Reklama

Było ciepłe, majowe popołudnie. Czekałam w naszej ulubionej restauracji. Kiedy wszedł, uśmiechnęłam się szeroko. Jeszcze wtedy. Zanim zobaczyłam, jak jego wzrok nie zatrzymał się na mnie, tylko powędrował... gdzieś indziej. Siedziała dwa stoliki dalej. Młodsza, rozchichotana, z paznokciami w kolorze wściekłego różu. Nie zamierzałam robić sceny. Czekałam, aż sam pod sobą wykopie dołek. A potem... No cóż.

Złapałam go na gorącym uczynku

– Przepraszam za spóźnienie, korki były jak z koszmaru – powiedział, siadając naprzeciwko mnie.

Zdjął marynarkę i poprawił mankiet koszuli.

Dziwne, nie widziałam żadnych korków – odpowiedziałam z uśmiechem, mieszając drinka. – Może my jeździmy innymi drogami.

Udawałam spokój. Widziałam, jak przed chwilą stał przy barze i z uśmiechem słodził blondynie w obcisłej sukience.

– Dobrze wyglądasz – powiedział, ale jego oczy znowu powędrowały nie tam, gdzie powinny.

– A ty masz wyjątkowo ruchliwe oczy – rzuciłam, celując wzrokiem dokładnie w nią.

Złapałam go na gorącym uczynku. Znów. I to dzisiaj.

– Jowita… – zaczął niepewnie.

– Nie musisz się tłumaczyć – przerwałam. – Widzę, że masz dobry humor. Dzisiaj mija dziesięć lat od ślubu, ale jeśli chcesz sobie urządzić casting na młodszą żonkę, mogłeś mi po prostu powiedzieć.

Zamilkł. Zerknął na mnie z niepokojem. Wiedział, że przegiął. Wiedział, że tym razem nie odpuszczę.

– Przesadzasz. Po prostu pogadałem z nią chwilę. Co w tym złego?

– To, że czekam tu na ciebie od dwudziestu minut.

Zrobił się czerwony. Już wiedział, że wpadł. A ja dopiero się rozkręcałam.

Byłam na niego wściekła

– Jowita, kochanie, przecież zamieniłem z nią kilka słów – próbował ratować sytuację. – Naprawdę nie przesadzasz trochę?

– A gdybym to ja flirtowała z młodym barmanem, który wygląda jak z katalogu? I jeszcze trzepotała rzęsami jak nastolatka? Też byś uznał to zwykłe pogaduszki? – zapytałam chłodno.

Nie bądź dziecinna – warknął.

– Nie jestem dziecinna, jestem wściekła. To różnica – odparłam i odstawiłam kieliszek z winem. – Zwłaszcza że to nie pierwszy raz.

Zawiesił wzrok serwetce.

– Rozumiem, że małżeństwo po tylu latach to już nie fajerwerki. Jednak jeśli zaczynasz gapić się na inne kobiety w dzień naszej rocznicy, to znaczy, że coś się wypaliło.

Przestań dramatyzować – mruknął, podnosząc widelec.

– No to jedz, na zdrowie. Bo ja już jestem najedzona. Goryczą – dodałam i chwyciłam torebkę.

Zerwał się na równe nogi.

– Nie wygłupiaj się. Przecież nie będziemy się kłócić przez jakąś bzdurę!

– Dla ciebie to bzdura, dla mnie nie – rzuciłam przez zęby.

Złapałam torebkę i wyszłam

Wzięłam głęboki oddech, sięgnęłam po kartę dań i... oddałam ją kelnerowi.

– Dziękuję za rezerwację, ale kolacja jednak nie dojdzie do skutku – powiedziałam uprzejmie.

– Teraz to już przesada. Zrobisz scenę przy ludziach?– oburzył się mój mąż.

– Nie ja ją zaczęłam – odparłam.

Sięgnęłam do torebki i wyjęłam niewielką, aksamitną kopertę. Położyłam ją na stole przed nim.

– Co to ma być? – zapytał zdezorientowany.

Twój prezent rocznicowy – odpowiedziałam spokojnie, podpierając brodę na dłoni. – Otwórz.

Zerwał kokardkę z irytacją, rozchylił kopertę i wyjął... zdjęcie. Stał przy samochodzie z blondynką. Zamarł. Wypuścił powietrze przez zęby.

Kto to zrobił?!

– Ja. Wczoraj. Akurat przejeżdżałam, gdy miałeś „spotkanie służbowe”. Śmieszny zbieg okoliczności, prawda?

Zacisnął szczęki.

– Myślisz, że mnie zdemaskowałaś? To nic takiego.

Mam nadzieję, że jest ona tego warta.

Złapałam torebkę i wyszłam. Nie obejrzałam się za siebie. Nie było po co.

Musiałam to przemyśleć

Wróciłam do domu wcześniej, niż planowałam. Zdjęłam kolczyki, rzuciłam je na komodę i przez chwilę po prostu stałam w przedpokoju, patrząc w lustro. Chwilę później zadzwonił telefon.

– Proszę cię, porozmawiajmy. Zachowałaś się... niepoważnie – w jego głosie było więcej nerwów niż skruchy.

– Niepoważnie? – parsknęłam. – Bo nie zniosłam kolejnego cyrku, tylko wreszcie odpowiedziałam?

– Nie o to chodzi. Po prostu... Nie możesz tak rzucać oskarżeniami i wychodzić. Ludzie patrzyli!

– Ludzie patrzyli też, jak się śliniłeś na jej widok, więc chyba mamy remis – ucięłam.

– Jowita...

Nie dzwoń więcej dzisiaj. Muszę poważnie zastanowić.

– Nad czym?!

– Nad tym, jak długo można tolerować takie zachowanie męża.

Rozłączyłam się. Godzinę później dostałam SMS-a:

„Przepraszam. Zasłużyłem. Kocham Cię”.

Nie odpisałam. Bo jeśli facet musi dostać zdjęcie z własnej zdrady, żeby zrozumieć, co ma, to chyba właśnie stracił wszystko.

Nie miałam wątpliwości

Następnego dnia rano obudziłam się przed budzikiem. Zaparzyłam sobie kawę, ale wypiłam tylko dwa łyki. Może nie powinnam była zostawiać go tak bez słowa. Może powinnam... porozmawiać. A może właśnie zrobiłam to, co przez lata odkładałam. Telefon znowu zadzwonił.

– Cześć – powiedział spokojnie, niemal miękko. – Nie spałem. Wiem, że nawaliłem. Nie chcę się tłumaczyć. Chcę pogadać.

– Nie chcę gadać, tylko czuć się szanowana – odpowiedziałam, siadając na krześle. – Wiesz, kiedy ostatni raz dałeś mi kwiaty? Nie? Cztery lata temu.

Kwiaty to nie wszystko – próbował.

– Zgoda. Jednak spojrzenie pełne pożądania skierowane do innej w naszą rocznicę...

To był impuls, nic więcej!

– Nie obchodzi mnie to.

Zamilkł. W tle słyszałam jego ciężki oddech.

– Naprawdę kocham. Tylko... nie wiem, kiedy to wszystko tak się rozjechało.

– To może najwyższy czas, żebyśmy przestali udawać, że to nadal to samo małżeństwo.

– Czy to znaczy, że odchodzisz?

Wstałam. Popatrzyłam na zdjęcie naszego ślubu na lodówce. Wtedy myślałam, że będziemy nierozłączni.

– To znaczy, że mam dość udawania, że wszystko gra. Od teraz gram według własnych zasad.

Rozłączyłam się. Bez płaczu. Bez wątpliwości.

Odzyskałam siebie

Minęły trzy tygodnie. Nie wrócił. Ja też nie zadzwoniłam. Dzwonili za to znajomi, próbując dowiedzieć się, co się stało.

Pokłóciliśmy się – mówiłam krótko.

– Ale aż tak?

– Aż tak.

Niektórzy robili wielkie oczy. Inni przyklaskiwali. A ja? Ja wreszcie czułam, że odzyskuję siebie. Sprzedałam jego koszule, odmalowałam sypialnię i kupiłam sobie nową pościel. I nie, nie była w „naszym stylu”. Była w moim. Któregoś popołudnia spotkaliśmy się przypadkiem. Stałam w kolejce po pączki. Podszedł niepewnie.

– Hej – rzucił. – Dobrze wyglądasz.

– Dzięki. To pewnie dlatego, że nie muszę już udawać szczęśliwej.

– Wiesz... Tęsknię.

Spojrzałam na niego.

– Ja za sobą też tęskniłam. I w końcu się odnalazłam.

Więc to koniec? – zapytał, jakby naprawdę nie znał odpowiedzi.

– Dla mnie to początek.

Skinął głową. Odszedł. Zapłaciłam za pączka, usiadłam na ławce i pomyślałam, że może samotność nie jest taka straszna. Bo lepsza samotność, niż bycie samotną przy kimś, kto patrzy na inną. Zamierzam być szczęśliwa. Choćby na przekór wszystkiemu.

Jowita, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama