„W każde święta tajemniczy wielbiciel zostawiał mi kartkę z życzeniami. W końcu go rozszyfrowałam”
„Gdy co roku otwierałam kopertę z ręczni wypisaną kartką, od razu na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Życzenia były wypisane ręcznie i choć krótkie, bardzo trafiały w moje serce. Problem jednak polegał na tym, że kompletnie nie miałam pomysłu, od kogo może pochodzić ten tajemniczy liścik. W końcu to wytropiłam i poznałam prawdę”.

- Redakcja
Od pięciu lat, zawsze w okolicach Świąt, w mojej skrzynce pojawia się kartka. Zawsze w pięknej kopercie, zawsze bez podpisu i zawsze ręcznie wypisana. Z pozoru nic wielkiego – ot proste świąteczne życzenia, parę zdań o ciepłym uśmiechu, zapachu cynamonu i śniegu za oknem. Tyle że te słowa trafiały we mni,e jakby autor wiedział na mój temat więcej niż niejeden bliski znajomy. Przez lata wzruszałam się, uśmiechałam pod nosem i odkładałam kartkę do pudełka, nie drążąc tematu. W tym roku jednak było inaczej. Postanowiłam, że nie odpuszczę, dopóki nie dowiem się, kto za tym wszystkim stoi. Kim był człowiek, który tak celnie trafiał w moje serce? Musiałam to odkryć, nawet jeśli miałabym się rozczarować.
Czekałam na tę kartkę cały rok
Kiedyś kochałam Święta – te prawdziwe, pachnące pomarańczą i goździkami, z choinką, której igły zostawały w dywanie. Potem jednak jakoś przestałam. Może przez to, że zostałam sama, może dlatego, że wszystko zaczęło brzmieć i wyglądać zbyt sztucznie. A jednak mimo wszystko co roku coś mnie przywracało do tej magii. To była niepozorna kartka, wkładana do skrzynki między rachunki i ulotki z pizzerii.
Przychodziła zawsze około 20 grudnia. Na grubej fakturze papieru, z charakterystycznym pochyłym pismem i w zdobnej kopercie. Życzenia były osobiste, ale nie przesadnie. Ciepłe. Pisane tak, jakby ktoś mnie naprawdę znał.
Krótki tekst mówił o rzeczach, o których nigdy nikomu nie wspominałam. O tym, że kocham zapach żywicy i o tym, jak w dzieciństwie godzinami patrzyłam na światełka w oknie sąsiadów. Albo że cynamon kojarzy mi się z poczuciem bezpieczeństwa. Nie wiem, jak ten ktoś się tego dowiedział. Może kiedyś coś napomknęłam, może podsłuchał rozmowę, a może naprawdę mnie znał? Kłuło mnie jednak gdzieś z tyłu, że wciąż nie wiedziałam, od kogo jest ta kartka.
Zwykle trochę o tym myślałam, z potem wsadzałam ją głęboko do szafy i tyle. Czekałam kolejny rok. Tym razem, zamiast po prostu się wzruszyć i schować kartkę do pudełka z poprzednimi, postanowiłam działać. To był impuls. Siedziałam z herbatą w ręku, patrzyłam na te zawijasy liter i poczułam, że już dość tej gry. Moje życie ostatnio przypominało ciche tło. Chciałam czegoś więcej. Chciałam odpowiedzi.
Rozpoczęłam swoje prywatne śledztwo
Zaczęłam od miejsca, które wydawało się najbardziej oczywiste – poczta. Zapytałam panią w okienku, czy jest szansa ustalić nadawcę kartki bez adresu zwrotnego. Popatrzyła na mnie znad okularów, jakbym zapytała, czy mogą mi sprzedać paszport do innego życia.
– Bez adresu ani numeru przesyłki, to niestety nie – powiedziała z wyraźnym współczuciem. – Może ktoś z sąsiedztwa?
To był trop, ale mało konkretny. Wiedziałam tylko tyle, że kartka zawsze miała ten sam charakterystyczny zapach – lekko kawowy, jakby chwilę wcześniej ktoś ją położył na stoliku w kawiarni. I zawsze była nadana w tej samej dzielnicy.
Zabrałam kartkę i odwiedziłam kilka małych kawiarenek w okolicy. W jednej z nich, tej z wielką choinką w oknie i starym pianinem w kącie, poczułam znajome ukłucie. Coś mi tu pasowało. Pachniało tak samo jak papier, a za ladą stała dziewczyna, którą kojarzyłam z widzenia. Kiedyś tu bywałam częściej.
– Szukam kogoś, kto mógł tu często siadać sam i pisać. Może z zeszytem albo kartkami – zagadnęłam, pokazując fragment kartki.
Dziewczyna zerknęła na pismo, potem na mnie: – Wiesz co, rzeczywiście... Jest taki facet. Siada tu zawsze przy tym samym stoliku, zamawia czarną i długo coś pisze. Przychodzi zwykle popołudniami. Chyba codziennie.
Nagle zrobiło mi się gorąco. Nawet jeśli to był głupio pomysł, to czułam, że być może jestem coraz bliżej rozwiązania tej zagadki. Może się ośmieszę, ale chyba warto dla szansy poznania prawdy. Postanowiłam wrócić kolejnego dnia i węszyć dalej.
Przyszłam od razu po pracy
Usiadłam przy stoliku z dobrym widokiem na wejście, zamówiłam herbatę z imbirem i próbowałam wyglądać jak ktoś, kto po prostu relaksuje się z książką. W rzeczywistości co chwilę zerkałam na drzwi i liczyłam, ile razy przełknęłam ślinę z nerwów.
Minęła godzina, a potem druga i kiedy już prawie się poddałam, nagle wszedł on. Mężczyzna około czterdziestki, w płaszczu, który widział lepsze czasy, z torbą przewieszoną przez ramię. Rozejrzał się, jakby szukał kogoś, ale potem usiadł przy stoliku w rogu, wyciągnął notatnik i zaczął pisać. Nie był wyjątkowo przystojny, ale miał coś w spojrzeniu. Ciepło. Skupienie. Pomyślałam, że może to nie on. Może to wszystko tylko moja wyobraźnia. A jednak nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Zamówił czarną kawę, dokładnie tak jak mówiła dziewczyna z kawiarni. Gdy kelner przyniósł mu filiżankę, mężczyzna uniósł wzrok – i spojrzał prosto na mnie. Przez sekundę wydawało mi się, że coś błysnęło mu w oczach. Jakby mnie rozpoznał.
– Przepraszam, czy mogę? – zapytał, wskazując moje wolne krzesło.
Zamarłam. A potem, trochę zbyt szybko, kiwnęłam głową. Usiadł, z uśmiechem, jakby znał mnie od dawna.
– Piszesz? – zapytałam, wskazując jego notatnik.
– Trochę. Czasem. Dla siebie – odpowiedział. – A ty?
– Szukam odpowiedzi – rzuciłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Uśmiechnął się. Nic nie powiedział, ale spojrzenie mówiło wiele. Poczułam, że coś się zaczęło. Albo może coś się właśnie odsłaniało.
Zaczęliśmy się spotykać regularnie
Najpierw tylko w tej kawiarni, a potem na krótkich spacerach po pracy. Nazywał się Igor. Mówił mało, ale kiedy już coś powiedział, jego słowa miały ciężar. Z każdym dniem miałam coraz większe wrażenie, że to on jest moim tajemniczym nadawcą. Nie przyznał się jednak do niczego, a ja nie potrafiłam zapytać wprost. Bałam się usłyszeć „nie”. Albo jeszcze gorzej – że to jednak nie było o mnie.
Któregoś dnia, siedząc obok niego na ławce w parku, spojrzałam na jego dłonie. Mocne, męskie, a jednocześnie delikatne, z długimi palcami – identyczne jak te, które mogłam sobie wyobrazić piszące te listy. Obserwowałam, jak kreślił coś w notesie. Litery. Zawijasy. Ten sam charakter pisma.
– Jesteś romantykiem? – zapytałam, udając lekkość w głosie. Rzadko się to spotyka. Żeby ktoś pisał coś... od serca.
Zamilkł, zamknął notatnik i spojrzał na mnie: – Wydajesz się być kimś, kto potrzebuje prawdy bardziej niż ładnych słów.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego i czułam, że jesteśmy o krok od ujawnienia czegoś, co mogłoby zmienić wszystko. Tylko dlaczego on nadal milczał? Wróciłam do domu z głową pełną domysłów. Przypomniałam sobie jedno zdanie z ostatniej kartki: „Może w tym roku znajdziesz mnie między wersami.” A co jeśli już go znalazłam? I to on nie był gotowy, żeby się przyznać?
