jedna po drugiej. Wtem podeszła do mnie Renata z działu finansów. Zwykle była serdeczna, czasem wręcz irytująco uśmiechnięta, lecz teraz jej twarz miała poważniejszy wyraz.
– Masz chwilę? – zapytała, stając obok mojego biurka.
– Jeśli chodzi o budżet, proszę pisać mailowo – mruknęłam, nie podnosząc głowy.
– Chodzi o atmosferę – odpowiedziała spokojnie. – Wczoraj zespół znowu zgłaszał, że czują z twojej strony napięcie.
– Napięcie jest wszędzie, Renata. W tej firmie od dawna – odparłam, udając obojętność – Zajmę się tym – skwitowałam chłodno.
Renata skinęła głową i odeszła. Nie potrafiłam jednak wrócić do pracy z poprzednią energią. W mojej głowie zapanował chaos, jakby ktoś delikatnie naruszył konstrukcję, którą stawiałam latami.
Te słowa mnie poruszyły
Po rozmowie z Renatą siedziałam przez kilka minut nieruchomo, jakbym próbowała uspokoić coś, co drgało we mnie zbyt intensywnie. Przez lata nauczyłam się udawać, że komentarze ludzi nie mają znaczenia, choć w rzeczywistości wbijały mi się pod skórę. Gdy wreszcie wróciłam do pracy, zauważyłam, że Michał stoi w drzwiach sali konferencyjnej, trzymając wydruki i próbując jednocześnie ustawić rzutnik. Jego ruchy były chaotyczne, a ja od razu zrozumiałam, że z czymś sobie nie radzi.
– Co tam się dzieje? – zapytałam, wchodząc do środka.
– Rzutnik… nie chce złapać sygnału. Próbuję już kilka minut.
Zbliżyłam się do urządzenia i zaczęłam wciskać kolejne przyciski. W moich ruchach nie było cierpliwości. Próbowałam panować nad tonem, jednak napięcie we mnie rosło, aż w końcu Michał zaczął się cofać, jakby przewidywał, że zaraz wybuchnę.
– Czy naprawdę tak trudno wykonać proste zadanie? – rzuciłam ostro.
– Starałem się… – odparł, jednak jego głos zadrżał.
– To proszę się bardziej przykładać. W tej firmie nie ma miejsca na niepewność.
Przez chwilę panowała cisza, w której słyszałam tylko własny przyspieszony oddech. Michał stał przy ścianie, a jego twarz wyglądała inaczej niż zwykle. Nie było w niej ani respektu, ani podziwu. Dostrzegłam natomiast zawód, którego nie umiał ukryć.
– Pani Weroniko… – zaczął ostrożnie. – Czasem mam wrażenie, że moja obecność jedynie panią denerwuje.
To zdanie trafiło we mnie mocniej, niż się spodziewałam.
– Nie o to chodzi – odpowiedziałam szybko, choć oboje wiedzieliśmy, że to półprawda. – Oczekuję odpowiedzialności.
– Staram się. Naprawdę. Tylko… czasem odnoszę wrażenie, że walczy pani z czymś, co nie ma ze mną wiele wspólnego.
Zamrugałam, jakby przez sekundę świat był zbyt jasny. Nie byłam gotowa na takie słowa. Coś w mojej postawie nagle opadło, choć wymusiłam prosty kręgosłup i chłodne spojrzenie.
– Proszę wrócić do pracy – powiedziałam w końcu. – Spóźnimy się na spotkanie.
Michał skinął głową i wyszedł. Gdy drzwi się zamknęły, poczułam, jakbym niechcący odsłoniła przed nim fragment siebie, którego nikt nie powinien widzieć. Granica, którą zwykle stawiałam bardzo wysoko, zaczynała się niebezpiecznie przesuwać.
Kolejne osoby widziały mój problem
Spotkanie przebiegło sprawnie, lecz ja przez cały czas czułam, że moje myśli pozostają gdzieś indziej. Kiedy klient mówił o nowych oczekiwaniach, kiwałam głową mechanicznie, notując słowa, które potem i tak musiałabym przeczytać od nowa. Wewnętrzne napięcie nie chciało puścić. Po powrocie na open space od razu zauważyłam, że kilka osób spogląda na mnie ukradkiem, jakby w powietrzu unosiła się jakaś tajna wiadomość. Zdziwiło mnie to na tyle, że zatrzymałam się na moment, próbując zrozumieć źródło zamieszania. Gdy usiadłam przy biurku, podeszła do mnie Weronika z działu HR, znana z tego, że potrafiła mówić rzeczy trudne w sposób łagodny, co dziwnie działało mi na nerwy.
– Masz chwilę? – zapytała spokojnie.
– Jeśli chodzi o kolejny formularz, proszę zostawić go na biurku. Wypełnię później.
– Chodzi o coś innego. Poproszę tylko o moment. Kilka osób przyszło dziś do mnie z informacją, że czują się przy tobie nieswojo. Twierdzą, że reagujesz ostro, nawet wtedy, gdy sytuacja tego nie wymaga. Zastanawiałam się, czy wszystko u ciebie w porządku.
Nogi miałam nagle ciężkie jak z ołowiu: – W porządku – odpowiedziałam krótko. – Ludzie czasem przesadzają.
– Nie chcę oceniać. Po prostu widzę, że nosisz w sobie jakiś ciężar. Zwykle ktoś, kto tak stanowczo pilnuje kontroli, boi się, że ją straci.
Zacisnęłam pięści: – Proszę nie analizować moich intencji – powiedziałam ostrzej, niż planowałam.
– Nie analizuję. Obserwuję. A poza tym… troszczę się o ciebie.
Jej słowa uderzyły we mnie jak fala, której się nie spodziewałam. Nikt w tej firmie nigdy nie powiedział mi czegoś podobnego. Zwykle byłam oceniana, czasem omijana, lecz nie zdarzało się, by ktoś mówił o trosce wprost.
– Nie potrzebuję wsparcia – szepnęłam, odwracając wzrok.
– Każdy go potrzebuje. Nawet ci, którzy udają, że wszystko mają pod kontrolą. Jeśli będziesz chciała porozmawiać, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Odeszła bez dalszego słowa, a ja przez dłuższą chwilę patrzyłam w monitor, nie widząc żadnych liter. Słowa, które wypowiedziała, krążyły w mojej głowie jak echo, od którego nie mogłam się uwolnić.
Popołudnie przeciągało się w nieskończoność
Dokumenty rosły w stos, telefony dzwoniły częściej niż zwykle, a ja nie potrafiłam już wrócić do swojej sztywnej, wyćwiczonej roli. Słowa Michała i Weroniki krążyły we mnie jak dwa różne, lecz równie głośne dzwony. Pracowałam w milczeniu, starając się skupić na zadaniach, jednak każdy szmer, każde spojrzenie współpracowników wydawało się bardziej znaczące niż zazwyczaj. Jakby nagle wszyscy widzieli we mnie coś, czego do tej pory pilnie strzegłam. Około szesnastej Michał zapukał w moje biurko. Bez wahania podniosłam wzrok, choć serce przyspieszyło nieznacznie.
– Mogę coś powiedzieć? – zapytał – Nie chcę, żeby między nami panowało napięcie. Wiem, że robię błędy, uczę się dopiero. Tylko… czasem odnoszę wrażenie, że każde moje potknięcie od razu odbierasz jak zagrożenie.
W jego głosie nie było pretensji. Brzmiał szczerze, może nawet odważnie. To sprawiło, że odsunęłam komputer i skupiłam się na nim całkowicie.
– Reagowałam zbyt ostro – przyznałam po raz pierwszy głośno. – Nie miało to wiele wspólnego z tobą.
Michał uśmiechnął się lekko, jakby usłyszał coś, czego bardzo potrzebował, choć nie chciał tego okazywać.
– Dziękuję – powiedział. – Chciałem tylko to wiedzieć.
– Pracujesz dobrze. Po prostu… czasem trudno mi panować nad tym, co czuję.
W tej jednej chwili poczułam, że maska, którą nosiłam od lat, zaczyna się kruszyć w sposób nieodwracalny. Jakby słowa, które wypowiedziałam, otworzyły przestrzeń, w której pierwszy raz mogłam zobaczyć siebie wyraźniej.
– Jeśli mogę jakoś pomóc, proszę mówić – dodał ostrożnie.
Gdy odszedł, zamyśliłam się na dłużej. Nie wyobrażałam sobie wcześniej, że jedno przyznanie się do słabości może przynieść tak niespodziewane ukojenie. Zrozumiałam wtedy, że moje reakcje nie były wyłącznie wynikiem presji. Wynikały z tłumionych porażek, z lęku, że jeśli pokażę jakąkolwiek słabość, ktoś wykorzysta to przeciwko mnie. Dopiero teraz dostrzegłam, że traciłam na tym nie tylko ja, lecz również ludzie wokół mnie. Wiedziałam, że czeka mnie jeszcze długa droga, jednak coś we mnie drgnęło w stronę zmiany.
Nagle coś się zmieniło
Kiedy wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia, poczułam, że moje ciało wreszcie odpuszcza napięcie, które towarzyszyło mi od samego rana. Biuro stawało się coraz cichsze, światła przygasły, a ja siedziałam przy swoim biurku, jakbym potrzebowała kilku chwil, by zrozumieć, co właściwie wydarzyło się tego dnia. Nie byłam już tą samą osobą, która rano narzucała sobie twardy pancerz. W środku pojawiło się coś nowego, może krucha, ale jednak realna świadomość, że nie muszę już tak bezlitośnie walczyć z całym światem.
Zasunęłam laptop, a odgłos zamknięcia brzmiał jak zakończenie długiego rozdziału, który nosiłam w sobie od lat. Wstałam z krzesła i spojrzałam na przestrzeń, w której przez tyle czasu udawałam kogoś silniejszego, niż byłam w rzeczywistości. Zauważyłam Michała, który właśnie zakładał kurtkę. Spojrzał na mnie, skinął lekko głową, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że wcześniejsza rozmowa naprawdę coś zmieniła. Odpowiedziałam tym samym gestem. To było proste, ale miało większą wagę, niż mogłam przypuszczać.
Zanim wyszłam, spojrzałam jeszcze w lustro obok windy. Twarz była zmęczona, oczy miały w sobie cień, który znałam aż za dobrze, lecz pojawiło się tam również coś łagodniejszego. Może to była ulga, a może pierwszy ślad odwagi, by przestać wszystko w sobie tłumić. Zrozumiałam, że byłam bezlitosna nie dlatego, że tego potrzebowałam, lecz dlatego, że tak radziłam sobie z porażkami, których nigdy nie potrafiłam opowiedzieć na głos.
Wróciłam do domu lżejsza, jakby kawałek mojego wewnętrznego ciężaru został w biurze, pomiędzy dokumentami i niedokończonymi zdaniami. Nagle poczułam, że mam w sobie dość siły, by spróbować żyć inaczej. Nie perfekcyjnie. Nie natychmiast. Wystarczająco, by przestać walczyć z własnymi emocjami i pozwolić sobie na coś, czego bałam się chyba najbardziej — na bycie człowiekiem.
Wera, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Porzuciłam rodzinę dla kochanka, a on uciekł z moimi oszczędnościami. Mam żal do męża za to, że nie chce mnie znać”
- „Synowa woli siedzieć w domu z dziećmi, zamiast robić karierę. Potem się zdziwi, jak chłop się będzie oglądał za innymi”
- „Nie sądziłam, że w Beskidach odnajdę nie tylko spokój. Przystojny turysta szybko roztopił moje serce mimo mrozu”