Reklama

Będąc w zaawansowanej ciąży, podjęłam trudną decyzję o odwołaniu ceremonii ślubnej. Chyba tylko ja mam świadomość, jak wiele stresu i determinacji mnie to kosztowało. Czy postąpiłam słusznie? Czas pokaże. Jedno wiem na pewno – absolutnie tego nie żałuję. A co inni sobie pomyślą? Niech sobie gadają, co chcą! To ja jestem panią swojego losu, a nie oni! Zastanawiam się, czy równie chętnie, jak teraz mnie obwiniają, przybiegliby z pomocą, gdyby wiedzieli, że Tomek mnie maltretuje i obraża. Pewnie w takiej sytuacji po prostu by mnie zignorowali albo powiedzieliby, że na to zasłużyłam, bo tylko wariatka poślubiłaby takiego dupka.

Reklama

Nie był łatwym człowiekiem

Nie byłam wcale naiwna, wiążąc się z Tomkiem, ponieważ miał w sobie dużo uroku. Ja natomiast, będąc totalnie zaślepiona miłością, odbierałam wszystkie jego słabości jako przejaw silnej, męskiej osobowości. Czy jest porywczy? Nic podobnego! On po prostu wie, czego chce. Zdarza mu się nakrzyczeć na przypadkowe osoby? To nie żaden awanturnik, tylko ktoś, kto potrafi walczyć o swoje. Lubi wypić? No przecież każdy chłop sięga wieczorem po kieliszek, żeby odprężyć się po robocie. Tak robią wszyscy. Mój tata nie pije? Bo jest z innego pokolenia.

W czasach, gdy on pracował, nie panowała taka nerwowość w pracy jak teraz. Bez trudu umiałam znaleźć wytłumaczenie dla zachowań mojej drugiej połówki. Byłam też świadoma, że mój ukochany nie miał łatwego dzieciństwa. Jego tata był typowym pijaczyną i awanturnikiem, przez którego życie całej familii zamieniło się w istne piekło na ziemi. Być może właśnie z tego powodu miałam dla Tomasza więcej zrozumienia i cierpliwości? W końcu sporo przeszedł jako dziecko, nie zaznając ciepła rodzinnego domu, a ja chyba pragnęłam mu to jakoś zrekompensować, otaczając go swoją miłością.

Nie planowałam tej ciąży

Minął nieco ponad rok, odkąd zaczęliśmy ze sobą chodzić, gdy dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka. Byłam totalnie zaskoczona, bo założenie rodziny nie było w moich najbliższych planach. Marzyłam o tym, żeby trochę stanąć na własnych nogach. Wprawdzie moi rodzice są naprawdę super, ale wszystko co mają, zawdzięczają swojej ciężkiej pracy i nie chciałam non stop wisieć na ich utrzymaniu. Zależało mi na tym, żeby samej sobie udowodnić, że dam radę o siebie zadbać. A teraz miałam troszczyć się nie tylko o siebie, ale również o bobasa. Bo nie miałam wątpliwości, że go urodzę.

Kiedy powiedziałam Tomkowi o ciąży, bardzo się ucieszył, co dodało mi otuchy. Pomyślałam sobie, że chyba dokonałam właściwego wyboru i być może on okaże się świetnym ojcem, zupełnie innym niż jego własny tata.

– Nasz mały człowiek, a najlepiej synek, będzie miał u mnie to, czego ja nie miałem, gdy byłem mały! – składał deklaracje, rozmyślając o potomku płci męskiej.

Chcieliśmy szybko wziąć ślub

Rozpoczęliśmy przygotowania do naszej ceremonii ślubnej. Pośpiech był wskazany, ponieważ nasza pociecha miała pojawić się na świecie lada moment. W naszej niewielkiej miejscowości nikogo nie zaskakuje widok przyszłej mamy, która staje na ślubnym kobiercu, nosząc pod sercem maleństwo. Gorzej jest z pannami, które zostają mamami bez obrączki na palcu – na ich temat krążą często niepochlebne opinie.

Proboszcz z naszego kościoła dobrze zna takie przypadki i zawsze rezerwuje jakiś „kryzysowy termin” dla par znajdujących się w takiej sytuacji jak nasza. Wybraliśmy zatem datę, zarezerwowaliśmy lokal na przyjęcie weselne, zamówiliśmy także oprawę muzyczną i przygotowaliśmy zaproszenia dla gości. Krótko mówiąc, w błyskawicznym tempie ogarnęliśmy wszystkie kwestie związane z uroczystością, która miała się odbyć za osiem tygodni.

Mogłoby się zdawać, że pozostaje jedynie wyczekiwać w spokoju tego wyjątkowego, najszczęśliwszego momentu, radując się z maleństwa, które lada chwila ujrzy światło dzienne. Tymczasem, w miarę jak mój brzuszek rósł, coraz częściej ogarniała mnie irytacja i ani trochę nie byłam już tą samą, gotową na każde życzenie mojego ukochanego, Anią. On z kolei zaczął odkrywać przede mną swoje odmienne, nieznane wcześniej oblicze.

Nie opiekował się mną

Zastanawiam się teraz, czy przypadkiem los celowo nie sprawił, że miałam takie fatalne samopoczucie w pierwszym trymestrze. Może to miała być dla mnie szansa, żeby otworzyć oczy i pojąć, że związek z tą osobą to nie jest dobry pomysł. Serio, czułam się fatalnie. Non stop mnie mdliło, spuchłam jak balon, łeb mi pękał z bólu, kręciło mi się w głowie – normalnie masakra, trudno było to wytrzymać.

Potrzebowałam wsparcia i nie było szans, żebym latała wokół Tomasza. On powinien był zacząć się mną opiekować. Niestety, nawet nie zamierzał tego robić. Leżałam całymi dniami w łóżku, momentami ledwo kontaktując, co się ze mną dzieje, a on wychodził na długie godziny i noce.

Wracał zalany w trupa, gadał od rzeczy i kładł się cuchnący koło mnie na łóżku. W końcu zaczęłam się obawiać, że jak się tak wierci, nie zwracając uwagi na mnie ani na mój powiększający się brzuszek, to w końcu zrobi coś złego naszemu dziecku. Kiedyś niechcący zasugerowałam, że w takich okolicznościach mógłby przenocować na sofie w pokoju dziennym.

Zaczął być agresywny

To był błąd. Rozpętało się piekło! W powietrzu fruwały przekleństwa i obelgi! Rzucił się na mnie z furią, ale na szczęście był zbyt schlany, by we mnie trafić. Sparaliżowana strachem, jakoś dotarłam do komórki i zadzwoniłam po tatę. Przyjechał od razu i to on stał się kolejnym celem napaści Tomka. Nie dość, że okropnie go zbluzgał, to jeszcze… podniósł na niego rękę!

Po prostu przywalił tacie pięścią prosto w twarz! Ojciec odchylił się do tyłu i zasadził mu z prawego sierpowego, gdyż Tomek jest od niego sporo wyższy. Przygrzmocił go centralnie w podbródek, a tamten runął jak długi na ziemię. W takiej pozycji go zostawiliśmy. Ojciec spakował moje manatki i ruszyliśmy do auta. Przez tę sytuację pojawiły się u mnie powikłania i aż do porodu kazali mi non stop leżeć, ale dzięki Bogu rodzice otoczyli mnie czułą troską. Miałam zatem kupę czasu, żeby to wszystko sobie poukładać.

Nie wyjdę za niego

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było odwołanie wesela. Podjęłam tę decyzję samodzielnie, bez konsultacji z mamą i tatą, ale dostrzegłam, że poczuli ogromną ulgę, gdy im o tym powiedziałam. Zapewnili mnie, że niezależnie od wszystkiego mogę liczyć na ich pełne wsparcie. Podkreślili, że to moje życie i ufają, że podejmę słuszne wybory. Poradzili mi tylko, żebym kierowała się dobrem własnym i nienarodzonego maleństwa. Maleństwo…

Zastanawiałam się, czy rezygnując z zamążpójścia, odbiorę mu tatę? Do dziś wiele osób tak sądzi. Ja jednak kompletnie się z tym nie zgadzam. Bycie ojcem nie ma przecież nic wspólnego ze ślubem. Można czuć się rodzicem i brać odpowiedzialność za swoje dziecko (badanie USG wykazało, że faktycznie urodzę synka) bez bycia czyimś mężem. Po tamtej kłótni, po której spakowałam manatki i wyniosłam się od Tomasza, miałam nadzieję, że się odezwie. Zadzwoni, a może nawet wpadnie z wizytą. Nic takiego się nie wydarzyło, nie przeprosił za swoje zachowanie ani mnie, ani mojego taty.

Pomogli mi rodzice

Nie mam pojęcia, kto mu powiedział o odwołaniu naszego ślubu, ale on nawet nie zareagował, nie dał po sobie poznać, że go to w ogóle interesuje. Zupełnie jakby cała ta sprawa go nie dotyczyła, jakby nie chodziło o jego własne życie i o jego dziecko. W duszy bardzo cierpiałam z tego powodu, mimo że na zewnątrz starałam się pokazywać radosne oblicze. Rodzice otaczali mnie troskliwą opieką, tata robił mi masaże opuchniętych stóp, a mama przygotowywała moje ulubione przysmaki. Miałam poczucie, że jestem pod dobrymi skrzydłami, otulona miłością bliskich.

Maluszek najwidoczniej również to odczuwał, ponieważ ryzyko poronienia zniknęło, a ciąża przebiegła już bez żadnych komplikacji. Krzysio przyszedł na świat śliczny i w świetnej kondycji. Nie skontaktowałam się z Tomaszem, żeby przekazać mu wiadomość o narodzinach naszego dziecka. Stwierdziłam, że nie ma sensu informować go o tym, skoro on przez ostatnie miesiące ani razu się do mnie nie odezwał. Musiał się jednak od kogoś dowiedzieć, że został ojcem, bo zadzwonił po paru dniach. Ale nie po to, żeby złożyć gratulacje, a po to, by mieć do mnie pretensje, że zataiłam przed nim poród!

Nagle poczuł się ojcem

Parsknęłam śmiechem, słysząc jego pretensje. Wytłumaczyłam mu, że nawet uczniowie szkoły podstawowej potrafią obliczyć, jak długo trwa ciąża.

– Sam mogłeś sobie przeliczyć termin porodu i wcześniej sprawdzić, co u mnie słychać – oznajmiłam, po czym się rozłączyłam.

Nie oddzwonił ani nie przyszedł zobaczyć swojego dziecka. Od kumpli usłyszałam jedynie, że jako świeżo upieczony ojczulek schlał się w trupa. Gdy tylko byłam w stanie chodzić po dość trudnym porodzie, ruszyłam do USC zarejestrować malucha. Z pełną premedytacją dałam mu swoje nazwisko i przemilczałam, kto jest tatą.

Doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jeśli Krzyś nie będzie miał taty wcale, niż gdyby miał takiego, który kompletnie nie ma dla niego czasu, a tylko wszczyna kłótnie i nadużywa alkoholu. Rodzice nie skomentowali mojej decyzji, ale po okolicy zaczęły krążyć pogłoski, że pozbawiam synka ojca. Zupełnie tego nie pojmuję, ponieważ Tomasz z własnej inicjatywy nie angażuje się w życie dziecka.

Od momentu, gdy Krzyś przyszedł na świat, minęło sześć miesięcy, a on odwiedził go tylko dwukrotnie. Pierwszy raz pojawił się miesiąc po narodzinach malucha. Niby z podarunkami dla bobasa. Przyniósł jakieś śpiochy, które okazały się za ciasne, oraz pieluszki, na które skóra synka reaguje alergicznie.

Milczałam jak grób, ale cieszyłam się, że w ogóle raczył się zjawić. Szkoda tylko, że malec niespecjalnie go podczas tej wizyty obchodził, nawet nie wziął go na kolana. Zamiast tego zaczął mi robić wymówki, że jestem taka czy siaka, bo nie wpisałam go jako tatę, a do tego wybrałam dla dzieciaka jakieś durne imię. Odparłam, że imię odziedziczył po moim dziadku, a jego nazwiska nie mogłam podać w urzędzie, bo sama nie mam do tego prawa.

– Gdybyś tylko wcześniej przejął się faktem, że masz syna, poszlibyśmy do urzędu we dwoje – powiedziałam.

Groził, że zabierze mi dziecko

Rzucił się na mnie z agresją i obelgami, więc mój tata po raz kolejny musiał zareagować. Wyrzucił go z domu i oświadczył, że jak będzie się tak zachowywać, to niech tu więcej nosa nie pokazuje. Tomasz przepadł jak kamień w wodę, a po około miesiącu dopadł mnie, gdy spacerowałam z Krzyśkiem, darł się przy wszystkich, że jeszcze mnie to będzie słono kosztować, bo właśnie złożył w sądzie wniosek o ustalenie ojcostwa.

– Odbiorę ci moje dziecko, ty wredna żmijo! – obrażał mnie przy ludziach.

Przez te nerwy się poryczałam i odtąd z lękiem wyczekiwałam na wezwanie do sądu. Wreszcie mama podpowiedziała, żebym spytała w sądzie, czy naprawdę Tomasz złożył ten pozew. Nie złożył. Te pogróżki to była po prostu ściema.

– Szybciej mi kaktus na ręce wyrośnie, niż ten łajdak zaopiekuje się dzieckiem i zechce je wychowywać – uspokajał mnie ojciec. – Jak zażąda ustalenia ojcostwa, to będzie musiał płacić na dzieciaka, a mam pewność, że nie ma na to ochoty!

Nie żałuję swojej decyzji

Z biegiem czasu coraz bardziej dochodzę do wniosku, że groźby Tomka były tylko pustymi słowami, a obecna sytuacja całkowicie mu odpowiada. Rzecz jasna, sporo osób uważa mnie za wyrodną matkę, bo świadomie zdecydowałam się wychowywać dziecko sama. Nie mam zamiaru wdawać się z nimi w dyskusje, bo przecież jaki z niego ojciec, skoro byłby nim jedynie formalnie? Szczerze mówiąc, wolę mieć skromniejszy budżet, ale większą niezależność jako samodzielna mama, niż bez przerwy się denerwować i kłócić tylko dlatego, że w rubryce „ojciec” w dokumentach Krzysia widniałoby nazwisko Tomka.

Gdyby tak było, to tylko więcej problemów by mi to przysporzyło niż pożytku. W wielu sytuacjach musiałabym mieć pozwolenie biologicznego ojca, choćby gdy chciałabym zapisać małego do przedszkola czy podstawówki albo gdy składałabym wniosek o paszport dla niego. I co wtedy? Miałabym iść do Tomka i go błagać o podpis? Przecież wiadomo, jak by się zachował – na pewno specjalnie by mi narobił problemów i pokrzyżował szyki, byle tylko zrobić mi na złość. Dlatego uważam, że obecna sytuacja jest najlepsza z możliwych. Samotne macierzyństwo nie było moim wymarzonym scenariuszem na życie, ale tak musiało być, bo nie miałam innego wyjścia.

Reklama

Anna, 24 lata

Reklama
Reklama
Reklama