Reklama

Doskonale pamiętam ten dzień. Nawet to, że nosiłam wtedy granatowy sweter z białym kotkiem na przodzie. Nauczycielka od plastyki zadała nam pracę domową: „Dom, o którym marzę”. Moi rówieśnicy wymyślali najróżniejsze rzeczy – malowali zjeżdżalnie, które prowadziły z okien sypialni prosto do basenów, automatyczne maszyny do produkcji waty cukrowej w kuchni, ogromne trampoliny w ogrodzie i telewizory pokrywające całą ścianę.

Reklama

Wcześnie zaszłam w ciążę

Narysowałam salon z mojego prawdziwego domu. Jedynym elementem mojej fantazji był obraz rodziny przy stole. Ja, moja mama i wysoki, krzepki mężczyzna z nieposkromionymi włosami, promieniujący uśmiechem od ucha do ucha. W ten sposób wyobrażałam sobie tatę, którego nigdy nie poznałam – jak tylko dowiedział się, że mama zaszła w ciążę, ulotnił się i od tego czasu go nie widzieliśmy.

Pani od plastyki spojrzała na mój rysunek, a w jej oczach pojawił się smutek. Myślałam, że się rozpłacze się z powodu mojej nieudolności w rysowaniu, lecz dopiero po długim czasie zdałam sobie sprawę, że była poruszona – mój wymarzony dom był czymś zwykłym dla większości dzieci z mojej klasy.

Taty nigdy nie poznałam. Podobnie jak moja mama. Podobnie moja babcia, która ostatni raz spotkała swojego tatę, kiedy była jeszcze małym dzieckiem. Często mówiła, że nad naszą rodziną ciąży jakieś przekleństwo. Nie do końca w to wierzyłam, ale prawda jest taka, że kobiety z naszej rodziny kompletnie nie mają szczęścia w miłości. Mężczyźni opuszczali je jeszcze przed ślubem, a czasami nawet po, skazując na samotne wychowywanie dzieci.

Wierzyłam, że mi się uda

Zdecydowałam, że to dziedzictwo przemienię w swoją moc. Wierzyłam, że w moim DNA jest siła przetrwania – niezależnie od tego, co nadejdzie, poradzę sobie w każdej sytuacji. Poza tym była we mnie pewność, że to ja zakończę ten pechowy cykl i stworzę pełną, szczęśliwą rodzinę.

– W końcu to człowiek kształtuje swój własny los – powtarzałam mamie.

– Kochanie, pragnę tego dla ciebie z całego serca! – odpowiadała mama, przytulając mnie do siebie.

Sebastiana poznałam w technikum. Był o rok starszy i powtarzał klasę. Nie przykładał się do nauki i większość czasu spędzał ze swoimi kolegami. Mimo to jego ciemne oczy i kręcone włosy, które mimo wszystkich starań nieustannie były rozwichrzone, sprawiły, że uznałam go za tego jedynego.

Miałam wtedy siedemnaście lat, była to miłość mojego życia. Chciałam jak najszybciej udowodnić wszystkim, a przede wszystkim sobie, że potrafię stworzyć szczęśliwy związek.

– Kochanie, rozumiem, że jesteś zakochana. Przecież też byłam kiedyś młoda. Dlatego właśnie posłuchaj mnie i nie daj się ponieść emocjom. Ten chłopak nie jest dla ciebie, znam takich – mówiła moja mama.

– Tylko dlatego, że tobie nie udało się, nie oznacza, że mi też się nie uda! – ripostowałam.

– To nie jest kwestia rywalizacji, ale zdrowego rozsądku! – zdenerwowała się.

Była zazdrosna

Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego oceniała Sebastiana przez pryzmat swoich doświadczeń. Tylko dlatego, że ona trafiła na łajdaka, nie oznaczało, że mi też tak się przydarzy.

Sebastian był inny. Czułam to. Dlatego poszłam z nim na całość. Oczywiście nie byłam na tyle nierozważna, aby nie pomyśleć o zabezpieczeniu. Nie planowałam zostać matką tak wcześnie.

Niestety, prezerwatywa nas zawiodła i w wieku osiemnastu lat zaszłam w ciążę. Sebastian zareagował na to spokojnie, ale bez oczekiwanej przeze mnie radości. Usprawiedliwiałam to sobie myślą, że jest po prostu zaskoczony, tak jak ja, ale wszystko będzie dobrze.

– Zdam maturę jeszcze przed porodem. Sebastian znajdzie pracę – zapewniałam swoją przyjaciółkę, Mariannę. – Rodzina jest dla mnie najważniejsza w życiu. Reszta się poukłada.

Byłam pełna nadziei. Nawet wtedy, gdy mój ukochany powiedział, że wyjeżdża do Anglii, aby tam pracować.

– Wyjadę na pół roku. Wrócę na poród. Za zarobioną kasę wynajmę mieszkanie i kupię rzeczy dla dziecka – wyjaśniał mi. Byłam z niego dumna, widząc, jaki jest odpowiedzialny.

Na poród nie wrócił, na pierwsze urodziny synka też, ani na trzecie. Jedyne, co robił, to wysyłał pieniądze. Z biegiem czasu zaczęłam się przekonywać, że była to porażka, z którą musiałam się zmierzyć, ale nie miałam na tyle odwagi, aby to przyznać.

Wciąż w głębi duszy żywiłam nadzieję, że coś może się zmienić. Podobnie jak moja matka i babka, byłam zdana na siebie. Zawsze sobie doskonale radziłam, tak samo jak one. Dzięki wsparciu mojej mamy skończyłam szkołę i studium z marketingu. Udało mi się znaleźć dobrą pracę i wyprowadzić na swoje. Patryk był posłusznym chłopcem, miał dobre wyniki w nauce i nie sprawiał kłopotów.

Zaciągnęła mnie do galerii

Mimo to ciągle mnie dręczyło, że nie ma ojca. Tak samo jak ja. Próbowałam szukać partnera w internecie, umówiłam się nawet na kilka randek, lecz wszystkie okazały się porażką i potwierdzały moje przekonanie, że będę sama.

Marianna przekonała mnie do pójścia na tamten wernisaż. Jej brat Maciek był artystą, więc wypadało, żeby się pojawiła, ale nie chciała iść sama. Dopiero co zakończyła wieloletni związek…

– Pójdź ze mną – zaproponowała. – Pooglądamy obrazy i napijemy się winka.

W piątkowy wieczór nie miałam nic na głowie. Patryk nocował u kolegi. Pomyślałam, że warto się trochę rozerwać. Obrazy brata Marianny były bardzo ładne. Oglądałam je z przyjemnością, a nawet zaczęłam rozmowę o jednym z pejzaży z jakimś atrakcyjnym mężczyzną, który długo przyglądał się temu samemu dziełu co ja. Wieczór był bardzo udany, a wino niezwykle smaczne. Kiedy Marianna zasugerowała przeniesienie się do restauracji, z radością się na to zgodziłam.

W knajpie panował przytulny półmrok. Marianna pogrążyła się w rozmowie ze swoim bratem i jakąś kobietą. Po mojej prawej stronie usiadł przystojniak, z którym wcześniej wymieniałam kilka zdań. Miałam przeczucie, że rozmawiał ze mną tylko z uprzejmości, dlatego go nie zaczepiałam, tylko zagadałam do dziewczyny po lewej. Okazała się bardzo sympatyczną fryzjerką i całą resztę wieczoru spędziłyśmy na dyskutowaniu o trendach. Nawet umówiłam się do niej na koloryzację.

Wpadłam mu w oko

Impreza była naprawdę super, choć nie spodziewałam się, że aż do takiego stopnia. Następnego dnia odezwała się Marianna.

– Krzesimir zapytał o twój numer! – oznajmiła pełna entuzjazmu.

– Jaki znowu Krzesimir? – nie wiedziałam, o co jej chodzi.

– To kolega mojego brata, podobno z nim gadałaś. Jest tobą oczarowany.

– Rozmawiałam przez moment z jakimś przystojniakiem, ale to musi być jakaś pomyłka.

– Tak, to właśnie on! Od dwóch lat jest rozwodnikiem. Nie ma dzieci. To jak? Mogę mu podać twój numer?

– Marianko, czy ty go widziałaś? Nie do pomyślenia, że mogłam mu się spodobać. Jak mnie zobaczy w innej perspektywie, to ucieknie. Lepiej się nie łudzić i nie robić sobie nadziei – odpowiedziałam.

Moja przyjaciółka się poddała. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Później trochę ubolewałam, że byłam taka ostrożna. Ale z drugiej strony lubiłam swoją codzienność taką, jaka była. Uwielbiałam swoją pracę, miałam lojalną przyjaciółkę, wspaniałą mamę oraz syna, którego kochałam nad życie.

Przyjaciółka nie odpuszczała

W poniedziałek Marianna znowu zadzwoniła.

– Już się ogarnęłaś? – zadała krótkie pytanie. – Ja zostanę z Patrykiem, a ty idź na kolację z Krzesimirem. Jeżeli spotkanie okaże się katastrofą, po prostu o nim zapomnimy, jak o kilku innych, które miałaś w swoim życiu, i nic się nie wydarzy. I jeszcze jedno. Podałam mu twój numer. To cześć! – rozłączyła się.

Krzesimir zadzwonił wieczorem i umówiliśmy się na następny piątek. Oczekiwałam na to wydarzenie z coraz większą niecierpliwością. I okazało się, że było warto. Rozmawialiśmy aż do czasu, kiedy kelner subtelnie dał nam do zrozumienia, że chciałby już zamknąć restaurację. Wtedy zauważyliśmy, że jesteśmy jedynymi gośćmi.

Od tamtego spotkania minął już prawie rok. Właśnie postanowiliśmy, że razem zamieszkamy. Patryk jest bardzo podekscytowany myślą o przeprowadzce do domu z ogrodem i psem, a także… tatą. Bo tak zaczyna traktować Krzesimira. Pokazałam wszystkim, a przede wszystkim sobie, że nie muszę zostać samotną matką. A że zajęło mi to całe dziesięć lat? Co z tego!

Reklama

Joanna, 29 lat

Reklama
Reklama
Reklama