„W głowie mi się zakręciło, gdy zobaczyłem partnera mojej córki. Musiałem być złym ojcem, skoro wybrała takiego gościa”
„Gdy przeniosłem wzrok na partnera Julki, zamarłem. Nie z powodu samego faktu, że przyprowadziła faceta do domu. Zamarłem, bo znałem tę twarz”.

- Redakcja
Po rozwodzie z Magdą jakoś przestałem się starać. Może to zabrzmi banalnie, ale po trzydziestce człowiek już nie wierzy, że coś się w jego życiu wydarzy z prawdziwego zaskoczenia. No i co? Właśnie dostałem obuchem w łeb. Pewnego dnia moja 23-letnia córka postanowiła mnie odwiedzić. Nie to, że się nie ucieszyłem, ale to było dziwne. Zazwyczaj kontaktujemy się przez SMS-y. Krótkie, konkretne, zimne. Przez lata oddalaliśmy się od siebie. Aż tu nagle – telefon.
– Tato, muszę ci kogoś przedstawić.
Zgodziłem się bez wahania, choć już wtedy coś przeczuwałem. Jakieś dziwne napięcie, które nie miało prawa się pojawić, a jednak było. No bo kogo ona może mi przedstawić? Jakiegoś chłoptasia z dredami? Innego studenta z tymi modnymi, podwiniętymi nogawkami? Miałem wrażenie, że tym razem nie będę się mógł z tego wykręcić ironicznym komentarzem. Że coś się zaraz stanie. Coś nieodwracalnego.
Próbowałem zachować spokój
– Tato, to Andrzej – powiedziała Julia z uśmiechem, wchodząc do mojego mieszkania. – Andrzej, to mój tata.
Gdy przeniosłem wzrok na partnera Julki, zamarłem. Nie z powodu samego faktu, że przyprowadziła faceta do domu. Zamarłem, bo znałem tę twarz.
– Andrzej... – wycedziłem, próbując zachować spokój. – Andrzej Radecki?
– Tak – uśmiechnął się ten sam Andrzej, z którym piłem na juwenaliach, który wtedy miał już brodę i mówił o sobie „starszy kolega”.
Teraz wyglądał niemal identycznie. Może bardziej siwy, ale pewny siebie jak zawsze.
– Ty się znasz z tatą? – Julia spojrzała na niego z zaskoczeniem, a może z niepokojem.
– Studiowaliśmy razem. Dawne dzieje – odparł Andrzej, spoglądając na mnie z tym samym chłodnym spokojem, który kiedyś doprowadzał mnie do szału.
Siedliśmy przy stole. Zupa pomidorowa parowała w talerzach, a ja gotowałem się od środka. Andrzej był starszy ode mnie o cztery lata. Czyli... o trzydzieści dwa od Julii. I ona chce, żebym to łyknął jakby nigdy nic?
– Jak długo jesteście razem? – zapytałem, dłubiąc łyżką w talerzu.
– Pół roku – powiedziała Julia. – Poznaliśmy się na wernisażu.
– Pamiętam, mówiłeś, że będziesz wystawiać młodych – dodałem, nie patrząc na Andrzeja.
– Julia nie przyszła z obrazem, tylko z otwartym umysłem – odparł z uśmiechem.
Po kolacji, gdy Andrzej wyszedł, nie wytrzymałem.
– To jest jakiś żart? Przecież on mógłby być twoim ojcem!
– Ale nie jest – powiedziała chłodno. –Nie musisz go lubić, ale musisz zrozumieć. Ja go kocham.
Czułem się winny
– On jest starszy ode mnie! – wyrzuciłem, zanim jeszcze zdjąłem kurtkę. – Julia przyprowadziła go do mnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie!
Moja była żona spojrzała na mnie ze spokojem.
– I co z tego? Zabił kogoś? Bijesz dzwon, bo twoja córka zakochała się w mężczyźnie po pięćdziesiątce?
– On ma pięćdziesiąt pięć lat! – ryknąłem. – Przecież ty go znasz. Andrzej Radecki. Ten z ASP. Od tego pretensjonalnego malarstwa i kobiet młodszych od jego win.
– No właśnie – Magda uśmiechnęła się krzywo. – Zawsze miał gust.
– Bardzo śmieszne. A Julka? To przecież... nasza córka.
– A może to ty masz problem, że ktoś ją traktuje jak dorosłą kobietę?
Zamarłem. Słowa wbiły się we mnie jak szpilki.
– Co ty bredzisz...
– Przez lata byłeś jej ojcem tylko „na pół etatu”. Wpadałeś z pizzą i prezentami, ale kiedy trzeba było pogadać, byłeś w pracy albo „zmęczony”. Teraz jesteś zszokowany, że dorosła?
– To nie tak...
– To dokładnie tak – przerwała mi. – I wiesz co? Może Andrzej widzi ją taką, jaką ty nigdy nie chciałeś zobaczyć.
Poczułem, że ziemia mi się usuwa spod nóg.
– Więc to moja wina, tak?
– Nie. Ale może warto w końcu spojrzeć prawdzie w oczy.
Coś we mnie pękło
Przyszedłem oddać Julce książkę, którą kiedyś zostawiła u mnie w mieszkaniu. Nie zadzwoniłem – chciałem zostawić ją na wycieraczce. Drzwi były jednak uchylone, więc szedłem i usłyszałem głosy. Ich głosy.
– On mnie nigdy nie traktował poważnie. Zawsze patrzył na mnie jak na dziecko. Jak na obowiązek. Ty patrzysz inaczej... Ty widzisz we mnie kobietę.
– Bo jesteś kobietą – usłyszałem jego spokojny, niski ton. – Jesteś fascynująca, mądra i silna. Twój ojciec może tego nie rozumieć, ale nie musisz żyć według jego wyobrażeń.
– Czasem czuję się winna – westchnęła. – Ale tylko wtedy, kiedy sobie przypomnę, że jeszcze wierzyłam, że on kiedyś się mną naprawdę zainteresuje.
W tym momencie coś we mnie pękło. Pchnąłem drzwi.
– Ty naprawdę w to wierzysz? – rzuciłem. – Że on jest lekiem na całe zło? Że on cię uratuje?
Zerwali się oboje. Julia miała załzawione oczy.
– Co ty tu robisz?!
– Słucham, jak moja córka pozwala facetowi starszemu ode mnie robić wodę z mózgu. Jak pozwala mu siebie uwodzić pod pretekstem „dojrzałej miłości”.
– Wyjdź – powiedziała cicho, ale stanowczo. – To nie twoja sprawa.
– Nie moja?! – prychnąłem. – Jesteś moim dzieckiem!
– Nie. Jestem kobietą. I tobie najwyraźniej trudno to zrozumieć.
Nie umiałem odpuścić
Minął tydzień. Tydzień ciszy. Tydzień, odkąd wparowałem do mieszkania Julii jak rozwścieczony byk i wypaliłem jej, że się daje manipulować staruchowi. I od tej pory ani jednego SMS-a. Ani jednego znaku życia. Wysłałem jej jedną wiadomość.
„Przemyśl to. To nie jest życie dla ciebie”.
Krótką. Może zbyt krótką. Ale przecież nie będę się tłumaczył, że się boję. Boję się, że ona naprawdę myśli, że ten cały Andrzej to jej przyszłość. Że to miłość, o jakiej marzyła. A może boję się czegoś gorszego – że to ja jestem dla niej przeszłością.
– Zostaw ją w spokoju – powiedziała Magda przez telefon, gdy próbowałem wyżalić się, że Julia nie odbiera. – Pozwól jej popełnić własne błędy.
– Ona ma dwadzieścia trzy lata A on pięćdziesiąt pięć. To nie jest jakiś „błąd”. To... to absurd!
– To twoje ego cię boli – usłyszałem. – Nie Julia. Nie jej decyzje. Tylko ty i twoje poczucie, że tracisz kontrolę.
Zamknąłem oczy. Może miała rację. Ale ja nie umiem odpuścić. Nie wtedy, kiedy widzę, jak moja córka oddaje swoje życie facetowi, który mógłby jej opowiadać o stanie wojennym z perspektywy licealisty. Poczułem bezsilność, taką głęboką, ściskającą gardło. Czy naprawdę już nie mam na nią żadnego wpływu? A jeśli nie mam, to kim właściwie dla niej jestem?
Nie mogłem się z tym pogodzić
Zapukałem do drzwi. Cicho, raz. Jakby za głośne stukanie mogło jeszcze bardziej wszystko popsuć. Otworzyła po chwili. W dresie, bez makijażu, z nieufnym wyrazem twarzy. Taką Julię pamiętałem z czasów, gdy jeszcze przychodziłem na zebrania do jej liceum.
– Tylko nie wrzeszcz – powiedziała chłodno, odsuwając się z przejścia.
Usiadłem na skraju fotela. Ona stanęła, jakby gotowa do ucieczki.
– Nie przyjechałem cię przekonywać – zacząłem. – Przepraszam, że wtedy wparowałem. Że krzyczałem. Po prostu... się bałem.
– Że co? Że ktoś ci odbierze córkę?
– Że cię stracę. Zupełnie. Na zawsze.
Spojrzała na mnie inaczej. Przez chwilę.
– Nie musisz mnie kochać, nie musisz lubić Andrzeja. Ale jeśli nie zaakceptujesz tego, kim jestem, to... nie będę miała już siły walczyć o ten kontakt.
Milczałem. Chciałem powiedzieć, żeby go zostawiła, że to tylko chwilowe zauroczenie. Ale wiedziałem, że nie mogę. Bo nie chodziło już o niego. Chodziło o nas.
– Nie potrafię zaakceptować – powiedziałem cicho. – Ale chcę nadal być w twoim życiu. Nawet jeśli nie rozumiem wszystkiego.
– To może nie wystarczyć – odparła i spojrzała na drzwi, jakby sugerowała, że czas kończyć.
Wstałem. Wziąłem kurtkę. Przez sekundę myślałem, że się przytulimy. Ale nie. Tylko skinęła głową. Gdy opuszczałem mieszkanie Julki, zrozumiałem, że moja mała dziewczyna stała się dorosłą kobietą. I miała rację. Jeśli chcę być dobrym ojcem, nie mogę jej mówić, jak ma żyć. Muszę nauczyć się akceptować nową rzeczywistość.
Robert, 51 lat
Czytaj także:
- „Ja na Wielkanoc podałam słodkiego mazurka, a teściowa gorzką krytykę. Ten toksyczny babsztyl nie umie siedzieć cicho”
- „Kochałem psa bardziej niż własną żonę. Ta jędza nie dość, że zabrała mi wszystko, to jeszcze zrobiła mnie w jajo”
- „Miałam pełen koszyczek na święconkę i serce na dłoni. Liczyłam na wielkanocny cud, ale ktoś zrobił mnie w jajo”