„W śnie zobaczyłam, jak moja przyjaciółka umiera. Gdy obcy facet odebrał jej telefon, wiedziałam, że coś tu śmierdzi”
„Coś w zupie mnie zastanowiło. Przyjrzałam się bliżej. Hm, wiem, że mózgi ludzi są tak zbudowane, że najważniejszą ich funkcją jest rozpoznawanie twarzy. Lecz to, co zobaczyłam, daleko wykraczało poza kształt, który jedynie przypomina twarz czy postać”.
- Agnieszka, 32 lata
Wczoraj postanowiłam zostać wróżką. Kiedy obwieściłam to rodzinie, mój mąż powiedział:
– Wreszcie. Jak długo można unikać przeznaczenia?
Po czym pocałował mnie czule i zabrał naszego czteroletniego synka do łóżka, poczytać mu przed snem. Co się stało? Otóż w poniedziałek jak zwykle po pracy – z zawodu jestem przedszkolanką – przyjechałam z Krzysiem do domu. Mąż zajął się synkiem, a ja zaczęłam szykować obiad. Barszcz ukraiński. Gdy usiedliśmy do stołu, wzięłam łyżkę do ręki i już zamierzałam nabrać zupy, kiedy zamarłam.
Coś w zupie mnie zastanowiło. Przyjrzałam się bliżej. Hm, wiem, że mózgi ludzi są tak zbudowane, że najważniejszą ich funkcją jest rozpoznawanie twarzy. Dlatego często widzimy twarze w chmurach, sękach, na szybach – co prowadzi niekiedy do religijnych histerii. Lecz to, co zobaczyłam w talerzu zupy, daleko wykraczało poza kształt, który jedynie przypomina twarz czy postać.
Właściwie był to film...
Piękna, dwudziestoparoletnia dziewczyna krzątała się w kuchni, przygotowując posiłek. Obok pojawiła się starsza kobieta. Gdy młodsza zdejmowała coś z patelni, starsza pochyliła się nad jakąś szklanką i wsypała do niej proszek z niewielkiej papierowej torebki. Wkrótce obie zasiadły do posiłku. Potem przed moimi oczami pojawiły się kolejne sceny, jakby pocięte na sekwencje filmowe. Dziewczyna coś zjadła i sięgnęła po napój. Chwyciła się za gardło i w konwulsjach osunęła na podłogę. Szpitalny korytarz, pędzący po nim wózek i biegnąca za nim zapłakana kobieta. Sala reanimacyjna. I na koniec obraz prosektorium, gdzie do chłodni sanitariusze wsuwali zwłoki nieżyjącej.
Zobacz także
– Agnieszka… Kochanie!
– Musia? Musia!!!
Głupi wypadek
Nabrzmiały lękiem i płaczem głos mojego synka przywrócił mnie rzeczywistości. Uspokoiłam Krzysia, że wszystko w porządku, że tylko przysnęłam zmęczona nad zupą. Ale mój mąż wiedział, że coś się stało. Więc to był sen. Jednak coś mnie zastanawiało. Poznałam tę dziewczynę. Iwona. Moja najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa, niemal bliźniaczka duchowa. Mieszkałyśmy obok siebie w bloku. Byłyśmy niemal nierozłączne. Potem kiedy zdałam do liceum, moi rodzice kupili nowe mieszkanie po drugiej stronie miasta. Jeszcze przez kilka lat spotykałyśmy się kilka razy w tygodniu, ale powoli odległość, różne środowiska, szkoły, chłopcy... Co tu dużo mówić, stopniowo nasze kontakty się rozluźniały, aż wreszcie ona wyszła za mąż, wyjechała do innego miasta. I jakoś tak…
Ostatni raz rozmawiałyśmy na Skypie kilka miesięcy temu, kiedy zadzwoniła zrozpaczona, żeby mi powiedzieć, że jej mąż nie żyje. Głupi wypadek. Ona z teściową wyjechały na kilka godzin, on został i zaczadził się. Znalazły go po powrocie w wannie. Mówiła, że mało nie oszalała z bólu, tak bardzo go kochała. A teraz została sama w dużym domu z teściową, która nigdy jej nie lubiła. Gdyby miała dokąd pójść… Cała się trzęsłam, kiedy wybierałam numer jej domowego telefonu. Miałam tylko nadzieję, że zobaczyłam przyszłość. Przyszłość, którą uda mi się zmienić.
– Słucham – w telefonie odezwał się męski, nieznany mi głos. – Kto mówi?
Już wiedziałam, że jest za późno. Pojechałam do N., gdzie mieszkała Iwona. Na szczęście jeden z jej przyjaciół był policjantem i dużo o mnie słyszał od Iwony. Opowiedziałam Robertowi o swojej wizji, a on, choć patrzył na mnie nieufnie, swoimi kanałami dowiedział się wszystkiego o stanie śledztwa.
Moje podejrzenia się potwierdziły
Moja wizja pchnęła śledztwo na nowe tory. Sprawdzono domek, w którym mieszkały teściowa z synową. Badania specjalistyczne wykluczyły, by umieszczony w piwnicy piec grzewczy wydzielał tlenek węgla w ilościach zagrażających zdrowiu domowników. Dlatego też przyjrzano się śmierci męża Iwony sprzed kilku miesięcy. Okazało się, że kilka tygodni po jego zgonie teściowa mojej przyjaciółki uzyskała znaczną kwotę z ubezpieczenia na życie syna. Sprawdzono więc polisy Iwony – i bingo! Kilka miesięcy wcześniej z inicjatywy teściowej moja przyjaciółka wykupiła polisę na wypadek zgonu na sumę 100 tysięcy złotych.
Z jej zeznań wynikało, że od początku nienawidziła synowej, którą syn poślubił wbrew jej woli. A kiedy zagroził, że wyprowadzi się z domu, jeśli matka będzie ją źle traktować, zmieniła front i stała się kochającą teściową i matką. Wiedziała, że synowa ma uczulenie na orzechy. Bardzo poważne. Chciała ją nastraszyć, jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli i dziewczyna zmarła w wyniku komplikacji.
Moje podejrzenia się potwierdziły. Już nigdy nie zignoruje swoich przeczuć.