„W Dzień Dziecka mój syn zamiast prezentu dostał przykrą niespodziankę. Nigdy nie wybaczę mężowi tego, co zrobił”
„Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy wychodziliśmy z pizzerii. Syn, trzymając mnie za rękę, wpatrywał się we mnie z dziecięcą dociekliwością, której teraz nie mogłam znieść. W głowie kłębiły mi się myśli, a serce ściskał ból. Jak mogło dojść do tego, że mój mąż, mój partner, siedzi teraz z inną kobietą?”.

- Redakcja
Czasami wydaje się, że życie zmienia się bez ostrzeżenia, jakby ktoś nagle przestawił klocki w starannie zbudowanej wieży. Przeprowadzka była właśnie taką zmianą. Przyszła nagle, wyrywając nas z korzeniami z miejsca, które było naszym domem przez ostatnie lata. Mam na imię Justyna i jestem matką kilkuletniego chłopca, który na swój sposób stara się zrozumieć ten nowy świat.
Moje dni są wypełnione próbami osłodzenia mu tej zmiany. Ostatnio z okazji Dnia Dziecka zabrałam go na pizzę. Czasami nawet zwykłe wyjście do pizzerii wydaje się być odskocznią, chwilą, gdy mogę odłożyć na bok ciężar myśli o mężu, który stał się dla mnie obcy. Nasze rozmowy są rzadkie, a jego nieobecność, nawet gdy jest fizycznie blisko, boli mnie najbardziej.
W nowym mieście czuję się samotna, niemal jak cień swojego dawnego ja. Dom, który powinien być miejscem ukojenia, jest pusty, a ja wciąż szukam swojego miejsca w tej nieznanej przestrzeni.
To był szok
Weszliśmy do pizzerii, a ja od razu poczułam apetyczny zapach ciasta i sera. Mój syn, z iskrą w oczach, przebiegał wzrokiem po kolorowym menu.
– Mamo, a możemy wziąć tę z oliwkami? – zapytał z zapałem, pokazując palcem na zdjęcie pizzy.
Uśmiechnęłam się, starając się skupić na tej chwili, na jego radości.
– Jasne, kochanie. Oliwki to dobry wybór. Może jeszcze coś do picia?
Zajęliśmy miejsce przy oknie. Starałam się cieszyć jego szczęściem, ale wtedy usłyszałam śmiech – śmiech, który znałam aż za dobrze. Zamarłam. To był śmiech, który kiedyś rozgrzewał mi serce, a teraz wydawał się chłodny i obcy.
Rozejrzałam się nerwowo, próbując zachować spokój. Przeszukałam wzrokiem salę i wtedy go zobaczyłam. Za jednym z filarów siedział mój mąż. Naprzeciw niego – kobieta, którą ledwie kojarzyłam z jakiegoś przelotnego spotkania.
Poczułam, jak emocje się we mnie kotłują – od niedowierzania, przez złość, aż po smutek, który ściskał mi gardło. Nie chciałam, by syn coś zauważył, więc wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić bijące serce.
– Mamo, dlaczego jesteś taka cicha? – jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia.
– Nic takiego, skarbie. Po prostu musimy chyba wyjść, przypomniałam sobie o czymś ważnym. Może zjemy pizzę w domu?
Słysząc własne słowa, czułam się jak w bańce. Jak wytłumaczyć coś, czego sama nie rozumiem?
Trudne pytanie
Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy wychodziliśmy z pizzerii. Syn, trzymając mnie za rękę, wpatrywał się we mnie z dziecięcą dociekliwością, której teraz nie mogłam znieść. W głowie kłębiły mi się myśli, a serce ściskał ból. Jak mogło dojść do tego, że mój mąż, mój partner, siedzi teraz z inną kobietą?
Na zewnątrz zatrzymałam się na chwilę, biorąc głęboki oddech. Próbowałam uspokoić wewnętrzny chaos, ale obraz jego twarzy, roześmianej i swobodnej, nie opuszczał mojej głowy.
Wtedy to się stało – pytanie, którego się obawiałam, padło z ust mojego syna.
– Mamo, a kto to była ta ciocia z tatą? – zapytał z niewinnością dziecka, która mnie zabolała.
– To... to koleżanka taty – odpowiedziałam, starając się brzmieć normalnie, ale czułam, jak łzy palą mi oczy.
– A dlaczego nie zostaliśmy zjeść z nimi? – drążył dalej, nieświadomy, jak bardzo każde jego słowo raniło.
Z trudem ukrywałam emocje, czując, jak ciężar rzeczywistości znowu na mnie spada. Musiałam znaleźć sposób, by chronić go przed tym, co się działo, ale nawet sama nie wiedziałam, jak z tym wszystkim sobie poradzić.
Miałam mętlik w głowie
Droga do domu wydawała się dłuższa niż zwykle. Mój syn, siedząc w samochodzie, zapatrzony był w okno, jakby w jego umyśle toczyła się własna, dziecięca analiza świata. Ja, trzymając kurczowo kierownicę, próbowałam opanować narastające emocje. To pytanie – kim była "ciocia z tatą" – krążyło w mojej głowie jak echo, potęgując chaos, który czułam.
