Reklama

Nie przelewało nam się

Postanowiłam zaatakować rano, w trakcie śniadania. Te zawsze jadłyśmy tylko z mamą. Na stół trafiła kawa, parówki, pieczywo, musztarda. Może i nie najlepsze dla zdrowia, ale przynajmniej atmosfera była radosna.

Reklama

– Mamo, czy mogłabyś pożyczyć mi dosłownie piątkę na nowe ubrania dla swojej najukochańszej i bez wątpienia jedynej córki, w której pokładasz tak olbrzymie nadzieje na przyszłość?

– Pięć złotych wystarczy ci na zakup ubrań? – zapytała zaskoczona. – Nawet szmata do podłogi kosztuje więcej.

– Ale mi chodzi o pięćdziesiąt złotych, a nie pięć! Proszę cię, mamusiu!

Mama szeroko się uśmiechnęła

– Aha, rozumiem. A czy możesz mi jeszcze dokładniej wyjaśnić, o co chodzi z tą przyszłością?

– Serio? Nie mów, że nie jestem dla ciebie inwestycją na starość!

– Inwestycja, inwestycją, ale kiedy to będzie. Ale teraz, droga córeczko, najdroższa, mój portfel jest pusty. Wszystko, co mogę ci zaproponować, to dwa skromne piątaki, które znalazłam w kieszeni mojego płaszcza. Nie mogę nawet oferować ci dwudziestki. Stałe wydatki okazały się w tym miesiącu niezwykle wysokie, a na dodatek spóźniają mi się z zapłatą za projekt strony.

Moja matka pracowała na stanowisku grafika i jej praca była naprawdę trudna. Kiedy dostawała wynagrodzenie, wszystko było w porządku, ale kiedy go brakowało, to naprawdę musieliśmy zaciskać pasa. A teraz do naszych wydatków dołączyły moje studia! Wzięłam od niej dwie monety pięciozłotowe, które mi podała i zaczęłam bawić się nimi w rękach.

– I co ja mam zrobić z takim bogactwem? – zapytałam retorycznie i smutno.

– Wykaż się kreatywnością – odpowiedziała mama, jakby do codziennych obowiązków należało kupowanie ubrań za dziesięć złotych, a okazji do takich zakupów było mnóstwo.

Wystarczająco dużo, aby podbić świat mody! Ugryzłam dużą porcję parówki na poprawę humoru i postanowiłam – pójdę za radą mamy i pomimo wszystko odkryję te moje, dotychczas ukryte, zasoby kreatywności. Miałam podstawy. Ostatnio odziedziczyłam po babci maszynę do szycia.

– Jadziu, daj tę maszynę do szycia Basi. Niech zacznie sobie szyć albo ty poszyj choćby jakieś ściereczki. Spędziłam przy niej wystarczająco dużo czasu, a spódnic mam zapas na następne dziesięć lat. Wystarczą mi do końca życia.

Wspomnienie śmierci to był stały punkt dyskusji z babcią. Niemniej jednak nigdy nie wyrażała chęci rozstania się ze swoim sprzętem, zabytkowym i niezniszczalnym Łucznikiem.

Łowy okazały się udane

Nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności, zwłaszcza że kreowanie stylizacji zawsze mnie pociągało. Kto wie, być może, mimo skromnego budżetu, uda mi się stworzyć coś wyjątkowego? Najpierw jednak czas na poszukiwania! Z dwiema pięciozłotówkami w ręku i pełna optymizmu, wyruszyłam na łowy. „Kop–ciuszek”, sklep z odzieżą używaną i, jak zapewniała właścicielka, tylko najlepszych marek, był na początku mojej listy. Jak zwykle w tym miejscu panował ogromny tłok, bo przystępne ceny przyciągają tłumy.

„Przede wszystkim prowadzi do utraty wzroku” – takie myśli przeszły mi przez głowę, kiedy wyciągnęłam z olbrzymiego kosza pełnego przecenionych rzeczy męską koszulę w odcieniu liliowo–różowym. Była naprawdę ładna, pomimo zużytego kołnierzyka i poszarpanego rękawa. Na szczęście rozmiar był odpowiedni, mimo że rękawy były dla mnie o prawie jedną długość za długie.

Zanurzyłam się z powrotem w koszu. Nie było to proste, biorąc pod uwagę jego rozmiar i tłumy ludzi, z którymi musiałam rywalizować. Ta koszula wydawała się idealna do przerobienia na sukienkę, ale brakowało jej paska. Ciekawy przedmiot, który doskonale nadawałby się na pasek, dostrzegłam na dnie kosza. Niestety, nie byłam jedyną, która go zauważyła.

Jakaś pani, korzystając z faktu, że jest wyższa, sięgnęła do koszyka, aż na sam spód! Oczywiście zdecydowała się na upatrzony przeze mnie kawałek tkaniny! Przygnębiona i nie do końca świadoma tego, co robię, zdecydowałam się na pasek z krawata. Czerwony, w kropki. W końcu, skoro to męska koszula, to krawat doskonale dopełni ten oryginalny strój.

Wydałam na wszystko zaledwie pięć złotych. Absolutnie nie liczyłam na to, że przyniosę jakiekolwiek pieniądze z powrotem do domu! Ale tak się stało. Krawat był uroczy i w połączeniu z koszulą prezentował się naprawdę fantastycznie. Miał czerwony, nieco sprany odcień. Jakby wyblakł, a na tym tle wyraźnie odbijały się czerwone kropki. Dość duże, niemal centymetrowe. Rewelacja! Nawet lekko nierówny pasek pasował do niego idealnie.

Musiałam jedynie skrócić rękawy w koszuli, wycięć dekolt i dodać szerokie szlufki dookoła talii. Być może, nawet zdecyduję się na nowe guziki. Kosztowały całe trzy złote! Poczułam nieopisaną radość, aż chciało mi się tańczyć. Gdy wracałam do domu, podskakiwałam co kilka kroków. To zwróciło uwagę kilku przechodniów, lecz nikt nie zdecydował się dołączyć. Przecież nie zawsze i nie każdy potrafi zrobić tak fenomenalne zakupy za jedyne sześć złotych! Zupełnie niespodziewany prezent od losu...

Wystarczyło użyć wyobraźni

Gdy wróciłam do domu, natychmiast zabrałam się do pracy. Z dekoltem nie miałam najmniejszych problemów, z rękawami też sobie jakoś poradziłam. Najtrudniejsze i najbardziej czasochłonne okazało się przyszycie szlufek. Uznałam jednak, że nie da się bez nich obejść, ponieważ po pierwsze, bez nich trudno utrzymać pasek w jednym miejscu, a po drugie, miały przecież dodawać stylu.

Niestety! Nie potrafiłam ich poprawnie rozmieścić, a kiedy w końcu mi się to udało, okazało się, że zostały nierówno przyszyte. Dopiero po czasie i prawdopodobnie setkach prób, jakoś udało mi się opanować ten chaos. Wydawało się to proste, drobny detal, ale w praktyce niesamowicie skomplikowany, ponieważ nawet najmniejsza nierówność była widoczna z daleka.

– Wyglądasz cudownie! – powiedziała mama z entuzjazmem. – Mogę to czasami od ciebie pożyczyć?

– Mamo!

Co z tego, że byłyśmy podobnej budowy? Wystarczyło, że musiałam uważać na moje dżinsy, ponieważ kilka razy zniknęły mi z szafy.

– A gdzie zamierzasz to przypiąć? – zapytała, machając krawatem.

– Użyję go jako paska. Jest gotowy. Nie wymaga większych przeróbek – Owiązałam się nim.

– Miłe zestawienie, ale powiem ci coś? Ja bym to jednak nieco zmodyfikowała. Za bardzo przypomina krawat. Skróć ten koniec. Zobaczysz, że będzie lepiej. Tak mi podpowiada moja dusza artysty.

– Skoro artysty, to nie będę z tobą dyskutować.

Lekko rozprułam krawat od szerszej strony. Odcięłam niepotrzebny fragment i planowałam dokończyć pracę ręcznie, aby szwy były niewidoczne na przodzie. Chwyciłam cieńszy koniec, chcąc jeszcze raz sprawdzić długość – skoro już go skracam, to mogę go przecież lepiej dopasować – i wtedy coś wypadło zewnątrz i upadło na podłogę. Jakiś kawałek papieru. Nie był zbyt gruby. Podniosłam go i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Dla mnie to była fortuna

– Mamo, choć tutaj! – krzyknęłam. – Szybko.

To musiało zabrzmieć niepokojąco, bo mama przybiegła z kuchni z takim wyrazem twarzy, jakby sądziła, że jej nieodpowiedzialne dziecko, właśnie straciło palec lub przynajmniej podziurawiło sobie dłoń maszyną do szycia. Podłam jej zwinięty banknot.

– Skąd ty to wzięłaś? Całe dwieście euro! Czy ty kogoś okradłaś?!

– Wypadło z krawata. Markowa odzież, ale używana. Na pewno jakiś biznesmen schował tam trochę gotówki na podróż. Ale my chyba nie musimy tego zwracać, prawda? Mamusiu, a co gdybyśmy zaczęły przeglądać wszystko, co jest w second-handach? Starczyłoby na życie, a może nawet na urlop!

Mama była nadal zszokowana. Aż nie mogła oderwać wzroku od pieniędzy.

– Czy chcesz je zwrócić?

– Nie jestem pewna. Chyba nie ma takiej potrzeby. Znalezienie właściciela będzie trudne...

Reklama

Na całe szczęście, moja matka myślała podobnie – właścicielce sklepu „Kop-ciuszek” nie przysługuje zwrot tych pieniędzy. Zdecydowałyśmy, że nie będziemy jej informować o niespodziewanych znaleziskach, które mogą kryć się w używanych ubraniach. Ostatecznie, obie kupiłyśmy buty, a potem poszłyśmy na pyszną kolację. Oczywiście, bez parówek. Od tego czasu regularnie odwiedzam second-handy i przeszukuję kieszenie. Kto wie, co mogą skrywać? Może dzięki temu uda nam się dorobić, a może nawet zebrać na wakacje?

Reklama
Reklama
Reklama