„W tym roku Wigilia trwała pół godziny. Niewiele brakowało, żeby świąteczny stół zmienił się w ring bokserski”
„Ojciec milczał, wpatrując się w przestrzeń za oknem. Ja natomiast czułem, że zaraz wybuchnie większa kłótnia. Na szczęście Kamil, kuzyn, który zawsze trzymał się na uboczu, wszedł w tym momencie do pokoju”.
Już na zakręcie wiodącym w stronę pensjonatu poczułem znajome napięcie. Siedziałem z tyłu naszego starego kombi, wpatrując się w płaty śniegu rozrzucone na poboczu drogi. Mama rozmawiała z babcią przez telefon, a ojciec prowadził w milczeniu, przyklejony do kierownicy. Co roku wyglądało to tak samo – białe Boże Narodzenie w rodzinnym gronie w górskim pensjonacie wuja, które prędzej przypominało wybuchający wulkan niż spokojne Święta.
Atmosfera była napięta
Pensjonat wuja Tomasza zawsze wydawał mi się bardziej surowy niż przytulny, choć w rzeczywistości prezentował się całkiem klimatycznie. Już na progu, kiedy przywitaliśmy się z niektórymi krewnymi, atmosfera zdawała się gęstnieć.
– Widzę, że jak zwykle nie mogłaś się powstrzymać z ozdobami – rzuciła ciocia Ewa z miną, która bardziej pasowałaby do jury konkursu kulinarnego niż wigilijnego powitania.
– Dzięki, że zauważyłaś. Ktoś musi zadbać o świąteczny nastrój – odpowiedziała druga ciotka z wymuszonym uśmiechem, poprawiając girlandę na schodach.
Babcia Janina, jak na seniorkę rodu przystało, natychmiast próbowała rozładować sytuację, tłumacząc coś o pięknie górskich widoków i świeżym powietrzu, ale było jasne, że wojna dopiero się zaczynała.
– Tomek! Nie mogłeś się trochę postarać? – głos cioci Ewy przeciął powietrze niczym zgrzyt noża po talerzu. – Ta jadalnia wygląda, jakbyśmy mieli tu nocować z turystami, a nie spędzać rodzinną Wigilię.
Wujek Tomasz, który właśnie wnosił drewno do kominka, spojrzał na nią z takim wyrazem twarzy, jakby nie wiedział, czy odpowiedzieć, czy lepiej po prostu uciec do lasu.
– To pensjonat – rzucił w końcu sucho. – Nie da się tego zmienić tylko dlatego, że przyjechaliście.
Wszystko krytykowali
Mama, która do tej pory próbowała trzymać się z dala od wszelkich konfliktów, nie wytrzymała.
– Możesz przestać krytykować wszystko dookoła? – zwróciła się do Ewy. – Tomasz zaprosił nas tutaj, żebyśmy mogli spędzić święta razem, a nie słuchać twoich narzekań.
Ewa tylko uśmiechnęła się kpiąco i poprawiła swoje idealnie ułożone włosy.
– Może po prostu wszyscy się uspokójmy i skupmy na kolacji? – wtrąciła babcia, próbując odciągnąć uwagę od coraz głośniejszej wymiany zdań.
– Kolacja? – Adam prychnął, ignorując upomnienie babci. – To, co Gośka podaje, zawsze smakuje jak z książki kucharskiej przepisów dietetycznych. Nie ma co liczyć na coś porządnego.
Ojciec milczał, wpatrując się w przestrzeń za oknem. Ja natomiast czułem, że zaraz wybuchnie większa kłótnia. Na szczęście Kamil, kuzyn, który zawsze trzymał się na uboczu, wszedł w tym momencie do pokoju.
– Może wszyscy się rozejdziemy, co? – zaproponował. – Tomek, masz jeszcze coś do zrobienia z tym drewnem?
Skakali sobie do gardeł
Tomasz wzruszył ramionami i zniknął w korytarzu. Adam skupił się na swoim papierosie, a mama i ciotka Ewa przeszły do rzucania sobie krótkich, ale wyjątkowo ostrych komentarzy. Sytuacja była jak tykająca bomba.
Czułem, że to dopiero początek. Atmosfera przypominała święta z minionych lat: dużo napięcia, mało zrozumienia i jeszcze mniej świątecznej magii. Jedyna różnica polegała na tym, że w tym roku góry wydawały się większe, a konflikt – bliższy eksplozji.
Świąteczny stół wyglądał jak z katalogu: elegancki obrus, białe talerze i świece ustawione w równych odstępach. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się perfekcyjne.
– Czy możemy wreszcie zacząć? – zapytała Ewa, wyraźnie zirytowana, patrząc na Tomasza, który nie spieszył się z przyniesieniem ostatniej potrawy.
– Już prawie gotowe – odpowiedział wujek, wnosząc półmisek z rybą. – Spokojnie, nikt się jeszcze nie zagłodził.
Adam chrząknął z sarkastycznym uśmiechem.
– Niektórzy już z głodu umarli, zanim doczekali się świątecznego stołu. Ale rozumiem, Tomaszu, że w tym pensjonacie to może norma?
– Jak ci się nie podoba, to możesz wracać do swojego domu – odciął się wujek, stawiając talerz z pierogami nieco mocniej, niż zamierzał.
– Spokojnie, wszyscy – wtrąciła babcia. – To święta. Jesteśmy tu razem, żeby cieszyć się tym czasem, a nie robić sobie wyrzuty.
– To może Małgosia opowie nam, jak dobrze wychodzi jej kontrolowanie wszystkiego? – wtrąciła Ewa z uśmiechem, który aż prosił się o odpowiedź.
To było nie do zniesienia
Mama, która do tej pory próbowała ignorować przytyki, w końcu nie wytrzymała.
– Może najpierw zastanów się, co sama zrobiłaś dla tej rodziny, zanim zaczniesz krytykować innych – powiedziała chłodno.
Ewa uniosła brew, jakby czekała tylko na taki moment.
– Co zrobiłam? Na pewno nie próbuję grać roli matki Polki, która wszystko wie najlepiej.
– A ty? – wuj włączył się do rozmowy. – Przychodzisz tutaj co roku tylko po to, żeby zatruwać wszystkim życie swoimi złośliwościami. Może spróbuj chociaż raz nie psuć Świąt.
Adam przerwał mu, wybuchając śmiechem.
– Tomek, powinieneś zostać psychologiem. „Przestańcie psuć mi święta” – sparodiował głos Tomasza, co wywołało nerwowy chichot Kamila, który szybko ucichł, gdy spojrzenia wszystkich zwróciły się w jego stronę.
– Dość – wtrącił ojciec, który dotąd nie odzywał się ani słowem. – Może skupmy się na tym, żeby zjeść w spokoju, zamiast robić z Wigilii kolejną arenę walki.
– A ty zawsze taki święty – Ewa znów wróciła do swojej ulubionej zabawy w zaczepianie. – Może powiedz, jak unikasz konfliktów, chowając się za plecami żony.
Ojciec tylko pokręcił głową i wziął łyk kompotu, nie odpowiadając.
Napięcie eskalowało
Cisza trwała kilka sekund, ale w końcu eksplodowała w chaosie. Wszyscy zaczęli mówić jednocześnie – Ewa i Tomasz wrzeszczeli na siebie, Adam rzucał kąśliwe uwagi w stronę każdego, kto odważył się go skrytykować, a mama próbowała przebić się przez ten hałas, by zakończyć spór.
Babcia siedziała z przerażoną miną, a ja miałem ochotę zniknąć pod stołem. Kamil, który do tej pory milczał, nagle podniósł głos.
– Przestańcie! – krzyknął, zaskakując wszystkich. – To są Święta czy jakiś teatr kłótni?! Nie mam ochoty tego słuchać!
Wszyscy wpatrywali się w niego, jakby nagle ujrzeli zupełnie innego człowieka.
– Może przemyślcie, dlaczego nikt nie chce tu być z wami dłużej niż trzeba – dodał, a potem wyszedł, trzaskając drzwiami.
Siedzieliśmy w milczeniu jeszcze przez chwilę, a potem każdy powoli zaczął zbierać swoje rzeczy, żeby rozejść się po pokojach. Tego wieczoru Wigilia skończyła się szybciej, niż ktokolwiek mógł przewidzieć.
Pokłócili się
Następnego dnia dom podzielił się na dwa obozy. Mama z Tomaszem, Małgosią i ojcem urządzili swoją Wigilię w głównym salonie, a Ewa z Adamem i Kamilem przenieśli się do innej części pensjonatu. Babcia Janina, zrezygnowana, krążyła między grupami, próbując bezskutecznie wszystkich pogodzić.
– Nie potrzebujemy ich – powiedziała mama, ustawiając talerze. – Zrobimy to po swojemu.
Tymczasem Ewa i Adam próbowali ugotować barszcz, który przypominał bardziej wodę z buraków. Pięknie przystrojone stoły i światełka na choince nie mogły zakryć tego, że atmosfera była martwa. W obu grupach panowało milczenie, a jedzenie smakowało gorzej niż zwykle. Nawet Kamil nie wytrzymał i wymknął się na zewnątrz, mrucząc pod nosem, że „to wszystko nie ma sensu”.
Każdy udawał, że wszystko jest w porządku, ale w rzeczywistości Święta były zrujnowane.
Wszystko naprawiła
Następnego dnia babcia Janina, widząc, że rodzina jest na skraju rozłamu, zaproponowała wspólny spacer po górach. Z oporami, ale wszyscy się zgodzili.
Początkowo wędrowaliśmy w ciszy, każdy skupiony na swoich myślach. Jednak gdy zgubiliśmy szlak i musieliśmy współpracować, żeby odnaleźć drogę powrotną, napięcie zaczęło opadać. Adam, który zawsze drwił z Tomasza, pomógł mu wytyczyć trasę, a mama i Ewa, ku zdziwieniu wszystkich, zgodnie podzieliły się jedyną mapą.
– Góry pokazują, że nasze problemy są malutkie – powiedziała babcia, gdy w końcu odnaleźliśmy ścieżkę. – Rodzina powinna być razem, mimo wszystko.
– Może spróbujmy? – rzucił Kamil, patrząc na wszystkich z nadzieją.
Nikt się nie odezwał, ale było widać, że coś w nich pękło. Resztę drogi pokonaliśmy już razem, a rozmowy stały się mniej spięte, bardziej naturalne.
Krzysztof, 20 lat