Reklama

Siedziałam przy kuchennym stole, spoglądając na zegar, który tykał z irytującą dokładnością. 8:45. Wciąż rano – tłumaczyłam sobie. Tomek i Kasia mieli swoje życie, obowiązki, pracę. Nie powinnam oczekiwać, że zadzwonią z samego rana. Otworzyłam telefon, scrollując wiadomości. Żadnych nowych SMS-ów, żadnych powiadomień. Przypomniałam sobie ich dzieciństwo – te małe rączki z kredkami w dłoniach, laurki, które dostawałam każdego roku. „Kochana mamo” – pisali, a ja czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Teraz jednak te dni wydawały się dalekim wspomnieniem.

Reklama

W moim domu panowała cisza

Kiedy byli mali, byliśmy nierozłączni. Byłam ich światem, a oni moim. Ale potem przyszło dorosłe życie. Studia, praca, ich własne rodziny i plany. Nie oczekiwałam wiele. Chciałam tylko usłyszeć ich głosy, jedno „wszystkiego najlepszego”, które powie mi, że pamiętają. Czy to naprawdę tak wiele? Zegar wskazywał już 11:00. Może zadzwonią w przerwie na lunch – pomyślałam, starając się nie dopuszczać do siebie myśli, że mogliby zapomnieć.

Dzień mijał, a telefon milczał jak zaklęty. Próbowałam zająć myśli czymkolwiek – ugotowałam obiad, obejrzałam ulubiony serial, poszłam na krótki spacer. Ale za każdym razem, gdy wracałam do domu, zerkałam na komórkę, czując ukłucie zawodu. Godzina 18:30. Na stole czekał mały tort, który kupiłam dzień wcześniej – taki, jak zawsze wybierałam, kiedy jeszcze świętowaliśmy razem. Owoce na wierzchu wyglądały teraz jak żart, a świeczka, którą chciałam zapalić, wydawała się nie na miejscu.

Zawsze mówiłam sobie, że wychowuję ich na niezależnych ludzi. Ale czy niezależność musi oznaczać zapomnienie? Przypominają sobie o mnie przy większych okazjach, jak Boże Narodzenie, ale w dniu, który powinien być tylko mój, jestem zupełnie sama. Przypomniałam sobie, jak Kasia kiedyś przygotowała dla mnie herbatę z własnoręcznie zrobioną laurką i napisem „Najlepsza mama na świecie”. Jak Tomek, wtedy jeszcze mały chłopiec, podbiegał z balonami w rękach, krzycząc: „Sto lat, mamo!” Teraz czułam, że to wszystko było jak sen, który wyblakł z czasem.

Kiedy zegar wybił 21:00, zapaliłam świeczkę na torcie, zaśpiewałam sobie ciche „sto lat” i zdmuchnęłam płomień. Moje życzenie? Żeby pamiętali.

Czułam smutek i gniew

Smutek, który towarzyszył mi przez cały dzień, zaczął zmieniać się w gniew. Czy naprawdę było tak trudno o jeden telefon? Przecież wiedzieli, kiedy mam urodziny. Mieli je zapisane w kalendarzach, powtarzałam tę datę tysiące razy, kiedy byli dziećmi. Złość zaczęła przeplatać się z goryczą. Przypominałam sobie wszystkie noce, które spędziłam ucząc Kasię tabliczki mnożenia, i wszystkie mecze, na które woziłam Tomka, choć sama byłam zmęczona po pracy.

Byłam dla nich wszystkim – nauczycielką, kucharką, przyjaciółką. Rezygnowałam z własnych marzeń, żeby ich wspierać. Tomek chciał nowe korki do piłki? Oczywiście, że je kupiłam, nawet jeśli musiałam zrezygnować z nowego płaszcza. Kasia potrzebowała pieniędzy na wyjazd szkolny? Bez wahania oddałam swoje oszczędności. A teraz? Teraz jestem nikim. Wstałam z fotela, przechadzając się po pustym salonie. Może popełniłam błąd, dając im za dużo? Może, gdybym bardziej myślała o sobie, nie czułabym się teraz tak samotna?

Następnego ranka zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran – Tomek. Odebrałam szybko, choć mój głos zdradzał więcej chłodu, niż chciałam.

– Cześć, mamo – usłyszałam jego głos. – Wszystkiego najlepszego z okazji wczorajszych urodzin. Przepraszam, że nie zadzwoniłem, miałem ważne spotkanie.

Zacisnęłam zęby.

– Spotkanie? A co jest ważniejsze od własnej matki? – zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

– Mamo, przecież dzwonię teraz – powiedział z odrobiną irytacji. – Czy to nie wystarczy?

– Nie, Tomek. Czekałam cały dzień – powiedziałam z bólem w głosie. – I czułam się, jakby mnie dla was w ogóle nie było.

Chwilę później dostałam SMS od Kasi: „Mamo, przepraszam, zapomniałam wczoraj. Wszystkiego najlepszego!”

Odpisałam szybko, nie potrafiąc powstrzymać emocji: „Zapomniałaś? Kasia, wiesz, jak to boli? Czasem mam wrażenie, że już mnie w ogóle nie potrzebujesz.” Córka już nie odpisała.

Odbyłyśmy trudną rozmowę

Wieczorem telefon zadzwonił ponownie. Tym razem to Kasia zdecydowała się zadzwonić, a nie pisać kolejne zdawkowe wiadomości. Odebrałam, choć w moim głosie było więcej chłodu niż chciałam.

– Cześć, mamo – zaczęła Kasia cicho. – Przepraszam, że zapomniałam. Nie chciałam cię zranić.

Westchnęłam ciężko, czując, jak emocje znów we mnie narastają.

– Kasia, nie chodzi o to, że zapomniałaś. Chodzi o to, że czuję się, jakbym przestała być dla was ważna. Czekałam cały dzień, licząc, że choć na chwilę zadzwonisz.

– Wiesz, jak to jest, mamo – odpowiedziała, wyraźnie szukając usprawiedliwienia. – Praca, obowiązki, ciągły pośpiech. Nie chciałam, żeby to tak wyglądało.

– Praca? Obowiązki? – przerwałam jej. – Kasia, każdy ma obowiązki. Ja też je miałam, kiedy byłam samotną matką, a mimo to zawsze znajdowałam czas, żeby być z wami. Czy naprawdę jestem dla was tak mało ważna, że nie możecie znaleźć pięciu minut na telefon?

Usłyszałam ciszę po drugiej stronie. Zaczęłam wątpić, czy Kasia w ogóle coś odpowie.

– Przepraszam, mamo – powiedziała w końcu, a jej głos był pełen emocji. – Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo cię zaniedbaliśmy.

– Może nie zdajecie sobie sprawy, bo nigdy wam tego nie mówiłam – przyznałam, czując ukłucie smutku. – Ale czasami mam wrażenie, że jestem niewidzialna.

Kasia próbowała mnie uspokoić, tłumacząc się życiem, które pochłania ich bez reszty. Zamiast mnie to jednak ukoić, jeszcze bardziej uwydatniło mój ból. W końcu rozmowa się skończyła, ale pozostawiła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony czułam ulgę, że w końcu powiedziałam, co myślę, z drugiej, nie wiedziałam, czy to coś zmieni.

Postanowili wprowadzić pewne zmiany

Kilka dni później Tomek odwiedził mnie osobiście. Nie spodziewałam się go, więc jego widok w drzwiach mnie zaskoczył.

– Mamo, mogę wejść? – zapytał, a ja szybko zaprosiłam go do środka.

Usiedliśmy przy stole w kuchni. Tomek przyniósł mały bukiet kwiatów i pudełko czekoladek, które postawił na stole.

– Przepraszam za wszystko – zaczął, nie patrząc mi w oczy. – Wiem, że zawaliliśmy.

Spojrzałam na niego, próbując zrozumieć, co chciał mi powiedzieć.

– Dlaczego? – zapytałam cicho. – Dlaczego zapomnieliście? Czy naprawdę jestem dla was tak mało ważna?

Tomek w końcu podniósł wzrok.

– Nie, mamo. To nie tak. Po prostu... myślałem, że wiesz. Że wiesz, jak bardzo cię kochamy, nawet jeśli tego nie pokazujemy.

Zamilkłam, czując mieszankę bólu i nadziei.

– Tomek, nie wystarczy wiedzieć. Potrzebuję, żebyście mi to pokazywali. To nie chodzi o wielkie gesty, ale o małe rzeczy, takie jak telefon w dniu moich urodzin.

Tomek przytaknął.

– Masz rację. Mogę się bardziej starać. Obiecuję, że od teraz będę częściej dzwonił i przyjeżdżał.

Chcę, by o mnie pamiętali

Kilka dni później Kasia zaproponowała, że w każdą niedzielę będziemy rozmawiać przez telefon. Tym razem czułam, że te obietnice były szczere.

Od tamtej pory coś w naszej relacji zaczęło się zmieniać. Tomek odwiedzał mnie co tydzień, a Kasia dzwoniła zgodnie z obietnicą. Nasze rozmowy nie zawsze były długie, ale wreszcie poczułam, że znów jestem częścią ich życia. Nie oczekiwałam cudów. Wiedziałam, że nie wrócą czasy, gdy byłam dla nich całym światem, ale przynajmniej zaczęłam widzieć światełko w tunelu.

Zawsze myślałam, że miłość to poświęcenie. Teraz uczę się, że miłość to także komunikacja – mówienie o tym, czego się potrzebuje, i słuchanie, co mają do powiedzenia inni. Moje dzieci zaczynają to rozumieć, a ja uczę się być cierpliwa. Może zawsze będę tęsknić za czasami, gdy były małe, ale w końcu czuję, że znów mamy szansę być rodziną.

Powoli odnajdywałam w swoim życiu harmonię. Nie wszystkie rany można było uleczyć od razu, ale pierwsze kroki zostały zrobione. A to dawało mi nadzieję.

Reklama

Maria, 61 lat

Reklama
Reklama
Reklama