„W nowym roku chciałem przestać kłamać. To postanowienie błyskawicznie rozbiło moje małżeństwo”
„– Muszę coś powiedzieć – zacząłem powoli. – Miałem romans. Cisza była tak gęsta, że można było ją kroić. Ola spojrzała na mnie, nie rozumiejąc słów, które padły. Aneta zamarła, a widelec wypadł jej z ręki. – Co? – wyszeptała”.

- Redakcja
To był jeden z tych zimowych wieczorów, kiedy dzieci w końcu poszły spać, a dom wypełniła cisza. Aneta siedziała na kanapie z telefonem w ręku, udając, że przegląda inspiracje na zdrowe obiady, a ja leniwie przesuwałem palcem po ekranie laptopa. Nowy Rok minął raptem kilka dni temu, ale wciąż czułem na sobie ciężar tych wszystkich obietnic, które każdy rzuca w przestrzeń – „będę ćwiczyć”, „będę bardziej obecny w domu”, „schudnę pięć kilo”. Bzdury, jak zawsze.
Postanowiłem mówić prawdę
Oparłem głowę na ręce i zapatrzyłem się w okno. Za szybą lekki śnieg spływał z gałęzi, a ulica była cicha, jakby świat wstrzymał oddech. Zastanawiałem się, czy w ogóle jest coś, co mógłbym zrobić inaczej. Cokolwiek, żeby przestać czuć to cholerne napięcie, które narastało we mnie od miesięcy.
– Wszystko w porządku? – Aneta spojrzała na mnie, podnosząc wzrok znad telefonu.
Nie odpowiedziałem od razu. Myślałem o tym od kilku dni, właściwie od chwili, gdy w Sylwestra pomyślałem, że czas przestać z udawaniem.
– Mam postanowienie noworoczne – powiedziałem w końcu.
– Tak? – uniosła brew, jakby już miała gotowy komentarz na wypadek, gdybym wspomniał o bieganiu czy innych banałach.
– Przez cały rok nie powiem ani jednego kłamstwa.
Aneta wybuchnęła śmiechem.
– Ty? Marek, serio? – odłożyła telefon, jakby ta deklaracja była wystarczająco zabawna, żeby zasłużyła na pełną uwagę.
– Tak. Nie będę kłamał. Ani razu.
Jej uśmiech zniknął, a na jego miejsce pojawiło się lekkie zdziwienie.
– To ciekawe, ile wytrzymasz – mruknęła, wracając do swojego telefonu.
Nie odpowiedziałem. W końcu czułem, że to jedyna rzecz, której nie mogę odpuścić. Musiałem spróbować. Nawet jeśli oznaczało to ryzyko, że prawda, jaką miałem w sobie, rozsadzi wszystko na drobne kawałki.
Byłem szczery do bólu
Pierwszy tydzień stycznia minął spokojnie – przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz. W pracy wszyscy jeszcze żyli echem świąt, więc moje postanowienie nie zdążyło namieszać. Ale w domu? Już po kilku dniach wiedziałem, że będzie ciekawie.
Aneta stała w kuchni, krojąc marchewkę do jakiejś fit sałatki, a ja siedziałem przy stole, zerkając na dzieci. Kuba i Ola bawili się klockami, ale ich śmiech nagle ucichł, gdy Aneta zapytała:
– Marek, uważasz, że przytyłam?
Zamarłem. Nie spojrzała na mnie, a jednak czułem, że to pytanie to nie żart.
– Trochę, ale... wyglądasz świetnie – powiedziałem z największą ostrożnością.
No i stało się. Ostrze noża w jej rękach na chwilę zamarło.
– „Trochę”? Serio? – Jej głos był zimny jak styczniowy poranek.
Przełknąłem ślinę. – Przecież wiesz, że dobrze wyglądasz.
– Dziękuję za szczerość. Miło wiedzieć, co mąż naprawdę myśli – rzuciła i wróciła do krojenia, ale widziałem po jej twarzy, że temat nie jest zamknięty.
Wieczorem była cicha. O wiele za cicha. Kiedy dzieci poszły spać, usiadła na kanapie i spojrzała na mnie.
– Powiesz mi teraz, jak bardzo „trochę” to jest? – zapytała bez cienia uśmiechu.
Nie mogłem kłamać. Ale czy prawda zawsze była tego warta?
To wcale nie było łatwe
Cisza między mną a Anetą trwała już trzeci dzień. W pracy nie było lepiej – szczerość w biurze działała jak kiepski żart. W poniedziałek Paulina, moja współpracowniczka, podeszła do mnie przy ekspresie do kawy.
– Marek, słyszałam, że rzuciłeś wyzwanie losowi. Nie kłamiesz? Ani trochę?
– Ani trochę – odpowiedziałem, nalewając kawę.
– To świetnie. Powiedz mi, czy wyglądam dziś dobrze? – zapytała z przesadnym uśmiechem.
Spojrzałem na jej nową, zbyt obcisłą bluzkę, która mocno eksponowała to, czego nie powinna.
– Nie do końca. Bluzka jest trochę... zbyt krzykliwa – powiedziałem wprost.
Paulina zmarszczyła brwi i odeszła, a reszta zespołu patrzyła na mnie z wyraźnym rozbawieniem.
Wieczorem, gdy wróciłem do domu, Aneta czekała w kuchni. Dzieci już spały, więc nie było wymówek.
– Marek, chciałam o coś zapytać. Uważasz, że nasze małżeństwo jest takie, jakie chciałeś?
Zamarłem. Wiedziałem, że teraz nie mogę się wykręcić.
– Nie jest – powiedziałem cicho. – Mam wrażenie, że się od siebie oddalamy.
Aneta spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Przynajmniej jesteś konsekwentny – rzuciła.
Ale jej głos nie był już zły, tylko pełen bólu.
Prawda zaczynała ciążyć coraz bardziej.
Wyznałem swój sekret
Ta kolacja zapowiadała się jak każda inna. Dzieci zajadały naleśniki z dżemem, Aneta kroiła sałatkę, a ja siedziałem przy stole, bawiąc się widelcem. Wiedziałem, że atmosfera jest napięta. Tego wieczoru prawda miała eksplodować – czułem to w kościach.
– Marek, ostatnio jesteś dziwnie nieobecny – zaczęła Aneta, siadając naprzeciw mnie. – Coś ukrywasz?
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Kuba podniósł głowę.
– Tata nie może nic ukrywać, bo przestał kłamać, prawda? – zapytał z dziecięcą niewinnością.
Aneta uśmiechnęła się, ale ten uśmiech był lodowaty.
– No właśnie, Marek. Coś jest na rzeczy?
Zastanawiałem się przez sekundę. Przestałem udawać, że jem.
– Muszę coś powiedzieć – zacząłem powoli. – Miałem romans.
Cisza była tak gęsta, że można było ją kroić. Ola spojrzała na mnie, nie rozumiejąc słów, które padły. Aneta zamarła, a widelec wypadł jej z ręki.
– Co? – wyszeptała.
– To skończone, ale... musiałem to powiedzieć – dokończyłem, patrząc na nią.
Kuba zaczął płakać, a Ola przytuliła się do matki. Aneta wstała od stołu i bez słowa wyszła z kuchni. Wiedziałem, że tym wyznaniem być może wszystko zniszczyłem.
Żona była wściekła
Wieczór po moim wyznaniu był najdłuższym w moim życiu. Aneta zamknęła się w sypialni, a dzieci poszły spać bez wieczornej bajki. Siedziałem na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora, który tylko grał dla samego dźwięku. Nie miałem odwagi pójść do niej.
Następnego dnia rano spotkaliśmy się w kuchni. Była blada, a jej oczy wyglądały na opuchnięte od płaczu.
– Długo to trwało? – zapytała nagle, nie patrząc na mnie.
Zacisnąłem dłonie na kubku z kawą.
– Kilka miesięcy. To był błąd...
– Błąd? – uniosła głos, odwracając się gwałtownie. – Marek, zdradziłeś mnie! Jak to się w ogóle zaczęło?
Każde słowo wyciągałem z siebie jak zaciśnięte gwoździe. Opowiedziałem o chwilach słabości w pracy, o Paulinie, o tym, jak usprawiedliwiałem się przed sobą, że to „tylko chwilowe”. Widziałem, jak te słowa ranią ją coraz bardziej.
– Dlaczego? – zapytała cicho. – Czy ja nie wystarczałam?
– To nie tak... – próbowałem mówić, ale ona podniosła rękę, uciszając mnie.
– Wiesz co, Marek? Nie obchodzi mnie, jak to tłumaczysz. Nie wiem, czy potrafię ci to wybaczyć – powiedziała, odchodząc z kubkiem herbaty.
Stałem tam jeszcze długo, czując, jak cały świat zaczyna się sypać.
Chciałem to naprawić
Następne dni były jak życie na polu minowym. Aneta prawie się do mnie nie odzywała, a dzieci wyczuwały napięcie, które wypełniało dom jak gęsta mgła. W pracy Paulina podeszła do mnie z twarzą wykrzywioną złością.
– Powiedziałeś jej? – zapytała szeptem, gdy mijaliśmy się przy ekspresie do kawy.
Skinąłem głową, unikając jej spojrzenia.
– Jesteś idiotą, Marek. Teraz wszyscy będą wiedzieć. Niech cię szlag – rzuciła i odeszła, zostawiając mnie z jeszcze większym ciężarem na barkach.
Tego wieczoru Aneta poprosiła mnie o rozmowę. Siedzieliśmy naprzeciw siebie w salonie, a między nami rozpościerała się pustka.
– Muszę wiedzieć, co teraz zamierzasz – zaczęła, patrząc na mnie twardym wzrokiem. – Jak wyobrażasz sobie nasze życie po tym wszystkim?
– Chcę to naprawić – odpowiedziałem, próbując nadać głosowi pewności. – Kocham cię. I dzieci.
– Naprawić? Marek, nie da się naprawić czegoś, co jest tak zniszczone – przerwała mi.
Milczałem. Wiedziałem, że każde słowo tylko pogorszy sprawę.
– Ale dla dzieci spróbuję – dodała cicho. – Na razie.
Te słowa były jak ostry nóż wbity prosto w serce. Moja prawda przyniosła tylko ból.
Prawda wszystko zniszczyła
Siedziałem samotnie w pustym salonie, wpatrując się w zegar na ścianie. Sekundy mijały bezlitośnie, a ja zastanawiałem się, co przyniosły mi te tygodnie życia w prawdzie. Dom, który kiedyś był pełen śmiechu dzieci, teraz przypominał zimne muzeum z porcelanowymi figurkami – delikatnymi, łatwymi do rozbicia.
Nie mogłem przestać myśleć, jak bardzo przeceniłem swoje siły. Prawda miała być wyzwoleniem, czymś czystym i prostym. Ale okazała się jak ostry nóż – otwierała rany, zamiast je leczyć.
Czy moje postanowienie miało sens? Zyskałem uczciwość, ale straciłem coś więcej. Spojrzałem na zdjęcie stojące na półce. Aneta, Kuba, Ola – uśmiechnięci, trzymający się za ręce. Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek wrócimy do tego stanu.
Marek, 46 lat