„W kwiecie wieku wreszcie chciałam wyjść za mąż, ale córka mnie ubiegła. Szalała z moim facetem, a ja ryczałam w wannie”
„Później, gdy dokładnie rozważałam całą sytuację, doszłam do wniosku, że subtelne oznaki kiełkującej między nimi miłości dało się zauważyć już podczas naszego pierwszego wspólnego spotkania we trójkę”.
Skończyłam niedawno czterdziestkę i muszę przyznać, że los nie był dla mnie zbyt łaskawy. Przeżyłam rozwód, a jedynym promykiem nadziei przez dłuższy czas była moja córeczka Małgosia. Moja kochana mama ciągle powtarzała, żebym zaczęła rozglądać się za nowym partnerem. Jednakże moje zaufanie do mężczyzn mocno ucierpiało, gdy mój były mąż odszedł do znacznie młodszej i atrakcyjniejszej kobiety.
Nie chciałam żyć sama
Z upływem czasu moja córka dorastała i nagle zdałam sobie sprawę, że lada moment opuści rodzinne gniazdko, a ja obudzę się sama. To pchnęło mnie ku temu, by posłuchać rad matki. Ale nie oznaczało to, że zaczęłam na siłę poszukiwać kandydata na małżonka.
Po prostu przestałam już krzywo patrzeć na facetów, inaczej niż jeszcze parę lat temu. Nie należę do jakichś wielkich piękności, ale dbam o siebie, systematycznie odwiedzam fryzjerkę i gabinet kosmetyczny. Dlatego nie miałam problemu ze znalezieniem chętnego mężczyzny.
Hubert i ja spotkaliśmy się po raz pierwszy na jednej z biznesowych konferencji. Sprawiał wrażenie sympatycznego i dobrze wychowanego faceta. W naszym wieku raczej nie ma co liczyć na wielkie zauroczenie od pierwszego spojrzenia, ale wystartowaliśmy całkiem nieźle. Widywaliśmy się co jakiś czas i świetnie się nam gawędziło.
Mój nowy chłopak był odrobinę młodszy niż ja. Przed naszym poznaniem przez pewien okres był w luźnej relacji z dziewczyną, która w końcu go zostawiła. On również nie kwapił się, by od razu szukać nowej sympatii. Spodobało mi się to, że nie nalegał, abyśmy natychmiast wylądowali razem w łóżku. Najwyraźniej obydwoje musieliśmy dojrzeć do tego kroku.
Zaprosiłam go do siebie
Pewnego dnia, po pół roku randkowania, postanowiłam w końcu pokazać Hubertowi gdzie mieszkam. Wcześniej widywaliśmy się wyłącznie poza domem – chodziliśmy razem do kina, na koncerty albo po prostu spacerowaliśmy po mieście.
Trochę stresowałam się przed tą wizytą, głównie z uwagi na moją córkę Małgosię. Mówiłam jej o Hubercie, ale nigdy nie przedstawiałam go jako faceta, z którym chcę być na stałe. Dla Małgosi był on po prostu kolejnym gościem, z którym mama czasem gdzieś wychodzi, bez żadnych większych planów na wspólną przyszłość.
Przeczuwałam, że moja Gosia nie polubi Huberta, że nie będzie w jej typie, lecz nawet przez myśl mi nie przeszło, że… moja kochana córeczka odbije mi faceta. Później, gdy dokładnie rozważałam całą sytuację, doszłam do wniosku, że subtelne oznaki kiełkującej między nimi miłości dało się zauważyć już podczas naszego pierwszego wspólnego spotkania we trójkę. Ja jednak prawdopodobnie nie miałam ochoty bądź zdolności, by je dostrzec…
Nasza relacja z Hubertem uległa znaczącej zmianie po tym, jak zjedliśmy razem tę pamiętną kolację. Wcześniej zawsze chętnie się ze mną spotykał i potrafił wygospodarować czas, ale później zaczął znajdować różne wymówki i przesuwać ustalone daty. Choć prawdę mówiąc, z początku aż tak bardzo nie zaprzątałam sobie tym głowy.
Nie wiedziałam, co się stało
Nigdy nie zapomnę tamtego przyjęcia, które odbyło się pod koniec ubiegłorocznych wakacji. Na horyzoncie pojawiły się moje urodziny, więc wpadłam na pomysł, żeby zorganizować kameralną imprezę dla najbliższych mi osób. W planach był grill w ogrodzie. Wysłałam zaproszenie do Huberta, ale dosłownie tuż przed rozpoczęciem imprezy odebrałam telefon od niego. Mówił, że niestety coś mu wypadło w ostatnim momencie i nie da rady przyjść na imprezę.
Poczułam smutek i rozczarowanie. Niedługo po tym telefon od Małgosi – przepraszała, tłumacząc się pilną potrzebą wsparcia bliskiej koleżanki, której nie potrafi odmówić, więc pojawi się później. Rozpłakałam się wtedy z bezsilności, siedząc nad miską sałatki.
Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że oboje, każde z osobna, zdecydowali się nie pojawiać na tym grillu, by uniknąć spotkania ze sobą. Kto wie, jak długo żyłabym w niewiedzy, gdyby nie to, że dostrzegłam, jak zmieniło się zachowanie Małgosi.
Coraz częściej widziałam, że jest przygnębiona. Stroniła od jakichkolwiek rozmów ze mną, do domu wracała o późnych godzinach i zazwyczaj od razu szła spać. Przyszło mi do głowy, że to przez niechęć do Huberta. Podczas pamiętnej wizyty u nas oboje byli małomówni, ale uznałam, że w sumie ludzie nie zawsze muszą od pierwszego wejrzenia darzyć się sympatią.
Zastanawiałam się nawet, czy ją o to nie zapytać, ale ona mnie w tym wyprzedziła. Pewnego dnia po południu zwróciła się do mnie w pokoju i oświadczyła, że następnego dnia wyjeżdża. Trochę mnie to zaskoczyło, bo do końcówki września brakowało jeszcze paru dni. Myślałam po prostu, że wcześniej zdecydowała się na powrót do stolicy.
Byłam w totalnym szoku
Nie od razu dostrzegłam, że Gosia ściska w dłoni kartę pokładową na samolot. No tak, miała trochę kasy, sporo pieniędzy dostała od babuni, więc doszłam do wniosku, że jedzie na krótkie wczasy. Nawet mnie to uradowało, bo potrzebowała odpoczynku, wyglądała jak przekwitły tulipan.
Tymczasem Małgorzata oznajmiła, że zaszły zmiany w jej życiu i rezygnuje ze studiów. Wybiera się do Szkocji, gdzie na początek podejmie pracę, a być może później wróci też do nauki.
Zatkało mnie. Ten cios był tak potworny, że przez moment nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Potem ona ucichła, siedząc w fotelu i paląc fajki, czego wcześniej w ogóle nie praktykowała. Wtedy dotarło do mnie, że musiało się coś wydarzyć.
To było jak cios obuchem w głowę, kiedy w końcu wydusiłam z niej całą historię. Wyznała mi, że… między nią a Hubertem zaiskrzyło. Sama do końca nie wiedziała, jak to się stało. Po prostu poczuli chemię i tak już zostało. Nie chciała mnie ranić. Czuła się kompletnie zagubiona, więc zdecydowała, że wyjedzie i na spokojnie wszystko przemyśli.
W mgnieniu oka ułożyłam sobie w głowie całą układankę. Miałam wrażenie, jakby ktoś zdzielił mnie czymś ciężkim po łbie. Rany, przecież oni mieli piętnaście lat różnicy między sobą!
Przekonałam ją do zmiany planów
Podzieliła się ze mną historią o tym, jak usiłowała poradzić sobie z emocjami, których wcale nie pragnęła, a które mimo wszystko wzięły nad nią górę. Mówiła też, jak bardzo ona i Hubert starali się postępować wobec mnie uczciwie.
To była jej ucieczka, ten wyjazd do Szkocji. Nawet Hubert nie miał o nim pojęcia. Najprościej byłoby przytaknąć temu pomysłowi. Moje matczyne serce mówiło mi jednak, że ten związek to kompletny nonsens. Nie dawałam wiary, że między ludźmi w tak różnym wieku może być prawdziwa miłość, ale z drugiej strony… Nie chciałam, żebyśmy cała nasza trójka cierpiała.
Namówiłam moją córkę, aby dała szansę temu, co czuje do Huberta. Jeśli to rzeczywiście miłość, to musi przetrwać próbę czasu. Skłamałam jej, że sama nie jestem pewna swoich uczuć do niego i chyba przez ostatnie lata zapomniałam już, jak to jest kochać. W głębi duszy wiedziałam już, że nigdy nie będę z Hubertem. Wolałam go stracić niż moją kochaną córeczkę.
Miałam nadzieję, że to, co ich łączy, po prostu z czasem wygaśnie. Tak się jednak nie stało. Dokładnie miesiąc temu stanęli razem przed ołtarzem i do dziś promieniują szczęściem. Obecnie mieszkają w Warszawie, a Małgosia kontynuuje naukę na studiach. Odwiedzają mnie niezbyt często. Może potrzeba jeszcze trochę czasu…
Nigdy nie zapomnę dnia ich zaślubin. Widziałam siebie w roli Małgosi… Ale nie chowam urazy. Najwyraźniej tak było zapisane w gwiazdach. Chyba to uczucie łączące mnie i Huberta nie było prawdziwą miłością. Zastanawiam się tylko, czy kiedykolwiek zdobędę się na odwagę, by znów szukać swojego szczęścia?
Dorota, 42 lata