– Mamo, a czemu jesteś smutna? – zapytał nagle, zerkając na mnie z tyłu.
– Nie jestem smutna, kochanie – skłamałam, uśmiechając się delikatnie przez lusterko. – Po prostu jestem trochę zmęczona.
Moje słowa były bardziej próbą uspokojenia samej siebie niż jego. Jak mogłam być szczera, skoro sama nie znałam odpowiedzi? Wiedziałam jednak, że nie mogę go obciążać swoimi troskami.
W głowie wciąż analizowałam sytuację. Czy to możliwe, że tak wiele rzeczy umknęło mi, że nie zauważyłam zmian zachodzących w naszym życiu? Teraz te wszystkie drobne sytuacje, nieodebrane telefony, nagłe wyjścia, układały się w logiczną całość, choć wcześniej nie chciałam tego widzieć.
Zanim dotarliśmy do domu, wiedziałam, że muszę podjąć decyzję. Nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla niego – dla naszego syna. Musiałam zastanowić się, jak rozwiązać ten węzeł emocji i co zrobić dalej.
Nie mogłam tego tak zostawić
Wieczorem, kiedy syn zasnął, usiadłam na kanapie w salonie, otoczona ciszą. W ciemnościach jedynie delikatne światło lampy rzucało cienie na ściany. Myśli wirujące w mojej głowie były jak burza, która nie chciała się uspokoić. Co powinnam zrobić? Porozmawiać z mężem? Próbować spotkać się z tą kobietą? Każda opcja wydawała się bolesna i pełna niepewności.
– Justyna, musisz coś postanowić – mówiłam do siebie szeptem, próbując znaleźć jakieś racjonalne wyjście z tego całego bałaganu. Wiedziałam, że jeśli nie podejmę decyzji, to utkniemy w tym impasie na zawsze.
Przypominałam sobie różne momenty z naszego życia. Te wszystkie chwile, które teraz, z perspektywy czasu, wydawały się układać w spójną historię. Zastanawiałam się, czy to ja coś przegapiłam, czy po prostu nasza miłość z czasem wyblakła, pozostawiając nas na różnych ścieżkach życia.
Było tyle pytań, tyle wątpliwości, które kłębiły się we mnie. Wiedziałam jednak jedno – nie mogę tego tak zostawić. Muszę coś zrobić, nawet jeśli miałoby to oznaczać trudną rozmowę, pełną bólu i łez.
Nie miałam złudzeń
Było już bardzo późno, gdy mąż wrócił do domu. Normalnie pomyślałabym, że to przez pracę, ale teraz wiedziałam, że powód był inny. Postanowiłam nie czekać na dogodny moment. Chciałam mieć tę rozmowę za sobą, zanim moje wątpliwości ponownie przytłoczą mnie do tego stopnia, że nie będę w stanie zebrać myśli.
Kiedy tylko przekroczył próg, widać było na jego twarzy zaskoczenie. Chyba miał nadzieję, że będę już spała.
– Coś długa ta twoja praca – zaczęłam, starając się brzmieć pewnie, choć wewnątrz czułam się jak wrak.
– O co ci chodzi? – zapytał, starając się udawać niewinność, która w tej chwili wydawała mi się prawie groteskowa.
– O "ciocię" w pizzerii – powiedziałam bez ogródek, obserwując, jak jego twarz blednie.
Zapadła niezręczna cisza. Wiedziałam, że to moment, w którym muszę być silna, choć każda sekunda milczenia ciągnęła się w nieskończoność.
– To nie tak, jak myślisz... – zaczął, ale przerwałam mu, zanim zdążył dokończyć.
– Co w takim razie mam myśleć?! Że to przypadek? Że przypadkowo się z nią tam spotkałeś?
Z trudem patrzyłam mu w oczy, a on, unikając mojego spojrzenia, próbował znaleźć słowa.
– Ona... to koleżanka z pracy. Mieliśmy tylko coś omówić – tłumaczył się, ale jego słowa brzmiały pusto. Wiedziałam, że kłamie. Nawet się nie starał.
Poczułam, że łzy napływają mi do oczu, ale nie chciałam płakać. Nie teraz.
– I dlatego nie potrafiłeś mi o tym powiedzieć? Dlatego nasz syn musiał cię z nią zobaczyć, zanim ja się dowiedziałam? – moje słowa były ostre jak brzytwa.
Czułam, że w tym momencie kończy się nasza wspólna droga. Mąż próbował się tłumaczyć, ale wiedziałam, że to nie wystarczy. Zdałam sobie sprawę, że nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama, a mnie czekają trudne chwile. Musiałam jednak myśleć o synku i o tym, żeby jak najmniej odczuł to trzęsienie ziemi, które właśnie miało miejsce w naszym życiu.
Justyna, 35 lat
Czytaj także:
- „Miałam być utrzymanką męża, ale nie chcę żyć na jego łasce. Aż tak go nie kocham, żeby rzucić dla niego marzenia”
- „Żona nasłuchała się bredni w telewizji i chciała zmienić nasze życie o 180 stopni. Nie pozwolę, by puściła nas z torbami”
- „Teściowa męczyła mnie pytaniami o wnuki. Dała mi taki prezent, że na samą myśl, czuję się jak grzesznica”