Reklama

Nigdy nie lubiłam Wszystkich Świętych. Zimne powietrze, długa droga na cmentarz, sztuczna uprzejmość między krewnymi, którzy na co dzień nie mówią sobie nawet „dzień dobry”. Najbardziej nie znosiłam corocznych spotkań z teściową przy grobie teścia. Od śmierci Władysława minęły trzy lata, ale ona wciąż traktowała jego pomnik jak swoją twierdzę. A każdy, kto miał czelność zbliżyć się z własną wizją znicza czy wiązanki – stawał się intruzem. Nawet ja. A może zwłaszcza ja.

Reklama

Nie wiem, czego się spodziewałam tego roku. Może, że po prostu stanie obok, westchnie, a potem pójdzie w swoją stronę. Ale nie – rytuał musiał zostać zachowany. Tego dnia jednak – coś we mnie pękło. Bo nie dość, że zignorowała moje starania, to po raz trzeci przesunęła znicz, który postawiłam z namysłem. Wtedy nie ugryzłam się już w język.

Zignorowałam ją

Dotarliśmy na cmentarz około południa. Mąż niósł kwiaty, ja miałam w rękach znicz owinięty w gazetę, żeby się nie stłukł. Szliśmy w ciszy, tylko liście szurały nam pod butami. Teściowa już tam była. Stała przy grobie z rękami w kieszeniach płaszcza, otulona wełnianym szalem. Nawet z daleka widziałam jej minę – ta charakterystyczna zmarszczka między brwiami, która oznaczała dezaprobatę.

Spóźniliście się – rzuciła bez przywitania, jak tylko nas zobaczyła.

– Dzień dobry, mamo – odpowiedział spokojnie mój mąż.

– Witaj – powiedziałam, próbując się nie zrazić.

Podniosła wzrok i spojrzała na mnie, jakby oceniałaby, co mam na sobie.

– Dobrze, że chociaż tym razem ubrałaś się, jak trzeba – mruknęła.

Zignorowałam to. Wzięłam od męża kwiaty i podeszłam do pomnika i delikatnie położyłam białe chryzantemy w wiklinowym koszyku.

Śliczne – powiedział mąż, stając obok.

Postawiłam znicz po lewej stronie, na wysokości zdjęcia teścia.

– Tylko nie tam – odezwała się teściowa. – Znicz powinien być z przodu, a nie z boku.

Zanim zdążyłam coś powiedzieć, podeszła i przesunęła znicz o jakieś dziesięć centymetrów. Zamarłam.

Naprawdę? – zapytałam, patrząc jej prosto w oczy.

– Po tylu latach powinnaś już wiedzieć, jak się ustawia rzeczy na grobie.

– Wiem. I dlatego postawiłam go tam, gdzie chciałam.

– Tu wygląda lepiej.

Mąż tylko westchnął i wbił wzrok w ziemię. A ja poczułam pierwsze ukłucie złości.

Przekroczyłam niewidzialną granicę

Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Wiatr szarpał suchymi gałązkami. Spojrzałam na znicz, który już raz przestawiła. Ustawiłam go z powrotem w pierwotne miejsce.

– Tutaj – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Teściowa spojrzała na mnie jak na niesforne dziecko.

– Proszę cię. Nie rób scen.

– Nie robię scen. Po prostu przestawiłaś mój znicz bez pytania.

– Bo wyglądało to… chaotycznie. Nie pasowało.

– To znicz, mamo. Nie eksponat w muzeum.

Mąż spojrzał na mnie z niepokojem.

– Kochanie, może po prostu zostawmy to. Przecież to nieistotne…

– Właśnie że istotne – przerwałam. – Chodzi o szacunek.

– Szacunek?! – oburzyła się teściowa. – Przychodzę co tydzień, dbam, sprzątam. Ty wpadasz raz na rok i myślisz, że wszystko będziesz urządzać po swojemu?

– Nie „urządzam”. Przyniosłam znicz, postawiłam, nie ruszałam twoich. A mimo to nie możesz się powstrzymać, żeby nie poprawiać po mnie.

– Bo robię to z troski o wygląd grobu mojego męża!

– A ja przyszłam uczcić pamięć po teściu. Też mam do tego prawo.

Na moment zapadła cisza. Patrzyłyśmy na siebie. Jej wzrok był chłodny, ale nie mówiła już nic. Poczułam, że właśnie przekroczyłam niewidzialną granicę, której do tej pory unikałam.

A jednak... było mi z tym lepiej.

Zaskoczyła mnie

– A może przejdziemy się jeszcze do wujka? – zaproponował mój mąż, próbując rozładować atmosferę.

– Idźcie – odparła sucho teściowa. – Zostanę tu jeszcze chwilę.

Nie ruszyłam się. Nie miałam ochoty oglądać kolejnych rodzinnych grobów w napiętej ciszy. Wolałam zostać i dopilnować, żeby nikt więcej nie poprawiał mojego znicza.

– To co? – spojrzał na mnie pytająco mąż.

– Idź. Też tu chwilę posiedzę.

Gdy zniknął między alejkami, teściowa odchrząknęła.

– Wiesz, nie chcę się z tobą kłócić, ale... – powiedziała, patrząc gdzieś nad moim ramieniem. – Niektóre rzeczy po prostu… rzucają się w oczy.

– Co się rzuca? Że zapaliłam znicz po swojemu?

– Że wszystko robisz… inaczej. I jeszcze masz o to pretensje, że ktoś chce poprawić.

– Miałam pretensje tylko o jedno – że traktujesz mnie jak intruza. Jakbym nie miała prawa być częścią tej rodziny.

– Nie powiedziałam tego.

– Ale pokazujesz to za każdym razem. I nie chodzi tylko o znicz.

Westchnęła.

– Może masz rację. Może zbyt emocjonalnie do tego podchodzę. Po prostu... to był mój mąż. Znałam go prawie całe życie. Wszystko tu kojarzy mi się z nami. I czasem czuję, że mi to umyka.

Popatrzyłam na nią, trochę zaskoczona tym tonem.

Wiem, że ci ciężko – powiedziałam spokojnie. – Mnie też. I może właśnie dlatego warto zostawić sobie nawzajem przestrzeń.

Nie odpowiedziała. Nie ruszyła już znicza.

Spojrzałam na nią niepewnie

Stałyśmy w ciszy, jakby żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć dalej. Nagle usłyszałam, jak teściowa cicho mówi:

On zawsze cię lubił, wiesz?

Spojrzałam na nią niepewnie. Unikała mojego wzroku, gładziła palcem krawędź granitowego nagrobka.

– Twój teść – kontynuowała. – Mówił, że masz charakter. Że jesteś „inna niż reszta”, ale to dobrze.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle.

– Nigdy mi tego nie mówiłaś – powiedziałam cicho.

– Może powinnam. Było mi trudno po jego śmierci. Wiesz, kiedy ktoś odchodzi, człowiek zaczyna się trzymać tych ostatnich rzeczy, które zostały. Nawet takich głupot jak to, gdzie stoi znicz.

To nie są głupoty. Rozumiem cię. Tylko... też chciałam się poczuć częścią tego miejsca. Zrobić coś od siebie, nie być tylko dodatkiem do męża.

Teściowa skinęła głową.

– Może za bardzo chciałam wszystko kontrolować. A teraz... nie mam nikogo.

– Masz nad czym. Masz nas. I wnuki, które cię kochają.

Uśmiechnęła się słabo.

One też będą kiedyś przestawiać moje znicze, co?

– Jak je dobrze wychowamy, to może nawet zapytają, zanim ruszą – zażartowałam.

Parsknęła krótkim śmiechem. Pierwszy raz od dawna usłyszałam w tym śmiechu ciepło. Właśnie wtedy wrócił mój mąż, niosąc pudełko ze starym wkładem.

Coś przegapiłem?

– Tylko rozmowę – odpowiedziałam.

Teściowa poprawiła szal i dodała:

– I może coś więcej.

Odwzajemniłam uśmiech

Powoli zbieraliśmy się do wyjścia. Znicze paliły się spokojnym, żółtym światłem, a kwiaty delikatnie drżały na wietrze. Teściowa zapięła płaszcz pod samą szyję.

Dziękuję za to, że przyszliście. Wiem, że nie zawsze było łatwo.

– Nie zawsze – potwierdziłam z uśmiechem. – Dziś było inaczej.

– Bo dziś chyba pierwszy raz obie się naprawdę odezwałyśmy – mruknęła.

Mąż spojrzał na nas zaskoczony.

– To ja się cieszę, że was zostawiłem sam na sam.

– Czasem cisza jest lepsza od stania między dwiema kobietami – dodałam żartobliwie.

– Oj, to prawda – parsknęła teściowa.

Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Mój mąż szedł przodem, a ja szłam obok teściowej. Po raz pierwszy od lat nie czułam tej znanej mi goryczy. Nie musiałam udawać ani trzymać dystansu. Była między nami... cisza.

– W przyszłym tygodniu przyjadę posprzątać suche liście – powiedziała niespodziewanie.

Pomogę ci. Mam wolną sobotę.

Spojrzała na mnie kątem oka. Uśmiechnęła się lekko.

– W porządku, ale znicz ustawiamy razem.

– Albo na zmianę – odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech.

Na parkingu pożegnałyśmy się jak zawsze – krótko, trochę sztywno. Jednak tym razem bez ciężaru.

Poczułam coś dziwnego

Następnego dnia zadzwonił telefon. Zwykle, kiedy widziałam jej numer, robiło mi się ciężko na żołądku. Tym razem odebrałam bez oporu.

– Halo?

Nie przeszkadzam?

– Nie, akurat robię herbatę. Coś się stało?

– Nie, nic złego. Chciałam tylko powiedzieć, że… dobrze, że wczoraj byłaś.

Zdziwiłam się. Nie spodziewałam się takiego telefonu.

– Też się cieszę. Dobrze było… porozmawiać.

– Wiesz, może nie jestem łatwa. To nie znaczy, że cię nie doceniam.

– A ja może za rzadko to pokazuję, ale naprawdę się staram.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Sobota, dziesiąta? – zapytała po chwili.

– Będę. Przyniosę grabki. I znicz.

– Tylko nie za kolorowy – zaśmiała się lekko.

– To się jeszcze zobaczy – odpowiedziałam z uśmiechem.

Kiedy się rozłączyłyśmy, poczułam coś dziwnego. Nie ulgę, nie satysfakcję. Raczej spokój. Może i nigdy nie będziemy się przytulać i rozmawiać godzinami o uczuciach. Może wystarczy, że potrafimy postawić znicz razem – bez przesuwania.

Judyta, 45 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama