„W sadzie pozwoliłam mu zerwać zakazany owoc. Szeptał mi czułe słówka, a po słodkie jabłuszka chodził do innej”
„Chciałam mu wierzyć. Tak bardzo. Wieczorem, kiedy wszyscy poszli już do domu, zostaliśmy sami w sadzie. Pachniało jabłkami, z ziemi unosiła się wilgoć, a między drzewami powoli zapadał mrok. Położyliśmy się na plandece i długo milczeliśmy. – Boję się, że zostanę tu na zawsze – powiedziałam cicho”.

- Redakcja
Mieszkam w małej miejscowości, w której najważniejszym wydarzeniem każdego roku są jesienne zbiory jabłek. Pracuję sezonowo w sadzie, jak większość młodych stąd. Marzę o innym życiu – o Anglii, o pracy za granicą, o ucieczce stąd. Jedynym, co mnie tu jeszcze trzyma, jest Paweł. On mówi, że po zbiorach wyjedziemy razem, że za rok o tej porze będziemy już gdzieś indziej. Wierzę mu. A może tylko bardzo chcę wierzyć, bo inaczej nic nie miałoby sensu.
Obiecywał mi inne życie
Zbieraliśmy jabłka do wielkiej skrzyni ustawionej pod drzewem. Paweł stał obok mnie, trochę się droczył, trochę pomagał. Było ciepłe, wrześniowe popołudnie i przez chwilę mogłam udawać, że wszystko jest dobrze.
– Zobaczysz, Natalia – powiedział, sięgając po dojrzałe jabłko i obracając je w dłoni. – Jeszcze tylko ten sezon, a potem Anglia. Mam już kontakt do roboty, przez tego znajomego z Gdańska. Pojedziemy razem.
– Naprawdę? – uśmiechnęłam się niepewnie. – Nie ściemniasz?
– No coś ty? – Paweł podszedł, objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. – Jak mówię, że pojedziemy, to pojedziemy. Nie jestem taki jak inni.
Chciałam mu wierzyć. Tak bardzo chciałam. Wieczorem, kiedy wszyscy poszli już do domu, zostaliśmy sami w sadzie. Pachniało jabłkami, z ziemi unosiła się wilgoć, a między drzewami powoli zapadał mrok. Położyliśmy się na plandece i długo milczeliśmy.
– Czasem się boję, że zostanę tu na zawsze – powiedziałam cicho. – Że nigdy nic się nie zmieni.
– Nie zostaniesz – odparł. – Zabiorę cię stąd. Przysięgam.
Wtedy myślałam, że to właśnie jest ten moment. Moment, w którym wszystko się układa. Nie wiedziałam jeszcze, że kilka dni później Paweł po prostu przestanie odbierać telefon. Nie oddzwonił. Nie napisał. Jakby zniknął z powierzchni ziemi.
– Paweł, odbierz... – szepnęłam do słuchawki po raz kolejny, czując, jak coś ściska mnie za gardło.
Zamiast odpowiedzi usłyszałam tylko głuchy sygnał.
Nie mogłam złapać tchu
Mijały dni, potem tygodnie, wreszcie miesiące. Początkowo tłumaczyłam Pawła – może coś się stało, może stracił telefon, może pracuje gdzieś daleko i nie ma zasięgu. Ale z każdą kolejną dobą ta wersja zaczynała się rozpadać, jak zgniłe jabłko w skrzyni. Wszyscy wokół patrzyli na mnie ze współczuciem, którego nienawidziłam. Aż któregoś zimowego wieczoru, przeglądając zdjęcia innych, natknęłam się na zdjęcie z wesela Agnieszki. Kuzynka uśmiechała się do obiektywu, ubrana w białą suknię, obok niej pan młody... serce mi stanęło.
– Co do... – wyszeptałam, przybliżając ekran.
To był Paweł. W garniturze, z uśmiechem i dłonią splecioną z dłonią mojej kuzynki. Nie mogłam złapać oddechu. Wpatrywałam się w zdjęcie, jak oniemiała. Ale ono nie znikało. Tak samo jak dziesiątki komentarzy i serduszek. „Piękna para!”, „Gratulacje!”, „Najlepszego na nowej drodze życia!” Wstałam i poszłam do kuchni, gdzie mama siedziała z kubkiem herbaty. Pokazałam jej ekran bez słowa.
– Ładnie wyglądała, co? – powiedziała cicho. – Ale ten jej mąż... coś w nim znajomego.
– To Paweł – wycedziłam przez zęby.
– Twój Paweł? – mama zmarszczyła czoło. – Niemożliwe...
Ale to było możliwe. Bardziej niż możliwe. To była rzeczywistość.
– Dlaczego nikt mi nie powiedział?! – krzyknęłam, choć sama nie wiedziałam, do kogo mam pretensje.
Zamknęłam się w pokoju, patrząc na ich zdjęcie, jakbym miała tam znaleźć jakieś wyjaśnienie. Ale był tylko uśmiech Agnieszki i spojrzenie Pawła, którego kiedyś myślałam, że znam.
Cała się trzęsłam z rozpaczy
Agnieszka nie odbierała telefonu, więc pojechałam do niej bez zapowiedzi. Nie obchodziło mnie, że to był spory kawałek drogi. Nie trzymałyśmy się razem, odwiedzaliśmy się z rzadka, ale to była jednak rodzina. Nie mogłam już dłużej udawać, że nic się nie stało. Serce waliło mi jak młotem, kiedy naciskałam dzwonek. Otworzyła po chwili, z włosami związanymi w niedbały kok. Uśmiech zgasł jej na twarzy, od razu gdy mnie zobaczyła.
– Natalia... Co tu robisz?
– Serio? – spojrzałam na nią bez cienia uśmiechu. – Chcesz, żebym udawała, że nie widziałam? Że nie widziałam zdjęć? Że nie widziałam... jego?
Opuściła wzrok. Zaczęła się cofać w głąb mieszkania.
– Nie planowałam tego. To po prostu... się wydarzyło.
Weszłam za nią bez zaproszenia, zatrzaskując drzwi. W środku czuć było świeżo paloną kawę i coś jeszcze – może perfumy, które pachniały mi dziwnie znajomo.
– Wiedziałaś, że byliśmy razem. Wiedziałaś, że mi obiecywał...
– Natalia, miłość to nie rachunek sumienia – przerwała mi ostro. – Nie zamierzałam się z tobą ścigać. Ale... w pewnym sensie wygrałam. On wybrał mnie.
– Bo go do tego zmusiłaś?!
– Nie musiałam – wzruszyła ramionami. – Paweł wie, czego chce. A ty wciąż bujasz w obłokach. Zbierałaś jabłka i marzyłaś o Anglii. Ja działałam.
Poczułam, jak cała się trzęsę.
– Myślałam, że jesteśmy rodziną – powiedziałam cicho. – Że choćby dlatego...
– Rodziną? – zaśmiała się. – W rodzinie też są pewne reguły gry. A ty nie umiałaś grać.
Wyszłam. Serce tłukło mi się w piersi. Z Pawłem nie udało mi się porozmawiać – uciekł wzrokiem, jak tchórz i za chwilę go nie było. I wtedy zrozumiałam, że straciłam nie tylko chłopaka. Straciłam coś znacznie więcej.
Byłam dla niego tylko chwilą
Zobaczyłam go przypadkiem, jak wracał z pola do gospodarstwa. Paweł niósł skrzynkę jabłek, a ja stałam nieruchomo, z dłonią zaciśniętą na pasku torby. Nie planowałam tej rozmowy. Myślałam, że nigdy nie będę chciała go więcej widzieć. Ale coś we mnie pękło.
– Paweł! – krzyknęłam, zanim zdążyłam się rozmyślić.
Zatrzymał się, jakby nie wiedział, czy ma uciekać, czy podejść. Ostatecznie postawił skrzynkę na ziemi i odwrócił się do mnie.
– Cześć, Natalia...
– Cześć? Serio? Po tym wszystkim zaczynasz od „cześć”?
– Nie wiedziałem, jak mam... – zaczął, ale przerwałam mu.
– Dlaczego? – zapytałam. – Dlaczego zniknąłeś? Dlaczego nie powiedziałeś prawdy?
Patrzył gdzieś w bok, unikając mojego wzroku.
– Bo wiedziałem, że cię to zaboli – mruknął.
– A teraz nie boli?
Zamilkł. Przesunął dłonią po karku i w końcu spojrzał mi w oczy.
– Natalia... ty byłaś dla mnie czymś delikatnym. Ulotną chwilą, która wydaje się piękna, kiedy trwa. Ale Agnieszka... Ona ma plan. Wie, czego chce. Jest twarda jak skała. Ja potrzebuję czegoś, co się nie rozpadnie po pierwszym deszczu.
– Czyli ja byłam tylko... chwilą? – powtórzyłam cicho.
– Nie chciałem cię skrzywdzić.
– Ale to zrobiłeś.
Przez chwilę milczeliśmy, a potem zrobiłam krok do tyłu.
– Mam nadzieję, że ta twoja stabilność da ci szczęście.
Odwróciłam się i odeszłam. Wśród jabłoni, gdzie kiedyś składaliśmy sobie przysięgi.
Nie potrafię wybaczyć
Wróciłam do domu z twarzą tak ściągniętą, że mama nie musiała pytać, co się stało. Siedziała przy kuchennym stole, obierała ziemniaki i tylko spojrzała na mnie z ukosa.
– Rozmawiałaś z nim? – zapytała cicho.
Skinęłam głową i usiadłam ciężko naprzeciwko niej. Przez chwilę słyszałam tylko dźwięk obieraczki. Potem mama odłożyła wszystko i przysunęła się bliżej.
– Chcesz mi opowiedzieć?
– Nie wiem, czy umiem – odpowiedziałam. – On... powiedział, że byłam tylko chwilą. A ona... miała plan na życie. Czy tym podobne bzdury.
– No cóż... niektórzy wybierają plany. Inni serce. I różnie na tym wychodzą.
Pokręciłam głową. Czułam, jak coś mnie dławi od środka.
– Ale to nie tylko o niego chodzi – powiedziałam nagle. – To o Agnieszkę. O to, że mnie znała. Że wiedziała. A mimo to...
– Wiem, dziecko – powiedziała mama. – Czasem najgłębiej ranią ci, którzy powinni być najbliżej.
– Nie potrafię im tego wybaczyć. Ani jemu, ani jej. I chyba sobie też nie.
– Sobie?
– Za to, że byłam naiwna. Że wierzyłam, jak głupia. Że znów myślałam, że ktoś mnie stąd zabierze...
Mama złapała mnie za rękę.
– Może i nikt cię stąd nie zabrał. Ale sama możesz się ruszyć. Jak zechcesz. I kiedy zechcesz. Nie musisz czekać na żadnego Pawła.
Zamilkłam. W tej ciszy było coś nowego. Może pierwszy raz od dawna – przestrzeń, żeby naprawdę pomyśleć o sobie.
Byłam dziwnie spokojna
Wyszłam przed dom jeszcze przed świtem. Sad był cichy, pogrążony w porannej mgle. Szłam między rzędami drzew, dotykając dłońmi mokrych gałęzi, jakbym chciała sprawdzić, czy to wszystko naprawdę się wydarzyło. Wszystko było tak samo jak wtedy, gdy Paweł śmiał się obok mnie. I zupełnie inne. Pod jednym z drzew zostało jeszcze jedno jabłko. Niezerwane, może przeoczone. Sięgnęłam po nie i poczułam znajomy chłód w dłoni. Pamiętałam dokładnie, jak w tym miejscu obiecał mi, że mnie stąd zabierze. Jak przysięgał...
Zerwałam jabłko. Tak po prostu. Bez ceremonii, bez nadziei. Bo nie było już dla kogo go zostawiać. Stałam chwilę z tym jabłkiem w dłoni, jakby miało mi coś wyjaśnić. Ale milczało, tak samo jak on. Nie płakałam. Już nie. Byłam zmęczona, ale dziwnie spokojna. Może to właśnie jest moment, w którym przestaje się wierzyć w przysięgi składane między drzewami. A zaczyna szukać siebie – tam, gdzie nie trzeba czekać, aż ktoś nas wybierze. Wróciłam do domu i wrzuciłam jabłko do kosza. Potem spakowałam torbę. Nie wiedziałam jeszcze, gdzie pojadę. Ale wiedziałam, że tym razem to ja zdecyduję. Nie będę już tą dziewczyną, która czeka wśród jabłoni.
Natalia, 21 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Córka ukarała mnie za kawałek czekoladki. Poszłam w odstawkę, bo pozwoliłam wnuczce przez chwilę być dzieckiem”
- „Mąż nadzwyczaj ochoczo zabierał synka na plac zabaw. Dosłownie wbiło mnie w ziemię, gdy odkryłam, co tam wyprawia”
- „Mój zięć po śmierci żony żyje jak w zakonie. Po tym co zrobił, kobiety powinny się ustawiać do niego w kolejce”