Reklama

Nazywam się Natalia. Mam 32 lata i od ośmiu lat jestem żoną Adama. Dla znajomych – idealna para. Dla rodziny – wzór stabilizacji. Dla mnie... no cóż, przez ostatni rok byliśmy dla siebie raczej współlokatorami niż małżeństwem.

Reklama

Codzienność zjadała nas kawałek po kawałku. Poranki wyglądały tak samo: kawa, szybkie „miłego dnia” i zniknięcie za drzwiami. Wieczory – każde z nas z telefonem w ręku, serial w tle i udawanie, że wszystko gra. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spojrzałam na Adama i poczułam coś więcej niż irytację. Albo kiedy on patrzył na mnie inaczej niż na element wyposażenia domu. A przecież kiedyś wystarczył jego uśmiech, by miękły mi kolana.

Może to ja się zmieniłam? Może praca w HR wypaliła mnie emocjonalnie, a Adam, ze swoim spokojem i rutyną, przestał wystarczać. Może nie chciałam już być tą „rozsądną”, „ogarniętą” i „dobrą żoną”. Może po prostu potrzebowałam poczuć, że jeszcze jestem kobietą, którą ktoś pragnie.

Kiedy w firmie ogłosili wyjazd integracyjny do hotelu w górach, pomyślałam: wreszcie złapię oddech. Chciałam poczuć się znowu lekka, oderwać od obowiązków, od bycia „tą idealną Natalią”. Adamowi wspomniałam mimochodem, że wyjazd jest obowiązkowy. Nie pytał o szczegóły. Uśmiechnął się tylko i rzucił:

– Fajnie. Odpoczniesz.

Nie wiedział, że to właśnie w tym „odpoczynku” kryło się coś, co zmieni wszystko.

Nie było już powrotu

Wieczór integracyjny zaczął się całkiem niewinnie – kolacja w hotelowej restauracji, później drinki w lobby barze. Każdy próbował się wyluzować, śmiać trochę za głośno, udawać, że naprawdę się lubimy.

Paweł, z działu marketingu, przysiadł się do mnie przy drugim drinku. Był przystojny – wysoki, zadbany, pewny siebie. Zawsze sprawiał wrażenie trzymającego dystans. Ale tego wieczoru był... inny. Może to kwestia bliskości, może sposób, w jaki mnie słuchał, jakby każde moje słowo było ważne. A może to ja po prostu chciałam poczuć się zauważona.

– Co się z tobą dzieje, Natalia? – zapytał nagle. – Zawsze jesteś taka zorganizowana, konkretna. A dzisiaj... jesteś jakby gdzie indziej.

Zachichotałam nerwowo.

– Może po prostu chciałabym być gdzie indziej – odpowiedziałam, unikając jego spojrzenia.

Zamówiliśmy kolejnego drinka. A potem jeszcze jednego. I w którymś momencie przestałam liczyć. Paweł mówił o swoim rozwodzie, o samotnych wieczorach, o tym, że nie wierzy już w związki, ale nadal wierzy w namiętność. Patrzył mi prosto w oczy. W tamtej chwili byłam pewna, że rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek inny.

Wyszliśmy na balkon. Było chłodno, ale nie czułam zimna.

– Natalia, nie powinnaś być z nim, skoro w ogóle cię nie dostrzega – wyszeptał, nachylając się do mnie.

Nie odpowiedziałam. Bo czy było coś do powiedzenia?

Pocałował mnie powoli, delikatnie, ale z jakąś desperacją. Nie cofnęłam się.

Później byliśmy już w jego pokoju. Milczeliśmy. On zdejmował ze mnie ubranie, ja z niego – jakbyśmy rozwiązywali jakiś wspólny problem. Wszystko działo się szybko, jakbyśmy wiedzieli, że to nie powinno się wydarzyć, ale że nie możemy tego powstrzymać. W tle grała cicho muzyka z hotelowego holu. Jego dłonie były ciepłe.

Kiedy leżałam potem w jego łóżku, patrząc w sufit, zalało mnie poczucie winy.

– Adam… – wyszeptałam sama do siebie.

– Nie mów tak – przerwał Paweł cicho. – To była tylko chwila. I tylko dla nas.

Zasnęłam ze ściśniętym żołądkiem i z dziwnym uczuciem, że przekroczyłam granicę, zza której nie ma powrotu.

Zaczęłam coś podejrzewać

Wróciłam w niedzielę wieczorem. Adam, jak zwykle, czekał na mnie z kolacją. Makaron z sosem pomidorowym. Jego popisowe danie, które gotował, kiedy chciał się „postarać”. Uśmiechnął się do mnie lekko i zapytał:

– Jak było?

Zawahałam się.

– Spokojnie. Trochę nudno. Dużo rozmów o niczym.

– No to dobrze, że już jesteś w domu – powiedział i pocałował mnie w czoło. A ja… poczułam, jak ściska mnie w gardle.

Z trudem przełknęłam kolację. Każdy kęs był jak kamień w żołądku. Adam opowiadał o jakiejś reklamacji w pracy, o tym, że ekspres do kawy znowu się zepsuł. A ja tylko kiwnęłam głową. Nie słuchałam. Patrzyłam na jego dłonie, które trzymały widelec. Znałam je na pamięć. I właśnie to bolało najbardziej – że znałam je tak dobrze, a mimo to pozwoliłam innym dłoniom dotykać mojego ciała.

W nocy nie mogłam zasnąć. Adam zasnął szybko, jak zwykle, lekko pochrapując. Leżałam w ciszy, wpatrzona w sufit. Jego oddech był miarowy, spokojny. Tak różny od mojego.

„Zdradziłam go. Przespałam się z innym mężczyzną. Zrobiłam coś nieodwracalnego”.

Następnego dnia w pracy Paweł minął mnie na korytarzu. Skinął głową, uśmiechnął się dyskretnie, jakbyśmy dzielili wspólnie jakiś sekret. I może właśnie nim byliśmy – tajemnicą, którą nosiłam w swoim sercu.

Zaczęłam obserwować Adama. Każde jego słowo, każdy gest analizowałam jak detektyw. Czy już wie? Czy coś podejrzewa? Ale on był taki jak zawsze. Ciepły, troskliwy, może trochę nieobecny – jakby i on grał jakąś rolę, w której już dawno nie było prawdziwych emocji.

Raz, gdy siedzieliśmy razem na kanapie, zapytał:

– Coś się stało?

Zawahałam się, uśmiechnęłam na siłę.

– Nie. Po prostu jestem zmęczona.

Kiwnął głową, ale przez chwilę patrzył na mnie uważniej niż zwykle. Może już wtedy coś przeczuwał?

Poczucie winy rosło we mnie jak trucizna. Ale była tam też inna myśl, cicha, niepokojąca:

„A może nie tylko ja coś ukrywam?”.

On też miał swój sekret

Tydzień później spotkałam się z Klaudią. Umówiłyśmy się w naszej ulubionej knajpce na szybki lunch – obie zabiegane, obie po uszy w firmowych projektach. Klaudia zawsze mówiła szybko i z przesadnym entuzjazmem, ale tego dnia była wyjątkowo rozentuzjazmowana.

– Muszę ci coś powiedzieć, tylko się nie śmiej – zaczęła, zanim zdążyłam zamówić kawę. – Widziałam Adama!

Zamarłam. Tylko nie to.

– Tak? – zapytałam niepewnie, siląc się na spokój.

– Tak! Tydzień temu. Byłam z siostrą w Galerii Wilanów. No i patrzę – twój Adam z jakąś brunetką. Szli obok siebie, tacy bliscy. Myślałam, że to jego siostra albo kuzynka?

W tym momencie filiżanka zatrzęsła się w mojej dłoni. Uśmiechnęłam się sztucznie, czując, że świat się wali.

– Jego siostra mieszka w Gdyni – powiedziałam cicho. – A kuzynki nie ma żadnej w Warszawie.

Klaudia zrobiła wielkie oczy.

– O, kurczę... Serio? Myślałam, że to ktoś z rodziny. No, bo tak blisko szli. A potem weszli razem do restauracji. Ja się wtedy spieszyłam, więc tylko pomachałam i poszłam dalej.

Nie odpowiedziałam. Nagle nie mogłam już przełknąć ani kęsa kanapki. Serce biło mi w uszach. Obraz Adama, spokojnego, czułego, mojego Adama, który trzyma za rękę brunetkę i prowadzi ją do restauracji, przesłonił mi wszystko inne.

W domu długo siedziałam w łazience. Patrzyłam w lustro i powtarzałam sobie: „Nie panikuj. To pewnie jakieś nieporozumienie. Może to koleżanka z pracy.” Ale głos w głowie był nieubłagany: „To nie była kuzynka. To była zemsta. Albo coś gorszego – miłość?”.

A może on wiedział? Może wyczuł mój fałsz, moją zdradę i odpłacił tym samym? Albo – co najgorsze – może zdradzał mnie od dawna, a ja, zajęta swoją winą, po prostu tego nie zauważyłam?

W nocy długo nie spałam. Słuchałam jego oddechu. Nagle wydawał mi się obcy. Ten sam mężczyzna, z którym dzieliłam życie, łóżko, sekrety... i który być może też miał swoje, których nigdy nie planował mi zdradzić.

Dwoje obcych ludzi

Czekałam dwa dni. Dwa długie, przeżarte niepewnością dni, w czasie których Adam wydawał się być jeszcze bardziej… sobą. Uprzejmy, spokojny, czuły. A może po prostu grał lepiej ode mnie? W końcu nie wytrzymałam.

Niedzielny wieczór. Usiedliśmy przy kolacji – makaron, znowu ten makaron – a ja nie mogłam już dłużej udawać.

– Z kim byłeś wtedy, kiedy mówiłeś, że masz delegację? – zapytałam znienacka, patrząc mu prosto w oczy.

Zamarł z widelcem w dłoni. Mrugnął. Uśmiech zniknął z jego twarzy w ułamku sekundy.

– Co...? – wydukał.

– Nie zgrywaj idioty. Galeria Wilanów. Restauracja. Brunetka. Delegacja to była, tak?

Adam odłożył widelec, złączył dłonie i spuścił wzrok. Cisza zawisła nad stołem jak gilotyna.

Nie muszę ci się tłumaczyć – rzucił cicho.

To zdanie eksplodowało we mnie jak granat.

– Serio?! Po ośmiu latach małżeństwa to twoja linia obrony?! – krzyknęłam, czując, że pękają we mnie wszystkie bariery.

Adam podniósł wzrok. Nie było w nim skruchy. Raczej… zmęczenie.

– A ty? Co byś powiedziała, gdybym zapytał cię o Pawła?

Zamarłam.

Zdradziłam cię – wyszeptałam po chwili. – Ale zrobiłam to pierwsza czy tylko jako druga?

Adam odsunął talerz i oparł się o krzesło. Odetchnął głęboko, jakby ważył każde słowo.

– Wiesz... nie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Może pół roku temu. Może wcześniej. Ale... tak naprawdę nie byłem już wtedy z tobą. Byłem obok. Patrzyłem na ciebie i nie poznawałem. Ty też mnie nie dostrzegałaś.

– I to wystarczyło, żeby pójść do łóżka z inną?

– A tobie wystarczyło?

Cisza. Dziwna, obca. Zmieniliśmy się w dwoje obcych ludzi, siedzących naprzeciwko siebie. Wiedzieliśmy, że nie cofniemy tego, co się stało. Ale nie wiedzieliśmy, czy chcemy iść dalej razem.

Samotność w duecie

Po tamtej rozmowie nie rozmawialiśmy już prawie wcale.

Spaliśmy w jednym łóżku, ale każdy z nas przyklejony był do swojej krawędzi materaca jak do brzegu przepaści. Milczenie stało się językiem, którym posługiwaliśmy się najczęściej. W kuchni – krótkie komunikaty: „zupa w lodówce”, „wstawiłam pranie”, „nie zapomnij o rachunku za prąd”.

Adam nadal wychodził do pracy rano i wracał późnym popołudniem. Ja też funkcjonowałam mechanicznie – kawa, maile, spotkania, uśmiechy, które nie sięgały oczu.

Wieczorami zdarzało mi się włożyć płaszcz i wyjść z domu bez celu. Krążyłam po mieście, jakby szukając czegoś, co nie istnieje. Patrzyłam w witryny sklepowe, obserwowałam ludzi w kawiarniach. Czasami siadałam w jednej z nich z herbatą, udając, że na kogoś czekam.

W środku byłam pusta. Nie zraniona – wypalona.

Pewnego wieczoru zapytałam sama siebie szeptem:

– Czy zdrada anuluje zdradę? Czy to tylko rachunek sumienia, którego nikt nie chce spłacać?

Nie znałam odpowiedzi. I chyba już nie chciałam jej znać.

W łazience, myjąc zęby, patrzyłam w lustro i próbowałam znaleźć w swoim odbiciu kobietę, która kiedyś wierzyła, że wszystko da się naprawić. Ale to odbicie patrzyło na mnie chłodno. Obco.

Adam nie zaproponował terapii. Ja też nie. Może oboje baliśmy się, że jeśli zaczniemy mówić naprawdę, nie zostanie już nic, co by nas łączyło. A może zwyczajnie – nie chcieliśmy już próbować.

Byliśmy jak dwie duchy błąkające się po tym samym mieszkaniu. Samotność w duecie. Cichy układ, którego nikt nie wypowiedział głośno, ale oboje podpisaliśmy go milczeniem.

Natalia, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama