„W jednej chwili znalazłam faceta i pracę. Sądziłam, że jestem zwycięzcą, a tak naprawdę strzeliłam życiowego samobója”
„Przystałam na tę propozycję. Zależało mi, by poszerzyć wiedzę, a Marek wydał mi się bardzo miłym facetem. Trzeba też przyznać, że był nieziemsko atrakcyjny! Zanim odbyła się moja druga rozmowa, udało nam się zobaczyć jeszcze cztery razy”.
- Listy do redakcji
Poznaliśmy się w biurze, do którego aplikowałam bez powodzenia. Pojawiłam się na rozmowie kwalifikacyjnej, a Marek był w gronie osób, które jako pierwsze tam zobaczyłam. Pozostali uczestnicy rekrutacji zajmowali miejsca na korytarzu. Zabrakło dla mnie siedziska, dlatego zestresowana przemierzałam cały poziom budynku.
Miałam dość takiego życia
Pracuję jako twórca treści i uważam, że radzę sobie z tym całkiem nieźle, ale wiem też, że inni copywriterzy nie próżnują. Szczerze mówiąc miałam już dość bycia freelancerem. Z jednej strony sama planuję swój dzień i jestem niezależna, ale z drugiej – nigdy nie mogę być pewna, jakie będą moje zarobki i kiedy wpłynie kolejny przelew.
Czasami zdarza się, że zlecenia gwarantują mi bezpieczeństwo finansowe na dłuższy okres, ale są też takie okresy, gdy zleceń brak, a co za tym idzie – brak również dochodów. Z tego powodu od pewnego czasu rozglądałam się za jakąś stałą pracą. Wcale nie zależało mi na umowie o pracę i całym pakiecie ubezpieczeń. Przystałabym na zwykłe zlecenie, byleby regularnie dostawać wynagrodzenie.
Jedna z czterech sporych firm działających w naszej miejscowości stwarzała niezłe widoki na przyszłość. Z tego powodu stresowałam się tak bardzo i przez to zestresowanie wpadłam akurat na Marka, chlusnąwszy na niego wodą.
Ta firma była dla mnie nie lada okazją
– To nic takiego – pocieszał mnie, kiedy przerażona własnym brakiem zręczności, mówiłam „przepraszam” i próbowałam osuszyć jego marynarkę chusteczką. – Przecież to tylko woda.
– Strasznie niezręcznie się czuję – wyznałam.
– Idziesz na rozmowę? – spytał, wskazując na pokój, w którym trwała rekrutacja, a ja przytaknęłam. – W takim razie nic dziwnego, że masz tremę. Napijesz się czegoś?
– Może wody – odparłam automatycznie, bo ze stresu faktycznie czułam suchość w ustach.
Zaprowadził mnie do aneksu kuchennego i wręczył kubek. Wypiłam wszystko za jednym haustem i z niepokojem zerknęłam w stronę korytarza.
– Wyczytują po nazwisku? – zapytał.
Potwierdziłam skinieniem głowy.
– Okropnie się stresuję. Serio…
– Rozumiem cię doskonale – odparł z uśmiechem. – Sam przez to przechodziłem dwa lata temu. Ale jak widać, dostałem się. Przy okazji, mam na imię Marek.
– Agata. – Podałam mu dłoń na przywitanie. – Sporo osób się zgłosiło…
– Poprzednim razem też była spora liczba chętnych – stwierdził. – A ty masz jakąś praktykę w tej dziedzinie?
Wyglądał bardzo sympatycznie
– To już parę ładnych lat z kilkoma zwycięstwami na koncie. – Na mojej twarzy wreszcie zagościł uśmiech.
W tym momencie usłyszałam, jak ktoś wyczytuje moje nazwisko. Spanikowana, podałam mu opróżnioną szklankę i poszłam na rozmowę. Gdy już znalazłam się na zewnątrz, on nadal tam stał
– No i jak ci poszła rozmowa? – rzucił pytanie.
– Trudno powiedzieć. – Zrobiłam taki ruch ramionami, jakby mnie to nie obchodziło. – Powiedzieli, że oddzwonią, więc raczej nici z roboty. No ale cóż, takie życie…
– Daj spokój, to standardowa procedura – odparł, zerkając na swój zegarek. – Hej, a może masz chęć wyskoczyć na małą kawkę? Ja tylko zamknę komputer i możemy pójść do jakiejś fajnej knajpki. Przy okazji opowiem ci trochę więcej o tym, czym zajmuje się nasza firma.
Z radością przystałam na tę propozycję. Zależało mi, by poszerzyć swoją wiedzę, a poza tym Marek od razu wydał mi się bardzo miłym facetem. Trzeba też przyznać, że był nieziemsko atrakcyjny!
Zanim odbyła się moja druga rozmowa, udało nam się zobaczyć jeszcze cztery razy. Kiedy okazało się, że ostatecznie mnie nie zatrudnili, byłam bardziej pochłonięta myślami o Marku niż faktem, że nie dostałam pracy.
Podnosił mnie na duchu
– Spokojnie, nie ma co się martwić – pocieszał mnie. – Kto wie, może to i lepiej? Słyszałem, że w firmie obok planują rekrutację. Jeśli od razu wyślesz swoją aplikację, będziesz wśród pierwszych kandydatów. Podobno oferują wyższe wynagrodzenie.
– Tak czy siak pewnie mnie odrzucą, ostatnio nic mi nie wychodzi – odpowiedziałam, bezradnie rozkładając ręce.
– Znam tam jedną osobę – oznajmił. – Wyślij CV, a potem zobaczymy, co dalej.
Nie mam pojęcia, czy to zasługa Marka, czy może tym razem mój dorobek okazał się wystarczający, ale tak czy inaczej zostałam przyjęta!
– No widzisz, a nie mówiłem, że cię wezmą? – cieszył się wraz ze mną.
– A ty tam kogo znasz? – byłam ciekawa. – Jakąś ważną figurę?
– Kiedyś robiliśmy research, co w trawie piszczy u konkurencji i przy okazji poznałem jedną asystentkę z kierownictwa – odparł. – Wiesz, taka tam zwykła znajomość.
Podjęłam pracę, ale wciąż widywałam się z Markiem.
Mój świat nagle stanął na głowie
Niedługo potem zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie. To stało się błyskawicznie, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy. Marek miał własne lokum, więc po prostu któregoś dnia tam się przeniosłam.
– Jako dorośli ludzie nie musimy owijać w bawełnę – oznajmił bez ogródek. – Wprowadź się do mnie, dzięki czemu będziemy mogli cieszyć się swoim towarzystwem każdego wieczoru.
Przyznaję, że na starcie miałam trochę wątpliwości, ale kochałam go bez pamięci i zależało mi, by być z nim non stop. Czułam się przy nim świetnie, mimo że Marek nie był typem romantyka. Dość szybko weszliśmy w rytm życia charakterystyczny dla wieloletnich związków – po powrocie z roboty, obiadek i serial na kanapie przed TV.
Marek nierzadko zabierał służbowe obowiązki ze sobą i do późna ślęczał nad laptopem. Byłam zdania, że robota powinna zostać w biurze, dlatego zazwyczaj zostawałam po godzinach.
Namówił mnie na pracę w domu
– Co ci to daje? – marszczył brwi. – I tak nikt ci nie zapłaci ekstra za przesiadywanie, liczy się efekt. Łap komputer i chodź, tu będziemy we dwoje.
– Nie jestem pewna, czy wolno mi tak robić – kręciłam głową. – W końcu zajmuję się poufnymi zleceniami…
– Ja również – wzruszał ramionami. – Namów kierownika. Ostatecznie pracujesz na zlecenie, zgadza się?
– Racja, ale mam podpisaną umowę o współpracy z przedsiębiorstwem – niezbyt byłam do tego przekonana. – Mam pewne obawy.
– Wyolbrzymiasz sprawę – ciągle mnie namawiał. – Zakomunikuj, że w mieszkaniu masz dogodniejszą sytuację do działania. W końcu mówisz prawdę, czyż nie?
Dałam się przekonać. Wizja dodatkowego czasu z Markiem okazała się nieodparta. Kolejnego poranka zagadałam do dziewczyny z pracy i podpytałam ją, jak to faktycznie działa.
– Sporą część zleceń ogarniamy w warunkach domowych – dodała. – Dla przełożonego najważniejsze jest, aby wszystko zrobić w terminie i żeby żadne informacje nie wypłynęły. Chyba raczej twoje mieszkanie zapewnia odpowiednie warunki, nie?
Przytaknęłam, mimo że przyszła mi do głowy myśl o tym, że przecież dzielę mieszkanie z osobą zatrudnioną u konkurencji! On również zabiera swoje obowiązki służbowe do domu i nie ma z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
Nie zamierzałam jednak poruszać z nim tego tematu. Mój przełożony bez żadnych oporów przystał na to, abym zabrała firmowego notebooka i dokończyła projekt w mieszkaniu. Byłam przeszczęśliwa, a Marek obdarzył mnie komplementem mówiąc, że świetnie sobie radzę.
Coś zaczęło się psuć
Przyznaję, to był niezły plan. Fakt, oboje z Markiem mieliśmy sporo roboty, ale znaleźliśmy chwilę na przytulenie, wspólny posiłek i pogaduszki.
– No i co, nie miałem racji? Ufaj mi – rzucił z uśmiechem. – Dobra, ja zaraz będę wolny, a ty jak tam?
– Jeszcze z godzinę – wydusiłam z siebie, prostując kręgosłup. – Mam już po dziurki w nosie.
– Słuchaj, mam pomysł. Idź do wanny. Ja w tym czasie zrobię ci herbatkę. Odstresujesz się podczas kąpieli i szybciej ogarniesz robotę.
Przystałam na tę propozycję. Po powrocie do pokoju zastałam na stole parujący kubek z herbatą. Rzeczywiście, praca od razu lepiej mi szła. Ale właśnie od tego momentu coś zaczęło się komplikować w naszej relacji z Markiem. Nagle zaczął mieć dla mnie jakby mniej czasu, zasłaniając się mnóstwem obowiązków. Pewnie bym się nad tym głębiej pochyliła, gdyby nie fakt, że i ja sama zaczęłam borykać się z problemami w pracy.
Mój pomysł zyskał aprobatę przełożonego, który zdecydował, że stanie się on podstawą ogólnopolskiej kampanii reklamowej. Niestety, na tydzień przed finałem prac nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Nasz główny rywal wprowadził na rynek reklamę o zadziwiająco zbliżonej koncepcji, z niemal bliźniaczym sloganem, dopracowaną w każdym calu.
Stało się oczywiste, że mój projekt trafił do kosza. Jakby tego było mało, nasza strategia zaczęła się sypać na każdej płaszczyźnie. Nie ulegało wątpliwości, że w naszym przedsiębiorstwie dochodzi do przecieków informacji.
To była jego sprawka!
Okazało się, że dane wykradziono z mojego laptopa. Nie mogłam w to uwierzyć – przecież z nikim o tym nie rozmawiałam, a komputera pilnowałam jak oka w głowie. No, może poza jednym momentem, kiedy pracując zdalnie, poszłam wziąć kąpiel… Laptop zostawiłam włączony, bo po wyjściu z łazienki planowałam jeszcze trochę popracować.
Nagle wszystko zrozumiałam. Zwłaszcza że ta firma, która ukradła nasze informacje i mój pomysł, to ta sama, w której był zatrudniony Marek. Dotarło do mnie, że mnie oszukał! Po prostu włamał się do mojego komputera!
Opowiedziałam przełożonemu całą historię, dokładnie tak, jak się wydarzyła. W sumie i tak nie robiło to różnicy, ponieważ wręczono mi natychmiastowe zwolnienie z pracy. Jedynym plusem było to, że udało mi się uniknąć konieczności uiszczenia firmowej kary za naruszenie tajemnicy służbowej. Zdołałam przekonać szefa, że nie ponoszę pełnej odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. Co prawda, miał do mnie żal, że nie wspomniałam mu o tym, iż mój narzeczony jest zatrudniony u konkurencji, ale dał wiarę temu, że darzyłam Marka zaufaniem.
Zostałam sama
Teraz nie mam ani faceta, ani roboty. Jasne, że od razu się spakowałam i wyniosłam od Marka. Powiedziałam mu, co sądzę o nim i o jego numerze. Nawet specjalnie się nie wykręcał i nie chciał, żebym została. Teraz to już wiem na bank, że wszystko było przez niego ustawione. Od samego początku tak kombinował, żeby mnie tam wkręcić do roboty i mnie zbajerować. Co za łajdak!
Zamierzam się odegrać na tym draniu, choć jeszcze nie wpadłam na żaden konkretny pomysł. Zalazł mi za skórę tym, jak mnie oszukał i omotał, tylko po to, żeby wykraść informacje z przedsiębiorstwa. Chyba pójdę pogadać z adwokatem, może uda się go pociągnąć do odpowiedzialności? Choć w sumie nie mam na niego żadnych konkretnych dowodów…
Cóż, na razie priorytetem jest znalezienie nowej pracy, ale potem na spokojnie wykombinuję, jak dopiec temu gnojkowi. Nie odpuszczę mu tak łatwo!
Dorota, 36 lat