Reklama

Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że ten weekend w górach zakończy mój związek i przyjaźń, uznałabym to za kiepski żart. Pakowałam ciepłe swetry, robiłam listę zakupów i cieszyłam się na wspólne wieczory przy winie. W końcu jechałam z Michałem – moim chłopakiem od dwóch lat – i Weroniką, moją najlepszą przyjaciółką od liceum. Później mieli też dojechać inni – w tym Kuba, nasz wspólny przyjaciel. Miałam nadzieję, że ten wyjazd poprawi napiętą ostatnio atmosferę między mną a Michałem. Trochę się od siebie oddaliliśmy, ale mówiłam sobie, że to pewnie tylko stres, przemęczenie, rutyna.

Weronika... Weronika znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Przeżywałyśmy razem złamane serca, przeprowadzki, nawet wspólną maturę ustną z polskiego. Zawsze była obok. A ostatnio? Unikała kontaktu wzrokowego, nie kończyła zdań, jakby coś przede mną ukrywała.

W dzień wyjazdu Michał był dziwnie rozproszony, niemal nieobecny. Weronika zbywała moje pytania o humor. Wmawiałam sobie, że przesadzam. Że to tylko ja, z moim przewrażliwieniem. Że przecież jedziemy się zrelaksować, nie analizować.

Nie wiedziałam, że z tej podróży wrócę już jako ktoś zupełnie inny. Z bolesną wiedzą, której wcale nie chciałam. I że wszystko, co miało dawać mi poczucie bezpieczeństwa – chłopak, przyjaźń, lojalność – rozsypie się jak jesienne liście pod butami.

Coś było nie tak

Droga do naszej górskiej chaty była kręta i wąska, jakby miała już od początku sugerować, że nic nie pójdzie gładko. Michał prowadził. Weronika siedziała obok, na przednim siedzeniu, ze względu na złe samopoczucie w czasie jazdy autem. Ja – z tyłu – patrzyłam, jak co chwilę nachylają się do siebie i śmieją z jakichś głupot. Michał zignorował moje „Ej, może puścimy jakąś muzykę?”. Weronika tylko odwróciła się przez ramię i rzuciła:

– O, sorry, nie słyszałam. Mówiłaś coś?

Zacisnęłam usta, bo nie chciałam się czepiać. Gdy dotarliśmy do drewnianej chaty i rozpakowaliśmy bagaże, atmosfera zaczęła się rozluźniać. Było wino i żarty, więc przynajmniej przez chwilę czułam się jak dawniej. Wieczorem zrobiliśmy ognisko na polanie – koc, gitara, kiełbaski. Byłam przytulona do Michała, ale jego ciało wydawało się dziwnie sztywne. Gdy Weronika zaśmiała się z jego żartu, a on spojrzał na nią tym samym spojrzeniem, którym kiedyś patrzył tylko na mnie, coś we mnie drgnęło.

– To było dobre, pamiętasz? – rzucił do Weroniki, pokazując coś w telefonie.

– Ej, a co to? – zapytałam, próbując dołączyć do rozmowy.

– A, nic takiego – odpowiedziała szybko Weronika. – Głupota z uczelni. Dawne czasy.

Michał nie odezwał się ani słowem. Ich wzrok spotkał się na ułamek sekundy za długo. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że coś tu naprawdę śmierdzi.

Zrobiło mi się niedobrze

Następnego dnia rano Weronika zaproponowała spacer we dwie. Zgodziłam się od razu – chciałam porozmawiać. A właściwie... chciałam ją wypytać. Szłyśmy wzdłuż potoku, w ciszy. Chrzęst liści pod butami i oddech zimnego październikowego powietrza wydawały się głośniejsze niż nasze myśli. W końcu nie wytrzymałam.

– Wero, powiedz mi tylko jedno... Czy coś cię kiedyś łączyło z Michałem?

Zatrzymała się. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale nie takim naturalnym. Raczej takim, które się ćwiczy przed lustrem.

– Co? Zwariowałaś?

– Nie. Po prostu... widzę, jak na siebie patrzycie. I przypominam sobie. Te wszystkie momenty, kiedy znikałaś, kiedy byłaś dziwnie milcząca...

– Przecież to twój chłopak – odpowiedziała z napiętym uśmiechem. – Gdybym miała coś do niego, to bym ci powiedziała, nie sądzisz?

Milczałam.

– Ty serio myślisz, że bym ci coś takiego zrobiła?

– A zrobiłaś?

Zawahała się. Chwilę stała bez ruchu, po czym odwróciła wzrok.

– To było raz, Natalia. To był sylwester. Piliśmy. Ty poszłaś spać... – głos jej zadrżał. – To nic nie znaczyło. On kocha ciebie.

Zrobiło mi się niedobrze. Serce waliło mi jak młotem. Wpatrywałam się w nią, próbując zrozumieć, czy właśnie się rozpadłam, czy jeszcze się trzymam.

– I ty przez ten cały czas... po prostu udawałaś? – wyszeptałam.

Weronika zaczęła płakać. Ale to już mnie nie ruszało.

Straciłam ich oboje

Nie spałam tej nocy. Leżałam na kanapie w salonie i patrzyłam, jak cienie drzew tańczą po ścianach. O świcie już wiedziałam – muszę z nim porozmawiać. Ale nie sama. Chciałam, żeby Weronika też tam była. Żeby spojrzała mi w oczy, kiedy powie wszystko jeszcze raz. I żeby Michał... nie miał dokąd uciec. Zwołałam ich oboje do kuchni.

– Spałeś z Weroniką? – zapytałam cicho, siadając naprzeciwko niego.

Michał nawet nie mrugnął.

– Tak – odpowiedział po chwili. – Ale to było dawno.

Weronika wciągnęła powietrze, jakby znowu miała się rozpłakać. Patrzyła w stół.

– I tyle? – zapytałam. – Zdradziłeś mnie z moją przyjaciółką, a teraz siedzisz tu, jakbyś opowiadał o zakupach?

Michał wzruszył ramionami.

– Natalia, to i tak nie miało sensu. Już od dawna miałem wrażenie, że... nie jesteśmy tacy, jak kiedyś.

– Serio? I dlatego wziąłeś sobie Weronikę?

– Nie tylko Weronikę – powiedział chłodno. – Spotykam się z kimś innym. Od miesięcy. W pracy.

Zaniemówiłam. Weronika zamarła.

– Co?

– Myślałaś, że to o ciebie chodzi? – spojrzał na Weronikę. – Przepraszam, ale... to nie byłaś ty.

Zrobiło się nienaturalnie cicho. Tylko zegar w kącie tykał bezlitośnie. Wtedy zrozumiałam: straciłam ich oboje. Ale najgorsze było to, że nigdy nie byłam najważniejsza dla żadnego z nich.

Nie chciałam ich widzieć

Wybiegłam z chaty bez kurtki. Nie czułam zimna. Nie czułam nic, oprócz jednego: że muszę uciec jak najdalej stąd. Byle nie widzieć ich twarzy, ich oczu. Byle nie słyszeć tego głosu, który przez dwa lata mówił do mnie „kochanie”. Szłam przed siebie, jakby las mógł mi dać odpowiedzi. Jakby gdyby między świerkami i dębami kryła się jakaś logika, której ja nie dostrzegłam.

– Ej, wszystko okej? – usłyszałam nagle głos Kuby.

Podniosłam wzrok. Przez to całe zamieszanie nie odnotowałam nawet, że już przyjechał. Siedział na wielkim kamieniu przy zakręcie szlaku, z kubkiem herbaty w dłoniach.

– Nie – odpowiedziałam szczerze. – Nic nie jest okej.

Usiadłam obok, nie pytając, czy mogę. Milczeliśmy chwilę. Potem wszystko mu opowiedziałam. Nie wydawał się zaskoczony.

– Wiesz, nie chciałem się wtrącać... Ale zawsze było coś dziwnego w tej ich relacji. Takie spojrzenia, drobne gesty. Ale myślałem, że to tylko paranoja. Może moja, może twoja.

– Żałuję, że nie miałam paranoi – westchnęłam. – Przynajmniej teraz bym się śmiała, a nie czuła, jakbym się rozsypała.

Kuba podał mi herbatę. Była gorzka.

Zasługujesz na coś lepszego. Serio.

Pokiwałam głową, choć nie wierzyłam w to ani trochę. Po powrocie do chaty zastałam Weronikę, siedzącą sama w kuchni. Miała czerwone oczy i nerwowo obracała kubek w dłoniach.

– Mogę...? – zapytała, wskazując krzesło naprzeciwko mnie.

Nie odpowiedziałam, ale zostałam. A ona zaczęła mówić.

To był koniec

– Nie planowaliśmy tego. Przysięgam. To był... najgorszy moment – zaczęła Weronika, nie patrząc mi w oczy.

Siedziałam sztywno, ręce splecione na kolanach. Milczałam.

– To był tamten sylwester. Michał pokłócił się z tobą, pamiętasz? Poszłaś spać przed północą, wściekła, a on został. Wypiliśmy za dużo. Zaczęliśmy gadać o waszym związku, o tym, że się oddalacie, że nie wiesz, czego chcesz...

–Byłaś moją najlepszą przyjaciółką – przerwałam jej. – Znasz mnie od liceum. Wiedziałaś wszystko. A mimo to poszłaś z nim do łóżka?

Weronika zamilkła. W końcu kiwnęła głową.

– Tak. Ale to nic nie znaczyło. Naprawdę. Myślałam, że jeśli się do tego nie przyznam, to... zniknie. A potem to on się zaczął oddalać. Zrobił się chłodny, nieprzewidywalny. I ja też nie wiedziałam, co z tym zrobić.

– Przez cały czas udawałaś. Patrzyłaś mi w oczy i robiłaś ze mnie idiotkę.

– Nie... Ja się bałam – szepnęła. – Bałam się ciebie stracić. I chyba straciłam.

Wstałam. Powoli, bez pośpiechu. Spojrzałam na nią pierwszy raz od dłuższego czasu. Była rozmazana, zapłakana, kompletnie rozbita.

Nie chcę cię już znać – powiedziałam cicho.

Weronika nie odpowiedziała. Chyba wiedziała, że to koniec.

Przestałam żyć w kłamstwie

Wracałam do miasta sama, pociągiem. Siedziałam przy oknie i patrzyłam, jak za szybą przemykają nagie drzewa i szarobure pola. W torbie miałam telefon, ale nie był mi potrzebny. Bo nie było już nikogo, do kogo chciałam pisać. W domu zapanowała niepokojąca pustka. Michał zabrał swoje rzeczy, zanim zdążyłam wrócić. Po Weronice zostało kilka starych zdjęć, porzucona bransoletka i mnóstwo wspomnień, które teraz nie miały już żadnej wartości.

Czułam pustkę. Wciąż miałam w sobie odruch sięgnięcia po telefon, żeby opowiedzieć jej, co się stało, ale nie zrobiłam tego. Zmieniłam się. Nie było już mnie – tej sprzed wyjazdu. Zastąpił mnie ktoś inny. Ktoś bardziej ostrożny. Ktoś, kto patrzył na ludzi dłużej, zanim im zaufał.

Najbardziej bolało to, że to wszystko przyszło tak zwyczajnie. Bez żadnego ostrzeżenia. Bez dramatycznych wybuchów. Tylko proste słowa, krótkie zdania i obce spojrzenia. I ta świadomość, że wszystko, co budowałam przez lata – związek, przyjaźń, bliskość – było jak domek z kart.

Nie wybaczyłam. I chyba długo nie wybaczę. Ale... może to dobrze, że to wyszło. Może lepiej stracić dwie osoby naraz, niż żyć w kłamstwie przez kolejne lata. Może czasem trzeba się rozsypać, żeby poskładać się na nowo.

Natalia, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama