Reklama

Zawsze pragnęłam stabilizacji. Takiej, która nie tylko koi emocje i daje poczucie bezpieczeństwa finansowego. Od dziecka panicznie bałam się niepewności – tej związanej z uczuciami, ale też z codziennością. Kiedy poznałam Kamila, poczułam ulgę. Marzyłam o wspólnym życiu, dzieciach, kredycie na mieszkanie – całym pakiecie dorosłości. I może właśnie przez ten kredyt wszystko zaczęło się psuć. Zaciągnęłam pożyczkę... po cichu, licząc, że jakoś to będzie.

Reklama

Byłam pełna wątpliwości

Stałam przed lustrem, trzymając w rękach welon. Patrzyłam na swoje odbicie, próbując odnaleźć w nim radość, której oczekiwano ode mnie tego dnia. Biała suknia leżała idealnie, makijaż był perfekcyjny, wszystko dopięte na ostatni guzik. A jednak moje oczy zdradzały coś innego – niepewność. Poczucie winy sączyło się jak trucizna, paraliżując myśli. Telefon zawibrował na szafce. Monika.

– Stresujesz się? – zapytała niemal od razu, jak tylko odebrałam. – Wszystko będzie dobrze, pamiętaj, że on cię kocha.

– Tak… ale mam wrażenie, że coś jest nie tak. Może zaraz popełnię ogromny błąd – wyszeptałam, patrząc na swoje odbicie. – Kamil nie wie o tej pożyczce. A ja nie wiem, jak z tym żyć.

– To był twój wybór. Zrobiłaś to, żeby ratować waszą przyszłość. Nie przesadzaj – odparła Monika szybko, może zbyt szybko.

– A jeśli się dowie? Co wtedy?

Zapadła cisza. Nawet ona nie potrafiła udawać, że to nic. Odstawiłam telefon, starając się uspokoić oddech. Przecież miałam powody – bank odmówił mi kredytu, wszystko przez mój stary dług studencki. Gdyby Kamil się dowiedział, może pomyślałby, że nie jestem „materiałem” na żonę. Dlatego po cichu wzięłam pożyczkę na wysoki procent. Na suknię, na wesele, na życie. Tego dnia miałam mu przysiąc miłość i wierność. A jednak już miałam coś do ukrycia.

Nogi odmówiły mi posłuszeństwa

Kościół był pełen ludzi. Pachniał świeżymi kwiatami i kadzidłem, które lekko drażniło mnie w gardło. Organy grały cicho w tle, a słońce sączyło się przez witraże, rzucając kolorowe plamy na posadzkę. Widziałam, jak goście przestępowali z nogi na nogę, czekając na pannę młodą – na mnie. Kamil stał przy ołtarzu. Elegancki, skupiony, uśmiechnięty. Znałam go zbyt dobrze, by nie zauważyć, że od czasu do czasu rozglądał się z niepokojem. Jakby przeczuwał, że coś jest nie tak.

Czekałam z tyłu kościoła i starałam się zapanować nad nogami, które nagle odmówiły posłuszeństwa. Tata podał mi ramię.

Gotowa, córeczko?

– Gotowa – skłamałam.

Kiedy ruszyłam w stronę ołtarza, czułam, jak serce wali mi jak oszalałe. Każdy krok brzmiał w mojej głowie jak bęben. A potem zobaczyłam Kamila. Uśmiechnął się, patrzył tylko na mnie. Przez moment pomyślałam, że może naprawdę wszystko się ułoży. Lecz gdy stanęłam przy nim i chwycił moją dłoń, poczułam strach. Jakby wiedział. Jakby coś przeczuwał. I wtedy po raz pierwszy przyszła mi do głowy myśl, że może ten dzień nie zakończy się tak, jak sobie wymarzyliśmy.

Ręce mi drżały

Wesele trwało w najlepsze. Goście śmiali się, tańczyli, składali nam życzenia, a ja… czułam, że się duszę. Uśmiechałam się, ale każdy uśmiech był coraz bardziej wymuszony. Kamil wciąż był przy mnie, troskliwy i czujny. A jednak widziałam w jego oczach pytanie, którego jeszcze nie wypowiedział. Po trzecim tańcu zniknęłam z sali się pod pretekstem poprawienia makijażu. Schowałam się w bocznym korytarzu. Potrzebowałam chwili ciszy. W pewnym momencie usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się. Kamil. Nie było już odwrotu.

– Co się dzieje? – zapytał łagodnie, ale stanowczo. – Od rana jesteś… inna. Unikasz mnie. Próbuję to zignorować, ale nie potrafię. Czuję, że coś ukrywasz.

Zawahałam się. Powiedzieć? Czy jeszcze czekać?

– To nie jest nic poważnego… – zaczęłam nieśmiało.

Nie zaczynaj od kłamstwa. Chcę wiedzieć. Cokolwiek to jest – poradzimy sobie z tym razem. Musisz być ze mną szczera.

Zacisnęłam powieki. Ręce mi drżały.

Wzięłam pożyczkę. Bez twojej wiedzy. Przed ślubem. Bank mi odmówił kredytu, a ja… chciałam, żebyśmy mieli na wszystko. Na mieszkanie, na wesele… Bałam się ci powiedzieć.

Przez długą chwilę milczał. W końcu powiedział cicho:

– Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, że nie zaufałaś mi na tyle, by mi o tym powiedzieć. I że zaczynamy małżeństwo od tajemnicy.

Odwrócił się i wyszedł. A ja zostałam. Sama, z muzyką w tle i ciężarem, którego nie dało się już znieść.

Serce waliło mi jak oszalałe

Stałam przy stole, jakby czas się zatrzymał. Śmiechy gości nagle wydały mi się odległe, jakby dochodziły z innego świata. Nikt jeszcze nie zauważył, że pan młody zniknął. A może nie chcieli zauważyć? Spojrzałam na Monikę – coś przeczuwała, ruszyła w moją stronę.

– Co się stało? – zapytała szeptem.

Powiedziałam mu – wydusiłam. – O pożyczce.

– I?

Wyszedł. Po prostu wyszedł. Nawet nie spojrzał za siebie.

Monika złapała mnie za rękę, jakby to miało mnie uratować przed rozpadem. Było już za późno. Wyszłam z sali. Noc była cicha, chłodna. W tle wciąż grała muzyka. Usiadłam na schodach. Czułam, jak welon zsuwa się z ramienia, ale nie miałam siły go poprawić. Serce waliło mi jak oszalałe, a jednocześnie czułam pustkę. Jakby ktoś wyrwał ze mnie coś ważnego i zostawił tylko echo. Dzwoniłam do niego. Raz, drugi, piąty. Bez odpowiedzi. Po północy pojechałam do naszego mieszkania. Jego butów nie było w przedpokoju. Jego koszula zniknęła z krzesła. Tak, jakby zdążył już odejść. Nie tylko z wesela, ale z naszego życia.

W tamtej chwili dotarło do mnie coś bolesnego. Nie chodziło już o pieniądze. Nie o kredyt, nie o pożyczkę. Chodziło o mnie. O to, że zawiodłam. Zostawił mnie nie dlatego, że wzięłam pieniądze. Dlatego, że nie umiałam być z nim szczera. A teraz nie było już co ratować.

Zawiodłam na całej linii

Minęły tygodnie. Długie, ciche, pełne ciężkich poranków i bezsennych nocy. Po weselu wróciłam do mieszkania, które miało być naszym wspólnym gniazdem. Teraz było tylko moim. W sypialni leżały jeszcze zapakowane walizki, których nie miałam siły rozpakować. W lodówce zalegały potrawy z przyjęcia – zamówione, wybrane wspólnie. Po Kamilu nie było śladu.

Zablokował mnie wszędzie. Nie napisał ani słowa. Ani jednego zdania, które pozwoliłoby mi cokolwiek zrozumieć. Pytania, które wciąż we mnie tkwiły, odbijały się echem po pustych ścianach. Czy go aż tak zawiodłam? Czy jedno kłamstwo mogło zniszczyć wszystko, co budowaliśmy przez lata?

W pracy udawałam, że wszystko gra. Uśmiechałam się, mówiłam, że „bywa”, że „ludzie się zmieniają”. Zaczęły przychodzić raty. Systematyczne, zimne, bezlitosne. Każda przypominała mi, że moja decyzja ma swoją cenę – dosłowną i symboliczną. Wieczorami siadałam w fotelu z kubkiem herbaty, patrząc w przestrzeń.

Monika czasem wpadała, przynosiła ciasto, próbowała rozmawiać. Potrzebowałam ciszy. I tego, by w tej ciszy odnaleźć samą siebie. Bez Kamila. Bez iluzji. Zostało mi tylko jedno: przetrwać.

Było mi ciężko

Wieczory były najgorsze. Stałam często w oknie, patrząc na puste ulice, na światła samochodów sunących gdzieś daleko, jakby każdy miał swój cel. A ja stałam w miejscu. Kamil już się nie odezwał. Nie wrócił, nie wytłumaczył się. Zniknął, zostawiając za sobą lukę. Na początku wciąż go usprawiedliwiałam – że był zraniony, zaskoczony, że potrzebuje czasu. Z czasem dotarło do mnie, że jego milczenie też było odpowiedzią. Jasną, choć bolesną.

Nauczyłam się żyć inaczej. Skromniej. Ostrożniej. Spłacałam raty, jedna po drugiej. Każda była jak ukłon w stronę dawnej mnie – tej, która chciała za bardzo, która bała się przyznać, że coś poszło nie tak. Że nie wszystko można kontrolować. Że czasem trzeba zaufać, nawet jeśli to trudne. Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym mu powiedziała wcześniej. Gdybym się nie bała. Może byłby zły. Może pokłócilibyśmy się. Może by został. Może by zrozumiał. Tego już nie wiem. I nigdy się nie dowiem.

Dziś wiem jedno. Miłość nie zawsze wystarcza, jeśli nie idzie za nią zaufanie. I czasem jedna decyzja potrafi zmienić wszystko.

Natalia, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama