„W pracy masażystki byłam profesjonalna do bólu. Silnej woli zabrało mi, gdy na moim stole leżał ten grecki bóg”
„Miałam stałych klientów. Kochałam tę przewidywalność. Dla mnie klienci byli tylko ciałem do rozmasowania. Żadnych flirtów. Do dnia, w którym zapisał się na masaż mężczyzna o imieniu Igor. Imię nic mi nie mówiło. Nie wiedziałam jeszcze, że będzie mi się potem śniło. I że od tej wizyty zacznie się coś, czego nie potrafiłam zatrzymać”.

- Redakcja
Lubiłam swoją pracę. Od lat pracowałam jako masażystka i zdążyłam nabrać dystansu do ludzkiego ciała. Nie peszyły mnie ani blizny, ani nadmiar kilogramów, ani nawet zbyt długie milczenie klientów. Z czasem ciało człowieka przestało być dla mnie czymś intymnym – stało się narzędziem, z którym pracuję. Neutralnym, jak dłonie pianisty czy bark sportowca.
Nie zakochiwałam się w klientach, nie flirtowałam, nie dawałam żadnych dwuznacznych znaków. Byłam profesjonalistką. Przez lata myślałam, że nic nie jest w stanie mnie rozproszyć. Ale potem przyszedł on. I wszystko się rozsypało.
Spokój do pewnego dnia
Nie potrzebuję wiele do szczęścia – wystarczy mi zapach olejków, cisza w gabinecie i spokojna muzyka sącząca się z głośników. Masaż to dla mnie coś więcej niż praca – to rytuał. Moje dłonie znały drogę bez zastanowienia. Potrafiłam wyczuć napięcie mięśni jeszcze zanim klient o tym wspomniał. Uwielbiałam obserwować, jak ciało mięknie pod dotykiem, jak ktoś wychodzi stąd lżejszy, nie tylko fizycznie. W tym miejscu byłam kimś – pomocną, skupioną, potrzebną.
Miałam stałych klientów – panią Danutę z kręgosłupem jak węgorz, pana Henryka, który za każdym razem opowiadał o swoich wnukach, kilka młodych dziewczyn z siłowni. Nikt z nich nie był dla mnie więcej niż ciałem do rozmasowania. Czasem ktoś rzucił komplement, czasem próbował rozmowy, ale ja zawsze byłam na bezpiecznym dystansie. Zawodowo – neutralna. Prywatnie – trochę wycofana.
Kochałam tę przewidywalność. Te same godziny, znajome twarze, zamknięty świat w czterech ścianach gabinetu. Nikt nie wchodził za głęboko w moje życie, a ja nie musiałam nikomu nic tłumaczyć. Nawet po pracy rzadko się z kimś spotykałam. Wracałam do domu, zaparzałam zioła, kładłam się wcześniej spać. I było dobrze. Naprawdę dobrze.
Do dnia, w którym zapisał się na masaż mężczyzna o imieniu Igor. Imię nic mi nie mówiło. Nie wiedziałam jeszcze, że będzie mi się potem śniło. I że od tej wizyty zacznie się coś, czego nie potrafiłam zatrzymać.
Nowy klient
Zwykła środa. Deszcz stukał w parapet, a w poczekalni słychać było tylko przewracanie kartek w magazynie o zdrowiu. Punktualnie o 14:00 otworzyły się drzwi. Wszedł on. Wysoki, szeroki w barach, ubrany w czarną kurtkę przylegającą do ciała jak druga skóra. Zdjął kaptur i wtedy zobaczyłam jego twarz – ostre rysy, lekko zmarszczone brwi, spojrzenie jakby trochę zmęczone, ale intensywne. Usiadł.
– Igor, mam dziś wizytę – powiedział niskim, matowym głosem, który mimo wszystko odbił mi się gdzieś w brzuchu.
Spojrzałam na grafik. Rzeczywiście, był zapisany. Nowy klient, klasyczny masaż pleców. Uśmiechnęłam się służbowo i skinęłam głową.
– Proszę do gabinetu, już wszystko przygotowane.
Szliśmy korytarzem, a ja czułam, że jego obecność jakoś za bardzo mnie porusza. Przecież to tylko facet. Klient. Praca. Ile takich już było? Ale kiedy zamknęły się drzwi i został tylko on, olejki i ja – coś we mnie zadrżało.
Rozebrał się bez słowa, a ja próbowałam nie patrzeć. Ale wzrok mi uciekał. Mięśnie jak wyrzeźbione, plecy jak z podręcznika anatomii. Leżał spokojnie, ręce ułożone wzdłuż ciała, a ja... nie mogłam skupić się na niczym.
– Może być lekki nacisk – powiedział. – Plecy mam spięte po treningach.
Treningach. No tak. Adonis z siłowni. Znałam ten typ. Myślałam, że też będzie kolejnym ciałem do rozmasowania. Ale nie był.
Powinnam coś powiedzieć, ale milczałam
Zaczęłam od karku, jak zawsze. Dłonie miałam chłodne, on – gorący. Jego skóra była napięta, ale gładka, elastyczna, jakby ciało żyło własnym rytmem. Kiedy przejechałam palcami wzdłuż linii kręgosłupa, wydał z siebie ledwie słyszalny pomruk. Prawie niezauważalny, ale jednak – zabrzmiało to... zbyt intymnie. Przełknęłam ślinę.
– Wszystko w porządku? – spytałam, próbując nadać temu profesjonalny ton.
– Mhm... – mruknął. – Tylko… dobrze pani to robi.
Nie odpowiedziałam. Skupiłam się na ruchach. Głęboki masaż przy łopatkach, potem boki. I wtedy poczułam, że mój oddech przyspiesza. Tego nie było w planie. Byłam tu, żeby pracować, nie żeby... czuć. A jednak czułam. Każdy jego skurcz mięśni, każde westchnienie. Nie mówił wiele, ale jego ciało mówiło za niego. Reagowało na mój dotyk. Moje ręce wędrowały coraz niżej – dolne partie pleców, pośladki, uda. Wszystko w granicach masażu klasycznego. A jednak...
W pewnym momencie podparł się na łokciach i lekko odwrócił głowę.
– Coś nie tak? – zapytałam, cofając dłonie.
– Nie, tylko… ciekawe, jakby to było, gdybyśmy nie byli tu tak oficjalnie – rzucił cicho, prawie szeptem.
Zamarłam. To było przekroczenie granicy. Powinnam coś powiedzieć. Zgasić go, przywrócić dystans. Ale nie zrobiłam tego. Nic nie powiedziałam. A jego słowa zaczęły krążyć mi po głowie jak zaklęcie.
Wracał regularnie
Po tamtym szeptanym zdaniu powinien zniknąć z mojego grafiku. Albo przynajmniej stać się jedną z tych twarzy, które przewijają się przez gabinet bez znaczenia. Ale Igor wracał. Regularnie. Zawsze punktualny, cichy, uprzejmy. Zawsze z tym samym spojrzeniem – jakby widział mnie, a nie tylko masażystkę. A ja... nie potrafiłam już być obojętna.
Zmieniałam muzykę, gdy miał przyjść. Zmieniałam zapach olejków. Dbałam o to, by światło było przytłumione, a ręcznik – ciepły. Raz nawet sięgnęłam po balsam, który trzymałam tylko dla „specjalnych okazji”. Gdybym mogła, zaparzyłabym mu herbatę i podała na tacy. Głupie, wiem.
Któregoś dnia został dłużej. Został, bo... nie miał ochoty wychodzić. I ja nie miałam odwagi go wyprosić. Siedział na brzegu stołu, już po masażu, owinięty w ręcznik, a ja sprzątałam wolno, bardzo wolno... Chciałam, by został jeszcze chwilę.
– Długo pani tu pracuje? – zapytał, podnosząc wzrok znad dłoni.
– Parę lat. Lubię to.
– I nigdy… nikt pani nie zawrócił w głowie?
Uśmiechnęłam się niepewnie.
– Zdarzały się propozycje. Ale to nie ten typ miejsca.
– A ja? – zapytał cicho.
Zamarło mi serce. Wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć. Ale powiedziałam coś zupełnie innego.
– Pan... trochę inny.
Wtedy wstał. Bez słowa. Wyszedł, zostawiając tylko zapach i zamieszanie w głowie.
Za daleko
Myślałam, że nie wróci. Że tamto pytanie było testem, a moja odpowiedź – błędem. Ale pojawił się tydzień później. Spokojny, jak zawsze. Uśmiechnął się lekko, jakby nic się nie stało. Jakby nasze rozmowy nie miały drugiego dna. A ja... czułam, że coś się zmieniło. W nim. I we mnie.
– Dziś bez masażu – powiedział, gdy zamknęłam drzwi gabinetu.
Zamarłam, zdezorientowana.
– Przepraszam?
– Przyszedłem, bo chciałem coś sprawdzić – odparł, podchodząc o krok za blisko.
Nie cofnęłam się. Powinnam, ale nie zrobiłam tego. Patrzył na mnie tak, jak nikt wcześniej. Nie pożerał mnie wzrokiem. Nie był nachalny. Po prostu… widział. A ja czułam, że topnieje we mnie każda zasada, każda granica.
– To nieodpowiednie – powiedziałam, cicho.
– Wiem. Ale chcę wiedzieć, czy to tylko ja tak to czuję.
Trwało to kilka sekund. A potem pocałował mnie. Bez pośpiechu. Delikatnie. Jakby chciał mi dać czas, by się wycofać. Ale ja nie drgnęłam. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej, poczułam bijące serce. Odwzajemniłam pocałunek. Cicho. Krótko. Ale z całym chaosem, który we mnie siedział od tygodni.
Później nie powiedzieliśmy wiele. On wyszedł. A ja zostałam w pustym gabinecie, oparta o drzwi, z gorącymi ustami i lękiem w żołądku. Wiem, że przekroczyłam granicę. Tę, której nie powinnam była nawet zbliżać.
Uciekłam, ale nie zapomniałam
Zamknęłam gabinet tego samego dnia. Wróciłam do domu wcześniej, z poczuciem winy. Przez całą drogę miałam przed oczami jego twarz. I swój własny cień w lustrze – obcej kobiety, która dała się ponieść emocjom w miejscu, gdzie wszystko miało być jasne, bezpieczne.
Igor już więcej się nie pojawił. Nie dzwonił, nie pisał, nie próbował mnie odnaleźć. I dobrze. Bo nie wiem, co bym zrobiła, gdyby jednak znów stanął w drzwiach. Nie, nie zakochałam się. Ale po latach emocjonalnego odrętwienia, po tylu godzinach spędzonych w maseczce profesjonalizmu, ten jeden mężczyzna przypomniał mi, że jestem kobietą. Nie tylko masażystką, nie tylko dłońmi, które zdejmują napięcia z ludzi. Przypomniał mi, że też mam ciało. I pragnienia. I słabości.
Zmieniłam grafik, przeorganizowałam klientów. Przestałam pracować wieczorami. Nikt nie zauważył. Nikt nie pytał. Nikt, poza mną samą, nie wiedział, że przez kilka tygodni byłam gotowa zrobić coś, czego mogłabym już nigdy nie cofnąć. A czasem... gdy leżę w ciszy po pracy, pytam się w myślach: co by było, gdybym jednak wtedy nie cofnęła dłoni?
Alicja, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byliśmy o krok od rozwodu. Jedna zaskakująca prośba sprawiła, że musieliśmy stać się na nowo rodziną”
- „Zaczęłam regularnie zaglądać do lumpeksów, nie tylko po ubrania. Teraz dom wygląda lepiej, a portfel nie jęczy”
- „Kupiłam znicze za własną kasę, a teść zapytał, czy mąż pozwala mi tak szastać wypłatą. Mam go pytać o każdą złotówkę?”