Nagle pojawiły się wątpliwości
Może tylko sobie coś wmówiłam? Może Igor pisał w kawiarni zupełnie inne rzeczy – dziennik, notatki, wiersze do kogoś innego? W końcu znałam go od niedawna, a już pozwoliłam sobie zbudować wokół niego całą historię. Miałam w głowie więcej pytań niż odpowiedzi, a serce podpowiadało mi coś zupełnie innego niż rozsądek. Postanowiłam zaryzykować. Kiedy spotkaliśmy się w sobotę, miałam plan. Przyniosłam ze sobą pudełko z wszystkimi kartkami, jakie dostałam przez te lata. Położyłam je na stole między nami.
– Przypadkiem znalazłam to w szafie. Znasz? – zapytałam, przyglądając się jego twarzy.
Nie dotknął kartek, ale spojrzał na nie długo. W końcu westchnął i uniósł wzrok: – To twoje? – zapytał cicho.
– Od lat dostaję je na Święta. I w tym roku... chciałam wiedzieć, od kogo są. Mam prawo, prawda? Igor... – zaczęłam, czując, jak głos mi drży. – Czy to ty je pisałeś?
Cisza między nami była nieznośna. W końcu skinął lekko głową.
– Tak – odpowiedział. – Ale nie chciałem cię przestraszyć. Bałem się, że jeśli się ujawnię, to cała magia pryśnie. Że przestanę być kimś, kogo sobie wyobrażasz.
Zaparło mi dech. Nie dlatego, że się przyznał. Tylko dlatego, że nie był pewien, czy to, kim jest naprawdę, mi wystarczy.
– A jeśli właśnie ty byłeś lepszy niż wszystkie moje wyobrażenia?
Wtedy po raz pierwszy uśmiechnął się tak, jakby zrzucił z siebie jakiś ciężar. Nie wiedziałam, co będzie dalej, ale po raz pierwszy od lat miałam ochotę poczekać na Święta nie z tęsknotą, ale z nadzieją.
Od tamtego dnia minął miesiąc
Święta nadeszły spokojnie, bez pośpiechu i nerwów. Po raz pierwszy od dawna nie czułam pustki, kiedy zapalałam lampki na choince. Nie chodziło nawet o to, że Igor był obok. Chodziło o to, że wiedziałam. Że zagadka, która przez lata tkwiła w mojej głowie jak cichy refren, wreszcie została rozwiązana. Nie staliśmy się nagle parą z filmów – nie było wielkich deklaracji, nie przeniósł się do mnie po tygodniu. Spotykaliśmy się, chodziliśmy na spacery, rozmawialiśmy. Powoli. Uczyliśmy się siebie, nie idealizując. I to było lepsze niż jakiekolwiek romantyczne wyobrażenia.
W Wigilię znów znalazłam kartkę w skrzynce, ale tym razem podpisaną jego imieniem. Było w niej tylko jedno zdanie: „Nie muszę już pisać w ukryciu, ale dalej chcę to robić – jeśli pozwolisz.” Schowałam kartkę do pudełka, ale nie zamknęłam wieczka. Postawiłam je na komodzie. Niech będzie przypomnieniem, że czasem warto wyjść poza schemat. Zapytać. Zaryzykować.
Igor nie był moim ideałem z bajki. Nie miał w sobie nic z hollywoodzkiego księcia. A jednak jego słowa przez lata trafiały wprost w moje serce. Może właśnie dlatego, że znał mnie lepiej, niż ja znałam samą siebie. Nie wiem, jak potoczy się ta historia. Może za rok już nie będzie kartek, może za dwa nie będzie nas. Ale w tej chwili, w tym grudniowym cieple, czułam się na właściwym miejscu. I to wystarczało.
Natalia, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nieustannie żyłam dla męża, dziecka i szefa. Kochanek miał być odskocznią od obowiązków, ale i ta rola mnie zmęczyła”
- „Utknęłam z facetem mdłym jak karp w galarecie. Oświadczył mi się w wigilię, bo tak mu mamusia kazała”
- „Wstydziłam się przyznać, że moje serce skradł siwiejący Adonis. Gdy postawił mi ultimatum, poczułam, ile mogę stracić”