„W wieku 8 lat popełniłam grzech, przez który sąsiedzi do dziś wytykają mnie palcami. Nawet ksiądz był w szoku”
„Kiedy ksiądz dawał mi pokutę – jakąś kosmicznie wysoką liczbę modlitw – ledwo panował nad głosem. W niedzielnym kazaniu krzyczał, że nie przypuszczał, że młodzież jest już tak głęboko zdemoralizowana, przesiąknięta zgnilizną i rozwiązła”.

- Listy do redakcji
Pierwsza Komunia Święta to wyjątkowy moment w życiu dziecka. W końcu dołącza do grona wierzących, zostaje pełnoprawnym członkiem kościoła. Ale moja babula kiedyś przestrzegała, że akurat wtedy szatan tak naprawdę zaczyna zwracać na niego uwagę. Zupełnie jakby komunia rzucała na dzieciaka jaskrawe światło – proszę, oto kolejna czysta duszka do skuszenia. Moim zdaniem mnie diabeł wypatrzył trochę wcześniej. Nie mam innego wytłumaczenia na to, co zmalowałam. Minęły dwie dekady, a ja wciąż to pamiętam. Co gorsze, inni mieszkańcy miasteczka również,
W sobotę przed uroczystością pierwszej Komunii Świętej odbyła się próba w kościele. Dziewczęta ustawiono z prawej strony, a chłopców z lewej. Każdy z nas był strasznie zdenerwowany. Po tej próbie miała się odbyć jeszcze jedna – spowiedzi. Trzeba było podejść do konfesjonału, gdzie za kratką siedziała zakonnica. Należało powiedzieć formułkę, z której codziennie pytali nas rodzice. Kiedy skończyło się wymieniać wszystkie przewinienia, trzeba było zakończyć słowami: „Innych grzechów nie pamiętam i proszę księdza o rozgrzeszenie".
Nasz ksiądz mawiał, że nawet gdybyśmy skrupulatnie notowali swoje przewinienia, to i tak szatan schowa gdzieś w zakamarkach naszego umysłu te najbardziej istotne. W ten sposób, ma się rozumieć, utrudni wewnętrzne oczyszczenie i potencjalne (bezpośrednie) dostanie się do nieba.
Nie wiedziałam, z czego się spowiadać
Muszę przyznać, że wszystko było świetne. Jedyne, co mnie zmartwiło po powrocie do domu, to prawdziwa spowiedź. Bo ciężko mi było znaleźć coś, z czego mogłabym się wyspowiadać. Czy ośmiolatka może mieć na sumieniu poważniejsze grzechy niż podkradanie słodyczy?! No dobra, nie zawsze słuchałam mamy, za co czasem dostawałam ścierką po głowie. I raz ukradłam jej z portfela dwa złote na rurkę z kremem. To by było na tyle. Kłopot w tym, że ja byłam (i dalej jestem) osobą z ambicjami. Nie zadowolę się byle czym: kiedy się za coś zabierać, to na całego. Bo po co się w ogóle za to brać, jak nie na poważnie?
Szczególnie pamiętam moment, kiedy zagadnęłam moją kumpelę Olę, co takiego planuje powiedzieć na spowiedzi. Ona z satysfakcją wyznała: podglądanie! Faktycznie, wtedy sobie przypomniałam, że pewnego razu wspominała mi o sytuacji, jak zobaczyła swojego brata podczas kąpieli. I mimo że była mocno zniesmaczona jego osobliwą budową ciała, to jednak nie dało się ukryć: dopuściła się grzechu. I to nie byle jakiego, ponieważ podglądanie zaliczało się do tych najpoważniejszych przewinień.
Wpadłam na pomysł wymiany grzechów
No to tak – Olka miała na sumieniu jedną poważną winę, a ja dwie takie średniego kalibru. Malutko, stwierdziłyśmy z frustracją. I co niby mamy powiedzieć księdzu, który nadstawi ucha w konfesjonale? Ale po chwili głębszych przemyśleń olśniło mnie – a gdyby tak powymieniać się naszymi grzeszkami? Olka dodałaby moje nieposłuszeństwo i zwędzenie dwóch złotych do swojego podglądactwa, a ja bym dorzuciła do swoich występków jej niesmak na widok roznegliżowanego brachola.
Po chwili dotarło do mnie, że mój plan był po prostu rewelacyjny, ponieważ analogiczne rozterki trapiły także inne dziewczyny z paczki. Spędzałyśmy przerwę na boisku, kryjąc się za kontenerem na odpady – ja, Ola i czwórka innych sfrustrowanych koleżanek. Ni stąd, ni zowąd wpadłam na pomysł. Zupełnie jakby psotny chochlik podpowiedział mi do ucha:
– Hej, a co powiecie na to, żebyśmy otworzyły Punkt Wymieniania Grzechów obok parafii Niepokalanego Poczęcia? – rzuciłam pomysłem i od razu doprecyzowałam swoją koncepcję.
Dziewczyny były zachwycone tym pomysłem.
Licytowałyśmy się, kto ma lepsze
No to zrobiłam tak: poprosiłam dziewczyny, żeby uczciwie wypisały wszystkie swoje grzechy, aby mogły je pozamieniać na wykroczenia innych, które również gryzły ich sumienie. Wiadomo, że wymiana musiała być sprawiedliwa – jeden do jednego, jeśli chodziło o ciężkie grzechy. Natomiast za średnie przewinienie (np. podwędzenie mamie z portmonetki paru złotych na oranżadę w proszku) należało oddać dwa lżejsze (np. przymierzanie stanika mamy i wypychanie go gaciami taty). Kto miał się tym zająć? Ten, kto wpadł na ten pomysł. Czyli ja.
Ogłosiłyśmy alarm wśród pozostałych koleżanek, które szykowały się do pierwszej komunii i jeszcze tego samego popołudnia każda z nich dołączyła do naszego klubu. Na trzy doby przed tą ważną ceremonią udało mi się zgromadzić całkiem sporą kolekcję grzeszków, jakie popełniłyśmy w przeszłości. Spisałam je z drugiej strony świętych obrazków, które otrzymywałyśmy od katechetów po każdych zajęciach z religii. Większość przewinień była naszymi wymysłami, przekręceniami albo dziecięcymi teoriami, takimi jak to, że "lód" oznacza podwędzenie kumplowi lodów. Rzecz jasna w tamtym czasie byłam święcie przekonana, że tak to właśnie wygląda.
Miałam już całą listę grzechów
Podczas przerw w szkole rozdawałam po równo wszystkie możliwe grzechy, które skrupulatnie wcześniej poukładałam i ponumerowałam. Dbałam o to, by każdy chętny dostał swoją porcję. To właśnie wtedy zrozumiałam, że najlepiej ma ten, kto trzyma rękę na pulsie i kontroluje sytuację. Nie dając nic w zamian, dysponowałam pokaźną paletą grzechów do wyboru. Dzięki temu mogłam dopisać do swojej listy kolejny śliczny grzeszek – kradzież z pełną premedytacją, plasujący się w kategorii średnio ciężkiej.
W przeddzień podniosłej ceremonii przystąpienia do grona wyznawców Chrystusa każda z nas odczuwała ulgę, że będzie mogła podzielić się z duchownym swoimi historiami podczas spowiedzi.
Nadszedł w końcu ten ważny dzień – sobota, kiedy to miałyśmy okazję oczyścić nasze dusze przed niedzielnym przyjęciem do wspólnoty dorosłych chrześcijan. Gdy wybiła dwunasta, kapłan zasiadł w konfesjonale, a my cierpliwie czekałyśmy w kolejce, aby dostąpić rozgrzeszenia i otrzymać odpowiednią pokutę za nasze przewinienia.
Proboszcz najprawdopodobniej był przekonany, że wysłuchanie grzechów trzydziestu panienek to kwestia maksymalnie dwóch godzin, a jego kapłańska dusza bez problemu poradzi sobie z tymi niewielkimi ciężarami obciążającymi niewinne serduszka. Jak się jednak okazało, tamtego dnia słoneczną aurę przesłoniły ciemne obłoki rozpusty, cudzołóstwa, rozwiązłości, żarłoczności i pozostałych kardynalnych grzechów. Bo jak inaczej można by wytłumaczyć wyliczankę niegodziwości, którą zaczęły wyznawać mu do ucha jedna grzesznica za drugą? Wiem, co gadam, bo Olkę przepytałam ze sześć razy.
Spowiedź zszokowała księdza
Jej spowiedź wyglądała mniej więcej tak: "Szczęść Boże! To mój pierwszy raz w konfesjonale. Przychodzę tu pełna optymizmu, nie mogąc się doczekać spotkania z moim Zbawicielem, u boku którego chcę kroczyć przez życie, opierając się pokusom tego świata. No to teraz moje przewinienia. Podprowadzałam mamie koronkowe majtki i prezentowałam je kolegom, pytając, czy podoba im się mój nowy wygląd. Zapomniałam napoić kanarka, gdy mamusia wyjechała na miesiąc do uzdrowiska. Biedaczek umarł z pragnienia. Zanim mama wróciła, wyjęłam ptaszka z klatki i zrzuciłam całą odpowiedzialność za jego śmierć na naszego kota. Kiedyś razem z dziewczynami z kółka różańcowego pociągnęłyśmy z gąsiora po cztery łyczki wina na głowę. Potem tańcowałyśmy na stole, żałując, że nie ma żadnych facetów, żeby widzieli, jak Aneta puszcza pawia..."
Po sekundzie namysłu moja kumpela kontynuowała:
"Aneta strasznie się porzygała, więc okłamała starych, że zjadła trzy porcje zepsutych lodów i przez to kłamstwo sanepid zamknął osiedlowy sklep pana Tadeusza. Innych grzechów nie pamiętam, proszę o wybaczenie!"
Inne dziewczynki, w tym również ja, przedstawiły proboszczowi równie szokujące listy przewinień. Kiedy ksiądz dawał mi pokutę – jakąś kosmicznie wysoką liczbę modlitw – ledwo panował nad głosem. W niedzielnym kazaniu krzyczał, że nie przypuszczał, że młodzież jest już tak głęboko zdemoralizowana, przesiąknięta zgnilizną i rozwiązła.
Wszystko wyszło na jaw
Rodzice coś wyniuchali, zaczęli się martwić, więc jasne jak słońce, że paru bardziej zainteresowanych zaczęło przepytywać swoje dzieci – i wszystko wyszło na jaw. Wśród przeszło trzydziestu dziewczyn na bank trafiła się jakaś Sierotka Marysia, co to wsypała sprawcę, czyli mnie.
Kiedy ta historyjka dotarła do uszu mojej babuni, jej reakcja była najzabawniejsza z możliwych. Babcia rechotała tak mocno, że dostała czkawki! Zapytałam ją, czy podziela opinię mamy na temat tego, że skusił mnie sam szatan. W końcu ja wcale nie mam ochoty trafić do piekła! Babcia mocno mnie przytuliła i odparła:
– Nie zamartwiaj się, moja mała perełko. W odróżnieniu od pewnych osób, Bóg doskonale rozumie żarty. Ty zaś jesteś utalentowana i potrafisz każdemu wcisnąć wszystko, nawet Eskimosom lód!
Okazało się, że miała dar przewidywania. Z zawodu jestem przedstawicielem handlowym, a mój przełożony często powtarza, że tam, gdzie nawet sam Belzebub sobie nie poradzi, wyśle Mariolkę...
Mariola, 28 lat