Reklama

Pracuję w szkole jako nauczycielka angielskiego, a od ośmiu lat jestem żoną Macieja. Nasze życie wygląda z zewnątrz całkiem zwyczajnie: dom na przedmieściach, praca, obiady u teściów w niedzielę. I te obiady... Zawsze takie same. Rosół z makaronem, pieczeń z ziemniakami i niewypowiedziane słowa unoszące się w powietrzu jak kurz w słońcu.

Reklama

Moja teściowa, Helena, jest kobietą surową, zamkniętą w sobie. Nigdy nie była dla mnie ciepłą, serdeczną osobą – raczej kimś, kto pozwala mi być w tym domu, ale zawsze z dystansem. Maciej mówi o niej z szacunkiem, choć często wspomina, że jego matka rzadko mówiła o przeszłości. Te rozmowy przy stole to zawsze powierzchowne wymiany zdań, a pod nimi coś ukrytego – coś, co czułam, ale o czym nikt nie mówił.

Aż pewnego dnia, robiąc porządki u teściowej, natknęłam się na pudełko. Było schowane głęboko w szufladzie, jakby Helena nie chciała, by ktokolwiek je znalazł. Zaintrygowana, wyjęłam je. Pudełko pełne listów. Nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam czytać. I wtedy wszystko zaczęło się zmieniać.

Zaskakujące odkrycie

Siedziałam na podłodze w salonie Heleny, przeglądając pudełko pełne listów. Kartki były pożółkłe, starannie zapisane równym, kobiecym pismem. Każdy list zaczynał się od tego samego zwrotu: „Drogi Adasiu…”. Serce mi przyspieszyło.

– Maciej, czy ty wiesz, kto to jest Adam? – zapytałam męża, pokazując mu jeden z listów.

– Jaki Adam? – zmarszczył brwi, przysuwając się bliżej.

– W tych listach twoja mama pisze do kogoś, kto nazywa się Adam S. – powiedziałam, czując, jak głos mi drży.

Maciej wziął list, przeczytał fragment i odłożył z wyraźnym zaskoczeniem.

– Nigdy o nikim takim nie słyszałem – przyznał cicho. – Co to za bzdury?

Poczułam, że robi mi się słabo. W głowie kotłowały się pytania: kim był ten chłopak? Czy to możliwe, że teściowa coś ukrywała? Dlaczego przez tyle lat milczała?

– Musimy to wyjaśnić – powiedziałam stanowczo, patrząc na męża. – Nie możemy tak po prostu tego zignorować.

Maciej wstał i wzruszył ramionami.

– Jowita, zostaw to. To sprawa mamy, nic nam do tego.

Ale ja wiedziałam, że tego nie zostawię.

To było szokujące wyznanie

Nie mogłam już dłużej udawać, że nic się nie stało. Z duszą na ramieniu zapukałam do drzwi pokoju Heleny.

– Mogę wejść? – zapytałam, ale weszłam, zanim odpowiedziała.

Helena siedziała w fotelu, czytała gazetę.

– Coś się stało? – zapytała chłodno, nie podnosząc wzroku.

– Tak… – podeszłam bliżej, ściskając w ręku jeden z listów. – Kim jest Adam?

Helena zamarła. Gazeta zsunęła jej się z kolan, a ręce zaczęły drżeć.

– Adam? Skąd masz te listy? – wyszeptała.

– Znalazłam je, robiąc porządki. Nie chciałam, ale… musiałam przeczytać. Kim on jest, mamo? – spytałam, pierwszy raz mówiąc do niej „mamo”.

Helena wstała, jakby chciała uciec.

– To nie twoja sprawa – rzuciła ostro. – To było dawno, nie warto tego rozdrapywać.

– Jak to nie moja sprawa? Jesteśmy rodziną, a z tych listów wynika, że Adam jest dla Ciebie kimś ważnym. Kim on jest? – nie dawałam za wygraną, wymachując kopertami przed twarzą teściowej.

– Adam... to mój syn – przyznała Helena z rezygnacją w oczach.

– Jak to?! Maciej ma brata, o którym nikt nie mówił? – nie wytrzymałam. – On musi się dowiedzieć!

Helena wbiła we mnie spojrzenie, w którym mieszał się gniew i strach.

– Nie możesz mu tego powiedzieć! – głos jej się załamał. – Błagam cię, Jowita… To było tak dawno temu. Oddałam Adama do adopcji, zanim poznałam Andrzeja.

Patrzyłam na nią w osłupieniu, a w głowie kłębiły się pytania, na które nie byłam gotowa.

Wszystkich okłamywała

Nie potrafiłam tego w sobie zatrzymać. Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy Maciej przyszedł z pracy, usiadłam z nim przy stole.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, a głos mi drżał.

– Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony, siadając naprzeciwko.

– Twoja mama… ukrywała przed tobą coś ważnego. Maciej, ona ma drugiego syna. Masz brata, o którym nic nie wiedziałeś.

Maciej patrzył na mnie, jakbym mówiła w obcym języku.

– Co ty wygadujesz, Jowita? Przecież to niemożliwe! – głos mu zadrżał.

– To prawda. Mam listy. Pisała do niego przez lata. Do Adama S.

Maciej wstał gwałtownie, krzesło zaskrzypiało.

– Muszę to usłyszeć od niej! – rzucił i wyszedł z kuchni.

Stałam za drzwiami, słysząc podniesione głosy.

– Mamo, czy to prawda?! – krzyczał Maciej. – Masz jeszcze jednego syna?!

– Maciek… ja… tak, to prawda – Helena złamała się. – Oddałam go, jak byłam młoda. Twojemu ojcu o tym nie mówiłam.

– Jak mogłaś?! – głos Macieja pękł. – Przez całe życie nas okłamywałaś!

Andrzej wszedł do pokoju, zdezorientowany.

– Co tu się dzieje? O czym wy mówicie?

Helena spuściła wzrok, a cisza, która nastała, była cięższa niż jakiekolwiek słowa.

Zabrałam się za poszukiwania

Nie mogłam zasnąć tamtej nocy. Leżałam obok Macieja, który wpatrywał się w sufit, milczący i spięty. Rano, kiedy zaczął się ubierać, podeszłam do niego ostrożnie.

– Maciek, musimy go znaleźć. On… on może nie wiedzieć, że jesteście braćmi.

A może wcale nie chce wiedzieć? – warknął, unikając mojego spojrzenia.

Westchnęłam. Wiedziałam, że mimo złości Maciej też tego chce. Po południu usiadłam przed laptopem, szukałam imion, nazwisk, śladów w mediach społecznościowych.

– Jowita, a co jeśli to zbyt bolesne? – spytał Maciej, stając za moimi plecami.

– Musimy spróbować – odpowiedziałam cicho. – Nie możemy go zostawić w nieświadomości.

Kilka dni później miałam pierwszy trop.

– Maciek, znalazłam coś. Adam S., wiek się zgadza, miasto inne… Może to on.

Maciej podszedł i spojrzał na ekran.

– Adam Sobczak… nigdy o nim nie słyszałem.

– Napiszemy do niego? – zaproponowałam, patrząc na Macieja z nadzieją.

Zacisnął szczęki, a potem skinął głową.

– Tak. Ale to ty napisz.

Czułam, że to dopiero początek trudnej drogi.

Nieudane spotkanie

Spotkaliśmy się w małej kawiarni na obrzeżach miasta. Adam siedział przy stoliku, trzymając w dłoni filiżankę. Patrzył na nas nieufnie.

– Dzień dobry… Adam, prawda? – Maciej wyciągnął rękę, głos mu zadrżał.

– Tak… Adam Sobczak – odpowiedział ostrożnie. – A wy jesteście...?

Maciej przełknął ślinę, patrząc mu prosto w oczy.

– Prawdopodobnie jestem… twoją rodziną. Bratem.

Adam zamarł, a filiżanka stuknęła o spodek.

– Co takiego? – spytał cicho, jakby nie dowierzał.

– Adam, to skomplikowane – weszłam ostrożnie. – Twoja biologiczna mama to Helena. Ona… ona musiała cię oddać.

Adam patrzył na nas długo, jakby próbował zrozumieć, czy to jakiś żart.

– Ale… ja mam rodziców. Kochających ludzi. Czego wy ode mnie chcecie?

Maciej ściszył głos.

– Nie chcemy niczego. Po prostu… dowiedzieliśmy się o tobie. Chciałem cię poznać.

Adam potarł twarz, ciężko oddychając.

– Jak można coś takiego zrobić?! – zawołał, z głosem pełnym goryczy. – Co, teraz mnie chcecie wcisnąć w swoje życie?! Dlaczego teraz? Dlaczego mi to robicie?

– Bo masz prawo znać prawdę – odpowiedziałam spokojnie.

Adam patrzył na nas przez długą chwilę.

– Muszę to przemyśleć – powiedział, a potem… odwrócił się i wyszedł.

Nie zatrzymaliśmy go. Wiedzieliśmy, że jego świat właśnie się rozpadł.

To bolesna sprawa

Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy, a ja wciąż widzę twarz Adama, kiedy odwrócił się od nas i wyszedł z kawiarni. Maciej próbował do niego pisać, dzwonić – bez odpowiedzi. Zostaliśmy z tą prawdą jak z kulą u nogi. Helena unikała tematu, jakby miała nadzieję, że jeśli nie będziemy o tym mówić, wszystko wróci do normy. Ale nic już nie było normalne.

Maciej patrzył na swoją matkę inaczej – chłodniej, z dystansem, którego nie potrafił ukryć. Przestał dzwonić do niej co wieczór, a niedzielne obiady stały się obowiązkiem, który odhaczaliśmy z poczuciem winy i zmęczenia. Andrzej, teść, nic nie mówił, ale czułam, że on również coś podejrzewał – może nie znał całej prawdy, ale cisza w jego oczach mówiła więcej niż słowa.

Adam zniknął, tak jakby go nigdy nie było. Ale to nieprawda. On był. Był w naszych myślach, w pytaniach, które Maciej zadawał, w milczeniu Heleny, która czasem siadała sama w salonie i patrzyła w okno, jakby czekała, że Adam kiedyś wróci. Czekała, choć nigdy się do tego nie przyznała.

A ja? Ja czułam się rozdarta. Wiem, że zrobiłam, co musiałam – że prawda, choć bolesna, była ważna. Ale czy dała komukolwiek ukojenie? Nie. Może kiedyś, może za kilka lat, gdy rany się zagoją, a emocje opadną, Adam wróci. Może wtedy usiądziemy przy stole, jak rodzina. Ale teraz? Teraz zostaliśmy z pustką.

Prawda potrafi wyzwolić, ale też ranić. I czasem, patrząc na Macieja, myślę, że może lepiej było tej puszki Pandory nie otwierać. Ale wtedy widzę Helenę, jak zamyka oczy i szeptem mówi w pusty pokój:

– Adam… mój synu…

I wiem, że nie było innej drogi.

Jowita, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama