Reklama

Już od dziecka wiedziałam, że chce być mamą. Po prostu to wiedziałam i już. W porównaniu do koleżanek miałam też sporo szczęścia. Zaraz po szkole poznałam Waldka, szybko się pobraliśmy, a po roku urodziła się Agnieszka, a po kolejnych trzech Agatka. Mieszkaliśmy u teściów w domu z ogródkiem, a nasze życie przypominało bajkę, ale tylko z pozoru. Do głowy by mi nie przyszło, że wychowanie dzieci okaże się taką katorgą. Młodsza córka zawsze była cicha i spokojna, ale starsza… z nią od początku były same problemy.

Reklama

Nie lubiłam swojej córki

Pierwsza ciąża była dla mnie niezwykle trudna. Niby wszystko przebiegało książkowo, ale ja czułam, że nie jest tak, jak być powinno. Mała wierciła się, kopała, jakby już w łonie chciała pokazać, kto ma tu ostatnie zdanie. Poród, w porównaniu do tych 9 miesięcy, był przyjemnością. Agusia od początku była wymagająca i absorbująca, ale była też słodka i urocza. Zakochałam się w niej od pierwszej chwili. Może dlatego tak często jej ustępowałam? Może to moja wina, że teraz jednocześnie kocham ją i nie lubię?

Czas mijał, na świecie pojawiła się młodsza córka i wtedy się zaczęło. Agnieszka od początku miała problem z zaakceptowaniem faktu, że ma siostrę. Z Waldkiem staraliśmy się traktować dzieci sprawiedliwie, ale dla Agnieszki zawsze coś było nie tak. Gdy starsza córka zaczęła dorastać, relacje w naszej rodzinie zostały wystawione na poważną próbę.

– Znowu kupiłaś Agacie ładniejsze buty! Chciałaś mnie upokorzyć przed koleżankami? W takim szmelcu nigdzie nie pójdę! – potrafiła mi wykrzyczeć w twarz, a ja tylko chciałam jej sprawić przyjemność.

– Pokazywałaś mi zdjęcie tych butów, myślałam, że ci się podobają. Dlatego je kupiłam… – tłumaczyłam się córce, jakbym to ja była dzieckiem w tej układance.

Gdy skończyła piętnaście lat, wcale nie było łatwiej. Starałam się do niej dotrzeć, ale to nie było takie proste.

– Czepiasz się mnie o wszystko, a Agata zawsze dostaje to, co chce. Wolałabym zostać adoptowana niż z wami mieszkać! – powiedziała, gdy zabroniłam jej pojechać z chłopakiem pod namiot.

– Nie czepiam, tylko chcę, żeby poświęcała więcej czasu na naukę. To twoja inwestycja w przyszłość.

A co cię to obchodzi? I tak nie znasz moich znajomych. To moje życie, nie wtrącaj się.

Mówiłam, prosiłam, tłumaczyłam, ale czasem miałam wrażenie, że wszystko idzie jak krew w piach. Gdy coś nie szło po jej myśli, wpadała w histerię, odgrywała sceny jak z kiepskiego dramatu, byle tylko cała nasza uwaga była na niej skupiona. Czasami miałam dość, a jednocześnie nie chciałam jej ustępować, nie chciałam stracić swojej pozycji. I może to był mój błąd?

Byłam na straconej pozycji

Miałam nadzieję, że jak Agnieszka dorośnie i pójdzie do pracy, to się w końcu opamięta. Przekona się na własnej skórze, jakie jest życie. Dorośnie. Los jednak bywa przewrotny. Starsza córka szybko zaszła w ciążę. Szybko się dowiedziałam, że to była moja wina.

Czemu nie goniłaś mnie do nauki, przez ciebie nawet szkoły nie skończyłam. Czy myślisz, że teraz będzie i łatwo wychować syna? Bez pracy?

– Ale córeczko, przecież zawsze ci mówiłam… – próbowałam się bronić.

Miałam wrażenie, że od zawsze byłam na straconej pozycji.

– Mi? Chyba Agacie! W ogóle się mną nie interesowałaś. Tylko Agatka i Agatka. A ja? Skazałaś mnie na życie na zasiłku. Jesteś teraz zadowolona?!

– Co ty opowiadasz?! Dobrze wiesz, że mi na tobie zależy. Tak samo jak na Agacie.

– Ona zawsze miała łatwiej w życiu. Zawsze!

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że ta dyskusja nie ma sensu. Nie miałam też oparcia w mężu. Waldek starał się nie wtrącać w nasze spory. Uważał, że za bardzo się tym wszystkim przejmuję i powinnam pozwolić córce uczyć się na własnych błędach. Z jednej strony, go rozumiałam. Z drugiej, czułam, że Agnieszka pozostawiona sama sobie zniszczy życie. I zostałam z tym wszystkim sama.

Coś we mnie pękło

Dzień Babci zbliżał się wielkimi krokami. Nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę wnusia. Zakochałam się w tym słodkim bobasku od pierwszej chwili. Gdyby tylko było możliwe, dałabym mu gwiazdkę z nieba. Agnieszka była młodą mamą, a patrząc na nią, widziałam siebie sprzed lat. Domyślałam się, że ta rola i dla niej może nie być łatwa i mimo miłości do dziecka, może być nieco przytłaczająca. Mimo że moje relacje z córką pozostawały napięte, starałam się pomagać jej przy dziecku. Po cichu miałam nadzieję, że gdy została matką, zmieni swoje nastawienie i do mnie, i do życia. Że przestanie być taka roszczeniowa. Miałam jednak wrażenie, że wnusio stał się jej „kartą przetargową”. Pewnego wieczoru zadzwoniła i bez żadnych wstępów zakomunikowała:

– Potrzebuję na jutro pampersy. Tylko nie te z dyskontu. I o rozmiar większe. Tomaszek rośnie jak na drożdżach. Kup mi je rano i przynieś przed pracą.

– Ale już ci kupowałam w tym tygodniu, nie stać nas na takie wydatki…

Dziecku żałujesz? Taka z ciebie babcia? Wiedziałam, że nie mogę na ciebie liczyć.

Rozłączyła się, a ja w ciszy trzymałam słuchawkę przy uchu. I wtedy coś we mnie pękło. To była ta kropla goryczy, która przelała czarę. Zrozumiałam, że muszę postawić granicę, coś zmienić, bo inaczej pęknę. Nie wiedziałam tylko, jak to zrobić.

Ręce mi drżały

Agnieszka z Tomeczkiem przyjechali w odwiedziny tylko w Dzień Dziadka. Jakby chciała coś zamanifestować. Udawałam jednak, że tego nie widzę. Cieszyłam się, że w ogóle znalazła dla nas czas. Jednak od samego początku atmosfera była napięta. Waldek zajął się wnusiem, jakby chciał zostawić nam przestrzeń do rozmowy. A może to był jego sposób na ucieczkę? Usiadłam z córką w kuchni. Przed nami stały kubku z aromatyczną herbatą, ale żadna z nas nie miała na nią ochoty. Zrozumiałam, że jeśli teraz nie wyjaśnię pewnych spraw z Agnieszką, nasza relacja ulegnie pogorszeniu, a nawet może już nigdy nie zostać odbudowana. Zebrałam się w sobie i powiedziałam:

– Kocham cię i będę ci pomagać, ale nie licz, że będę na każde twoje zawołanie.

Starałam się, aby mój głos brzmiał pewnie, ale w środku buzowały we mnie emocje.

A Tomeczka już nie kochasz? Bo z tego, co mówisz, masz go gdzieś, tak samo, jak mnie!

– Naprawdę tak myślisz? Po tylu latach poświęceń. Nie widzisz, ile dla ciebie zrobiłam, ile razy ci pomagałam? Dla ciebie zawsze było mało – wypaliłam w mocjach i zaraz tego pożałowałam.

– Może i tak, ale Agata…

– Przestań porównywać się do siostry. Zawsze dostawałyście tyle samo. Tylko ty miałaś o wszystko pretensje. O co ci chodzi?

Agnieszka nie odpowiedziała. Po raz pierwszy siedziała cicho. Może sama nie znała na to odpowiedzi.

– Będziemy ci pomagać w miarę naszych możliwości. Ale nie przeżyjemy za ciebie życia. I nie pomożemy ci, jeśli nie powiesz nam, czego potrzebujesz. Nie umiemy czytać w twoich myślach.

Starałam się wyjaśnić swoje stanowisko spokojnym tonem.

– Jak zawsze znajdujesz słabe wymówki, żeby tylko postawić na swoim. Jesteś matką, więc powinnaś się dla mnie poświęcić, a ty tylko wydzielasz mi swoją miłość!

– A czy ty poświęcasz się dla syna? Obie jesteśmy matkami, ale każda z nas jest człowiekiem – powiedziałam z trudem.

Ręce mi drżały. Wstałam, poszłam do przedpokoju, narzuciłam kurtkę i wyszłam z domu. Bałam się, że powiem o jedno słowo za dużo. Wróciłam późnym wieczorem, gdy Agnieszki nie było już w domu.

Serce łamało mi się na pół

Czas leciał szybko. Agnieszka zerwała kontakt. Uniosła się dumą. Było mi ciężko, ale miałam nadzieję, że w końcu dorośnie, zobaczy, że życie nie zawsze jest biało-czarne. Nie liczyłam, że Dzień Matki może cokolwiek zmienić w naszej relacji. Szykowałam się do rodzinnego grilla. To była taka nasza mała tradycja. W okolicach 26 maja zapraszałam swoją mamę, teściową, a od swoich pociech dostawałam własnoręcznie wykonane laurki. W tym roku było podobnie. Siedzieliśmy w ogrodzie, śmiejąc się i wspominając stare czasy. Nie było tylko Agnieszki. Serce łamało mi się na pół, ale wiedziałam, że padło zbyt wiele gorzkich słów. W pewnym momencie poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się odruchowo i zmarłam. Za moimi plecami stała Agnieszka.

Przepraszam, mamo – powiedziała ze łzami w oczach. – Naprawdę przepraszam…

Wstałam i przytuliłam ją bez słowa. Córka wtuliła się we mnie, jakby była małą dziewczynką i zaczęła szlochać, a ja razem z nią. Ten płacz było oczyszczający. Przyniósł nam ukojenie. Nie wiedziałam, jak będą wyglądały nasze relacje, czy ulegną poprawie, czy może to tylko chwilowa zmiana. Miałam jednak nadzieję na lepsze jutro.

Maria, 48 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama