„Ginęła mi bielizna, a moje dziecko wyło wniebogłosy. Źródło problemu leżało bliżej niż myślałam”
„Ciągle przytrafiały mi się dziwne sytuacje. Nie wiedziałam dlaczego, ani jak temu zaradzić. W pewnym momencie przestraszyłam się nawet, że nieszczęście może spotkać też moją córeczkę!”
- Sandra, 29 lat
Wyszłam za mąż dość wcześnie, bo w wieku niespełna dziewiętnastu lat. Powodem była ciąża, ale kochaliśmy się z mężem i kochamy do tej pory. W przeciwieństwie do wielu par, które pobierają się, bo muszą, a po kilku latach rozwodzą z hukiem.
Nam nie przeszkodziło nawet to, że przez kilka lat mieszkaliśmy u mamy Jacka. Jest w tym też duża zasługa teściowej, która nigdy nie dała mi odczuć, że mnie nie akceptuje, nie robiła wyrzutów, że złapałam męża na ciążę. Polubiła mnie i przyjęła do rodziny. Można powiedzieć, że nasze relacje były idealne. Może dlatego, że połączyło nas nieszczęście.
Pranie samo się ubrudziło?
Kiedy to się zaczęło? Chyba kilka miesięcy po ślubie, bo pamiętam, że byłam już w zaawansowanej ciąży. Prałam ubranka dla dziecka, szykowałam wyprawkę. Zdjęłam suche pranie i włożyłam do miski, żeby potem wyprasować. Wszystko mnie wtedy męczyło, więc co chwilę musiałam odpoczywać. Postawiłam miednicę na ziemi, z trudem się wyprostowałam i poszłam do pokoju, położyć się na chwilę. Sporo przytyłam w ciąży i mój kręgosłup źle to znosił.
Z ulgą wyciągnęłam się na kanapie, nogi położyłam wyżej, na poduszce. Chyba przysnęłam, bo kiedy otworzyłam oczy, na dworze już szarzało. Wstałam i poszłam do łazienki. W drzwiach stanęłam jak wryta. Wszystkie ubranka, tak starannie przeze mnie wyprane w płatkach, żeby dziecka nic nie uczuliło, wypłukane kilkakrotnie, teraz leżały na podłodze. Co gorsza, upaprane były w jakimś błocie czy czymś.
Patrzyłam na to i nic nie rozumiałam. Miskę postawiłam na podłodze, więc nawet nie mogła z niczego spaść. Nie mówiąc już o tym, że żadnego błota – czy czegoś podobnego – nie było w domu. Przestraszyłam się wtedy i niczego nie ruszałam. Postanowiłam poczekać na męża.
Zobacz także
Kiedy przyszedł z pracy, przywitałam go zalana łzami. Jacek mnie uspokajał, próbując zrozumieć, o co mi chodzi. Zaciągnęłam go do łazienki. Ale on nie widział nic nadzwyczajnego w tym, co się wydarzyło. Stwierdził, że po prostu pranie się wysypało, może na podłodze było trochę piachu i tyle. Posprzątał, namoczył ubranka i kazał mi się położyć. Nie drążył tematu, a ja, gdy się uspokoiłam, doszłam do wniosku, że chyba przesadzam. Faktycznie, może miał rację, nic dziwnego się nie wydarzyło…
Zaczęły się dziać dziwne rzeczy
Pewnie zapomniałabym o tym zdarzeniu, zwłaszcza że przez dłuższy czas wszystko było w porządku. Na świat przyszła moja córeczka i to ona zajmowała mi całe dnie, to o niej głównie myślałam. Nie byłam specjalnie przemęczona opieką nad maleństwem, bo bardzo pomagała mi teściowa. Mogłam się wyspać, kiedy ona zabierała wnuczkę na spacery i gotowała obiady. Żyć nie umierać. Ale niestety, sielanka nie trwała długo, bo znowu coś zaczęło się dziać.
Najpierw ciągle ginęły mi różne rzeczy. Nie mogłam znaleźć smoczków, butelek, swoich drobiazgów, bielizny. Kiedyś zapodziała się gdzieś cała paczka pieluch, a to już był problem. I to mnie dopiero zastanowiło. Nie jestem pedantką, więc nie złe moce, lecz moje roztargnienie sprawiało, że ginęły różne rzeczy. Ale paczka pieluch? To było duże opakowanie, więc jak to możliwe, że się zapodziało. Znalazłam je dopiero po kilku dniach, leżało na szafie w przedpokoju. Ja go tam na pewno nie położyłam, aż tak roztargniona nie jestem. Rzuciłam więc podejrzenia na męża, potem na teścia, ale wreszcie sobie darowałam. Przecież to i tak niczego nie zmieniało.
Natomiast kilka dni później zdarzyło się coś, co nie dało mi już spokoju. Moja córeczka właśnie obudziła się po poobiedniej drzemce i zaczęła się domagać uwagi. Podeszłam do łóżeczka, przez chwilę ją zabawiałam, ale wreszcie musiałam wziąć na ręce, bo już zaczynała się złościć. Ledwie zdążyłam wyjąć ją z łóżeczka, do środka spadła lampka.
Zamocowaliśmy ją, kiedy urodziła się Oleńka, żeby można było w nocy bez problemu przewijać małą. Jacek kilkakrotnie sprawdzał, czy jest dobrze zawieszona. Teraz leżała w łóżeczku, z kawałkami tynku. Tak, jakby ktoś ją wyrwał ze ściany! Trzymałam na rękach córeczkę i myślałam przerażona, że gdybym sięgnęła po nią kilka sekund później…
Postanowiłam porozmawiać z mężem. Starałam się opanować, żeby na spokojnie mu wszystko opowiedzieć, żeby dobrze mnie zrozumiał. Pokazałam lampkę i walający się dookoła tynk. Jacek tym razem nie patrzył na mnie jak na wariatkę, nie ignorował mojego niepokoju. Obejrzał ścianę, pokręcił głową. Powiedział, że nie ma pojęcia, co się stało.
Ale to nie był koniec dziwnych przypadków. Pewnego dnia wybieraliśmy się z mężem do znajomych. Dawno nigdzie nie wychodziłam, poczułam więc potrzebę, żeby ubrać się elegancko. Włożyłam sukienkę, sięgnęłam do szkatułki po moje ukochane złote kolczyki i... aż jęknęłam z rozpaczy. Były zupełnie rozwalone, sztyfciki wyłamane… Nie nosiłam ich kilka miesięcy, ale wiem, że były całe. Dbam o nie wyjątkowo, nie zdarza mi się, żebym je po prostu wrzuciła luzem, byle jak. Zawsze starannie wpinam w specjalne pudełeczko! Ktoś musiał je zepsuć.
„Kto?” – zachodziłam w głowę. „Gości nie przyjmujemy, moja córeczka jeszcze nie chodzi, nie mogła się nimi bawić. A może… teściowa je ode mnie pożyczyła? Zepsuła i bała się przyznać?”. Postanowiłam ją o to delikatnie zapytać”.
– Mamo, nie brała mama moich kolczyków? Tych z cyrkoniami? – spokojnie do niej podeszłam
– Ależ w życiu bez pytania nic bym od ciebie nie pożyczyła – mama, jak podejrzewałam, od razu wzięła moje pytanie do siebie. – A nie możesz znaleźć? Może są w tym drugim pudełeczku, gdzie trzymasz bransoletki?
Nie ciągnęłam tematu, bo nie chciałam, żeby teściowa poczuła się urażona. „Trudno, poproszę Jacka, żeby zawiózł je do jubilera i naprawił” – pomyślałam. Te kolczyki to prezent od mojej nieżyjącej już babci i bardzo mi na nich zależy.
Te przypadki nie dawały mi spokoju
Zaczęłam się zastanawiać nad różnym wypadkami, które ostatnio się zdarzały. „A może ja coś robię i o tym nie pamiętam?”. Na wszelki wypadek postanowiłam zapisywać wszystko, co robię i gdzie co odkładam. Bo nadal ginęły mi różne rzeczy, czasami bezpowrotnie. Ciekawe, że zazwyczaj to ja byłam poszkodowana, ewentualnie nie mogłam znaleźć jakichś akcesoriów dla córki. Reszta rodziny nie narzekała na braki. Może ja jestem… lunatyczką?
No i szybko okazało się, że to moje zapisywanie ma sens. Kupiłam dużą ilość koronki i wstążek, bo chciałam obszyć córce kołderkę. Starannie je zwinęłam i związałam recepturką, żeby mi się to wszystko nie poplątało. A kiedy następnego dnia chciałam zabrać się do pracy, w szufladzie ujrzałam kłębowisko. Nie było szans, żeby to rozplątać. Połowę musiałam poobcinać i wyrzucić. Ale tym razem byłam pewna, że poprzedniego dnia starannie je złożyłam. Więc albo faktycznie w nocy wstałam, albo…
Jacek na pewno nie robił mi na złość. Wracał późno z pracy, zmęczony i po prostu padał, nie w głowie mu były głupie figle. Teść? To zamknięty w sobie, poważny człowiek. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, jak buszuje po szufladach i plącze wstążeczki. Teściowa? Też nie chciało mi się to pomieścić w głowie. Jest dla mnie taka sympatyczna, miła… Nie, to chyba jednak nie ona. Została tylko jedna podejrzana osoba.
Zapytałam Jacka, czy ja wstaję w nocy. Powiedział, że tak, do Oleńki. A poza tym to on nie wie, bo śpi. Budzi się, jak mała płacze, ale właśnie wtedy ja się zrywam. I tyle. Niewiele mi to dało, a przecież musiałam poznać prawdę. Poszłam do lekarza, ale i tu niczego się nie dowiedziałam. Wyglądało na to, że wszystko jest ze mną w porządku. Co z tego, skoro dziwne historie ciągle się przydarzały. Co gorsza, już nie tylko mnie!
Pewnego dnia teściowa zapytała, dlaczego przestawiłam w szafce na górę jej filiżankę, przecież ona tam nie dosięga. Nic takiego nie zrobiłam! No i wtedy przyszło mi do głowy, że to mogą być duchy…
Postanowiłam porozmawiać o wszystkim z teściową. Ta potraktowała mnie serio i zasugerowała, że może by księdza sprowadzić? Ja się trochę wstydziłam, więc powiedziałam, że może jeszcze poczekamy? Właśnie kupiliśmy z Jackiem mieszkanie i za kilka tygodni mieliśmy się przeprowadzać. Wiem, trochę to z mojej strony nieuprzejme, ale jakoś pomyślałam sobie, że to już nie będzie mój problem. O, jak bardzo się myliłam!
W nowym miejscu też czekały na mnie niespodzianki
Kilka dni po przeprowadzce, gdy rozkoszowałam się własnym gniazdkiem, to coś znowu się pojawiło. Rano wstałam i chciałam się ubrać. Zdziwiona zobaczyłam pod komodą mokrą plamę. Hm… Zwierząt nie mamy, w ścianie nie przechodzą rury, więc skąd woda? Spojrzałam na sufit, był suchy. Wytarłam podłogę i otworzyłam szufladę ze swoją bielizną. W środku było pełno wody! Moje majtki, biustonosze – wszystko było kompletnie przemoczone.
W pośpiechu zaczęłam otwierać kolejne szuflady i zamarłam. Mokro było tylko w tej jednej, mojej! Byłam przerażona.
Zadzwoniłam do teściowej i powiedziałam jej o wszystkim. Ona stwierdziła, że po naszej przeprowadzce u nich w domu nic się nie działo. To coś przyszło tu za mną! Nie było wyjścia, musiałam wezwać egzorcystę.
Nie chodziło o głupie figle, ale zaczęłam się bać, że coś złego stanie się mojej córeczce. Nie mogłam dłużej ignorować tych zjawisk. I, chociaż Jacek pukał się w głowę, postawiłam na swoim. Trudno, może jestem przesądna, ale nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby Oleńka ucierpiała przez te… duchy.
Musiałam wezwać pomoc
Egzorcysta okazał się miłym, starszym księdzem. Niczemu się nie dziwił, niczego nie komentował. Coś tam pomruczał. Pokropił mieszkanie święconą wodą. Najdłużej stał nade mną. Modlił się, robił znak krzyża. W pewnym momencie poczułam się dziwnie i powiedziałam mu o tym. Oznajmił, że to dobrze, że teraz już wszystko powinno być w porządku.
Mijały tygodnie, a mnie nie spotykało nic dziwnego. Kiedy opowiedziałam o swoich przygodach koleżance, ta zaproponowała, żeby sprowadzić medium. Poleciła mi swoją znajomą. Kobieta pochodziła po mieszkaniu ze skupionym wyrazem twarzy. Wreszcie powiedziała:
– Tu było coś złego, przy tobie – dotknęła mojej ręki. – To ty przyciągałaś złe moce, może rozeźlonego ducha. Ale już go nie ma. Jak chcesz, to możemy się dowiedzieć, co to było i czemu przy tobie.
Nie chciałam. Cieszyłam się, że wreszcie uwolniłam się od koszmaru i miałam nadzieję, że na zawsze. Teraz chciałam o tym wszystkim zapomnieć!