Reklama

Kobiety były i są nadal niedoceniane – tak uważam. Zajmujemy różne stanowiska, wykonujemy różne prace i choć teoretycznie jest równouprawnienie, to w praktyce chętniej zatrudnia się mężczyzn, a za tą samą pracę panom płaci się więcej. To smutny fakt. Ja z kolei jestem niepokorną duszą i myślałam, że stereotypy mnie nie dotyczą. Tak… to chyba sposób myślenia większości młodych ludzi, którym wydaje się, że zawojują świat.

Reklama

Wciąż słyszałam to samo

Od zawsze w moim przypadku było widać, że jestem umysłem ścisłym bardziej niż humanistycznym. Lepiej radziłam sobie z matematyką, chemią i rysunkiem technicznym niż pisaniem tekstów. Nie jestem analfabetką i lubię czytać, ale raczej rekreacyjnie. Lektury i wypracowania nie były moją mocną stroną.

– Tylko co ty będziesz, córuś, robić potem? Będziesz uczyć matematyki w szkole? – zastanawiała się moja mama, bo uważała, że mam „niekobiece” zdolności.

– Mamo, w ogóle nie planuję iść w kierunku nauczycielskim.

– No to nie wiem… w laboratorium?

– Może pójdzie na medycynę? – pytał z nadzieją w głosie mój tata.

Nie, chcę być informatykiem – wyjaśniłam.

Komputery od zawsze mnie fascynowały. Radziłam sobie świetnie w tej tematyce i czułam się jak ryba w wodzie, gdy mogłam się zajmować algorytmami i innymi tego typu rzeczami. Wcale nie uważam, że to branża tylko dla mężczyzn.

– I co ty będziesz robić? Jak sobie poradzisz? – biadoliła dalej mama.

Ja jednak widziałam, jak internet i komputery zmieniają świat. To nie jest nic nowego, a postęp w tym zakresie nie zwalnia. Dla mnie to był oczywisty wybór.

Jak pomyślałam, tak zrobiłam

Nie dałam sobie wyperswadować tego pomysłu z głowy. Byłam absolutnie przekonana o słuszności mojej decyzji i dość szybko się okazało, że miałam rację. Na studiach bez problemu dostałam stypendium. Brałam udział w wielu projektach, które wygrywały konkursy. Czułam, że idę tam, gdzie powinnam i byłam dumna ze swojej decyzji i konsekwencji.

Wszystko szło wyśmienicie do momentu, aż skończyłam studia. Nagle okazało się, że zderzyłam się ze ścianą. Ścianą stereotypów.

Zaczęłam szukać pracy, rozsyłałam CV. Niestety bardzo duża część rozmów o pracę okazywała się wręcz upokarzająca. Niby pytali o osiągnięcia, niby przeglądali projekty, niby widzieli, co umiem, a potem słyszałam, że szukają kogoś pewnego na dane stanowisko, a młoda kobieta to zaraz zajdzie w ciążę i jej nie będzie. Raz nawet usłyszałam, że może lepiej będzie poszukać pracy jako modelka, a nie informatyk.

Szczerze mówiąc, właśnie to zniechęca mnie to do macierzyństwa i to po wielokroć. Dlaczego kobiety są piętnowane z tego powodu, a jednocześnie oczekuje się, że będą rodziły i to wielokrotnie? No i co ma do rzeczy to, jak wyglądam? Czy jestem ładna czy brzydka? Takie rozmowy wzbudzały we mnie ogromne emocje.

Niewiele już brakowało, a powiedziałabym moim rodzicom, że mieli rację i chyba poszukam pracy w jakiejś szkole lub dorobię jakąś podyplomówkę, gdy nagle trafiłam na ogłoszenie w dużej firmie. To był to jeden z najbardziej popularnych producentów komputerów i oprogramowania. Poszłam, choć bez żadnej nadziei. Następne korpo, następne poglądy, które pozbawią mnie nadziei – myślałam.

Po rozmowie usłyszałam oczywiście standardowy tekst, że zadzwonią do mnie. Pokiwałam głową i pomyślałam: „Akurat, na pewno!”. Nie wierzyłam, że może coś się zmienić, zwłaszcza że to taka duża firma. Tymczasem kilka dni później, gdy byłam na zakupach, odebrałam telefon i zaproszono mnie na podpisanie umowy o pracę. Byłam przeszczęśliwa, a do domu wracałam, niemal frunąc nad chodnikiem.

Początki były bardzo trudne

Pierwsze dni w pracy okazały się po prostu straszne. Powołano nowy zespół do świeżego projektu, który miał zrewolucjonizować oprogramowanie dla pewnego urządzenia mobilnego. W większości wszyscy byliśmy nowi. Na dziesięć osób w projekcie tylko troje było „starych”. Drugiego dnia zwołano zebranie.

Postanowiliśmy postąpić nietypowo, bo potrzebujemy nieszablonowych rozwiązań – zaczął nasz dyrektor. – Do zespołu przydzielono także pracowników z największym doświadczeniem, którzy będą nadzorować pracę grupy i dzięki temu mamy nadzieję zobaczyć coś, czego jeszcze nie widzieliśmy.

Brzmiało pięknie i górnolotnie, a ja już nie mogłam się doczekać, aż będę mogła zacząć działać. I wtedy zderzyłam się ze ścianą…

– Słuchaj, to się nie sprawdzi. Musimy pamiętać o tym, w jaki sposób dotychczas korzystano z urządzeń – usłyszałam.

– No ale jak to? Mamy przecież wyjść poza schemat – broniłam swojego pomysłu.

– Trochę zbyt dosłownie potraktowałaś to motywacyjne przemówienie – usłyszałam.

Usiadłam przy swoim biurku i postanowiłam się nie poddawać. Dokonałam drobnych zmian, ale wpadłam na kolejne rozwiązanie. Z dumą pokazałam nowy pomysł i znowu dostałam kubeł zimnej wody…

– Czy ty nie możesz się uspokoić? Ja rozumiem, że jesteś młoda i wydaje ci się, że kreatywna, ale w ten sposób nic nie osiągniesz – usłyszałam.

Postanowiłam zaczekać

W ostatniej chwili ugryzłam się w język, bo pewnie straciłabym tę pracę za to, co miałam ochotę powiedzieć. Tak trudno było mi znaleźć pracę w zawodzie, że strata jej po raptem dwóch tygodniach pracy, byłoby dla mnie trudnym do udźwignięcia ciosem.

Postanowiłam na razie z niczym się nie wychylać. Obserwowałam innych przy pracy i widziałam błędy, które popełniają. Ręce aż mnie swędziały, by podejść, coś kliknąć i podpowiedzieć, ale się zawzięłam. Nie, to nie!

W następnym tygodniu przyszedł nasz manager, żeby sprawdzić, jak nam idzie. Postępy były marne, a kilka wypracowanych rozwiązań i tak nie działało. Podeszłam wtedy i powiedziałam, że jak dla mnie wystarczy tylko wprowadzić takie to a takie rozwiązanie i będzie dobrze.

– Pokaż mi – usłyszałam.

Pokazałam i poszło. Działało! Opowiedziałam też o moich pomysłach i że nie spotkały się dotychczas z aprobatą.

– Masz to jeszcze, czy już skasowałaś?

– Mam.

Podeślij mi – zapałałam nadzieją, gdy to usłyszałam.

Wysłałam. I wiecie co? Warto walczyć o marzenia. Okazało się, że od tego dnia nowi pracownicy podchodzili do mnie, by się konsultować. Moje rozwiązanie i pomysł na aplikację też przeszły. Kolega, który określony był na początku jako ten bardziej doświadczony, przestał w ogóle zwracać na mnie uwagę. Stałam się dla niego powietrzem.

Szybko też zmienił się układ sił. Przed końcem projektu jego przenieśli, a ja byłam jednym z prowadzących. To chyba jeden z najszybszych awansów. Byłam dumna z siebie i jestem dalej. Mam też cichą nadzieję, że młode kobiety, które znajdą pracę u nas w firmie, będą widziały, że jednak czasem warto się starać i że się udaje.

Nela, 27 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama