„W dzieciństwie omal nie zginęłam, ale nieznajomy ocalił mi życie. Po latach spłaciłam dług wdzięczności”
„Chłopiec prawdopodobnie zachłysnął się wodą i rozpaczliwie machał rękami. Wiem, powinnam natychmiast biec mu na ratunek, spieszyć się, ale nie mogłam zrobić ani kroku, ani nawet zawołać o pomoc. Lęk przed wodą całkowicie mnie sparaliżował. Strach kołatał sercem, ściskał krtań i przywoływał obrazy, które pragnęłam wymazać z pamięci”.
- Bożena, 62 lata
Ten upalny lipiec sprzed dwunastu lat był wymarzonym czasem do wypoczynku. Uwielbiam wschody i zachody słońca nad morzem, krzyk mew oraz orzeźwiający powiew bryzy, toteż z nieskrywaną radością przyjęłam propozycję wyjazdu nad Bałtyk z moją ośmioletnią wówczas wnuczką. Byłyśmy do siebie bardzo przywiązane, ponieważ po przejściu na emeryturę każdą wolną chwilę starałam się spędzać właśnie z nią. Opieka nad Magdalenką dawała mi wiele radości. Pomagałam też w ten sposób zapracowanej córce.
Uległam prośbom wnuczki
Łeba przywitała nas słońcem, więc zaraz po zakwaterowaniu się, pobiegłyśmy witać się z morzem. Kolejne poranki i popołudnia także spędzałyśmy na plaży. Wieczorami odkrywałyśmy osobliwości tego uroczego zakątka naszego kraju. Magdę zachwycał bezkres wody, ogrom piasku i powoli sunące na horyzoncie statki. Mnie urzekł Słowiński Park Narodowy z ruchomymi wydmami. Czas upływał nam beztrosko. Wnuczka pluskała się przy brzegu lub budowała zamki z piasku, a ja, leżąc na kocu, wpatrywałam się w jej szczęśliwą buzię.
– Babciu, kup mi taki materac – poprosiła któregoś ranka, wskazując na kram wypełniony plażowym sprzętem. – Chciałabym pokołysać się na falach.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł, kochanie. Dmuchany materac jest bardzo lekki, fale mogłyby znieść go daleko od brzegu – starałam się wyperswadować jej ten pomysł, a na samą myśl, że tak rzeczywiście mogłoby się stać, dostałam gęsiej skórki.
– Obiecuję, będę ostrożna… – złożyła błagalnie rączki. – Babciu, proszę…
Zobacz także
Która kochająca babcia by nie uległa? Ja w każdym razie nie umiałam oprzeć się błękitnym oczom i cienkiemu głosikowi.
Byłam jak sparaliżowana
Tego dnia ledwie dotaszczyłam na plażę cały nasz ekwipunek: torbę z kocem i drugą z jedzeniem oraz piciem, a do tego łopatki, grabki, foremki, wiaderka i materac. Z ulgą położyłam to wszystko na piasku. Wnuczka z błyskiem w oku i dziecięcą dumą zaniosła swój nowy nabytek do wody, w mgnieniu oka zbiegły się ku niej wszystkie okoliczne dzieciaki. Po chwili rozłożyłam koc blisko brzegu i już na leżąco obserwowałam Magdusię radośnie podskakującą na materacu w kipieli białej piany. Nagle spostrzegłam, że Madzia użycza swego materaca jakiemuś chłopczykowi, może 12-letniemu. I ten dzieciak zaczął oddalać się w głąb morza.
– Nie płyń tak daleko! – chciałam krzyknąć, ale w tym momencie głos ugrzązł mi w gardle.
I stała się rzecz straszna... Wysokie fale zrzuciły urwisa z materaca. Chłopiec prawdopodobnie zachłysnął się wodą i rozpaczliwie machał rękami. Wiem, powinnam natychmiast biec mu na ratunek, spieszyć się, ale nie mogłam zrobić ani kroku, ani nawet zawołać o pomoc. Lęk przed wodą całkowicie mnie sparaliżował. Strach kołatał sercem, ściskał krtań i przywoływał obrazy, które pragnęłam wymazać z pamięci.
To było tak dawno temu
Razem z mamą i braćmi cierpieliśmy głód i niedostatek. Modliliśmy się o przetrwanie. Pewnego dnia z nieba lał się wyjątkowy żar. Wspólnie z Agatką, córką sąsiadów i moją rówieśniczką, pobiegłyśmy nad pobliski staw. Nie miałyśmy zamiaru się kąpać – woda była zbyt głęboka. Chciałyśmy tylko ochłodzić się w cieniu drzew i nazrywać kwiatów na bukiety dla mam. .
Gdy podeszłyśmy blisko tafli, nagle potknęłam się i wpadłam ze stromego brzegu wprost do wody. Oczywiście nie umiałam pływać… Machałam tylko rękami, świadoma, że zaraz przegram tę walkę z żywiołem. I wtedy stał się cud! Akurat obok przechodził mężczyzna. Zauważył skamieniałą ze strachu Agatkę, zauważył dziecięcą dłoń wystającą z wody i natychmiast podbiegł na ratunek. Zdążył. Do dziś pamiętam jego oczy…
Te wspomnienia trwały ułamek sekundy. Nagle oprzytomniałam i z impetem ruszyłam ku morzu.
Musiałam mu pomóc
– Magda, na brzeg! – krzyknęłam do wnuczki.
Zanurzałam się szybko i coraz głębiej. Zaczęłam się potykać i tracić grunt pod nogami. Nie poddałam się jednak, dopóki nie objęłam przerażonego chłopca. Na szczęście w ślad za mną podążyli jacyś dwaj młodzieńcy i pomogli nam dotrzeć do brzegu.
Opadłam zdyszana na piasek. Krople wody na moich rzęsach rozszczepiały światło na tysiące migotliwych iskier. I nagle wśród nich znów zobaczyłam tamte oczy – patrzyły na mnie z uznaniem. Poczułam się szczęśliwa.
– Babciu – z zamyślenia wyrwał mnie głosik wnuczki. – Dlaczego poszłaś tak daleko? Przecież ty się boisz wody.
– Już nie, kochanie – odparłam pewnym głosem. – Jeśli chcesz, jutro pójdziemy się kąpać razem.